4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Louis nigdy nie był typem zazdrośnika. Gdy był z Samuelem nawet przez myśl mu nie przyszło, aby wypytywać o telefony czy wiadomości, których adresatem był jego były partner. Działało to też w drugą stronę, więc w ich związku nie było w ogóle miejsca na sceny zazdrości. Z Harrym było zupełnie inaczej. Louis ufał mu, a przynajmniej starał się na tyle, że zaczął wierzyć w to, że w końcu mogą być szczęśliwi. Teraz czuł, że jednak był zbyt naiwny i zbyt łatwo dał się przekonać słowom alfy. Za wszelką cenę próbował nie wyciągać żadnych pochopnych wniosków, ale nie mógł powstrzymać wątpliwości, wywołanych przez Scarlett. Czy Harry coś przed nim ukrywał? Skąd Scarlett miała numer Harry'ego? Czego od niego chciała?
Z niepokojem spoglądał na leżący nieopodal telefon należący do alfy, zupełnie jakby spodziewał się nagłego wybuchu.

Nie wyciągaj pochopnych wniosków.

*

- Jak się czujesz po dzisiejszej sesji? Nasunęły ci się jakieś wnioski? Zmieniłeś spojrzenie na niektóre kwestie?

Harry miał dość tej sesji. Nie chciał już odpowiadać na jakiekolwiek pytania, rozgrzebywać przeszłości i przypominać sobie o najgorszych momentach swojego życia.

- Chcę wrócić do domu. Chcę wrócić do rodziny.

- Harry, wiem, że to dla ciebie ciężkie, ale przypomnij sobie, że robisz to przede wszystkim dla siebie. Na naszym pierwszym spotkaniu powiedziałeś, że to twoja ostatnia szansa. Nie zmuszę cię do niczego, ale uważam, że jesteś na dobrej drodze do tego, aby pogodzić się z przeszłością; ze stratą, której doświadczyłeś i do tego, abyś w końcu sobie przebaczył. Jestem tutaj, aby ci w tym pomóc. - odpowiedział Horan, zamknął swój notatnik i zastygł w oczekiwaniu na odpowiedź, której jednak nie otrzymał. - Na dzisiaj koniec, Harry. Widzimy się w czwartek.

Alfie nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Rzucił kilka słów na pożegnanie i opuścił gabinet, marząc jedynie o tym, aby znaleźć się w domu i nie myśleć o niczym. Mówiąc dom miał oczywiście na myśli dom, gdzie przebywał Louis z Joey'em, w swoim mieszkaniu tylko nocował, resztę czasu spędzał ze swoją rodziną lub w gabinecie terapeuty. Droga do domu Louisa zajęła mu zdecydowanie więcej czasu niż zamierzał, ale nie miał zupełnego wpływu na to, co działo się na drodze przed nim. Nie mógł nawet poinformować omegi o tym, że na drodze wydarzył się wypadek, nie wziął ze sobą telefonu i w tamtym momencie bardzo tego żałował. Musiał uzbroić się w cierpliwość i patrzeć jak pomoc drogowa i policja usiłują ogarnąć miejsce zdarzenia.

*

Louis w końcu się uspokoił. Zupełnie zapomniał o byłej omedze swego partnera, Joseph skutecznie wybił mu myślenie o czymkolwiek innym niż on sam. Alfa po popołudniowej drzemce był nie do wytrzymania, marudził, krzyczał, chwilami zanosił koszmarnym płaczem i omedze trudno było go uspokoić.

Tomlinson spojrzał na zegarek i dopiero wtedy dotarło do niego, że dobre pół godziny wcześniej minęła pora powrotu Harry'ego z terapii i Joseph po prostu za nim tęsknił. Mimo że Harry pojawił się w ich życiu stosunkowo niedawno, bo zaledwie kilka tygodni wcześniej, mały alfa zdążył się przyzwyczaić do Harry'ego. Już pierwsze chwile, które spędzili razem pokazały, że rozłąka nie zniszczyła ich pierwotnego połączenia. Dla Josepha nie miało znaczenia to, że Harry nie był obecny w jego życiu od samego początku; od razu zaakceptował go i pozwolił mu na więcej niż Zaynowi, bo podświadomie wiedział, że ze strony Harry'ego nie powinna mu się stać żadna krzywda. Ich więź bardzo się umocniła w ciągu tych kilku tygodni i Louis właśnie miał pokaz zdolności swojego syna, który przecież zwykle zachowywał się jak prawdziwy aniołek. Teraz raczej było mu bliżej do diabła w wilczej skórze. Dlatego bezzwłocznie zabrał Joeya do swojej sypialni i położył chłopca na łóżku, a następnie przykrył go kocem, pod którym Harry drzemał poprzedniego popołudnia. I to był strzał w dziesiątkę, bo alfa niemal natychmiast się uspokoił, bardziej wtulił w nieco szorstki materiał i zacisnął na nim piąstki. Omega odetchnął z ulgą, mając nadzieję, że Harry wkrótce się zjawi i będą mogli w końcu porozmawiać. Dlatego zajął miejsce tuż obok syna i zupełnie jak Joey, wsunął się pod koc, a zapach Harry'ego od razu na niego zadziałał. Nikt nie mógł mu tego odebrać. Nawet nie zauważył, gdy jego powieki stały się cięższe, a on sam zapadł poddał się bezsennej drzemce.

Obudziły go delikatne pocałunki i dotyk dłoni, które muskały jego policzek. Wyplątał ręce spod koca i objął alfę tak drogą jego sercu, przyciągając Harry'ego najbliżej siebie jak tylko mógł.

- Tęskniłem. - wyszeptał i sam zaczął składać pocałunki na skórze alfy. - Joey jeszcze bardziej.

- Był wypadek, stałem w korku prawie godzinę. Ale już jestem i nigdzie się nie wybieram. - odpowiedział Harry, ciesząc się w duchu, że Louis nie był na niego tak bardzo zły. - Zostawiłem telefon na sofie i o nim zapomniałem. Przepraszam.

- Nic się nie stało, Harry. Nic się nie stało.

I choć Harry'emu wydawało się, że w głosie Louisa wybrzmiała dziwna nuta, zupełnie to zignorował. Miał przy sobie wszystko, co było dla niego ważne - liczyła się tylko ta chwila, ten moment, w którym miał blisko ukochanego omegę i syna. Wszystko inne traciło przy nich jakiekolwiek znaczenie.

*

- Dlaczego nic nie powiedziałeś? - zapytał Harry, gdy leżeli na kanapie w salonie. Joseph już dawno spał, wycałowany i wyprzytulany przez ich obu. Louis westchnął i odwrócił wzrok od ekranu telewizora.

- Nie mam zamiaru pytać o coś, co mnie w ogóle nie dotyczy, Harry. Scarlett była częścią twojego życia, coś was łączyło, ale teraz jesteś ze mną. - stwierdził szatyn i poprawił poduszkę za swoimi plecami. - Myślę, że jesteś świadom tego, że to twoja ostatnia szansa i jeśli coś się wydarzy to nigdy więcej nas nie zobaczysz.

- Tak, wiem o tym.

- To brzmi jak groźba, ale chcę żebyś był świadom, że starego Lou już nie ma. Nie mam zamiaru walczyć z wiatrakami, nie mam na to po prostu sił.

Harry nic nie odpowiedział, za to sięgnął po telefon i zrobił to, co powinien zrobić już tak wiele lat temu. Bez mrugnięcia okiem skasował wiadomość, historię połączeń i zablokował przychodzące połączenia z numeru dawnej partnerki. Nie czuł nic poza rozlewającą się po jego ciele ulgą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro