Rozdział 11 Plan godny Afrodyty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ciocia z wujkiem byli nieco zaskoczeni pytaniem Levi'ego, czy może on zaprosić Soleil na piżama party w przyszłą sobotę. Jeszcze bardziej ich jednak zdziwiło, że Soleil nawet jeszcze nie wiedziała o tym pomyśle. Wtedy ja się wtrąciłam mówiąc, że Levi nie był pewny, czy się zgodzą i wolał najpierw z nimi o tym porozmawiać.

Wyrazili zgodę, więc nie pozostało teraz tylko nic innego, jak upewnić się, że Soleil pojawi się u nas w domu w sobotnie przyszłe popołudnie no i co najważniejsze, Lorraine i Gideon połkną przynętę i pojawią się wieczorem w restauracji.

Ciocia zadzwoniła do Lorraine i zapytała ją jeszcze tego samego dnia, a ona się zgodziła, co było do przewidzenia.

Poszłam później do swojego pokoju i zdałam relację Orli, która zachwycona zaklaskała radośnie i powiedziała, że w takim wypadku w piątek powinnam przyjść z Erin i Emmą by pogadać o sobotniej wspólnej kolacji.

                                                                 ***

Wszystko szło jak po maśle. Aż same byłyśmy zdziwione z Orlą. W piątkowe popołudnie nie było Sorschy, znajdowała się w swoim drugim lokalu, „Morska przystań", który był bardziej knajpką z domowym jedzeniem niż kawiarnią i miała na oku tamtejszych pracowników. W porównaniu do naszej ekipy, z nimi była w typowej relacji szef-pracownicy i nie znała ich. Często więc tam bywała, by kontrolować, czy wszystko było w porządku. Tam również przyrządzano jedzenie na miejscu, wszystko powinno być świeże i dobre.

Dzięki nieobecności Sorschy tak naprawdę nasz plan układał się perfekcyjnie, trochę się wcześniej martwiłyśmy co będzie, jeśli Sorscha będzie akurat w lokalu i nie daj Boże usłyszy naszą rozmowę i też zechce przyjść. Jeśli byśmy musiały potem wybić jej to z głowy to przecież by poznała prawdę. Kto wie, jakby zareagowała. Zapewne tak jak Kay i kazałaby nam się nie wtrącać. To był plan godny Afrodyty, samej bogini miłości. A gdy Lorraine i Gideon zgodzili się przyjść na dziewiętnastą kolejnego dnia do restauracji Perle de Paris czułam się, jakbyśmy dostały jej błogosławieństwo. Nie pozostało mi już nic innego, jak pojechać do restauracji i załatwić rezerwację oraz wpłacić te dwie stówki.

Oczywiście, jak to bywało w życiu, coś musiało pójść nie po mojej myśli.

Okazało się na miejscu, że nie było już żadnych wolnych stolików i nawet moje błaganie i próba przekupienia nie pomogły.

Powinniśmy z Orlą lepiej to jednak przemyśleć. Przecież to było do przewidzenia, że w takim lokalu nie dostanie się stolika ot tak. Tyle że obie byłyśmy w gorącej wodzie kąpane i na co dzień nie jadałyśmy w takich drogich przybytkach, więc rzecz jasna do głowy nam to nie wpadło. Oczywiście nie miałam zamiaru się poddać, co to to nie! Planowałam poszukać innego, ciekawego miejsca z dobrą kuchnią. Przecież to nie tak, że każda restauracja miała zarezerwowane wszystkie stoliki w sobotni wieczór. Musiało coś być wolnego.

A Lorraine i Gideonowi powiemy półprawdę. Może że nie mieli stolika na taką ilość osób?

Zdeterminowana i zamyślona nad kolejnym krokiem wymaszerowałam z restauracji i w progu zderzyłam się z wysoką, męską postacią. Owiał mnie piżmowy zapach męskich perfum z dymną nutą i woń skóry. Znałam go. Nie musiałam nawet podnosić głowy, by wiedzieć, kto to był.

Tristan cholerny Niven.

Dlaczego mimo że się nie znosiliśmy cały czas musiałam mieć z nim do czynienia?

Mało tego, on mnie nienawidził i jawnie to okazywał.

Jak tak dalej pójdzie Tristanowi w końcu puszczą nerwy i na serio zwiąże mnie i wrzuci do tej Tamizy.

— Sorki — bąknęłam i wyminęłam go, nawet nie mając zamiaru czekać na odpowiedź pełną pretensji.

Nie zauważyłam jednak w emocjach, że drzwi za nim się już zamknęły, były automatyczne i zderzyłam się tym razem centralnie ze szklaną górną częścią drzwi. Poczułam przeszywający ból twarzy i coś wilgotnego zaczęły spływać po mojej skórze. Z jękiem odsunęłam się od szyby i złapałam za nos. Od siły impetu i bólu zakręciło mi się w głowie.

Złapały mnie silne ramiona. Tristan przysunął mi do twarzy materiałową, miękką chusteczkę.

— Przyłóż do nosa, Ariadne — powiedział tonem łagodniejszym niż zazwyczaj i z zaskoczeniem aż na niego spojrzałam.

Niepotrzebnie przy tym unosząc głowę, bo ból się wzmógł. Super. Kto w ogóle w tych czasach miewa materiałowe chusteczki do nosa? Jak on niby spierze potem krew? Wzięłam posłusznie od niego chusteczkę i przyłożyłam ją do nosa.

— Chyba go złamałam.

— Nie złamałaś, nic nie chrupnęło i nos nie jest skrzywiony. Musisz tylko zrobić zimny okład.

— Boli mnie i leci mi krew, geniuszu — wymamrotałam.

— Boli bo się uderzyłaś, nic dziwnego. A krew leci, ponieważ zapewne pękło tylko jakieś naczynko, nic ci nie powinno być.

— Skąd ta pewność? Nie jesteś przecież lekarzem.

— Jestem ekspertem w łamanych nosach, rozpoznałbym więc taki przypadek z całą pewnością.

Okej, to mnie jeszcze bardziej zaskoczyło, ale tym razem nie podnosiłam głowy.

— Trenowałeś boks czy coś?

— Tylko prawy sierpowy.

Parsknęłam śmiechem, ale sekundę potem przestałam się śmiać i głośniej jęknęłam z bólu.

Podszedł do nas jeden z pracowników restauracji.

— Dobry wieczór, panie Niven. Czy wszystko w porządku? — zapytała uprzejmie kobieta, z którą dopiero co rozmawiałam i którą błagałam o dwuosobowy stolik.

Wobec mnie nie była jednak taka miła, co naprawdę mnie nie obchodziło. Przyszłam tutaj w jednym celu, ale niestety nie wyszło. Teraz zaczynałam myśleć, że może mnie okłamała i były miejsca, ale zwyczajnie nie chciała dać mi rezerwacji?

Powinnam się spodziewać, że znała Tristana. Lokal taki jak ten był raczej częstym miejscem jego wizyt. Myślałam, że Tristan zbagatelizuje sprawę, powie że wszystko okej i sobie pójdzie do stolika, bo na pewno przyszedł coś zjeść, zostawiając mnie za sobą. W końcu uznał, że nos nie był złamany.

— Dobry wieczór. Co to za pytanie, pani Hallman? Oczywiście, że nie jest wszystko w porządku — powiedział ostro Tristan. — Nie widzi pani, że dziewczynie leci krew z nosa?

Rany. Jak dobrze dla odmiany chociaż raz nie być adresatem takiej wypowiedzi z jego strony, pomyślałam.

— Jest okej, już sobie idę. Pojadę do domu i zrobię okład — powiedziałam, przyciskając mocno chusteczkę do nosa. — Możesz iść zjeść sobie kolację. Smacznego.

Nawet do głowy by mi nie przyszło zapytać, czy mnie odwiezie. Pamiętałam jak to się ostatnio skończyło.

— Wykluczone. Nie będziesz jechała w takim stanie autobusem. — Tristan złapał mnie za ramię, delikatnie ale pewnie i przytrzymał w miejscu.

Hę? A od kiedy on się czymś takim przejmuje? Nie byłam w stanie zareagować z szoku, gdy on zwrócił się do kobiety:

— Pani Hallman, czy mogłaby pani na coś się przydać i przynieść mi lód owinięty w jakiś ręcznik?

— Tak, panie Niven, zaraz wracam — powiedziała pospiesznie kobieta nieco spiętym głosem i zniknęła.

Tristan zaprowadził mnie w głąb lokalu, to niezajętego dwuosobowego stolika i posadził mnie na krześle.

Czułam, że krew już nie wypływała. Gdy się pochyliłam żadna już ciesz nie spływała po mojej twarzy, chociaż nadal nos mnie bolał.

— Czy ty też wcześniej uderzyłeś się w głowę czy coś? — zapytała, powoli odsuwając chusteczkę od nosa. Wcześniej była śnieżnobiała, a teraz pokryta była kilkoma sporymi szkarłatnymi plamami.

Nie ma opcji, abym mu ją oddała. Przecież nadawała się do wyrzucenia. Tristan zamrugał i spojrzał na mnie pytająco, lekko przechylając głowę w bok.

— Jesteś dla mnie miły. To nie jest normalne.

Kąciki jego ust zadrżały w powstrzymywanym uśmiechu.

— Nie mogę być dla ciebie niemiły, gdy rozkwasiłaś nos o szklane drzwi, jak jakaś postać z kreskówki. To było zbyt zabawne do oglądania i rzecz jasna cierpisz. Można mnie nazwać wieloma epitetami, ale nie czerpię przyjemności z cierpienia innych.

Uniósł znacząco brew mówiąc ostatnie zdanie, lekko nawiązując do naszej pierwszej rozmowy.

Ałć. Był pamiętliwy. Musiałam zapamiętać ten fakt, bo jeszcze wykorzysta go jakoś pewnie przeciwko mnie.

Potem dotarło do mnie, że przecież Tristan musiał mieć świetną pamięć, skoro aspirował do bycia prawnikiem. Musiał z pewnością wykuć na pamięć kilka grubych kodeksów i innych nudnych jak flaki z olejem tekstów.

Pani Hallman wróciła z ręcznikiem z lodem, tak jak poprosił o to Tristan i podała mi go z dziwną miną.

— Panie Niven, czy dodać do pańskiego stolika jeszcze jedno nakrycie dla pana znajomej?

Schowałam brudną od krwi chusteczkę do kieszeni spodni, a potem wzięłam od kobiety ręcznik i przyłożyłam go do obolałego nosa. Od razu gdy tylko poczułam na skórze chłód ból zaczął nieco maleć. Tristan miał na pewno rację, na szczęście to nie było złamanie.

— Nie będzie takiej potrzeby, ponieważ z oczywistego powodu jednak nie zostanę — powiedział i wziął mnie pod ramię, a potem zaczął pomagać mi wstać. — Chodź, zawiozę cię do domu.

— Ekhm... — zaczęła ponownie mówić kobieta. — Jednak na jutro mamy dwuosobowy wolny stolik, jeśli w dalszym ciągu jest pani zainteresowana dokonać rezerwacji.

Ha! Wiedziałam, że skłamała. A to wredna małpa.

Tristan zerknął na mnie, a potem na kobietę i całe rozbawienie zniknęło z jego twarzy. Posłał jej tak arktyczne spojrzenie, że ja czułam powiew chłodu, a kobieta przełknęła ciężko ślinę dobrze wiedząc, że ją przejrzał i miała przesrane.

Mogłam sobie wyobrazić, ile kasy Tristan tutaj wcześniej zostawił podczas posiłków.

— Ariadne, próbowałaś wcześniej dokonać tutaj rezerwacji?

— Tak, dlatego tutaj przyjechałam.

— I pani Hallman powiedziała, że nie mają wolnych stolików?

Kobieta przystąpiła z nogi na nogę i uśmiechnęła się słabo.

— Sprawdziłam jeszcze raz listę, przy okazji, gdy byłam po lód. Tyle się dzieje, w końcu jest piątkowe popołudnie, sami państwo wiedzą.

Tristan pokiwał powoli głową, pozornie spokojniejszy, ale przez całą naszą burzliwą znajomość nauczyłam się już chcąc nie chcąc jego mowy ciała. Nawet gdy przybierał spokojny wyraz twarzy lub nawet się uśmiechał, to zawsze jego oczy go zdradzały. W tej chwili były chłodne i szare niczym stal. Zerknął na mnie kątem oka.

— Nadal chcesz tutaj jutro przyjść? — zapytał z powątpieniem.

W duchu liczyłam, że gdy powiem prawdę, to potem nie będzie mnie ciągnął za język, ale to raczej marzenie ściętej głowy.

— Znaczy to nie ja tu jutro będę... To skomplikowane, ale generalnie tak, potrzebuję na jutro rezerwacji wraz z możliwość opłacenia stolika z góry.

Kobieta pokiwała głową z uśmiechem.

— Oczywiście, już ją robię. Na nazwisko Crawford, prawda?

— Dokładnie. — Odłożyłam na chwilę na stół swój chłodny okład i sięgnęłam do torby, by wygrzebać z niej portfel. — Czy tak jak wcześniej mówiłam, dwieście funtów na razie będzie w porządku? W razie gdyby rachunek był wyższy, proszę o telefon i przyjadę dopłacić.

— Jak najbardziej, panno Crawford — zapewniła kobieta.

Wygrzebałam z portfela odpowiednią sumę i jej podałam, a potem podyktowałam mój numer telefonu. Gdy schowałam portfel Tristan pomógł mi wstać, chociaż wcale tego nie potrzebowałam. Nie miałam żadnych zawrotów głowy czy mdłości, a krwawienie przecież ustało. Nie miałam jednak siły się teraz z nim o to wykłócać, więc mu na to pozwoliłam.

Musiałam jak najszybciej stamtąd wyjść, bo zaczynałam się gotować w płaszczu, który przecież od niego dostałam na urodziny. Gdy chwilę później znalazłam się już na siedzeniu pasażera w jego samochodzie rozpięłam swój płaszcz zanim zapięłam pasy. Potem przyłożyłam ponownie do nosa chłodny okład i naprawdę liczyłam na to, że jak zawsze zapadnie cisza podczas wspólnej jazdy samochodem.

Kolejny jednak już raz Tristan zaburzył naszą „rutynę". Najpierw będąc dla mnie miłym, bez znaczenia jakie miał wytłumaczenie, a teraz zadając pytanie:

— O co chodzi z jutrzejszą rezerwacją?

Kłamanie nigdy nie wychodziło mi na dobre na dłuższą metę, nawet jeśli byłam w tym świetna. Obie z Orlą wiedziałyśmy, że nasz tajny plan przestanie być taki tajny, jak tylko Lorraine i Gideon pojawią się nazajutrz w restauracji i dotrze do nich, że będą sami.

Postanowiłam wykręcić się od odpowiedzi.

— Taki tam prezent niespodzianka dla znajomych — powiedziałam i oparłam głowę o zagłówek.

Samochód nadal stał na parkingu. Tristan nawet nie wsadził kluczyka do stacyjki. Była mała szansa, że dowie się prawdy, a potem wysiądzie i polezie do pani Hallman wszystko odwołać i cały misterny plan pójdzie się chrzanić. Tristan przekręcił głowę w bok i spojrzał na mnie przenikliwie, jak gdyby mógł czytać w myślach.

— Czy to ma coś wspólnego z tym, że Soleil ma nocować u was w domu jutrzejszej nocy?

— Skąd.... — zaczęłam mówić, patrząc na niego, ale urwałam. — Dlaczego Lorraine ci powiedziała?

— Lorraine nic mi nie powiedziała. Wiem o tym od samej Soleil, gdy byłem wczoraj z nimi dwiema i z Gideonem na spacerze.

No tak, przecież oni wszyscy trzymali się blisko. Tristan dosyć często bywał w „Ciszy na morzu", dodatkowo od lat spotykali się całą paczką w piątkowe wieczory w „Korsarzu". Zapomniałam o tym wszystko, bo ja dołączałam do nich niezwykle rzadko. Kilka razy miałam też okazję widzieć Tristana w towarzystwie Soleil i dziewczynka wielbiła ziemię, po której stąpał. Był jej drugim ulubionym mężczyzną w życiu, zaraz po Gideonie. Jej miłość do Gideona była w stanie przebić jedynie miłość do jej matki.

— Okej.

— Masz zamiar zwabić tutaj jutro Lorraine i Gideona, prawda? — dopytywał, nie mając zamiaru ustąpić i był już trochę poirytowany. — Na bank Orla też maczała w tym palce. Czy wy jesteście normalne?

Wypieranie się tego wszystkiego nie miało sensu.

— Jak najzwyczajniej normalne — zapewniłam. Po dłoni zaczęła mi spływać woda. Lód już się rozpuszczał i jak do tej pory materiał ręcznika wsiąkał wodę, teraz jednak było jej za wiele. Poprawiłam ręcznik, by woda nie kapała na siedzenie i przycisnęłam go ponownie do nosa. — Poza tym to tylko będzie kolacja, chyba że sami postanowią inaczej. Wszystko, czego potrzebują to okazji do otworzenia oczu. Przecież oni są w sobie zakochani po uszy. Tylko ślepy by tego nie zauważył.

— Życie to nie jakaś głupia komedia romantyczna.

— Przecież wiem.

— Właśnie udowodniłaś, że nie. To co zrobiłyście z Orlą jest naprawdę ryzykowne i zamiast pomóc, możecie tylko zaszkodzić.

Przewróciłam na to oczami. Dramatyzował.

— Niby jak? Przecież mogą uznać to za przyjacielską kolację co najwyżej.

Tristan zazgrzytał zębami i spojrzał na mnie chłodno.

Oho, czas „jestem miły, bo przywaliłaś w drzwi" się oficjalnie zakończył. Znowu był w trybie „ja cię zaraz serio uduszę". Gdyby spojrzenie mogło zabijać, byłabym martwa.

— Lorraine boi się związków, szczególnie z kimś, kto ma ciemną przeszłość, a Gideon... Powiedzmy, że on tę ciemną przeszłość ma i jakby tego było mało dopiero teraz tak naprawdę ma szansę żyć po swojemu. Jak tylko się dowie, że próbowałaś się wtrącać w jego życie i jego decyzje naprawdę może się zdenerwować.

Wiedziałam pobieżnie, że każdy z „Ciszy na morzu" był po jakiś trudnych przejściach, ale tak naprawdę znałam jedynie historię Orli. No i mojej własnej siostry.

Od Kay wiedziałam, że czasami robili sobie grupowe sesje „pseudo terapii", jak to mawiali, ale nigdy nie robili tego w tych rzadkich okazjach, gdy ja do nich dołączałam.

Wiedziałam, że Tristan pomagał Lorraine wygrać sprawę w sądzie przeciwko jej byłemu mężowi, przed którym uciekła z Francji. Ale to tyle. Nie kłopotałam się nawet pytaniem Tristana co dokładniej ma na myśli. Nie powiedziałby mi i tak.

— Przecież to nie tak, że zmusimy ich do czegokolwiek z Orlą — zaprotestowałam gwałtownie. — To tylko kolacja! Zaprosiliśmy ich mówiąc, że będę też ja, Orla i dwie moje przyjaciółki. Taki zwykły wypad grupowy. Finalnie będą jednak we dwoje.

— To będzie wywarcie nacisku z waszej strony — wycedził poirytowany Tristan.

— Jakiego nacisku? Facet, przesadzasz — odparłam, również już czując irytację. — To od nich zależy, czy coś z tego więcej wyjdzie. Przecież próbuję ci wytłumaczyć, że wraz z Orlą dałyśmy im tylko szansę.

Tristan nic nie powiedział. Sięgnął do klamki od samochodu, żeby wysiąść, a ja wiedziałam co planował. I pod żadnym pozorem nie mogłam do tego dopuścić.

— Nie możesz anulować mojej rezerwacji! — Złapałam go mocno za ramię i jednocześnie cicho jęknęłam, gdy na ten gwałtowny ruch nos zapulsował bólem. Nie puściłam jednak rękawa płaszcza blondyna.

— Natychmiast mnie puść.

— No nie bądź taki!

— Zachowujesz się jak dziecko. — Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek. Był na tyle dumny, że nie próbował się wyrywać, bo przecież mógłby sobie tym pognieść ubranie czy coś. Zamiast tego wysyczał: — Puść. Mnie.

— Nie, bo wszystko zniszczysz. Nigdzie cię nie puszczę.

Patrzył na mnie z niedowierzaniem, jak gdyby od dawna ktoś wprost mu się nie postawił. Zapewne tak było.

Złapałam mocniej jego płaszcz, zerknął na moją dłoń na sobie, potem na moją twarz i potarł palcami swoje czoło, mocno przy tym zaciskając szczękę.

— Mam ochotę cię udusić.

— Wiem, wiem. Poznaję tę minę.

W końcu puścił tę głupią klamkę, odetchnęłam z ulgą, ale go nie puściłam. W razie gdyby to był jakiś jego plan, by mi się wymknąć.

— Obiecaj mi, że jak odwieziesz mnie do domu nie odwołasz mojej rezerwacji.

— Nie widzę powodu, dla którego miałbym ci cokolwiek obiecać.

— To są twoi przyjaciele, na pewno chcesz ich szczęścia.

Tristan spojrzał na mnie niedowierzająco.

— Otóż to, chcę ich szczęścia. Lorraine i Gideon się dowiedzą, co wy dwie zrobiłyście. Nie będą szczęśliwi z tego waszego durnego pomysłu zabawienia się w swatki.

Durny pomysł?! Pomyślałam oburzona. Też coś! Jeszcze cofnie te słowa i mnie przeprosi, byłam tego pewna. Zapewne Tristan zbyt na chłodno wszystko pojmował, patrzył na świat tak samo jak Kay, logicznie. Wszystko musiało mieć sens. Ciężko w to wepchać emocje. Możliwe, że to dlatego nie dostrzegł we własnych przyjaciołach tego co ja i Orla.

— Wiemy. Jesteśmy w stanie zmierzyć się z ich wkurzeniem, jeśli tylko nasz plan się powiedzie, a nie będzie na to szansy, jeśli wszystko zepsujesz. Nie bądź psują, proszę.

Myślałam chwilę, czy czymś go przekupić, ale tak naprawdę nie miałam żadnej karty przetargowej. Co prawda zwracałam mu na bieżąco pieniądze za rachunki za Kirę, ale i tak jeszcze tak naprawdę sporo mu wiszę. Miałam okazję już się przekonać, że posiadanie konia, a szczególnie z problemami zdrowotnym, to studnia bez dna. Także gdybym zaproponowała mu stówkę za milczenie pewnie by mnie wyśmiał.

— Skoro tak się uparłaś, to zapewne jeśli teraz ci przeszkodzę wymyślisz jakiś inny, równie mądry plan lub jeszcze gorszy — stwierdził w końcu Tristan, a potem z ciężkim westchnieniem sięgnął do kieszeni swojego płaszcza.

Patrzyłam na niego podejrzliwie cały czas ten czas myśląc, że to może jakiś podstęp i telefonicznie odwoła rezerwację albo po prostu zadzwonić do Lorraine lub Gideona i wszystko wypapla?

— Co robisz?

— Muszę poinformować mojego znajomego, że nie będzie mnie na kolacji. Nie miałem zamiaru jeść dzisiaj tutaj sam.

Gdy nadal nie wypuściłam rękawa jego płaszcza i cały czas na niego patrzyłam, Tristan poirytowany wziął głębszy wdech i zamknął na chwilę oczy.

— Daję ci słowo, że nie zepsuję tego twojego idiotycznego planu. Puść mnie, Ariadne.

Fakt, że wcześniej w pewnym sensie jedynie obiecał, że nie będzie robił zakupów w sklepie jeździeckim, dopóki tam pracowałam i dotrzymał słowa. Uznałam, że tego także raczej powinien dotrzymać. Już udowodnił, że był słownym człowiekiem. Wypuściłam posłusznie jego rękaw, posłał mi jeszcze chłodne spojrzenie, typowe, i rzeczywiście zadzwonił do jakiegoś Cartera.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro