24. Nie jesteś mój

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jęknęłam, gdy dźwięk budzika dotarł do moich uszu. Poruszyłam się, chcąc go wyłączyć gdziekolwiek leżał, ale wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że coś mnie przytrzymywało. Zamrugałam powiekami, a potem otworzyłam oczy.

- Wyłącz to - westchnął udręczony, a mi automatycznie serce mocniej zabiło. Boże, ten głos z rana był jak pieprzona symfonia.

Z wciąż zamkniętymi oczami leżał pode mną, a na jego ustach błąkał się grymas. Miał rostrzepane włosy, pomiętą koszulkę i ten krzywy uśmiech, a mimo to wyglądał wspaniale. Leżeliśmy obok siebie na kanapie, a to sprawiało, że byliśmy cholernie ściśnięci. Miałam nogę przerzuconą przez jego udo i sama obejmowałam go jedną dłonią. To był tak idealny poranek.

- Musisz mnie puścić - odparłam, na co z wciąż zamkniętymi oczami pokręcił głową.

- Nie ma nawet takiej opcji - odparł, a jego dłonie jeszcze mocniej mnie do siebie docisnęły. Westchnęłam przeciągle, a wtedy dopiero dotarło do mnie, że telewizor wciąż grał. Najwyraźniej oboje zasnęliśmy podczas oglądania go.

- Muszę się przygotować do pracy - westchnęłam naprawdę walcząc ze samą sobą, aby te słowa opuściły moje usta. Nie chciałam nigdzie iść. Tęskniłam za nim. Jego ramionami. Za samym tym w jaki sposób mnie w ogóle obejmował. Nie pamiętałam już kiedy ostatnio moje serce tak biło od tylko zwykłego przytulenia.

- Która jest w ogóle godzina? - spytał, w końcu powoli uchylając oczy. Były śliczne.

- 5:30 - odparłam, na co zmrużył z niechęcią brwi.

- Zawsze wstajesz tak wcześnie?

- Często - mruknęłam, na co cicho westchnął. Już po chwili poluźnił uścisk, dzięki czemu mogłam się z niego wyplątać. Złapałam telefon, na którym już zdążyła się drzemka odpalić i ją wyłączyłam.

- Muszę dzisiaj pojechać do Filadelfii i załatwić parę spraw. Wrócę zanim zdążysz wrócić z pracy - odparł, na co posłałam mu niepewny uśmiech. - Ogarnę sobie gdzieś w pobliżu jakiś hotel, żebym mógł do Ciebie zaglądać - automatycznie się skrzywiłam.

- Wiesz, że możesz zostać.. - mruknęłam chociaż sama nie byłam do tego taka przekonana. Miałam wrażenie, że to wyszłoby dziwnie, zwłaszcza, że dopiero mieszkałam tu z narzeczonym.

- Wiem, ale wybiorę hotel - niepewnie przytaknęłam głową. - Dobra, leć się przebrać, a ja zrobię nam śniadanie - zadecydował.

- Nie musisz robić śniadania, zdążę zrobić sama, a jak nie to skoczę do piekarni po drodze - odparłam lekko zmieszana. Nie byłam przyzwyczajona do jego obecności. Do tej pory poranki miałam.. inne. Oboje z Arthurem pracowaliśmy, więc każdy robił śniadanie dla siebie, aby tylko się wyrobić.

- Nie przyjmuje odmowy - podniósł się do siadu i przetarł dłonią kark. Skrzywił się przy tym, a potem stanął na równe nogi. Posłał mi uśmiech, wyminął i ruszył do kuchni. Obróciłam się w jego kierunku i obserwowałam jak mięśnie jego pleców się napinały pod cienką koszulką. Nieświadomie przygryzłam wargę, a wtedy twarz mężczyzny obróciła się w moim kierunku, a na jego ustach wykwitł zawadiacki uśmiech. Policzki mnie zapiekły, a wtedy pośpiesznie udałam się do sypialni. Dopiero tam odetchnęłam. Serce mi potwornie biło w piersi. Po raz kolejny pozwoliłam mu mną zawładnąć. Ale to uczucie było tego naprawdę warte. Thymon chociaż często był dupkiem to zasługiwał na moje uczucia. Dbał o mnie, słuchał i był wtedy gdy go potrzebowałam. Jasne, że miał swoje wady, ale przecież każdy je miał. A ja kochałam go razem z nimi.

***

20 minut przed 8 Thymon zajechał swoim autem pod przeszklony wieżowiec. Dzisiaj musiałam być wcześniej w pracy, aby przygotować się na poranne spotkanie, dlatego nie jechałam z Nats. Ona zapewne dopiero przed chwilą wyjechała z domu.

- Przyjadę po Ciebie, w porządku? Będziemy mogli skoczyć coś zjeść jeśli będziesz miała ochotę - bez słowa przytaknęłam głową. - Powodzenia - posłałam mu szeroki uśmiech i musnęłam ustami jego policzek. Przesunęłam po nim kciukiem, aby zetrzeć stamtąd moją szminkę.

- Uważaj na siebie, gdy będziesz jechał - posłałam mu znaczące spojrzenie, a potem założyłam torbę na ramię i opuściłam jego auto. Czułam na sobie jego wzrok dopóki nie weszłam do budynku.

***

Zapakowałam potrzebną teczkę do torby, a potem opuściłam swój gabinet. Minęłam ten należący do Natalie, który od godziny 13 świecił pustkami. Dziewczyna zamiast siedzieć za biurkiem postanowiła, że dzisiaj pojedzie na budowy sprawdzić jak się miały jej projekty. W windzie minęłam się z Davidem, który na mój widok od razu się uśmiechnął. Odwdzięczyłam się tym samym, a potem wsunęłam się do windy, w której były jeszcze dwie inne osoby.

Drzwi się zasunęły, a wtedy opanowała mną ekscytacja, a jednocześnie strach. Zastanawiałam się czy już faktycznie stał pod budynkiem. Moje serce automatycznie przyśpieszyło swoje bicie, a ja nie umiałam powstrzymać szerokiego uśmiechu na ustach. Zaczęłam nerwowo ściskać torbę w dłoni i co chwila zerkałam na ekranik z numerem piętra. Na moje nieszczęście na co drugim ktoś wsiadał, więc to trwało zdecydowanie dłużej niż normalnie. Pod koniec tłok w środku zrobił się nieprzyjemny.

W końcu winda zatrzymała się na parterze. Powoli z niej wysiadłam, a obawy mimowolnie zaczęły mnie nachodzić. Przez te 7 godzin nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu, a ja choć nadal nie odważyłabym się, aby mu to wyznać to cholernie za nim tęskniłam. W pewnym momencie nawet przyłapałam się na co kilku minutowym sprawdzaniu telefonu. Zaczynało mnie to przerażać. Bo choć spędziliśmy ze sobą raptem jakieś dwa dni to on już zdążył znowu przejąć nade mną kontrolę. Byłam na niego cholernie podatna i nic nie umiałam z tym poradzić. Najgorsze było to, że nawet nie chciałam. Każda chwila z nim była wyjątkowa. Nawet jak robiliśmy coś tak mało znaczącego jak wspólne oglądanie filmu. To było wyjątkowe. Bo było z nim.

Gdy tylko pchnęłam przeszklone drzwi, chłodne majowe powietrze sprawiło, że moje ciało zadrżało. Zignorowałam to i zamiast tego przesunęłam wzrokiem po autach, które zaparkowały wzdłuż krawężnika. Jego tam nie było.

Zanim bym zdążyła przełknąć gorycz rozczarowania, mój telefon zaczął dzwonić. Z nieukrywaną nadzieją sięgnęłam po niego, jednocześnie przesuwając się na bok, aby kolejne osoby mogły wejść lub wyjść z budynku.

Prawie podskoczyłam ze szczęścia, gdy zobaczyłam imię chłopaka na ekranie. W tej samej chwili opanowała mnie obawa, że może coś się stało i dlatego go tu nie było.

- Halo? - spytałam, gdy tylko odebrałam.

- Za chwilę u Ciebie będę. Nie miałem gdzie stanąć i zaparkowałem przecznicę dalej - westchnął z irytacją.

- To Nowy Jork - odparłam z rozbawieniem. - Musisz się do tego przyzwyczaić, jeśli chcesz tu być - zagryzłam wargę, a wzrokiem prześledziłam otoczenie w poszukiwaniu chłopaka.

- Jak ty zawsze znajdujesz miejsce dla siebie? - spytał, na co z moich ust wyszło ciche prychnięcie.

- Jest coś takiego jak parking dla pracowników, wiesz? - po drugiej stronie zapanowała cisza. Naprawdę z całych sił starałam się, aby się nie zaśmiać.

- Więc będziesz chciała coś zjeść? - spytał, zmieniając temat. Miałam ochotę go podręczyć, jednak zrezygnowałam. Skoro już i tak jego humor nie był najlepszy to mogłam dać mu chociaż dzisiaj spokój.

- Możemy gdzieś skoczyć - skwitowałam, starając się przywołać swoje usta do jakiegoś normalnego wyrazu. Nie chciałam mu okazywać tego jak bardzo się cieszyłam na każdą możliwą rozmowę z nim. Ale to było niemożliwe. Mój uśmiech nie umiał zejść choćbym nie wiem jak się starała.

Wtedy właśnie go ujrzałam. Co mnie ucieszyło to fakt, że wyraz jego twarzy był taki sam jak mój. Gdy tylko mnie zauważył, przerwał połączenie i schował telefon do kieszeni. Zrobiłam to samo, a potem ruszyłam w jego kierunku. Obawiałam się, że zrobi się niezręcznie, bo nie wiedziałam jak go przywitać, jednak on sam i to bez żadnego wahania mnie mocno objął.

- Nie masz pojęcia jak za Tobą tęskniłem - odparł, wsuwając nos w moje włosy. Nie byłam pewna czy to było fizycznie możliwe, ale właśnie poczułam jak się roztapiam w jego ramionach. Nie mogłam uwierzyć w to co się działo. Że on naprawdę tu był.

Oplotłam swoje dłonie wokół niego, a palce zacisnęłam na wysokości jego łopatek. Poczułam jak się uśmiechnął, a potem jak jego ciepły oddech rozbił się o moją szyję. Jak na zawołanie dostałam gęsiej skórki, a z moich ust wyszło westchnienie. Tęskniłam za tym.

Gdy się odsuwał miałam ochotę go tylko mocniej do siebie przyciągnąć, ale się powstrzymałam.

- Więc na co masz ochotę? - uniosłam brew w zaskoczeniu. - Do jedzenia - sprostował, na co na moich ustach ponownie pojawił się uśmiech.

- Chodź, znam fajne miejsce - automatycznie złapałam go za dłoń i pociągnęłam chodnikiem. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam i puściłam jego dłoń. - Em.. Przepraszam - mruknęłam zmieszana. Uniosłam niepewny wzrok na mężczyznę, ale on się tylko uśmiechał.

- Rób to kiedy tylko masz ochotę. Ja nie mam nic przeciwko - od razu poczułam jak czerwień wstępuje na moje policzki. Odwróciłam wzrok, słysząc melodyjny śmiech chłopaka. Serce mi na ten dźwięk mocniej zabiło. - Od kiedy ty się zawstydzasz, co? - słysząc jego wesoły ton naprawdę nie potrafiłam się nie uśmiechnąć.

Nie odezwałam się. Nie mogłam powiedzieć, że to tylko na niego tak reagowałam. Że odzwyczaiłam się już od aż takiej szczerości.

- Zaraz będziemy - mruknęłam, podnosząc na niego wzrok. Chłopak spojrzał na mnie z rozbawieniem, jednak nie skomentował mojej zmiany tematu.

- Jak było w pracy? - spytał,a jego wzrok był wpatrzony we mnie. Wydawało mi się to dziwne jako, że z tego co wiedziałam to nie znał miasta.

- Ciężko, miałam sporo spotkań - westchnęłam na samą myśl. Szczerze kochałam swoją pracę, ale niecierpiałam, gdy przez cały dzień musiałam się użerać z ludźmi. Wolałam się zamknąć w gabinecie i pozwolić swoim dłoniom sunąć po kartce. - A tobie udało się wszystko załatwić? - spytałam zerkając w jego kierunku. Zatrzymaliśmy się pod przejściem, oczekując zielonego światła. Przytaknął.

- Przywiozłem sobie parę ubrań, zameldowałem się w hotelu i wziąłem kilka dni wolnego

- Peter nie miał nic przeciwko? - przesunęłam oczami po całej jego twarzy. Chciałam zapamiętać uśmiech na jego ustach, prosty nos i oczy, które patrzyły na mnie w ten sam sposób co jeszcze 7 lat temu. Chciałam zapamiętać kształt jego szczęki, sposób w jaki poruszały się jego usta, gdy o czymś mówił, a nawet to jak marszczył brwi czy zaciskał szczękę. Każdy jego odruch chciałam mieć w pamięci.

- Powiedział, żebym spadał i nie wracał bez Ciebie, więc chyba nie - wyszczerzył zęby w dupkowatym uśmiechu. Byłam całkowicie zakochana w tym jaki był siebie pewny.

- Więc teraz będę musiała Cię znosić na co dzień? - zmrużyłam brwi, starając się udawać niezadowoloną.

- Biorąc pod uwagę takie rozumowanie to już niedługo będę musiał wrócić do siebie - ruszyliśmy, gdy w końcu zielone światło się zaświeciło.

- Skąd ta pewność? - zagryzłam wargę, próbując powstrzymać uśmiech, który chciał ponownie wejść na moje usta.

- Gdy zobaczysz jaką randkę przygotowałem to od razu rzucisz mi się w ramiona - zagryzł wargę, a ja jedynie prychnęłam.

- Obyś się nie przeliczył - jego dupkowaty uśmieszek jeszcze bardziej się powiększył. To oznaczało, że był pewny swojej racji.

- Nie pamiętam, abym chociaż raz Cię zawiódł w tej kwestii - oblizał usta, jednak postanowiłam to zignorować i pchnęłam drzwi kawiarni. Od razu kilka spojrzeń skierowało się w naszym kierunku. Chciałam złapać dłoń, przyciągnąć go do siebie, aby dać tym wszystkim babom do zrozumienia, że on był mój. Zazdrość potwornie ścisnęła mój żołądek, gdy zobaczyłam jak zilustrowały go wzrokiem, a potem zagryzły wargi. On był do jasnej cholery mój.

Z krzywą miną przeszłam do stolika przy oknie. Chłopak zajął miejsce naprzeciwko mnie.

- W porządku? - spytał, a jego brwi się zmarszczyły. Szybko przytaknęłam głową. - Więc dlaczego wyglądasz na wkurzoną? - Bo tak naprawdę nie jesteś mój

--------
Heykkaaaa!
Egzaminy mi super poszły, więc uznałam, że muszę się śpiąc i skończyć w końcu ten rozdział.

Powodzenia jutro w szkole!❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro