17. Powrót

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nowy Jork o tej porze roku był niezwykle deszczowym i zimnym miejscem. Albo to po prostu ja kochałam wysokie temperatury.

W każdym razie to miasto nie należało do top dziesiątki moich ulubionych miejsc. A mimo to mieszkałam tutaj. Dlaczego? To tutaj miałam pracę, najlepszą przyjaciółkę i już byłego chłopaka, a właściwie to narzeczonego.

Evan studiował tutaj tak samo jak i my, a gdy ja jeszcze poznałam tutaj Arthura, żadna z nas nie chciała się stąd wynieść mimo, że nie czerpałyśmy zbyt przyjaznymi uczuciami do tego miejsca. Ja powoli zaczynałam rozważać przeprowadzkę. Najlepiej na drugi koniec stanów, aby tylko uwolnić się od życia, które co chwilę do mnie powracało.

Kłapnęłam drzwiami, gdy wysiadłam z auta. Prześledziłam wzrokiem znajomy parking podziemny, a potem zamknęłam auto. Jak zwykle panował tu ład i spokój. Zaciągnęłam się przyjemnym zapachem, który rozchodził się wokół i kiwnęłam głową do portiera, który siedział za blatem przy samych windach. Na moment oderwał wzrok od ekranu, na którym wyświetlały się ujęcia z kamer i posłał mi uśmiech.

- Jak święta? - zagadał do mnie, na co tylko ostatkiem sił powstrzymałam się przed przewróceniem oczami.

- Powiedzmy, że nie wyszło najlepiej - burknęłam, przeszłam obok blatu i weszłam do windy. Wcisnęłam numer 9 na panelu i wjechałam na górę.

Biel ścian i szarość podłogi kontrastowały ze sobą, gdy znalazłam się na swoim piętrze. Korytarz jak zwykle prezentował się schludnie. Jedna ściana była przeszklona i miała widok na Nowy Jork. Ja nie widziałam w tym nic pięknego. Wokół stało tylko mnóstwo innych wieżowców, które wcale nie różniły się od tego, w którym ja przebywałam.

Wsunęłam klucz do zamka i zawahałam się, gdy miałam pchnąć drzwi. Obawiałam się co tam zastane. Albo raczej czego nie.

Otworzyłam drzwi na oścież. Zmarszczyłam brwi, nie zauważając żadnej różnicy. Było dokładnie tak jak w momencie mojego wyjazdu.

Nie wyprowadził się?

Może uznał to za zbyt pochopne albo już podjął decyzję.

Zatrzasnęłam za sobą drzwi, a potem ostrożnie odwiesiłam płaszcz na wieszak, a buty wsunęłam do szafki. Wtedy dopiero zauważyłam zmianę. Buty Arthura zniknęły. Jego płaszcza też nie było. Mogłam sobie wmawiać, że to dlatego, że nie było go w domu, ale nie zabrałby też adidasów, w których chodził na siłownię albo biegał. Były to sporadyczne wypady i głównie po to, aby się odstresować, ale jednak.

W salonie czy kuchni nie było żadnych zmian. Dopiero w sypialni zaszło ich aż nad to. Wszystkie ubrania i  dokumenty z pracy zniknęły. W łazience też nie było śladu po tym, że jeszcze chwilę temu mieszkał tu mężczyzna.

Mieszkanie zrobiło się potwornie puste i smutne. Brakowało w nim jego. Zatęskniłam nawet za burdelem, który zostawiał na stole po tym, gdy późnym wieczorem kończył pracować i nie miał siły, aby to sprzątnąć.

Jedynym co mi przypominało o tym, że tu faktycznie był i wcale sobie go nie wymyśliłam to dwa zdjęcia. Jedno stało w salonie, a drugie w sypialni. Oboje ukazywali nas z uśmiechami.

Zacisnęłam dłoń w pięść, aby tylko nie rzucić nim o ścianę.

Mimo tego, że prawie nic po nim nie zostało to dom był na wskroś nim przesiąknięty. W powietrzu wciąż unosił się jego zapach, a moje uszy słyszały jego śmiech, który tak często słyszałam.

Ale teraz to ja zjebałam i chociaż on rozważał naszą przyszłość, ja sama nie wiedziałam czy jakąś mieliśmy. Przecież nie był jedynym mężczyzną jakiego kochałam. Jak w takiej sytuacji mógłby ze mną być? Jak ja mogłabym być tak okrutna i pozwolić mu przy mnie trwać? Przecież ta sytuacja była popieprzona.

Otworzyłam lodówkę, a potem wyjęłam z niej wino. Otworzyłam butelkę i pociągnęłam odrobinę.

Upijanie się z reguły w niczym nie pomagało, ale ja pragnęłam na chociaż chwilę zapomnieć o tym co się stało. Wymazać z pamięci to, że zostałam sama i to na własne życzenie. Że facet, który powinien już dawno wyjść z mojej głowy, nadal w niej siedział i najwyraźniej nie prędko zamierzał odejść.

Przypomniałam sobie swój pierwszy dzień w Nowym Jorku i aż się zaśmiałam, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że wyglądał w ten sam sposób. Puste nowe mieszkanie i kilka butelek wina. Byłam taka przewidywalna.

Z hukiem zatrzasnęłam lodówkę i weszłam do salonu. Telefon w mojej tylnej kieszeni zadzwonił, ale kompletnie to zignorowałam. Zamiast tego wyłączyłam go, nawet nie sprawdzając kto próbował się do mnie dobić i odłożyłam go na stolik.

Zajęłam miejsce na kanapie, a swój wzrok wbiłam w czarny ekran telewizora. Chwilę później wybuchłam płaczem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro