39. Oszaleję przez Ciebie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Vicky, zaraz się spóźnimy - usłyszałam poirytowany głos chłopaka, który dochodził zza drzwi. Wywróciłam oczami, ostatni raz przesuwając szminką po ustach. Przeczesałam dłonią włosy, a potem w końcu opuściłam łazienkę. 

- Przecież wyszłam - burknęłam, chwytając torebkę w dłoń. Zmarszczyłam brwi, unosząc wzrok na mężczyznę, który nie odezwał się ani razu. Zamiast tego wpatrywał się we mnie, sunąc wzrokiem po moim ciele. - Coś nie tak? - spytałam, zerkając na swoją kreację. Była to czerwona sukienka na ramiączkach, która szczelnie oplatała moje ciało. Sięgała mi za uda, a na jednym z nich miała rozcięcie. 

W końcu uniósł wzrok na moje oczy, a dłonie wsunął do kieszeni garniturowych spodni w ten sposób wypychając je do przodu. 

- Nie rozumiem za co ty mnie tak karzesz - zrobił dwa kroki w moim kierunku, przez co czubki moich stóp i jego butów się zetknęły. Nachylił się do mojego ucha, podczas gdy jedną dłonią chwycił mój pośladek w swoją dłoń. - Myślę tylko o tym, aby to z Ciebie zerwać - jego niski głos dotarł do najczarniejszych zakątków mojego umysłu. Potem poczułam jego usta na swojej odkrytej szyi, gdzie złożył mokry pocałunek. 

- Spóźnimy się - wyszeptałam, układając drżące dłonie na jego piersiach. Nie mogłam się powstrzymać przed przesunięciem wzrokiem po jego białej koszuli, pod którą odznaczały się mięśnie. Po czarnej marynarce i tego samego koloru spodniach. Wyglądał jak marzenie. 

Odsunął ode mnie twarz, a potem poruszył zaciśniętą szczęką. 

- Oszaleję przez Ciebie - odsunął się, ciężko wzdychając. Posłałam mu szeroki uśmiech, a potem poklepałam po piersi. 

- Na to trzeba sobie zasłużyć, kochanie - wyminęłam go, a wtedy poczułam jak jego dłoń zderzyła się z moim pośladkiem. Odwróciłam się w jego kierunku, mrużąc oczy. 

- To już jest moje, kochanie - podkreślił ostatnie słowo podczas gdy na jego ustach pojawił się zawadiacki uśmiech. Pokręciłam z politowaniem głową, a potem w końcu opuściłam pokój. Po chwili dołączył do mnie mężczyzna, który ewidentnie nie potrafił oderwać ode mnie wzroku. Chociaż starałam się tego nie okazywać to zawsze czułam ogromną satysfakcję. Świadomość tego jak bardzo mnie pożądał sprawiała, że byłam pewniejsza. Przy nim zawsze czułam się jakbym była najpiękniejszą kobietą na świecie. Nigdy nie sprawił, że czułabym się chociaż odrobinę niezręcznie z moim ciałem. Przy nim nigdy się nie wstydziłam. - Jesteś cholernie piękna - odparł, podchodząc w moim kierunku. Wysunął dłoń z kieszeni, a potem ułożył ją na moim policzku. Zawsze wprawiało mnie w podziw to jak każdego dnia mówił mi jaka piękna byłam według niego. Każdego dnia w tak prosty sposób zapewniał mnie, że wciąż mnie podziwiał i, że nadal mu się podobałam. To właśnie przy nim czułam się prawdziwą kobietą. 

- Ty też nie jesteś taki zły - uśmiechnęłam się, przesuwając palcami po jego białej koszuli, pod którą wyczuwałam twarde mięśnie. - Ale musisz się pośpieszyć Panie przystojny, bo zaraz się spóźnimy - złożyłam na jego ustach krótki pocałunek, a potem ruszyłam w kierunku drzwi. 

- Łatwiej by mi było, gdybyś założyła na siebie worek - mruknął, na co uniosłam wzrok, posyłając mu rozbawione spojrzenie. 

- Nie ważne w co bym się ubrała i tak byś się gapił - odparłam, wsuwając swoje kremowe szpilki na stopy. 

- Bo we wszystkim Ci pięknie - mimowolnie na moich policzkach pojawiła się czerwień. Spuściłam wzrok na buty, udając że oglądam jak mi pasowały, jednak chyba nie do końca mi to wyszło, bo już po chwili mężczyzna się zaśmiał. Przechodząc obok mnie, pocałował mnie w skroń, a potem otworzył drzwi. Spojrzałam na niego z politowaniem, bo doskonale wiedziałam, że gentelmenem to on nie był, a więc powód, dla którego otwierał mi drzwi musiał być tylko jeden. Posłał mi szeroki uśmiech, na co cicho westchnęłam, a potem zabrałam płaszcz i wyszłam z mieszkania. Zamknęłam za nami drzwi, a potem oboje udaliśmy się do windy. Mężczyzna od razu chwycił moją dłoń i splótł jej palce ze swoimi. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który automatycznie wykwitł na moich ustach. 

Podczas, gdy czekaliśmy na windę, do chłopaka przyszła jakaś wiadomość. Od razu wyciągnął telefon. 

- Taksówka już czeka - odezwał się, a potem schował urządzenie. 

Dzisiejszy piątkowy wieczór zapowiadał się naprawdę świetnie. Nasza dwójka oraz Nats z Evanem stwierdzili, że nie spędzimy pierwszego dnia weekendu w domu, więc zaplanowaliśmy, że spotkamy się w restauracji i tam po prostu spędzimy miło czas przy dobrym alkoholu i jedzeniu. Od ostatniej kłótni stosunki Evana z Thymonem się trochę ociepliły, a ja się z tego niezmiernie cieszyłam. Naprawdę chciałam, aby się dogadali. 

Mieliśmy się spotkać na miejscu, a potem po prostu dobrze się bawić. Naprawdę miałam nadzieję, że dobrze wyjdzie, bo Thymon już niedługo miał wyjechać i chciałam, aby te ostatnie wspólne dni były świetne. 

***

40 minut później taksówka zaparkowała pod restauracją, w której już najpewniej czekali nasi przyjaciele. Kelner wskazał nam odpowiedni stolik, przy którym już faktycznie czekały dwie osoby. Żwawo o czymś rozmawiali wcale, nie zwracając uwagi na otoczenie. Momentami śmiali się tak głośno, że ludzie z sąsiednich stolików spoglądali na nich krzywo. 

- Może nie powinniśmy im przeszkadzać.. - mruknęłam, widząc tak szczęśliwą przyjaciółkę. 

- Jestem jak najbardziej za - dłoń mężczyzny, która do tej pory spoczywała na moich plecach spadła na mój pośladek. 

- Jesteś niewyżyty - mruknęłam, spoglądając na niego kontem oka. 

- Nie możesz tak mówić skoro ostatnim razem pieprzyłem Cię kilka lat temu - zmrużył oczy, nachylając się do mojego ucha. - Nie pij za dużo, bo dzisiaj zamierzam to naprawić - uśmiechnął się zaraz przy mojej skórze, pocałował mnie w policzek, a potem pociągnął w kierunku stolika. Nic nie mogłam poradzić na to, że automatycznie zacisnęłam uda. 

Od naszego ostatniego zbliżenia na randce, do niczego nie doszło między nami. Ogólnie nie chcieliśmy się śpieszyć i zrobić wszystko powoli, a gdy w końcu nie daliśmy już rady dłużej wytrzymać to Nats z Evanem nam przerwała. Ten celibat trwał zdecydowanie za długo. Zwłaszcza, gdy przy swoim boku miało się takiego faceta. 

- Cześć - głos Thymona przerwał wypowiedź Natalie, która mówiła z zapałem o jakimś filmie. Spojrzenia tej dwójki przeniosły się na nas, a na ich twarzach pojawiło się coś na kształt zmieszania, jednak zaraz potem na ich ustach pojawiły się uśmiechy. Przywitali się z nami, a potem zaczęliśmy luźną pogawędkę o tym jak nam minął dzień. Było normalnie, wesoło. Tak jak powinno być. 

Evan obejmował ramieniem krzesło swojej dziewczyny, podczas gdy Thymon trzymał swoją dłoń na moim udzie. Oboje zaznaczali swoje tereny. To tak jakby krzyczeli "ona jest moja i nikt inny nie ma prawa jej tknąć". Chwilę później podszedł do nas kelner, który główną uwagę skupił na mnie podczas gdy Evan razem z Natalie zaczęli się ze sobą droczyć i co chwila całować. Wyglądali cholernie słodko. 

Dłoń Thymona mocniej ścisnęła moje udo podczas gdy jego wzrok piorunował chłopaka w białej koszuli i czarnych spodniach. 

- To nie Twoja liga - posłał mu wymuszony uśmiech, po czym jakby nigdy nic złożył zamówienie. Byłam zaskoczona tym, że wykazał się takim spokojem. Wiedziałam, że pracował nad swoim zaufaniem do mnie i najwyraźniej były tego efekty. Kiedyś pewnie by wycedził jakąś obelgę, a teraz jego głos był pewny. Jakby w końcu doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że moje ciało jak i serce należało właśnie do niego. To właśnie starałam mu się pokazać przez ostatnie dni. 

Posłałam mężczyźnie szeroki uśmiech, a potem musnęłam ustami jego policzek. Szybko starłam szminkę, która tam została, a potem wszyscy złożyliśmy zamówienie. Żadne z nas nie zwracało uwagi na jakieś nieprzyjemne wydarzenia i wszyscy się naprawdę świetnie bawiliśmy. 

W momencie, gdy nasze jedzenie razem z kieliszkami szampana czy szklankami whisky zostały postawione, Evan wstał z miejsca, przez co cała uwaga skupiła się właśnie na nim. Wsunął dłonie do kieszeni, a potem odetchnął, odsuwając swoje krzesło od stołu. Wszyscy mu się przyglądaliśmy, nie mając pojęcia co on wyprawiał. 

- Skarbie, co ty robisz?  - spytała zaskoczona dziewczyna. 

- Kochanie.. - mówiąc to obrócił się w jej kierunku, a potem uklęknął na jedno kolano. Rozdziawiłam usta, nie wierząc w to co się działo. Poczułam jak Thymon mocniej ścisnął moje udo, podczas gdy Natalie wpatrywała się w chłopaka z podobnym szokiem do mojego. Evan wyciągnął z kieszeni czarne pudełeczko, które otworzył i wysunął w kierunku swojej dziewczyny. - Te lata spędzone z Tobą były najpiękniejszymi w moim życiu. Gdy się do mnie uśmiechasz, opowiadasz o czymś albo nawet wrzeszczysz to wiem, że nie chcę aby kiedykolwiek robiła to inna kobieta. Chcę, abyś to właśnie ty do końca życia na mnie krzyczała, bo zostawiam wszędzie skarpetki i chcę zawsze patrzeć na ten uśmiech. I chcę go sprawiać - przełknął ślinę, a potem nerwowo odetchnął, wpatrując się w załzawione oczy swojej ukochanej. - Dlatego chcę ci zadać pytanie: wyjdziesz za mnie? - miałam wrażenie, że w całej restauracji zapadła nagle idealna cisza, a wszyscy przysłuchiwali się słowom chłopaka. Poczułam łzy pod powiekami. 

- Tak, oczywiście, że tak! - pisnęła z takim entuzjazmem i radością, że aż moje serce mocniej zabiło. W sali wszyscy zaczęli bić brawo, a chłopak z wyraźną ulgą wsunął pierścionek zaręczynowy na palec Natalie. Moja przyjaciółka się zaręczyła. Woah. 

Wtedy zatopili swoje usta w czułym pocałunku, który zmieszał się ze łzami dziewczyny. 

- Kocham Cię - wyszeptał, ścierając łzy z jej policzków. 

- Ja Ciebie też - posłała mu szeroki uśmiech, a potem znów złączyła ich usta. 

- Wiesz o czym teraz myślę? - usłyszałam znajomy szept przy swoim uchu. - Pół roku to zdecydowanie za długo - obróciłam głowę w jego kierunku, próbując jakoś przyswoić tą informację. 

- Spotykamy się od tygodnia - powiedziałam cicho, nie chcąc zagłuszyć radości tamtej dwójki. 

- A ja już wiem, że zostaniesz moją żoną - wyszczerzył zęby w dupkowatym uśmiechu, który jak zwykle zrobił moje serce. Żoną. Co dziwne zostanie jego żoną wcale nie wydawało się złe. Przez myśl mi nawet przebiegło, że nie wyobrażałam sobie, aby być żoną kogokolwiek innego. 

- Toast! - dopiero krzyk Evana zmusił mnie do odwrócenia wzroku od mojego mężczyzny. Cała nasza czwórka stanęła i uniosła wysoko swoje kieliszki czy karafki. - Za miłość - odezwał się chłopak. Nic nie mogłam poradzić na to, że mój wzrok powędrował na Thymona. 

- Za miłość - powtórzyłam, wbijając wzrok w oczy chłopaka. Uśmiechnęliśmy się do siebie, a potem wszyscy przybiliśmy ze sobą szkło. 

----------------

Aktualnie choruję, więc w następnym tygodniu będzie naprawdę ciężko z rozdziałem. Chciałam zacząć wstawiać po dwa, ale no to niestety się nie uda. Najpewniej kolejny pojawi się dopiero w weekend. Z góry dziękuję za wyrozumiałość i miłego dnia❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro