Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Westchnęłam głęboko. Musiałam to ubrać w jak najprostsze słowa.
Moja ostatnia wypowiedź, właściwie też miała taka być - prosta, a wyszła
bardziej zawiła, niż gdybym nie próbowała mówić prosto.
Jednak tym razem powinno być łatwiej i... Jezu niech on to pojmie, proszę.
- Ziemia. To planeta, która wbrew pozorom jest bardzo duża. Mieszka na
niej około ośmiu MILIARDÓW ludzi. Jeśli się tylko chce i potrafi,
można tu dojść skutecznie zniknąć, co nie raz wykorzystałam.
Żeby kogoś znaleźć potrzebny jest rysopis i dane danej osoby, więc
wystarczy je zmienić, by zniknąć.
Co powtarzam jesteśmy przecież w
stanie zrobić. Po za tym wcale nie jest tak, że szukają cię tylko tutaj Interpol, T.A.R.C.Z.A., CIA mają placówki rozsiane po całym świecie. Z tym że im dłużej kogoś szukają, tym bardziej tracą do tego zapał. Dodatkowo Interpol raczej jest nastawiony na... innego rodzaju przestępczość, CIA to głównie wywiad, więc z definicji się czym innym zajmuje, a S.H.I.E.L.D. ma bardzo poważny problem z Hydrą, a jeśli pewne informacje się potwierdzą niedługo się rozpadnie.
Rozumiesz teraz? Oni cię raczej nie znajdą, a jeśli zachowamy ostrożność niemal na pewno nie znajdą.
Dodatkowo jeśli T.A.R.C.Z.A. się rozpadnie zacznie się "polowanie" na członków Hydry, a twoja sprawa z automatu spadnie na plan dalszy. - Dokończyłam spoglądając na niego uważnie. Nie wiedziałam już jak lepiej mogę mu wyjaśnić, że właściwie jest
nawet względnie bezpieczny, dopóki rzecz jasna nie zrobi niczego
głupiego.

- Rozumiem. - Westchnąłem ciężko.  Słowa Wandy miały sens, może nie wszystko stracone. Jeżeli uda mi się zmienić bieg wydarzeń, w tak dogłębny sposób, że dokończę to co zacząłem będę władał wszystkim co nas otacza. Na samą myśl na moich ustach ponjawił się uśmiech i jestem pewien, że niebezpieczny błysk przemknął przez zielone oczy. Skoro wszystkie organizacje powoli wyniszczają się same, wystarczy drobny impuls, który doprowadzi do wojny a ja umiejętnie ją poprowadzę. Muszę odzyskać berło, ale nie zrobię tego sam, ale może nie będę musiał.

- Wiesz tyle o świecie, opowiadasz o organizacjach jak o czymś dobrze znanym. Zapytam wprost jesteś agentką?

Zobaczyłam to, tą chwilę, moment. Ułamek sekundy wystarczył bym nagle wszystko sobie przypomniała. Atak na Ziemię, chęć przejęcia władzy
absolutnej. Nagle tyle szczegół przebiegło mi przed oczami, a po nich
historia. Hitler, Stalin, zabory, Mussolini. Czy to co teraz robię
właśnie do tego zmierza?
Do utraty wolności, dyktatury? Doprawdy byłoby to niezwykłą ironią losu, gdyby teraz przedstawicielka narodu, który przez całą swoją historię walczył z niezwykłym uporem o wolność, teraz przyczyniła się do sprowadzenia na świat dyktatury. Obrazy zaczęły mi przelatywać przed oczami.
Cała historia, którą tak kocham.
Te wszystkie razy, obrazy z Polski i ze świata. Powstanie USA, powstanie we Francji i to w Warszawie, Orlęta Lwowskie, Hiroszima i Nagasaki, Auschwitz, Smoleńsk i wiele, wiele innych. Wszystkie obrazy
zlały się nagle w jedno, a ja stałam przerażona do czego mogę
doprowadzić. Podświadomie zacisnęłam dłonie w pięści i napięłam
wszystkie mięśnie.
- Nie. - Jedno słowo, które w cale nie było odpowiedzią na zadane mi
pytanie, a na tą iskrę w jego oczach. - Nie. - Powtórzyłam i choćby
spróbował mnie w tamtej chwili zabić, czy jakoś omotać nie zmieniła
bym zdania. Zbyt dobrze wiedziałam do czego ustroje totalitarne
prowadzą.
Dopiero po chwili zauważyłam utratę blokady moich myśli, nie wiem w
którym momencie to się stało, jednak kiedy tylko do mnie to dotarło
natychmiast założyłam ją z powrotem.

Jej umysł otworzył się przede mną niczym okno, karty starannie zapisanej w jej umyśle histori przedstawiały mroczną i okrutną stronę tego świata. Wiedziałem wszystko, każdy wielki przywódca dążył do władzy aby zniewolić, ja natomiast chciałem ich wyzwolić a to znacząca różnica. Głos, którym wypowiadała wyrazy był oschły, wręcz wrogi. To oczy zdradziły jej moje myśli, to one pokazały prawdę, której nigdy nie powinny ujawnić. Zmysł tak potrzebny, tak ważny stał się największym wrogiem.

- Zabić ? Mógłbym, ale dlaczego miałbym to zrobić? Poznałaś mnie i myślisz, że byłbym w stanie powtórzyć tak wielki błąd.
Ty naprawdę widzisz we mnie tylko potwora? Od początku wiedziałem że to co Ci powiedziałem stanie się moim przekleństwem. Jak widać miałem rację. - opuściłem głowę z udawaną skróchą, chciałem aby dziewczyna uwierzyła w moje słowa. - Muszę poczekać, bo już sam nie wiem co robić. Dlaczego ja? Czy życie musi tak perfidnie kusić.

- Wiesz dobrze o co mi chodzi, i w cale nie było tak, że każdy z nich
chciał źle. Lenin na przykład dążył wręcz do idylli, ale jakoś nie
wyszło. Nie przyłożę ręki do niczego, co miało by sprowadzić ucisk,
zniszczyć wolność. Tu w cale nie chodzi o ciebie Loki, ale... ty po
prostu wciąż nie znasz Ziemi. Ludzie ci się nie podporządkują, a... -
Tu w ostatniej chwili ugryzłam się w język by nie wymienić konkretów.
- a niektórzy nigdy tego nie zrobią.
- Polecam utwór "Wolność" Chłopców z Placu Broni, jeśli spodobała ci
się ziemska muzyka, a potem "Kolędę Warszawską" żebyś zrozumiał jak
bardzo nie umiemy jej oddać.

- Masz rację nie znam ziemi, ale czy wszyscy nie są tacy sami? Gdzie byli ci dzielni ludzie kiedy nastąpił atak? Nie było ich, bo woleli się ukryć, uciec, nie zrobili niczego. Mam wrażenie, że nie do końca wsłuchałaś się w moją historię. Ja nigdy nie chciałem wojny, zostałem do niej... Masz rację tu wcale nie chodzi o mnie. A więc o co? Znasz odpowiedz na moje pytanie?
Raczej nie. Co mam zrobić, żebyś wreszcie mi zaufała, uwierzyła. - Mówiłem stopniowo zciszając ton głosu, ja naprawdę nie chciałem wojny, ale On twierdził inaczej.
Nie miałem wyboru, który jest podstawą wolności.
Byłem zniewolony? Tak i nadal jestem, moje uczucia, wspomnienia sprawiają, że nie potrafię wyrwać się z sideł niewoli. - Zaufaj mi...

- Wojsko nie spodziewało się ataku, S.H.I.E.L.D. wystawiło Avengers, a
władzę postanowiły zrównać Nowy York z ziemią, by powstrzymać atak.
Swoją drogą to by było już trzecie miasto zniszczone w podobny sposób
i trzeci raz przez to samo państwo. Loki... próbuje ci zaufać, ale nie
chcę powtórki z historii, zrozum.
O kim... o kim mówisz? -
Dokończyłam, niepewnie podchodząc do czarnowłosego.

- Nie zadawaj zbyt wielu pytań, tym mniej wiesz tym dłużej pożyjesz. Nigdy nie chciałem źle, nie jestem mordercą. Ja... Ja nie miałem wyboru, naprawdę nie chciałem tej wojny, krwi niewinnych na sumieniu. - Zacząłem płakać, łzy kapały z moich oczu niczym woda z zerwanej rynny. Drżałem bałem się przeszłości, bałem się Jego. Zniszczył moją psychikę, zabrał człowieczeństwo i wstawił okrócieństwo, które zapisało się w umysłach ludzi. - Zabierz to ode mnie, nie zniosę tego dłużej, On powiedział że będę kochany, zrozumiany a tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Pomóż mi... błagam.

Boże jaki ON?!" - To pytanie zabrzmiało w moich myślach niczym krzyk, zaś serce się ścisnęło, gdy Loki po prostu się załamał.
Podeszłam do niego szybko i bez wahania, czy jakiegokolwiek namysłu
mocno go przytuliłam kryjąc swoją twarz w jego włosach.
- Cii... Spokojnie. Pomogę ci, obiecuję. Ale musisz mi powiedzieć kim
ON jest Loki. Po prostu musisz. - Mówiłam łagodnie, cicho, gładząc go
po plecach, drugą przytrzymując go, w razie, gdyby spróbował się wyrywać.
- Będzie dobrze, obiecuję, tylko ty mi też zaufaj. Dobrze? - Spytałam
ostrożnie dobierając słowa.

- Ja go nie znam, nigdy go nie widziałem. Podczas ataku ja... - Głos mi się łamał nie miałem sił aby o tym mówić, pamiętam ten ból kiedy próbowałem się sprzeciwić jego woli. - Byłem pod jego kontrolą, skinieniem palca mógł zadać mi ból czy nawet zabić. Nie chciałem jego gniewu, nie chciałem śmierci... - Łkałem dalej nie mogąc ustabilizować oddechu, który niekontrolowanie przyspieszał z każdym uderzeniem serca. Wanda trzymał mnie w żelaznym uścisku, imitowało od niej ciepło dzięki któremu nawet skała zamieniłaby się w piach. Pierwszy raz od bardzo dawna czułem, że nie jestem sam.

- Cii... nic już nie mów. - Powiedziałam spokojnie, powoli, nie mając
serca jeszcze go o cokolwiek pytać. Zaczęłam powoli się kołysać, nadal
gładząc ręka jego plecy, jednak mój uścisk nieco zelżał. Wydawało mi
się, że rozumiem go jeśli nie całkiem, to przynajmniej w większym
stopniu. Wtuliłam moją twarz głębiej w jego czarne, miękkie włosy i
czekałam w niemal zupełnej ciszy, aż w końcu dojdzie do siebie.
- Ufam ci. - Powiedziałam w pełnej chwili zupełnie szczerze. - Nie
zmarnuj tego. - To było moje ostatnie zdanie, potem znów mocniej
przytuliłam Lokiego i już bez słowa czekałam, aż ta nagła fala bólu,
smutku i żalu przeminie.

Jej słowa były ukojeniem, jedyna osoba we wszechświecie nie spisała mnie na straty już na samym początku. Od dawna chcialem poczuć czyjąś bliskość, moja podświadoma proźba została spełniona. Do moich wyczulonych nozdrzy wdarł się intensywny zapach jej włosów, które delikatnie muskały mój kark. Odsunąłem się lekko chcąc spojrzeć w jej oczy, tak głębokie niczym dno oceanu. Nadwyraz spokojne pełne współczucia i pociechy lśniły niczym wypłoszone na polanę świetliki. Takie je zapamiętam, takie mogę oglądać bez końca.

- Nie zmarnuję. - Szepnąłem odwzajemniając uścisk.

Uśmiechnęłam się do niego, nie wiedząc czemu tak bardzo szczęśliwa.
Może przez to że w szmaragdowych oczach Lokiego nareszcie zobaczyłam
nadzieję. W końcu to zieleń powinna być jej kolorem.
Na nocnym niebie lśniło już jasno multum gwiazd. Musiała być późna
godzina, my zaś powinniśmy iść już spać. Tym bardziej, że Loki
fizycznie nie doszedł jeszcze zupełnie do siebie, a zmiana opatrunków
i chociaż jakiś prysznic wciąż były potrzebne i wręcz naglące.
Poruszyłam się niespokojnie, teraz tkwiąc w jego objęciach, ale nie
chciałam tego przerywać. Było mi zbyt dobrze.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z napięcia tych kilku ostatnich dni,
które nareszcie znikło, rozmyło się niczym mgła i poranku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro