•2.2•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Ja...Ja nie wiem co powiedzieć. - Spuściła wzrok, mocno się czerwieniąc.

- Mów to, co myślisz. - Złapał ją za dłonie - Jeśli nie czujesz tego samego, co ja do ciebie, spokojnie...Zrozumiem.

- Nie, Satori. To nie chodzi o to. Po prostu... - Wzięła głęboki wdech - Ja...Zaskoczyłeś mnie.

- Więc? - Podniósł jedną brew - Jaka jest twoja decyzja?

Wiedziała, że Tendō będzie potrafił o nią zadbać. Że będzie się o nią troszczył, ale wciąż była zdziwiona. Jakoś nigdy wcześniej nie patrzyła na niego, jak na osobę, z którą mogłaby być.

Zawsze najważniejszy był Wakatoshi, ale jego już nie było. Poza tym, odrzucił ją. Wiedziała, jakie to bolesne, więc nie chciała, żeby to samo poczuł Tendō, przez jej niepewność.

Cichutko westchnęła i podjechała bliżej niego, obejmując siatkarza w pasie. Przytuliła go i zamknęła oczy, dopiero teraz zauważyła, że nie miał kurtki i stał na tym zimnie w bluzie.

- Satori...Rozchorujesz się. - Powiedziała zmartwiona.

- Nie to jest teraz najważniejsze.

Wciąż czekał na jej odpowiedź. Ten gest wcale nie musiał oznaczać twierdzącej odpowiedzi, przecież równie dobrze mogła go przytulić, żeby załagodzić ból, gdy się nie zgodzi, prawda?

- Gdybym się nie zgodziła... -  Urwała słysząc, jak nagle bicie serca czerwonowłosego gwałtownie przyspieszyło - Spokojnie, chce tylko o coś zapytać.

- N-No, pytaj śmiało.

- Gdybym się nie zgodziła, to czy wciąż bylibyśmy przyjaciółmi?

- Oczywiście, że tak. - Przytulił ją mocniej - Mam przez to rozumieć, że...

- Nie, to nie o to chodzi, Satori. Po prostu chciałam być pewna.

- Czyli, że się zgadzasz? - Spytał niepewnie.

- Może. - Odpowiedziała wymijająco, drażniąc się z nim.

- Proszę, nie trzymaj mnie dłużej w niepewności. Moje serce zaraz pęknie.

- Nie może. - Uśmiechnęła się w jego tors - Gdzie, jak nie w serduszku, będziesz nosił moją miłość? - Spytała, wiedząc, że to uszczęśliwi blokującego.

Chłopak chwilę przyswajał tę informację. Kiedy do niego dotarło, co powiedziała, położył głowę na ramieniu niższej dziewczyny, musiał się troszkę schylić. Zamknął oczy i uśmiechnął się, zadowolony z odpowiedzi.

Wypuścił ciepłe powietrze z ust i pozostał w takiej pozycji przez parę minut. Ale w końcu zaczęło mu się robić zimno. Zadygotał. Ai od razu to zauważyła. Odsunęła się od niego i łapiąc chłopaka za dłoń, pociągnęła do wyjścia z lodowiska.

- Gdzie masz kurtkę? - Spytała, rozglądając się za częścią garderoby.

- Tak się składa, że...W domciu? - Bardziej zapytał, robiąc do tego niewinny uśmieszek - Nie bij! - Krzyknął i skulił się, gdy podniosła dłonie.

- Baka. - Zdjęła z szyi szalik i założyła go chłopakowi - Masz, bo naprawdę się przeziębisz.

- Dzięki. - Wtulił zmarzniętą twarz w ciepły materiał i odetchnął z ulgą.

- Chodźmy gdzieś, gdzie jest cieplej.

- Chodźmy do mnie, jest blisko. Praktycznie obok. - Złapał ją za dłoń i pociągnął Ai za sobą.

~•••~

- Wciąż ci zimno? - Niebieskooka usiadła na brzegu łóżka - Może przyniosę jeszcze jeden koc?

- N-Nie trzeba. Zaraz się ugrzeje. - Uśmiechnął się delikatnie i opatulił kołdrą.

Ai wstała i podeszła do szafy siatkarza, w której zawsze było pierdyliard koców, poduszek i pluszaków. Wyciągnęła stamtąd najbardziej puchaty kocyk jaki znalazła i rozkładając go, zaczęła iść w stronę brązowookiego.

- Ai, naprawdę nie musisz mi przynosić tych kocyków.

- Nie muszę, ale chcę. Posłuchaj, ty siedziałeś tyle czasu dla mnie na tym zimnie, więc teraz pozwól mi się sobą zaopiekować.

- No dobrze. Skoro nalegasz~

Stanęła na łóżku i zarzuciła kocyk na nastolatka. Usiadła za nim w rozkroku i starała się złapać go gdzieś w okolicach torsu, ale byli to dosyć trudne, zważając na to, w jaki kokon z kocyków zmienił się jej chłopak.

- Jak będziesz siedział w takim kokonie, to motylkiem niedługo zostaniesz. - Prychnęła.

W końcu straciła równowagę, a kokon ją przygniótł do łóżka. Wtedy dopiero zdała sobie sprawę, że to nie był dobry pomysł. Tendō na początku nawet nie był świadom, że przycisnął do łóżka Ai, dopiero kiedy zaczęła się szamotać coś mu zaświtało w główce.

- Ai, Boże! Przepraszam! - Sturlał się z niej i niechcący spadł z łóżka.

Ai znowu mogła oddychać. Leżała rozłożona na łóżku i czekała, aż kolorowe plamki znikną. Podniosła się na łokciach i rozejrzała w poszukiwaniu cudownego chłopca, ale po nim śladu brak.

- Satori?

- Na podłodze! - Usłyszała nagle - Chwilunia!

Zobaczyła, jak się podnosi i prostuje ręce.

- Cudowny motylek...Sa-To-Ri! - Krzyknął, przybierając swoją cudowną pozę.

Ai zachichotała, przymykając powieki. Satori opuścił wyciągniętą dłoń i zaczął przyglądać się, chichoczącej dziewczynie. Przybrał dosyć zabawny wyraz twarzy.

- Hej! Czy ty się śmiejesz z cudownego motylka?! - Krzyknął, ale zaraz usłyszał kolejny wybuch śmiechu ze strony niebieskowłosej, ale tym razem głośniejszy - Jak możesz?! Ja ci zaraz pokaże!

Wskoczył na łóżko i złapał dziewczynę w ramiona. Ułożył się tak, żeby Ai była na dole i uśmiechając się złowieszczo, podwinął jej koszulkę do góry. Nim zdążyła zareagować, chłopak przyłożył do skóry na jej brzuchu swoje usta i zaczął dmuchać.

Ai poczuła silne mrowienie, przez które nie mogła się nie zaśmiać. Położyła dłonie na jego głowie i próbowała odepchnąć go od siebie, ale daremnie. Miał za dużo siły. Licealista wręcz płakała już ze śmiechu, ale jemu wciąż było mało, a tortur nie było końca.

- S-Satori! B-Brzuch boli mnie...Od                 ś-śmiechu! Proszę! Już dość!

Zlitował się nad nią i przestał. W zamian za to, położył się na niej z rozbawieniem przyglądał się jej zarumienionej od śmiechu twarzy. Jej błękitne oczy się błyszczały, a w ich kącikach znajdowały się maleńkie łezki rozbawienia.

- Nigdy więcej. - Wydyszała - Weź zejdź, ciężko mi się oddycha. - Spróbowała go zepchnąć.

- Coś mówiłaś? - Spytał udając, że przymierza się do kolejnego ataku na nią.

- Nic! - Wypiszczała, starając się zakryć wszystkie wrażliwe na łaskotki miejsca na ciele - Poczekaj chwilkę... - Tym razem pozwolił się jej podnieść, zaczęła wachlować się dłonią - Zmęczyłam się.

- Niby czym? - Spytał rozbawiony.

Ai zaprzestała czynności i spojrzała na niego z błyskiem w oku. Ułożyła dłonie na jego barkach i popchnęła go do tyłu. Usiadła mu na biodrach i starając się złapać jego obydwa nadgarstki w jedną dłoń, położyła jego ręce nad głową.

- Zobaczysz. - Mruknęła złowieszczo.

- Co? O nie, nie, nie, nie! Nawet nie próbuj!

Jak na taką małą istotę, Ai miała dużo siły. Udało jej się przytrzymać go w miejscu. Włożyła mu rękę pod koszulkę i miała zamiar poszukać miejsca, gdzie chłopak ma łaskotki. Nie wiedziała, jednak ze wystarczy go tylko dotknąć w bok.

Tendō zaczął się głośno śmiać, a niebieskowłosa była zadowolona ze swojej zemsty. Nie trwało to jednak długo, w końcu Tendō to Tendō.

- No, koniec tej zabawy. - Rzekł, kiedy zamienił ich miejscami - Zemściłaś się i ci wystarczy.

- Nie sądzę.

Tendō puścił ją i położył się obok, na brzuchu.

- Ale zobacz tego plusy. - Podniosła jeden palec do góry - Już nie jest ci zimno.

Pokręcił głową z rozbawieniem. Przez myśl mu przeszło, że tak mógłby żyć wiecznie. Z nią u boku. Niedawno uświadomił sobie, że najpiękniejsze chwilę w swoim życiu przeżywał właśnie w towarzystwie Ai.

**********************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro