Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Bellamy~

Czas się jakby zatrzymał. Przestałem dostrzegać moją siostrę i Lincolna, widziałem tylko Clarke. Clarke, która patrzyła na mnie z załzawionymi i spuchniętymi oczami i nieśmiałym uśmiechem na ustach. Ręce miała skrzyżowane na piersi, tak jakby nie ufała sama sobie, jakby chciała się przed czymś powstrzymać. Zgubiłem się na moment w jej niebieskich oczach i po prostu wpatrywałem się w nie jakbym mógł w nich znaleźć odpowiedź na wszystkie nurtujące mnie pytania.

Do rzeczywistości przywołał mnie uścisk ręki Octavii. Zamrugałem i spojrzałem na moją siostrę. Nie byłem pewien co widzę na jej twarzy. Jeszcze przed chwilą była na niej tylko i wyłącznie radość, teraz dostrzegałem tam coś jeszcze, ale nie byłem pewien co.

Przez następne trzy dni spędzone w szpitalu dokładałem wszelkich starań, by ani na moment nie zostać z Clarke sam na sam. Wiedziałem, że nie mogę w nieskończoność unikać tej rozmowy, ale chciałem odwlec ją w czasie jak tylko mogłem. Bałem się, co Clarke powie. Bałem się, że odejdzie. Nie wiedziałam czy jestem w stanie to znieść.

Ale kiedyś w końcu musiałem wrócić do mieszkania, które dzieliłem z Clarke. Blondynka najwyraźniej też nie wiedziała jak zacząć tę rozmowę, bo gdy tylko nasi przyjaciele (dosłownie wszyscy, stwierdzili, że koniecznie muszą odprowadzić mnie do domu całą paczką) zostawili nas samych, dziewczyna zaczęła gadać jak najęta o pierdołach i skakała wokół mnie. Cały czas pytała czy czegoś mi nie potrzeba, czy nie jestem głodny, albo śpiący, czy nie jest mi za zimno, albo za ciepło.

-Clarke, to że doktor kazał mi się oszczędzać, jeszcze nie znaczy, że masz mi usługiwać, nic mi nie jest, naprawdę. - przywołałem ją do porządku. Blondynka zawstydziła się nieco i spuściła wzrok.

-Po prostu nie chcę żebyś się przemęczał. - powiedziała cicho.

-Nie przemęczam się. - zapewniłem ją. Clarke kiwnęła tylko głową unikając mojego wzroku. Zżerało ją poczucie winy, widziałem to wyraźnie. Ale nie chciałem, żeby rekompensowała mi to, że mnie nie kocha. Przecież tego się nie wybiera, nie decydujesz o tym, w kim się zakochasz. To się dzieje samo i nie mamy na to żadnego wpływu. Nie mogła się o to obwiniać.

Clarke mimo moich protestów stwierdziła, że zrobi obiad.

-Nie lepiej byłoby coś zamówić? - spytałem z nadzieją. Clarke może i była cudowna i tak dalej, ale Gordonem Ramseyem to ona nie była.

-Sugerujesz mi, że nie umiem gotować? - spytała żartobliwie.

-Nie sugeruję, mówię wprost. - odparłem. Zaśmialiśmy się oboje. -Już raz otarłem się o śmierć, dziękuję bardzo.

Uśmiech zszedł z twarzy blondynki.

-Nie mów tak. - powiedziała, a jej dolna warga zadrżała.

-Clarke, tylko żartowałem, uspokój się. - powiedziałem łagodnie. Dziewczyna usiadła obok mnie na kanapie, zaskakująco blisko mnie, na tyle, że nasze kolana się ze sobą stykały.

-Nie żartuj tak. - powiedziała i w końcu spojrzała mi prosto w oczy. -Nawet... Nawet nie wiesz jaka przerażona byłam, kiedy Octavia zadzwoniła do mnie, że jesteś w szpitalu. Umierałam ze zmartwienia Bell, proszę nie żartuj z tego. - mówiła, a jej głos z każdym słowem był coraz cichszy. Przełknąłem ślinę.

-Nie sądziłem, że aż tak cię to ruszyło. - powiedziałem szczerze.

-Oczywiście, że mnie ruszyło ty idioto. - powiedziała i pacnęła mnie lekko w ramię, na szczęście nie w te, w które dostałem kulkę. Roześmiałem się.

-Znowu mnie wyzywasz.

Blondynka uśmiechnęła się słabo i odgarnęła mi włosy z czoła. Wzdrygnąłem się na ten ruch, ale zignorowała to. Wzruszyła ramionami.

-Jestem Clarke Griffin, jestem tępa, nie potrafię okazywać uczuć i wyzywam ludzi, których kocham. - powiedziała. Zmarszczyłem brwi, nie od razu zrozumiałem o co jej chodziło. Załapałem dopiero kiedy pochyliła się do przodu i pocałowała mnie, tym razem prosto w usta. Zrobiła to tak delikatnie, jakby bała się, że jestem ze szkła i mogę się w każdej w chwili rozbić na kawałki. Nie zwlekałem długo z odwzajemnieniem pocałunku, zbyt długo na niego czekałem.

Dłoń zdrowej ręki przeniosłem na jej szyję, by przyciągnąć ją nieco bliżej. Nie protestowała. Nigdzie się nie śpieszyliśmy, pocałunki były powolne, ale pełne czułości i chyba nigdy nie czułem się tak jak w tamtej chwili. Myślałem, że serce wyskoczy mi z piersi. Clarke, której dłoń spoczywała na mojej klatce piersiowej, musiała to poczuć, zresztą ciężko było by to przeoczyć, bo zaczęła chichotać i oderwała się ode mnie.

-Spokojnie Bellamy, zaraz zejdziesz mi tu na zawał. - powiedziała.

-Warto. - odparłem i przyciągnąłem ją spowrotem do siebie, tym razem nieco mocniej. Nie chciałem jej puszczać już nigdy, ale prawda była taka, że oboje prócz siebie, potrzebowaliśmy również powietrza, by żyć, dlatego w końcu odsunęliśmy się od siebie.

Mogłem mieć w życiu nie wiadomo ile dziewczyn i całować się z nimi i robić inne niestworzone rzeczy, ale żadna z nich nie mogła równać się z Clarke w żaden sposób. Żadna.

~~~

W końcu Clarke dała się przekonać, że jej próba ugotowania czegoś może skończyć się pożarem, dlatego zamówiliśmy pizzę. W gruncie rzeczy to wiele się w naszym zachowaniu nie zmieniło. Już wcześniej zachowywaliśmy się, jak to moja siostra i Raven lubiły mówić "jak stare, dobre małżeństwo". Z tym, że teraz na kanapie siedzieliśmy przytuleni do siebie i całowaliśmy się może trochę więcej niż powinniśmy i gdyby ktoś nas widział, to by pewnie zwymiotował, ale ja byłem najszczęśliwszym facetem na ziemi.

-Kiedy.. No wiesz.. Uświadomiłeś sobie, że to coś więcej niż przyjaźń? - spytała mnie nagle Clarke. Leżała z głową na moich kolanach, a ja głaskałem ją po włosach i w sumie to nie robiliśmy nic konkretnego. Cieszyliśmy się po prostu sobą.

-Jakoś po twoim wypadku, w zeszłym roku. - odparłem szczerze. Clarke gwałtownie usiadła i spojrzała na mnie zaskoczona.

-Co?

-Co?

-Tak długo to w sobie trzymałeś?! - prawie krzyknęła. Wzruszyłem ramionami.

-A jakie to ma znaczenie?

-Jakie?? Takie, że może gdybyś mi wcześniej powiedział, to ja też bym się ogarnęła i nie stracilibyśmy tyle czasu! Ale z ciebie ułom Bellamy.

-Znowu to robisz Clarke.

-Przepraszam. - pocałowała mnie w policzek. - Po prostu nie mogę uwierzyć, że tak długo to w sobie trzymałeś... Powiedziałeś komukolwiek?

Zawahałem się. -Tylko Octavii... A ona, ponieważ nie potrafi trzymać języka za zębami, powiedziała Wellsowi. I nikt więcej, no chyba, że o czymś nie wiem. -Clarke westchnęła.

-Jak na Octavię to i tak niezły wynik. - stwierdziła. -Powinniśmy jej powiedzieć? - spytała po chwili. Zastanowiłem się.

-Powiemy jej i całej reszcie. Ale jutro.

-Dlaczego jutro?

-Chcę się jeszcze tobą nacieszyć, zanim moja siostra wpadnie tu z piskiem, a Jasper z butelką Moonshine, żeby to uczcić. - powiedziałem i przytuliłem ją na tyle mocno, na ile mogłem przez ranę w brzuchu, a ona zachichotała.

-W sumie masz rację. To co robimy? - spytała.

-Jest dużo rzeczy, które chciałbym zrobić, ale nie mam na to w tej chwili siły. - powiedziałem. -Możesz się czymś zająć, obejrzeć coś. Ja tu po prostu posiedzę i popodziwiam moją piękną dziewczynę.

Dawno już nie widziałem, by Clarke uśmiechała się tak szeroko. I to z mojego powodu.

W końcu Clarke włączyła telewizję i zaczęła skakać po kanałach, ale ja widziałem tylko ją. Nie mogłem uwierzyć, że coś o czym marzyłem od tak długiego czasu, wreszcie dzieje się naprawdę. Clarke Griffin była moją dziewczyną. Może i musiałem otrzeć się o śmierć, żeby te marzenie wreszcie się ziściło, ale warto było. Nie żałowałem niczego.

______________________________________
Heeeej robaczki! Czyżby to się wreszcie wydarzyło??? Tak! Wreszcie przestałam męczyć tą dwójkę! Alleluja! *fanfary* cieszycie się? Wiem, że tak.

Chciałam tylko powiedzieć, że do samego końca nie wiedziałam jak ten pierwszy pocałunek będzie wyglądał. Miałam w głowie 728282 wersji i nie potrafiłam wybrać jednej xd. Ale w końcu się zdecydowałam. Dajcie znać jak wyszło!

Buźka! 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro