Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otworzyłem oczy budząc się z tego koszmaru, byłem zalany zimnym potem, drżałem i za wszelką cenę próbowałem ustabilizować oddech.
Nawet nie wiem w którym momencie z mojego gardła wypłynął przeraźliwy krzyk przeszywający powietrze. Demony przeszłości już zaczynają ingerować w rzeczywistość i skótecznie ją przeobrażać w swoją własną wyreżyserowaną historię. Dalej tkwiłem w błękitnym pokoju, ale zauważyłem jedną niepokojącą rzecz. Jakieś czarne kwadratowe urządzenie postawione na stoliku nieopodal łoża na którym leżałem.

Najgorsze było to, że ktoś wszedł tu gdy spałem a to oznacza tylko jedno...kłopoty.

                                 ***

Stałam i paliłam, wydmuchiwałam kłęby dymu i przymykając oczy, i tak
jakieś pół godziny stałam oparta o czarną, metalową barierkę balkonu.
Wciąż nie wiedziałam co robić, a raczej wiedziałam, ale nie mogłam się
na to zdobyć. Może to i dziwne, że umiem wywoływać skandale,
publikując tajemnicę państwowe, czym nie raz niszczę ludziom życie i
robię to bez wyrzutów sumienia, a nie potrafię wydać osoby, która
zniszczyła serce Nowego Yorku w ręce władz. Po prostu wiem jakie
metody stosują agencję rządowe, bo choć oficjalnie prawa człowieku są
przestrzegane, to jednak tak naprawdę często są łamane, a Loki jest zbyt poraniony żeby... Wzięłam głęboki wdech i ostatni raz zaciągnęłam się trującym dymem nikotynowym.
Nie jestem też przecież katem.
Wracając zaś do praw człowieka, to w końcu przecież czarnowłosy nim
nie jest, więc zawsze można stwierdzić, że przecież one go nie
dotyczą. Poza tym jest jeszcze jedna rzecz, która z pozoru ułatwia
sprawę, lecz w istocie znacznie ją utrudnia, a mianowicie - ja go nie
znam, zaś dane S.H.I.E.L.D., to suche fakty, nie zaś osoba. A puki go
nie znam i nie znam w zasadzie powodów jakimi się kierował, jak mam go ocenić?
Zgasiłam peta i wchodząc do pokoju wrzuciłam do popielniczki.
Postanowione, najpierw chcę go poznać, potem zaś zobaczymy. W każdym razie muszę być ostrożna.
Stanęłam na korytarzu słysząc krzyk dochodzący z błękitnego pokoju.
Cała moja racjonalność znikła nagle jak bańka mydlana, na ten
przepełniony bólem dźwięk. Pobiegłam w stronę pokoju, po drodze
zerkając na zegar w kuchni. Dochodziła osiemnasta, a więc było
znacznie później niż zakładałam.
Nie powinnam tracić rachuby czasu,
nie powinnam w ogóle wychodzić na balkon, nie powinnam...
Kiedy otworzyłam drzwi i z ulgą dostrzegłam, że mężczyźnie nic nie
jest, a tylko zbudził go koszmar. Natychmiast przybyły nowe obawy, czy aby nie uszkodził on nagłym poderwaniem się opatrunków i czy na pewno wszystko z nim dobrze. Gdy bowiem podeszłam do łóżka i popchnęłam go możliwie delikatnie z powrotem na posłanie. Zauważyłam, że cały aż dygocze. Przyłożyłam mu dłoń do czoła, sprawdzając, czy czasem nie ma gorączki. Na szczęście nie miał, ale jego wzrok mimo to wciąż pozostawał zamglony.
- Loki. Loki, słyszysz mnie? Spokojnie, to był tylko sen. - Powiedziałam, starając się mówić powoli, cicho i spokojnie, a w mój głos wdarła się niepotrzebnie nutka troski, której przecież wcale nie powinno tam być.

                                ***

Ktoś podbiegł do łoża na którym leżałem i przyłorzył swoją ciepłą dłoń do mojego czoła. Wzdrygnąłem się pod wpływem dotyku, który zazwyczaj był jedynie bolesną, krzywdzącą ręką uderzającą z dużą siłą w ciało.

Nie miałem odwagi spojrzeć w oczy osobie, która stała jak w transie i z zaciekawieniem wpatrywała się w moje oblicze. Wypowiedziała moje imię, wiem z doświadczenia, że nie wróży to nic dobrego.

                                ***

Szmaragdowe oczy patrzyły na mnie spokojnie, ale usta się nie poruszała. Dlaczego? Boi się mnie, a może... może jednak się pomyliłam? To niemal niemożliwe, jednak.. w każdym razie są dwie możliwości, a ja wiem doskonale jak sprawdzić, która z nich jest prawdziwa. W prawdzie jeśli ta pierwsza, to zostanę wzięta najpewniej za jakąś wariatkę, jednak jeśli druga, to... wracamy do tego o czym rozmyślałam kilka minut temu. W każdym razie warto sprawdzić. 
Przysiadłam na skraju łużka wciąż patrząc czarnowłosme prosto w oczy.
- Jak się czujesz, Loki? - Dodałam jakby od niechcenia, a uśmiech jaki wkradł mi się na usta (Bóg mi świadkiem) nie był celowy.

Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć, prawda w tej chwili mogła być moją zgubą, ale widząc jak zasłania swoje myśli uśmiechem, nie byłem pewien co odpowiedzieć. Postanowiłem zasiać w jej umyśle ziarno niepokoju, które w każdym momencie moję wykorzystać przeciwko niej.

- Jak mnie nazwałaś? - Zapytałem zachrypniętym głosem.

Loki. - Powturzyłam właściwie znów pewna swojej racji, a ponad wszelką wątpliwość dowiedzieć się prawdy powinnam najpóźniej dziś w nocy, z tym, że w takim wypadku byłaby to już kolejna niemal nie przespana noc z rzędu. Poza tym... może ujawnienie swojej wiedzy nie było jednak najlepszym posunięciem?

Ból nie pozwalał racjonalnie myśleć, mimo to postanowiłem dalej brnąć w kłamstwa, które w jej chciwli były jedyną deską ratunku.

- Mylisz się. Wydaje mi się, że z kimś mnie pomyliłaś. Jeśli pozwolisz wrócę do domu. - Próbowałem się podnieść, ale i ta próba nie była wyjątkiem od reguły. Jej oczy przewiercały moje, ale mimo to kłamałem jej prosto w twarz.

Sama już nie wiedziałam, a właściwie nadal wiedziałam, ale... z pewnością nie powinnam aż tak na niego naciskać.
- Leż. - Powiedziałam popychając go lekko z powrotem na materac. - Nie powinieneś jeszcze wstawać, twoje rany wciąż sie goją, i... Właśnie! Nie chcesz czasem czegoś przeciw bólowego? - Dodałam wstając.
Byłam już przy drzwiach kiedy przypomniałam sobie o czymś dość oczywistym, o ile rzecz jasna czarnowłosy mówi prawdę. Odwróciłam się do niego i patrząc mu w oczy, znów z triumfalnym uśmiechem na ustach rzekłam.
- W takim razie może jednak pojedziemy do szpitala, co? A może powiesz mi pod jaki numer mam zadzwonić? Możesz też przestać kłamać. Decyzja należy do ciebie. - Powiedziałam ostatnie zdanie zamykając drzwi do pokoju. Znów pewna i z jakiegoś irracjonalnego powodu szczęśliwa, że go chyba przejrzałam. Ruszyłam do kuchni zrobić mu cherbatę, a sobie kolejną kawę, oraz zamówić coś na wynos z restauracji niedaleko domu.

                                 ***

Znowu zostałem sam. Szczerze mówiąc myślałem, że uwierzyła ale ona nie dawała za wygraną. Postawiła mnie pod ścianą, przyparła do muru i tak po prostu wyszła. Wybór? Podobno zawsze należy do ciebie, ale czasami wystarczy jedna chwila aby zrozumieć, że nie dokońca był on właściwy. Niestety kłamca ma to do siebie, że w pewnym momencie nie potrafi zaufać nikomu. Nawet sobie. Tak właśnie było w tej chwili, wyjawienie prawdy prowadziło do zbyt bolesnych konsekwencji a brnięcie w kłamstwo oznaczało sprowadzenie na siebie  dokładnie tego samego. Ucieczka? Nie postrafiłem się podnieść, a nieudana próba mogła tylko pogorszyć moją obecną sytuację. Pozostało mi tylko czekać, aż jasnooka postanowi znów zaszczycić mnie swoją obecnością i nieć cichą nadzieję, że nie wyda mnie na pastwę organizacji rządowych. Przynajmniej na razie.

                                

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro