Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Bellamy~

To był dzień 18-tych urodzin Octavii. Moja mała siostrzyczka stała się pełnoletnia i nie do końca to do mnie docierało. Przecież dopiero co była maleńka, chodziłem z nią na plac zabaw, odprowadzałem do szkoły. Nie miałem pojęcia, kiedy to się stało, że dorosła, ale musiałem się z tym pogodzić. Aha, no i trzeba było jej wyprawić chociaż jakąś mini imprezę, w gronie przyjaciół i oczywiście pod moim okiem.

Wszystko było już przygotowane, a samo przyjęcie miało się odbyć w mieszkaniu Clarke i Wellsa. Chciałem je zrobić u nas i pokłóciłem się o to z blondynką. Stwierdziła ona, że ma większe mieszkanie, więc lepiej będzie zrobić tą imprezę u niej. Powiedziałem jej, że się wywyższa, ona zaczęła na mnie wrzeszczeć, że to nieprawda i tak oto krzyczeliśmy na siebie nawzajem przez pół godziny, co skończyło się tym, że Clarke wyszła, trzaskając drzwiami. To było dwa tygodnie temu i od tamtej pory nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem.

Musiałem przyznać, że było mi głupio. Rzuciłem w nią bezpodstawnym oskarżeniem, nie powinienem był, znowu mnie poniosło. Zamierzałem przeprosić Clarke, gdy tylko dotrę na imprezę, niestety spóźniony, bo tego dnia musiałem pracować.

Przed wyjściem z domu, zajrzałem jeszcze do pokoju Octavii. Ponieważ jeszcze spała, położyłem prezent dla niej na szafce nocnej i wyszedłem do pracy. Byłem prawie pewien, że jej się spodoba.

Kupiłem jej srebrny łańcuszek z sercem. Niby banał, ale Clarke przekonywała mnie, że dziewczyny lubią takie błyskotki, a ja postanowiłem jej zaufać. Griffin zaoferowała mi pomoc w wyborze prezentu i kupiliśmy go tego samego dnia, którego się pokłóciliśmy, z tym, że parę godzin wcześniej.

Zaczęliśmy się już naprawdę dobrze dogadywać, a ja to zepsułem. Co prawda ona też miała czasami wahania nastrojów, ale nie aż takie. Po incydencie z przytulaniem na kanapie, unikała mnie i widziałem, że czuje się przy mnie nieswojo. Ale nie minęły dwa czy trzy tygodnie i już było w porządku.

Lubiłem Clarke, naprawdę ją lubiłem. Nie mogłem nazwać tego przyjaźnią, ale byliśmy na dobrej drodze do tego. No właśnie "byliśmy". Przez całą służbę tego dnia, zastanawiałem się, jak przeprosić Clarke. Nie wymyśliłem nic.

Po pracy skoczyłem jeszcze szybko do domu, by się przebrać i umyć, i czym prędzej ruszyłem do mieszkania Clarke. Kiedy dotarłem na miejsce, impreza rozkręciła się już na dobre. Kiedy stanąłem pod drzwiami, mogłem wyraźnie usłyszeć - a to zaskoczenie - Jaspera. Nie rozumiałem co krzyczał, bo najwyraźniej wlał już w siebie więcej alkoholu, niż powinien.

Zadzwoniłem do drzwi trzy razy, zanim ktoś mi wreszcie otworzył, a tym kimś był Wells.

-No wreszcie stary, już myślałem, że wystraszyłeś się Clarke i nie przyjdziesz. - stwierdził, wpuszczając mnie do środka. Westchnąłem.

-Nadal jest na mnie wściekła? - spytałem, domyślając się odpowiedzi.

-Nadal.

-Chyba czas ją przeprosić?

-Wypadałoby.

Ponownie westchnąłem, ale zanim zdążyłem coś powiedzieć, otoczyły mnie czyjeś ramiona. Po chwili zorientowałem się, że to Octavia.

-Hej duży bracie. - przywitała mnie radośnie. Przytuliłem ją mocniej.

-Wszystkiego najlepszego siostrzyczko.

Kiedy Octavia w końcu odsunęła się ode mnie, z radością dostrzegłem naszyjnik na jej szyji. Musiała zauważyć, że na niego patrzę, bo po chwili uśmiechała się szeroko.

-Podoba ci się? - spytałem.

-Jeszcze jak. - odparła, co mnie niesamowicie uradowało. -Przyznaj się, kto ci pomógł go wybrać.

Roześmiałem się. O. znała mnie zbyt dobrze. -Clarke. - odparłem zgodnie z prawdą.

-Tak myślałam. A skoro już o niej mowa, to lepiej idź ją przeproś. Kiedy ktoś wspomni twoje imię, robi się nadąsana i wygląda jakby chciała coś rozwalić.

-Taak, właśnie zamierzałem to zrobić. - odpowiedziałem i rozejrzałem się po pokoju. Wells dołączył do Jaspera i Monty'ego, dostrzegłem też Lincolna, ale nigdzie ani śladu Clarke. -Widziałaś ją gdzieś może? - spytałem.

-Ostatni raz, jak ją widziałam, była w kuchni. - odpowiedziała moja siostra. Kiwnąłem głową, pocałowałem ją jeszcze w czoło i skierowałem się w stronę kuchni.

Zastałem tam Clarke i Raven rozmawiające przyciszonymi głosami. Kiedy tylko mnie dostrzegły, natychmiast zamilkły. Czyli mnie obgadywały, świetnie. Ale w sumie to się im nie dziwiłem.

-Hej Clarke, możemy pogadać? - spytałem niepewnie. Clarke wzruszyła ramionami, ale Raven nie ruszyła się z miejsca. -Sami. - podkreśliłem, patrząc wymownie na Reyes. Po paru sekundach mierzenia się wzrokiem, w końcu ruszyła się z miejsca.

-Obserwuję cię Blake. - ostrzegła mnie i wyszła z kuchni. Przewróciłem oczami. Typowa solidarność jajników. - pomyślałem. Clarke patrzyła na mnie wyczekująco, więc postanowiłem, że przejdę do rzeczy.

-Chciałem...chciałem cię przeprosić. - wydukałem i zamiast patrzeć jej w oczy, wzrok wbiłem w swoje buty. Clarke nie odpowiedziała, więc kontynuowałem. -Nie powinienem był tak o tobie mówić, wiem, że to nieprawda, poniosło mnie. Więc.. No.. Przepraszam cię. - ostatnie słowa praktycznie wymruczałem pod nosem.

-Że co? Nie dosłyszałam? - Clarke odezwała się w końcu, ale dobrze wiedziałem, że kłamie. Zgrzytnąłem zębami.

-Przepraszam. - powtórzyłem, tym razem głośno i wyraźnie. Odważyłem się wreszcie na nią spojrzeć. Na twarzy miała uśmiech satysfakcji. Przewróciłem oczami.

-Coś takiego, Bellamy Blake mnie przeprasza.

-Nie bądź wredna.

-Ty zacząłeś.

Zachichotałem. Widziałem, że nie jest już na mnie zła, drażniła się ze mną.

-Więc wybaczysz mi? - spytałem. Clarke udała, że się zastanawia.

-Niech ci będzie. - odpowiedziała po chwili. Niewiele myśląc, podszedłem bliżej i z uśmiechem na ustach, pocałowałem ją w policzek. Clarke zamarła, nie poruszyła się. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie co zrobiłem.

-Umm.. To może.. Dołączymy do reszty? No wiesz, trwa impreza i tak dalej? - powiedziałem, jąkając się i ponownie unikając patrzenia jej w oczy. Kiwnęła głową i skierowała się do drzwi. Poszedłem za nią, przeklinając się w myślach za nieużywanie mózgu. Ledwo ją przeprosiłem i znowu sprawiłem, że było między nami niezręcznie. Brawo Blake. - pomyślałem z przekąsem.

Gdy wszedłem do pokoju, moim oczom ukazali się tańczący przed telewizorem Jasper i Monty. Najwyraźniej towarzystwo postanowiło urządzić sobie taneczny turniej w "Dance Central". Roześmiałem się głośno na ten widok. Monty był w miarę trzeźwy, więc szło mu jeszcze jako tako. Jasper natomiast miał już za dużo promili i nieźle się chwiał, ale nie przeszkadzało mu to w zabawie, wręcz przeciwnie. Jordan był roześmiany od ucha do ucha i wykrzykiwał coś, że jest "Królem Parkietu" i "Bogiem Disco". Doprawdy, czasem nie mogłem uwierzyć, że mam do czynienia z dorosłymi ludźmi.

Kiedy piosenka się skończyła i na telewizorze ukazał się wynik, Jasper wydał z siebie jęk rozpaczy.

-Jak to możliwe, że wygrałeś? To niesprawiedliwe, byłem lepszy! - zaprotestował. Monty poklepał go po ramieniu.

-Wybacz stary, możesz być dobry, ale nigdy nie będziesz tak dobry jak ja. - powiedział, próbując udawać powagę.

Jasper wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale Raven odciągnęła go na bok.

-Jasper kochanie, spokojnie, byłeś świetny, nie przejmuj się. - mówiła do niego jak do dziecka, a ja zacząłem się zastanawiać, od kiedy Raven zwraca się do Jaspera per "kochanie".

-Ale to nie fair! Widziałaś moje kocie ruchy?! - zaprotestował Jordan, a ja robiłem wszystko żeby nie parsknąć śmiechem.

-Ty już dzisiaj nie pijesz, chodź zrobimy ci herbaty. - odparła Raven i zaczęła prowadzić go w kierunku kuchni.

Sekundę później Octavia klasnęła w dłonie. -No, to kto następny? - spytała wesoło. Niestety nie miałem niczego za czym mógłbym się schować i tak jak się spodziewałem, moja siostra wybrała mnie na swoją ofiarę. -Bell! Teraz ty! - zarządziła.

-A to niby dlaczego? - spytałem.

-Bo to moje urodziny i tak postanowiłam. A teraz marsz na środek. - powiedziała tonem, nieznoszącym sprzeciwu. Nie miałem wyjścia, musiałem ruszyć się z miejsca i dać sobą pomiatać mojej młodszej siostrze, przynajmniej raz w roku.

-Z kim mam tańczyć? - spytałem, gdy zająłem już swoje miejsce. Octavia rozejrzała się po pokoju i kiedy zobaczyłem jej wredny uśmieszek, już wiedziałem kogo wybrała.

-Clarke! Zapraszam cię na środek.

-Ale..

-Żadnych ale! To moje urodziny pamiętasz?

-To jest szantaż emocjonalny. - jęknęła Clarke, ale posłusznie stanęła obok mnie.

-Bzdura. - powiedziała Octavia i uruchomiła grę.

Nachyliłem się nad Clarke i szepnąłem jej do ucha. -Przygotuj się na porażkę, Griffin.

-Chyba śnisz. - odparła. Roześmiałem się tylko.

Trzy minuty później, uśmiech zszedł z mojej twarzy. Nie dość, że Clarke mnie pokonała, to jeszcze miała sporą przewagę punktów. Jej twarz rozjaśnił uśmiech satysfakcji. Pokręciłem głową, i mimowolnie uśmiechnąłem się półgębkiem. Cóż, musiałem pogodzić się ze sromotną klęską.

Resztę wieczoru spędziliśmy głównie na tańcach. Wypiłem chyba nieco za dużo, zresztą tak jak wszyscy obecni, i nie do końca pamiętałem, ile razy jeszcze tańczyłem i z kim, ale wiedziałem, że dawno już się tak dobrze nie bawiłem.

_____________________________________
Zdecydowałam się dodać rozdział o dzień wcześniej, cieszycie się ? 😀 mam nadzieję, że tak. Nie jestem z niego zbyt dumna, no ale cóż.. Bywa xd.

Do następnego 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro