Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jasne. - Powiedziałem zmieniając postać. Moje czarne włosy stały się jasne jak promienie słońca, oczy przybrały niebieski podobny do tafli oceanu odcień, skóra zaś przestała być tak trupio blada. Byłem zdecydowanie niższy, smuklejszy a rysy twarzy uległy diametralnej zmianie. Miałem na sobie czarną koszulę, spodnie i lakierowane buty.

- Widać różnicę? - Zapytałem zbliżając się do kryształookiej dziewczyny, która w skupieniu obserwowała moje poczynania.

Nie byłem do końca pewien, czy powiedziała mi o wszystkim z doświadczenia wydawałoby się, że nie jednak z nią nigdy nic nie wiadomo.

Wydawało mi się, że zmiana wyglądu Lokiego będzie dojść pobieżna, lecz
ona była po prostu diametralna. Przez to w pierwszej chwili zaniemówiłam i musiałam zamrugać kilka razy, żeby nieco oprzytomnieć.
- Wolałam cię w czarnych włosach. - Powiedziałam, nim zdążyłam się
ugryźć w język. Nie chcąc zaś patrzeć mu w oczy, ani odpowiadać na możliwe pytania ,na temat znaczenia moich słów. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i zaczęłam ustawiać w nim odpowiedni aparat.
- Nie mam kamery, ale iPhone też ma dobrą kamerę więc... - Urwałam na
chwilę przygryzając lekko dolną wargę. - Potrzebujemy tylko kawałka
jednolitej, niezabudowanej, jasnej ściany... - Przyłożyłam wskazujący
palec do ust szukając w pamięci odpowiedniego miejsca, w tym domu.

Słowa dziewczyny sprawiły, że na moich ustach wykwitł mimowolny uśmiech. Wziąłem w palce jasne końcówki włosów i zmieniłem ich barwę. Przybrały kolor dojrzałego jesiennego kasztana, który swoim odcieniem zgasił jasne słoneczne światło. Chwilę wachałem się przed pozostawieniem ich czarnych, ale byłoby to nierozsądne zwarzając na ich rozpoznawalność.

- Z tego co wiem, w moim pokoju jest jasna ściana. Błękitna, ale jasna może ona się nada?

- Tak, powinna. - Powiedziałam uśmiechając się lekko i zerkając na
Lokiego z nad ekranu telefonu i to był błąd. Bożek oczywiście nie
wrócił do swoich naturalnych, czarnych włosach, ale w brązowych też mu było do twarzy i musiałam się ugryźć w język, aby jakoś nie
skomentować tej zmiany. Szybko też poszliśmy do "jego" pokoju,
podobnie mało czasu zajęło nam zrobienie, a mi dodatkowo wysłanie
zdjęcia. Mimo wszystko, kiedy skończyliśmy dochodziła już dwunasta, a moje myśli znów z braku nowych informacji zaczęły krążyć w okół starych, żeby zaś nawrócić je na bezpieczniejsze tory należało zająć
je czymś innym, na przykład czymś tak przyziemnym jak obiad.
- Loki, nie powiedziałeś mi kiedy spytałam, czy jadłaś śniadanie, a
dochodzi już pora obiadowa. Na co masz ochotę? - Spytałam.

- Na nic specjalnego, szczerze mówiąc nie jestem głodny. - Mruknąłem zdejmując z siebie iluzję. Od razu lepiej, wbrew pozorom utrzymanie tak prostego zaklęcia jest bardzo trudne. Usiadłem na "swoim" stałym miejscu w kuchni bacznie obserwując jasnooką, która bez celu plątała się po pomieszczeniu. Stawiała kroki delikatnie tak jakby chodziła na palcach, jednak było to tak naturalne, że wręcz trudne do zauważenia. Do tej pory probowałem zrozumieć jej nieposkromioną ciekawość, ale z drugiej strony coraz bardziej upewniałem się w przekonaniu iż jest to wynikiem jej natury i nic tego nie zmieni. Mimo to nigdy wcześniej nie poznałem tak wścipskiej osoby, oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa.

Jej dociekliwość chwilami była irytująca, ale musiałem się przyzwyczaić i chyba szło mi to coraz lepiej. Postanowiłem zadać jej jedno pytanie, które zadręczało moją głowę już od dawna.

- Wando powiedziałaś, że jest to dom twojego ojca, mogę wiedzieć gdzie on jest?

- W szkole. - Odparłam bez namysłu i to był mój błąd, który najpewniej
doprowadzi do kolejnych pytań, zaś odpowiedzi jednocześnie prawdziwe i
bezpieczne nie będą w cale proste.
No cóż, "rodzina" niby trzyb osobowa, a jednocześnie bardziej skomplikowana, niż gdyby miała ona
dwudziestu członków.
Nie wspominając już o tym, że nietypowa, a właściwie również będąca swoistym tematem tabu.
Najprościej było zwykle twierdzić, więc że jej nie mam, ewentualnie,
że mam brata LUB ojca. NIGDY jednak, obu. Tak łatwo było stworzyć w połowie prawdziwą historię.
Tak szybko kończyły się pytania.
Jednakże tym razem tego nie zrobiłam, a obawy związane z ujawnieniem się całkowicie, pokazaniem swojej historii i odkryciem czułych punktów powróciły. Tego nie robi się wszak nigdy, gdyż jest to zawsze zbyt niebezpieczne i dla Ciebie i dla twoich
bliskich. NIGDY. Zaczynając więc ten temat wchodziłam w moczary, nie wiedząc gdzie postawić kolejny krok. Można jednak było go uniknąć, po prostu nie kontynuując tej rozmowy, jednak na to niestety teraz wpływu nie miałam.

Zdziwiła mnie taka odpowiedz, ale mimo ciekawości nie byłem do końca pewien czy powinienem pytać. Dobrze wiem, że temat rodziny nigdy nie przychodzi łatwo zwłaszcza kiedy jest ona rozbita albo skłócona. Mimo wszystko chciałem jak najdelikatniej wyłapać jak najwięcej informacji, ale jeszcze nie teraz.

- Rozumiem. - Szepnąłem spuszczając głowę, mimo zdenerwowania próbowałem zachować pozorny spokój, ale nie mam pojęcia czy moje działania przyniosą oczekiwane skutki. Mrugnąłem kilkakrotnie wypychając z głowy nurtujące myśli, które ukradkiem przemykały w stronę moich usta. Nie miałem zamiaru wypowiedzieć choćby jednego słowa więcej niż jest to konieczne, nie żebym jej nie ufał ale jak to mówią w Azgardzie " każdy ma swoje problemy, więc niech je zatrzyma tylko dla siebie.

- Ptaki jeszcze nie wróciły, wystraszyłaś je zbyt mocno Wando. - Dodałem z uśmiechem.

- Może. - Odparłam z uśmiechem, szczęśliwa i wdzięczna za
niekontynuowanie tego tematu.
- Moja "rodzinka" składa się z trzech osób i... w sumie to po prostu
każdy poszedł w swoją stronę, także widujemy się dojść rzadko, ale
kiedy jest taka potrzeba, to sobie pomagamy. Ot, nic szczególnego. -
Powiedziałam czując się niejako zobowiązana powiedzieć cokolwiek na temat moich bliskich, skoro on wcześniej powiedział mi wszystko, no a właściwie większość.

Byłem szczęśliwy z tego obrotu sprawy, ponownie zyskała w moich oczach swoją szczerością. Mało kto opowiedziałby mordercy o swojej rodzinie w choćby tak minimalistyczny sposób.
Wiele razy swoim zachowaniem udowadniałem jakim jestem potworem, ale nawet to nie skłoniło jej do wycofania się z tego szaleństwa.

- One tak pięknie śpiewały, a teraz przeniosły się do sąsiada. Ty to potrafisz zniszczyć komuś symfonię, teraz straciły wątek. - Powiedziałem z wyraźną kpiną w głosie, chcąc poprawić nie tylko swój humor.

- Przepraszam wielmożnego pana, życzy sobie pan w takim razie jakąś
muzykę? - Zapytałam rozbawiona, starając się jednak brzmieć poważnie,
co z resztą dojść dobrze mi się udało.
Po czym pochyliłam się nad laptopem i weszłam z powrotem na stronę, do
której link zapisałam w nocy, w notatce. W końcu powinnam przeczytać ten artykuł na temat koszmarów i ich możliwych przyczyn, to też zamierzałam zrobić.

- Nie i tak mnie już denerwowały, tym swoim ćwierkaniem od samego rana. Cisza to najpiękniejsza muzyka dla moich uszu, ale mimo wszystko dziękuję za propozycję sługo uniżony. - Powiedziałem władczym i nad wyraz spokojnym głosem. Moje oczy musiały jednak zdradzić moje prawdziwe zamiary gdyż skakały w nich rozbawione iskierki. Dawno nie złapałem z nikim tak rozbudowanej i o dziwo trwałej nici porozumienia. Mój charakter odtrącał potencjalnych przyjaciół i nikt nie potrafił znaleźć ze mną wspólnego języka, a tu proszę taka niespodzianka.

Na jego słowa parsknęłam cicho rozbawiona, wciąż czytając, choć dla
wygody przeniosłam laptop na stół, a sama usiadłam na krześle przed
urządzeniem, także byłam teraz, tak samo jak komputer bokiem do
Lokiego.
- Jesteś nie możliwy. - Powiedziałam kręcąc lekko głową wciąż z
uśmiechem na twarzy i znów zagłębiłam się w lekturze.

- Wiem, każdy mi to powtarza. - Powiedziałem a psotny uśmiech nie miał zamiaru opuścić moich ust. - Tylko mam wrażenie, że wszyscy prócz Ciebie nie mówili tego żartobliwie. - Powiedziałem wstając, przelustrowałem dokładnie kuchnię i przekroczyłem próg prowadzący do salonu. Wygodnie rozsiadłem się na kanapie i zamknąłem oczy oddychając lekko. Próbowałem rozluźnić nadal spięte mięśnie i wyswobodzić swoje myśli z zaborczych sideł wyobraźni, która podsówała przeróżne obrazy. Nie miałem pojęcia ile tak trwałem, ale przyznam dawno tak się nie odprężyłem. Zwykła mitgardzka kanapa sprawiła, że bardzo szybko zregenerowałem stracone siły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro