13. To pożegnanie?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Gotowa? - spytała dziewczyna, gdy stanęłyśmy przed wejściem do naszego domu.

- A można być gotowym na coś takiego? - uniosłam brew, a potem pchnęłam drzwi. Usłyszałam jak nagle rozmowa, dochodząca z salonu kompletnie ucichła, a ja sama wciągnęłam powietrze przez nos.

Kompletnie przerażona tym wszystkim nagle jak w jakimś amoku zaczęłam ściągać z siebie bluzę Thymona. Nie mogłam chodzić w niej przy Arthurze. To było cholernie nie na miejscu, zwłaszcza, że nadal byliśmy zaręczeni.

- Weź to - odezwałam się do dziewczyny, która bez słowa przyjęła ode mnie ciuch. Dopiero wtedy z salonu wyłonił się Arthur z miną zbitego psa. Od razu poczułam wyrzuty sumienia, a nieprzyjemny dreszcz przeszył mnie na wskroś. Żołądek mi się potwornie ścisnął z emocji, a ja sama zaczęłam brać głębsze wdechy.

- Porozmawiajmy- odezwał się, a potem jakby nigdy nic ruszył na górę.

- Powodzenia - odezwała się Nats i lekko ścisnęła moje ramię. - Zostawimy was samych - dodała, a potem ruszyła do salonu, gdzie zapewne siedział Evan.

Zanim weszłam na górę, zdjęłam jeszcze buty i wzięłam kilka uspokajających wdechów.

Robisz to dla niego
Tak będzie lepiej

Jak najbardziej się wlekąc, ruszyłam po schodach. Zanim weszłam do pokoju, usłyszałam jeszcze jak drzwi się zatrzasnęły, a to oznaczało, że zostaliśmy sami.

- Dobrze się bawiłaś? - spytał, podnosząc na mnie wzrok. Siedział na rogu łóżka, a dłonie zaciskał na pościeli zaraz obok swoich kolan.

- To nieistotne - powiedziałam. Nie mogłam opowiadać mu o tym jak się czułam, gdy byłam ze swoim byłym.

- Dla mnie to bardzo istotne - zacisnął usta. Oparłam się plecami o drzwi, czując że potrzebowałam jakiegoś wsparcia. Czułam się okropnie.

- Było - cudownie - dobrze - odetchnęłam, a potem zaczęłam mówić. - Wiesz, że Cię kocham? - spytałam, na co od razu przytaknął.

- A więc to pożegnanie? - świdrował wzrokiem moją twarz.

- Nie pożegnanie - powiedziałam od razu. - To właściwie zależy od Ciebie, ale - przerwałam, czując nagle łzy w oczach. - Nie mogę Ci tego robić. Zasługujesz na kogoś kto będzie kochał tylko Ciebie, dlatego nie możemy się dłużej spotykać - mówiłam przez ściśnięte gardło, a mężczyzna tylko mi się przyglądał.

- Więc nadal go kochasz - to było stwierdzenie. Wiedziałam to, ale i tak zaczęłam się tłumaczyć.

- Nie umiem tego zmienić. Cokolwiek nie robię on i tak siedzi w mojej głowie. Czuję się z tym tak beznadziejnie. Nie zasłużyłeś sobie na to - coraz większy potok słów wychodził z moich ust. - Jesteś cudownym facetem, który zasługuje na najlepszą dziewczynę, ale ja nią nie jestem. Jeszcze bardziej bym Cię raniła, gdybym została z Tobą, gdy nie mogłabym o nim zapomnieć. Przepraszam - zakończyłam, spuszczając głowę. Łzy się ze mnie lały i nawet nie próbowałam ich ścierać czy powstrzymywać. Miałam prawo do płaczu.

Wtedy właśnie poczułam jak jego ciepłe ramiona owinęły się wokół mnie, a broda ułożyła na czubku głowy. Zaczął mnie delikatnie głaskać po plecach.

Bez wahania się w niego wtuliłam i objęłam ramionami. Drżałam w jego ramionach, a mój szloch się z każdą chwilą nasilał.

- Nie masz mnie za co przepraszać - odezwał się spokojnym głosem. - To nie jest Twoja wina. Jestem Ci wdzięczny, że jesteś ze mną szczera i, że to właśnie z Tobą spędziłem te 3 lata - szeptał w moje włosy delikatnym głosem, który w jakiś sposób mnie uspokajał. - Tutaj nie ma Twojej winy. To po prostu nie ja jestem Twoim jedynym - pocałował mnie w czubek głowy, a jego ramiona mocniej mnie objęły.

- Chciałabym, żebyś się mylił - stwierdziłam, zaciskając powieki z całej siły. - Naprawdę Cię przepraszam - uniosłam wzrok, przez co w końcu nasze oczy się spotkały. Mężczyzna szybko objął dłońmi moje policzki i zajął się ścieraniem łez, które już powoli przestawały lecieć.

- Nie masz mnie za co przepraszać - skwitował, a potem złożył czuły pocałunek na moim czole. - Gdy Cię poznałem to już wiedziałem, że byłaś zakochana w kimś innym, a jednak pozwoliłem sobie na zakochanie się w Tobie i niczego nie żałuję. Każda chwila, którą spędziłem z Tobą była tego warta - łzy znowu popłynęły z moich oczu, ale jednak na moich ustach widniał niewielki uśmiech. Moje serce biło cholernie mocno.

- Nie mogę uwierzyć, że z Ciebie rezygnuje - wymruczałam pod nosem, na co na ustach mężczyzny pojawił się słaby uśmiech.

- Ja też nie - oboje się lekko zaśmialiśmy, a potem znowu się w niego wtuliłam. Dzięki niemu czułam się spokojniejsza. Sprawiał, że mogłam trzeźwo pomyśleć, w przeciwieństwie do Thymona.

Miałam ochotę przywalić sobie w twarz za to, że pomyślałam o nim w takim momencie.

- Moglibyśmy jeszcze tego nie rozgłaszać? - spytałam cicho. - Nie chcę popsuć mamie urodzin - dodałam.

- W porządku

- Chcesz jutro do niej ze mną iść czy wolałbyś zostać? - pytałam, wciąż się do niego przytulając. Nie chciałam patrzeć w jego oczy. Już i tak czułam się beznadziejnie.

- Oczywiście, że pójdę - stwierdził od razu, na co niepewnie, lecz kiwnęłam głową. Wiedziałam, że naprawdę lubił moją mamę, więc nie miałam zamiaru prostestować. Zdawałam sobie sprawę z tego, że w takim razie udawanie, że między nami było dobrze, będzie jeszcze trudniejsze, ale nie mogłam mu zabronić. Miał prawo tam pójść i uczcić z nami jej urodziny.

W końcu się od niego odsunęłam, a wtedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Mimo całej okropnej sytuacji to czułam się spokojna. Jego obecność zawsze działała na mnie w ten sposób.

Teraz musiałam trzeźwo pomyśleć. Ustalić to jak to będzie wyglądało po tym wszystkim, bo jakoś musieliśmy żyć od nowa.

- Więc hm.. póki tu jesteśmy to przeniosę się do salonu, a gdy tylko wrócę do Nowego Jorku to się wyprowadzę - odparłam, na co brwi mężczyzny się zmarszczyły.

- Nawet tak nie żartuj. To ja się przeniosę i to ja się wyprowadzę. I nie ma mowy, że się nie zgodzisz - zarządził. Zmrużyłam oczy, a złość zawitała w moim ciele.

- Nie ma takiej opcji. Ja zawiniłam i to ja to wszystko zrobię - spojrzałam na niego spod byka. Mężczyzna prychnął.

- Mówiłem Ci, że nic nie zrobiłaś. I nie pozwolę Ci spać na kanapie - obdarzył mnie ostrym spojrzeniem - A tymbardziej, żebyś się przeprowadzała. To jest Twoje mieszkanie, które jeszcze specjalnie wybrałaś, żeby być blisko przyjaciółki. A ja w dodatku nie potrzebuje takiego dużego - próbował mnie przekonywać, co po części mu wychodziło. - Naprawdę tak będzie lepiej - dodał, na co z cichym westchnięciem się zgodziłam.

- Ale to ja ląduje na kanapie- zarządziłam. Dopiero po dłuższej chwili przytaknął głową, a wtedy odetchnęłam. Chciałam mu w jakiś sposób wynagrodzić to wszystko. Nie ważne jak, ale po tym wszystkim co on sam zrobił dla mnie to zasługiwał na wszystko co najlepsze.

***

Potem jeszcze przez długi czas rozmawialiśmy. Oboje zdecydowaliśmy, że póki co najlepiej będzie ograniczyć kontakt, a potem może stalibyśmy się przyjaciółmi, którymi byliśmy już od samego początku.

Zachowywaliśmy się po części tak jakby nic wielkiego się nie stało, ale ja czułam ogromny ból i wiedziałam, że on też. Staraliśmy się po prostu, aby zrobiło się jakoś normalniej. Nie tak niezręcznie.

Dopiero jak zniknął z moich oczu, to wpadła do mnie Natalie, która już zdążyła wrócić. Wręczyła mi pudełko lodów, a potem wysłuchiwała moich żali i mocno mnie przytulała, gdy zalewałam się łzami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro