[To nie przystoi człowiekowi rozumu...]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

|Czasy Zygmunta III, Zamość|

–To nie przystoi człowiekowi rozumu...– Zbeształ się w myślach Zamojski, przeglądając zasuszone liście i gałązki zdobiące chlodne ściany dworu.
Nienawidził jesieni. Ponurych ciemności, zimna, a przede wszystkim tego, że już wszystko było martwe.
Sam nie wiedział, czy jeszcze przejmował się w tym wszystkim rzeczami, które utracił, czy straszyla go jedynie myśl, o tym, że sam wkrótce stanie się jednym z tych, którzy przeminęli.

–A z resztą! Strach przed duchami bluźni rozumowi jeszcze bardziej, niż nadzieja. – Uśmiechnął się slabo, porywając znad pieca wiązankę ziół.

Po drodze skierował się jeszcze do swojego gabinetu, gdzie na środku okazałego biurka, czekał niedopisany list do Jego Wysokości.
Jan porwał w przelocie pióro i dopisał w posłowiu: "Nie przypominam Sobie, abym kiedykolwiek nazwał Króla głupim, zaprzedanym Szwedzkim skurwysynem, lecz jeżeli Wasza Wysokość raczy pamiętać, to dobrze, bowiem jest duże prawdopodobieństwo, że tak powiedziałem, bo tak uważam."
–Sto razy lepiej. Masz! Tysiąc razy! – Uśmiechnął się pod nosem, jakby mamifestujac fakt, że nigdy nie będzie musiał wysłać owego listu, po czym zarzucił gleboki kaptur, na swoje szare loki.

~♡~

Noc była zwyczajne straszna. Ulewa cięła z nieba pozostałe na drzewach Liście, a mgła ledwie odsłaniała stary, czarny krzyż, znaczący budynek kaplicy cmentarnej.
Jan zatrzymał się przed wysoką bramą, z wizerunkiem kozła.
Jego herbowe zwierzę przez chwilę przywiodło mu na myśl samego diabła, o krwisto czerwonych oczach i zakręconych rogach.

–Sprowadziłaś dziewczynę? – Zamoyski zwrocił sie do przepięknej szlachcianki, zaczepiajacej wodze swojego czarnego ogiera o ogrodzenie.
Była zjawiskowa nawet przy takiej pogodzie, twarz miała bladą, usta czerwone jak wino, jedynie jej starannie upięte włosy, buntowały się wystawianiu na deszcz.

–Ciebie też miło widzieć, Panie Zamoyski. –Zaczęła jakby upominając się o godne przywitanie swojej osoby. –Oczywiście, że sprowadziłam, przecie po to mnie pan ściągał z Čachtic.
Gdybym nie domyslała się, że idzie o mojego stryja, nie dzieliłabym się talentem mojej Anulki. Anno! Moja najdroższa, anielico, uzdrowicielko. Chodź tu do nas!

Na wezwanie krwawej hrabiny, z cmentarnej krypty wyszła ubrana w jasną szatę dziewczyna, ściskając w ręku obrzędowe kadzidło.
–Wszystko gotowe pani. – Zaczęła cichym, niewinnym glosem i skłoniła się przybyłemu hetmanowi.

–Zatem brakuje ci swobód jakie miałeś za panowania stryjka Istvana? Ty stary, chytry...– Zaczęła Elżbieta, jednak Jan nie pozwolił jej dokończyć tych- w swoim mniemaniu- wyssanych z palca bajek.

–Mam na uwadze wyłącznie dobro Rzeczypospolitej. Ten smarkacz zza morza, ogląda się za Szwecją, jako za jedyną ojczyzną. Nasz kraj go nudzi. Co ta idiotka Anna narobiła sprowadzając go tutaj...

–Zawsze mnie zastanawiało Janie, skąd w tobie tyle niechęci do Bogu ducha winnej królowej? Nigdy nie lubiłeś prostoty i głupich ludzi, to fakt, ale czy to nie zazdrość przemawia przez twoje Zamojskie serduszko?

–Zazdrość!? Elżbieto! Chyba nie sugerujesz, że ja do twojego stryja czułem cokolwiek więcej niż lojalność i braterskie przywiązanie? –Zamoyski w jednej chwili zarumienił się ze złości, słysząc po raz kolejny tę bzdurną teorię.
Miał jej dosyć. Odkąd zmarł Batory, a Zygmunt III oddalił go od stolicy, szlachta czując się pewniej, natworzyła historii o jego rzekomym romansie z Królem nieboszczykiem.

–Serce ci mocniej bije na samą myśl o Istvanie, założę się, że nawet dusza, choć nie może to ci się rumieni. – Anna zmierzyła go swoim dziecięcym spojrzeniem, szczebiocząc uroczo pod nosem.

–Moja Anusia ma dar Janie, nie zapominaj o tym. Już przejrzała całą twoją duszę, ale spokojnie, widziałam gorsze rzeczy niż dwóch chłopców w łóżku. Chociażby 10. W jednej chwili.

–Z Hrabiną po środku! – Dodała niewinnie Anna, jakby mówiła o jakimś banalnym żarciku na służącej.

–Przeztańcie na litość...pomyśleć, że to krew z krwi naszego Batorego. – Kanclerz wywrócił oczami i skierował się do ciemnej krypty. Właściwie chciał się jak najszybciej pozbyć towarzystwa mrocznych panien.

Darvulia i Hrabina spojrzały po sobie wymownie, jakby obiecując sobie, że jeszcze wybadają co siedzi w serduszku Zamojskiego, po czym bez pośpiechu, a nawet zachwycając się krajobrazem pogrążonego w burzy cmentarza, ruszyły za nim.

~♡~

Pomimo jesiennego chłodu, który ogarnął Rzeczpospolitą w każdym jej zakątku, w krypcie Zamojskiego cmentarza było gorąco jak u wrót samego piekła, z resztą Jan tak wlaśnie się czuł.
Nigdy nie wyobrażał sobie swojej poważnej osoby, kultywującej wiejskie, obrzędy, jak jakieś niedorzeczne dziady;
A jednak, desperacja doprowadziła go aż tutaj. Na skraj szaleństwa, w którym stał nad ognistym kręgiem, dusząc się oparami ziół, a może i własnym strachem?
Nadal próbował się wyśmiać. Jego Renesansowa dusza trzymała go jeszcze na wodzy, powtarzając mu w głowie:
–To baśnie i mity! Ogień zgaśnie, dopali się wiązanka, i nastanie ciemność. Tylko ciemność, cisza, absolutnie nikogo tu więcej nie będzie, oprócz ciebie i twojego żalu.

Zamojski zamknął oczy, piekące go od dymu z kadzidła Anny. Liczył, że woń popiołu zmieni się zaraz w coś co znał...
W zapach mokrego futra, w jakim Stefan lubił wracać na zamek z polowań i bitew, dźwięk srebrnego łańcuszka w jego głos (nadal z niewłaściwym akcentem...).
–Nigdy się nie nauczył.– Uśmiechnął się na samo wspomnienie przyjaciela i uchylił oczy, nie czując żadnej zmiany poza tą, że zrobiło się ciemniej.

Krąg dogasał, pogrążaajc kryptę w chłodzie i ciemności.

–Zatem nic? – Zapytał spoglądając na Elżbietę, która wpatrywała się w poruszane przeciągiem pajęczyny.

–Śmiesz wątpić w talent mojej Anusi? –Zapytała niemal urażona.

–Magia nie jest niczym sługą Kanclerzu. Na niczyje zawołanie. Jest panią sobie samej i pomoże tylko wtedy, kiedy sama zechce. – Darvulia wzruszyła niewinnie ramionami i skierowała się do wyjścia. – I bardzo nie lubi gdy ją kto pogania. – Dorzuciła przez ramię, oczekując na swoją panią, która jednak nie kwapiła się do wyjścia.

–Chcę go zobaczyć. To w końcu mój stryj. – Oznajmiła uparcie Elżbieta, jednak jej młoda towarzyszka wyprowadziła ją z krypty pod ramię.

–Tę rozmowę powinni odbyć sami.

~♡~

Jan stał przez chwilę jak oszołomiony, to wszystko było na nic. Sprowadzanie Elżbiety i Anny, zioła, rytuał, miesiące studiów nad ludowymi obrzędami.

Śmiał się sam z siebie, bez absolutnej litości.
–I ja się nazywam człowiekiem rozumu? Założycielem Akademii? Sekretarzem królów, Hetmanem i Kanclerzem? Jestem śmieszny. Po prostu śmieszny i...i absolutnie sam. Z zapachem prochu, pajęczyną i śpiącym nietoperzem. A pewnie i on jest teraz mądrzejszy ode mnie.
Ta. Śpi w ciepłym i nigdy by mu do głowy nie przyszło robić jakiś rytuał, żeby wskrzesić przyjaciela.

–Może i nie, ale wzięcie od was korony też było szalenie głupie. –Jan rozejrzał się zaskoczony i po chwili spotkał się z parą czerwonych oczu, zerkających na niego spod sufitu.

–Jesteś...– Zaczął sam nie wiedząc którą myśl powinien wypowiedzieć. "Żywy!"? "Wampirem?"? "Stefan?"?

–Nie taki, jakiego się spodziewałeś? – Mały ssak zniknął gdzieś w ciemności, by po chwili wyjść z niej, ubrany w królewski szkarłat, w czapce ze strusim piórem i zdobieniami przypominającymi rząd wilczych kłów.
–Proszę zatem o Wybaczenie Mój przyjacielu. –Uśmiechnął się spokojnie mężczyzna o ciemnej brodzie i białej jak papier skórze.
Pomijając te trupią bladość, nie budził w Janie żadnych wątpliwości. To był Batory. Taki jakiego go zapamiętał.

–Jak mogłeś...– Zaczął Zamoyski, łapiąc go w objęcia. –Zostaliśmy przez ciebie z tym Szwedzkim gnojkiem. Jakimś tam krewnym twojej Anny.

–Anny? A to dobre! Pamiętam jak za życia w gniewie nazwałem ją "brzydką jak sama śmierć" A potem poznałem Śmierć I pojąłem, że jej dalece ubliżyłem.

–Annie?

‐Śmierci. – Roześmiał się Stefan. –Ale z gnojkiem nic nie zrobię. Nie ma mnie już, rozumiesz? – Odsunął się od Jana jakby dopiero w tym momencie przypomniał sobie o własnym odejściu.

–Przecież stoisz tu. Żyjesz...

–Stoję tu. Reszta to kłamstwa. Z resztą czy zechcą mnie spowrotem? –Uniósł brew domyślając się odpowiedzi. Zawsze był dla nich niewygodny, tylko czekali jego śmierci jak wybawienia ich szlacheckiej wolności. – Nie ma powrotu z drugiego świata Janie. Pomyśl tylko, co stałoby się ze światem, gdyby ludzie przestali bać się Śmierci?

–A zatem zostawisz mnie z tym samego? – Zamoyski spojrzał na niego smutno.

–Będę w twoim sercu. Brzmi banalnie wiem. Z twoich słów też się śmiałem, za każdym razem gdy opowiadałeś te swoje nowomyśleniowe frazesy, że ważne jest tylko jutro...I masz. Teraz wiem, że miałeś wtedy rację.
Nie goń za przeszłością Janie. Skoro Ten smarkacz nie chce przejąć się losem Rzeczypospolitej, tylko Ty, najstarszy i najwierniejszy z jej rycerzy...z moich rycerzy... będziesz mógł to zrobić. Już to robisz. Założyłeś akademię, bo wiedziałeś, że przyszłość tego kraju leży w tym jak wychowamy swoich następców. Zawsze byłeś na dobrej drodze Janie. Zapatrzony w Jutro, nie zepsujesz tego teraz z powodu martwego przyjaciela, to w końcu...
Nie przystoi człowiekowi rozumu, prawda? – Wampir uśmiechnął się triumfalnie, wiedząc, że jego przyjaciel nie będzie w stanie zaprzeczyć własnym słowom.

–Jesteś podły Stef. Zwyczajnie podły, tak jak wtedy kiedy mnie zostawiłeś w 86 na pastwę tych wszystkich zazdrosnych wilków, czekających na zajęcie mojej pozycji w kraju.

–Ta...Nie zdążyłem się wtedy z tobą rozmówić, szkoda, może oszczędziłbym ci wielu lat daremnej walki...w każdym razie...– Zaczął spoglądając z niepokojem na rozjaśniające mrok promienie słońca. –Jeśli miałbym wydać ci jakiekolwiek jeszcze polecenie, to kazałbym ci dalej iść do przodu i nie oglądać się za mną. Gdy umierałem myślałem tylko o tym ilu rzeczy nie udało mi się zrobić, nie chciałem, aby druga najważniejsza po mnie osoba podzieliła ten los, dla tego musisz dalej robić swoje i służyć Rzeczypospolitej choćbyś miał postawić się wszystkim jej możnym.

–Tak samo jak ty przede mną...

–Tak samo jak ja przed tobą Janie...Swoją drogą, dla mnie to ty będziesz Królem i moim następcą, nie ten z piątego krewniaka rzekomy Jagiellończyk. – Powiedział spokojnie Stefan, po czym... zniknął.

Jakby w ogóle nie było go tej nocy w Zamościu...

~♡~
OD AUTORA
~♡~

Nastała ta niezwykła noc!
Pewnie wielu z was świętuje, czy to Halloween, czy Dziady, a może zaczyna już opijać pamięć zmarłych?
Tak, czy i inaczej, dla każdego z was powstał One shot "Wampir z Trzema Kłami" na który...Absolutnie nie miałem pomysłu 😅
Po prostu chciałem dać się wyżyć mojej Szlacheckiej duszy, mam nadzieję, że to lekkie opowiadanko umili wam wieczór I widzimy się już wkrótce w... Polsce Dzielnicowej 😉❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro