Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Weszłam, a właściwie wpadłam do łazienki. Gdzie przy rozbitym lustrze
i nad śladami krwi na podłodze stał Loki, który... podciął sobie żyły.
Czerwona ciecz z jego nadgarstków kapała na podłogę, gdzie na białych
kafelkach zaczynała powoli tworzyć misterne wzory.
- Loki, nie! - Mój głos był nad wyraz stanowczy i ostry, choć serce
łomotało w piersi jak oszalałe. Idiota, a może nie? Ale ma nie zginąć,
nie pozwalam, bo... bo właściwie nie wiem czemu. Po prostu nie mogę
się na to zgodzić.
Chwyciłam czarnowłosego za nadgarstki w miejscach cięć z całej siły, także kawałek szkła jaki trzymał z brzękiem upadł na podłogę.
- Co ty wyprawiasz?! - Zapytałam z wyrzutem zastanawiając się jak
zahamować krwawienie.

- Zostaw mnie. - Warknąłem próbując wyrwać się dziewczynie, ta jednak dalej kurczowo trzymała moje skaleczone nadgarstki i nic nie wskazywało na to aby miała je puścić. - Życie jest króchym materiałem jak to szkło, wiesz? I tak się rozpadnie po co czekać.

- Chcesz umrzeć? To możesz zawsze, lecz jaki to ma sens kiedy to Cię i
tak dopadnie, to jest poza twoją kontrolą. - Wyrecytowałam jakby na
wpół przytomnie. - Albo inaczej.
JA nie chcę żebyś zginął. Rozumiesz?!
Okey, może i jestem samolubna, ale nie pozwalam!
Krzyknęłam, wybuchłam, a już chwilę później poczułam dziwne ciepło i
mrowienie w rękach. Jedna z moich mocy najwyraźniej postanowiła się
ujawnić, ta nad wyraz nieposłuszna i raczej nie przydatna, boujawniająca tylko w naprawdę kryzysowych sytuacjach i kiedy podświadomie naprawdę tego chcę. Jest więc prawie zupełnie nieprzydatna.

- Dlaczego? - Zapytałem zciszając głos. Ona nie chce żebym umarł, ale co sprawia że tak jest? Od nikogo nie usłyszałem podobnych słów, choć były mi tak... potrzebne?
Może nie, moż. tak.

Kto wie? Na pewno nie ja. Wybuch złości sprawił, że ukrywany sekret ujawnił się mimo iż jeszcze nie zdążyłem poznać jego przeznaczenia. - Nie jesteś człowiekiem prawda? Żaden człowiek by mi nie pomógł, ale ty nim nie jesteś.

Jeśli się mylę powiedz? - Tyle pytań bez odpowiedzi, życie jednak potrafi zaskakiwać. Jak widać nie tylko negatywnie, bo skoro nie chce bym zginął nie odda mnie ludziom.

Jego pierwsze pytanie puściłam mimo uszu, bo już na drugie odpowiedź
wydawała mi się prostsza.
- Jestem. A ty nas nie znasz. - Powiedziałam spuszczając głowę, ale
nie puszczając jego nadgarstków. - Poza tym... ludzie są bardzo
różnie. A każdy kraj ma nieco inną mentalność. - Dodałam przypomwydaję sobie nagle o zdarzeniu z jakiegoś balu dobroczynnego, gdzie na jego
wezwanie wszyscy niemal uklękli.
W moim kraju coś takiego nie mogło by mieć miejsca, przynajmniej tak mi się wydaję.

- Czuję w tobie energię, której żaden człowiek nie posiada.
Jak to wyjaśnisz? Nie chcesz mówić milcz, jeśli jednak zdecydujesz się mówić, mów prawdę. - chciałem się odsunąć i odejść, ale ona uparcie sciskała moje ręce. - Puść mnie, takie uciskanie nic nie da, krew płynie i szpeci twoje dłonie.

- JESTEM człowiekiem, choć mam... jak to nazwałeś? Energię. Po prostu
mało wiesz o ludziach. - Dokończyłam puszczając jego ręce, na których
nie było już ani śladu po cięciach.
Zamrugałam kilka razy otrząsając się po... tym, i uśmiechając się
blado spróbowałam zmienić temat.
- Zjemy ten obiad za nim wystygnie? - Spytałam wycofując się z łazienki.

Z niedowierzaniem spojarzałem na swoje dłonie, na których nie było nawet blizny. Znałem mnóstwo zaklęć leczniczych, ale żadne nie były bezbolesne. Nie wiedziałem czy to co przez przypadek zaprezętowała było jej cechą wrodzoną czy nabytą. Ruszyłem za dziewczyną i usiadłem na łóżku.

- Co zamierzasz teraz zrobić? Prędzej czy później T.A.R.C.Z.A wpadnie na mój trop i nie chcę myśleć co zrobią jak nas znajdą.

- Tam nie było kamer jeśli o to ci chodzi, a nawet jeśli zrobiono
jakieś nagrania, to już ich nie ma. - Wzruszyłam obojętnie ramionami,
siadając na łóżku. Następne zdania zaś wypowiedziałam otwierając
pudełko i wyjmując kawałek pizz. Nie chciałam widzieć jego twarzy,
kiedy powiem mu że...
- Po jutrze, po południu najpóźniej muszę jechać do innego kraju, a
ściślej mówiąc lecieć. Mam... kilka rzeczy do załatwienia na Starym
Kontynencie. Wskazane by było... Jeśli chcesz.. - Wzięłam głęboki
wdech przygotowując się na kolejną kłótnię, bo przecież "żaden
człowiek nie jest godzien rozkazywać jegomości". - Powinieneś, a
właściwie musisz jechać ze mną. Fałszywe dokumenty to nie problem,
gorzej z wyglądem. To znaczy... jesteś poszukiwany i jeśli go nie zmienimy przy pierwszej bramce Cię zgarną. Możemy kupić farbę do włosów, pobawić się z perukami i innymi, ale najlepiej by było gdybyś... znasz chyba jakieś zaklęcie  zmieniające wygląd? Nie na długo. Kilka godzin w samolocie i odprawa na lotnisku.
No i to tyle. W Europie raczej nikt Cię nie szuka, wprawdzie Interpol ma pewnie twoje zdjęcie, albo chociaż rysopis, ale raczej nikt nie przypuszcza że możesz przedostać się do Europy. - Skończywszy swój wywód zaczęłam jeść pizzę, (trzeba przyznać) była całkiem dobra, ale jedna rzecz wciąż nie dawała mi spokoju. - A ty co zamierzasz?

- Nie wiem. Zmiana wyglądu to nie problem iluzje mam w małym palcu, ale mimo wszystko mam wątpliwości.  Chciałem uciec od odpowiedzialności, ale to nie rozwiąże moich problemów. Jak myślisz czy tam gdzie chcesz lecieć będę w stanie dojść do siebie? Pomyśleć co dalej robić? - Powiedziałem na jednym wydechu sięgając po kawałek... tego czegoś. Nawet dobre, tylko bardzo kaloryczne.

- W Warszawie... myślę że tak. Właśnie! Umiesz po Polsku? -
Powiedziałam przypominając sobie nagle, że przecież cały czas mówimy
po angielsku, w stolicy muszę się zabunkrować w pokoju na jakieś trzy
dni, zostając Lokiego właściwie samemu sobie, a w Polsce ze
znajomością angielskiego jest przecież bardzo różnie.

- Kpisz? Przeczytałem więcej książek niż ty kiedykolwiek widziałaś na oczy oczywiście, że potrafię. - Odparłem pewny swego, dopiero jedna uniesiona wysoko ku górze brew dziewczyny sprawiła, że spowazniałem. - Wybacz, nie chciałem cię urazić.
To kiedy ruszamy?

- Dzisiaj jest wtorek, więc w czwartek po południu. - Powiedziałam już
po Polsku, sprawdzając czy na pewno wie o czym mówi. - A tak poza
tym... co sądzisz o tej książce? - Spytałam popijając sok i pokazując
palcem na "Małego Księcia" leżącego na szafce nocnej.

- Jest całkiem znośna, tylko nie wiem jak interpretować jej koniec. Chodzi o to, że śmierć... potrafi zniszczyć wszystko nawet... a przyjaźń? Czy ono ma dno, którego nie potrafię... zobaczyć - Zapytałem mówiąc po polsku, ale plątałem się w wypowiedziach. Czytając książki rozumiem sens zdania, ale mówią jest już gorzej. Do tego jeszcze ten azgardzki akcent.

- Dno? - Zapytałam nie do końca rozumiejąc sens jego słów.

- Jak to się mówi... przesłanie. - Sprostowałem przewracajac oczami.

- Dno ma staw, ocean, jezioro. Ewentualnie coś może mieć drugie dno, ale dni i przesłanie to dwie zupełnie różne rzeczy. - Westchnęłam
c

iężko. - W Warszawie powinnam być jakiś tydzień, potem jadę na kilka
dni do Londynu, stolicy Wielkiej Brytanii, a potem wracam do Warszawy, choć jeśli chcesz możemy jechać do Sztokholmu. - Spojrzałam na Lokiego pytająco, nawet nie wiem kiedy kończąc obiad.

- Nie mam pojęcia o czym ty do mnie mówisz. - Podniosłem ręce w obronnym geście. - Zwolnij troszkę.

- No więc... pod Warszawą mam sprzęt i dom. Tam też jest mi najwygodniej i najbezpieczniej... jakby to... - Zająknęłam się, nie wiedząc jak mam niby wyjaśnić włamania do kont, na serwery i do systemów, skoro najpewniej samo hasło "haker" dla niego dotychczas nie
istniało. - To co będę robić przez najbliższe trzy dni po przyjeździe
jest... nielegalne. No cóż, po prostu wraz z... pewną grupą sprawdzę
informacje jaką dostaliśmy, o tym że TARCZE. Kojarzysz? - Zapytałam i
poczekałam aż pokiwa głową. - Przeniknęła Hydra, to jest bardzo zła
organizacja. W Londynie jestem umówiona z mistrzynią jednego z
Czterech Zakonów. Mam... ogólnie rzecz biorąc sprawdzić dlaczego są
tak słabe i jak można im pomóc, oraz zorganizować ich współpracę z
T.H.R. i Xawierem. - Po tym zdaniu nastąpiła chwila ciszy, w której
zastanawiałam się czy aby nie wyjaśnić mu tego szerzej, ale w końcu i tych informacji było naprawdę dużo. - Zakony powinny strzec Ziemi, a
to co się stało na Manhattanie... ogólnie rzecz biorąc ujawniło ich
słabość. Potem, jak na razie nie mam nic pilnego do zrobienia, oprócz
artykułu do gazety właśnie ze Sztokholmu. Micy wpadł na ślad dużej i wpływowej, przestępczej organizacji i razem mamy ją zdemontować.
Dokładniej ja zbieram informację, a on piszę. Publikacja zaś nastąpi
dopiero za cztery tygodnie. Więc jak dobrze pójdzie zostanie mi jakieś
dwa i pół tygodnia na zebranie informacji i rozpracowanie tej siatki.
No! To chyba wszystko. Teraz już wszystko jasne? - Zapytałam
zastanawiając się jak dużo rzeczy pominęłam.

- Powiedzmy. Dobra to może porozmawiamy o czymś przyjemniejszym. - Zaproponowałem spoglądając na zasłonięte firankami okno. - Lubisz zagadki? Kiedy byłem dzieckiem zawsze uczono mnie logicznego myślenia poprzez łamigłówki, można przy tym poznać drugiego człowieka i jego myśli.
Co ty na to?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro