46. Mój bohaterze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Więc wyjaśnisz mi co on tu robił? - spytał, układając dłonie na moich biodrach, gdy przecierałam nasączonym wacikiem jego rozcięcie na brwi. - Nie mówiłaś, że nadal macie kontakt - wymamrotał, mrużąc brwi.

- Nie ruszaj twarzą - mruknęłam, wywracając oczami. Dopiero, gdy mężczyzna się rozluźnił, wróciłam do przecierania jego rany. - Nie mówiłam, bo nawet nie ma o czym mówić. Czasami coś do mnie napisze, ja odpisze i tyle. Dzisiaj po prostu jakoś tak wyszło, że napisał, a gdy mu powiedziałam, że się zwolniłam to przyjechał - stwierdziłam, krzywiąc się gdy po raz kolejny przesunęłam wzrokiem po jego ranie. Byłam zła na siebie, bo wiedziałam że stało się to z mojej winy.

- Powiedziałaś mu dlaczego? - spytał, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie na jego kolanach. Mimowolnie na moich ustach wykwitło coś na kształt uśmiechu. Lubiłam jego bliskość i naprawdę za nią tęskniłam. Tak jak i za nim.

- Nie - odłożyłam wacik, a potem zajęłam się przeszukiwaniem apteczki, aby odnaleźć plaster.

- Dlaczego? - spytał, na co wzruszyłam ramionami.

- Nie czułam takiej potrzeby - stwierdziłam, a po chwili nakleiłam mu plasterek na niewielką rankę. Złożyłam tam delikatny pocałunek. - Mój bohaterze - wyszeptałam, jednak nie zdążyłam zareagować, gdy chwilę później mężczyzna przekręcił nas i sam nade mną zawisnął. Zachichotałam, zarzucając mu dłonie za szyję.

- Wiesz jak bardzo za Tobą tęskniłem? - uśmiechnął się, a potem jego usta z czułością musnęły moją szyję. - Myślałem, że oszaleję - stwierdził, zanurzając nos w moją szyję.

- Ja za Tobą też kochanie - odparłam, przeczesując palcami jego włosy. - Dlaczego przyjechałeś? - spytałam po chwili, na co mężczyzna uniósł twarz i spojrzał mi w oczy, marszcząc brwi. - Obiecałeś, że tego nie zrobisz

- Nie obiecałem - stwierdził, uśmiechając się cwaniacko. - Wiesz, że zawsze znajdę sposób, aby być blisko Ciebie - wyszeptał przy moich ustach, a po chwili je delikatnie musnął. - Dlatego chcę tu zostać - kilka razy zamrugałam oczami, nie potrafiąc uwierzyć w to co właśnie usłyszałam.

- Co? - spytałam, marszcząc brwi.

- Przeżyłem bez Ciebie tyle cholernych lat i teraz nie chce marnować ani sekundy. Jeśli to tutaj chcesz mieszkać to w porządku. Przeniose się tu i nigdy więcej nie pozwolę Ci odejść

- Naprawdę? - spytałam, obejmując dłońmi jego policzki. - Byłbyś w stanie rzucić wszystko? - mój głos zniżył się do szeptu podczas gdy oczami śledziłam jego usta, które układały się w uśmiechu, a zaraz potem oczy.

- A czy nie zrobiłem tego dzisiaj? Zrobiłbym dla Ciebie wszystko - uśmiechnęłam się, sunąc kciukami po jego policzkach. - Nie umiem kochać częściowo. Jeśli kocham to całym sobą, a ty jesteś jedyną kobietą, którą kiedykolwiek pokochałem. I nigdy nie przestanę - złożył delikatny pocałunek na moim policzku.

- Ty niczego nie umiesz zrobić częściowo. Każdego dnia widzę jak beznadziejnie się we mnie zakochałeś - zaśmiałam się, a mężczyzna mi szybko zawtórował. - I to ja chcę wrócić do Filadelfii - stwierdziłam poważnie.

- Co? - teraz to on był zaskoczony. Wzruszyłam ramionami, muskając opuszkami palców jego policzek.

- Nowy Jork to nie jest moje miejsce. Tak naprawdę to mnie strasznie męczy i chcę wrócić do Filadelfii.. i do Ciebie - uśmiechnęłam się, czym dopiero po chwili mężczyzna się odwzajemnił.

- Jesteś tego pewna? - spytał chociaż już przebijała w nim taka wyjątkowa radość. Przecież w końcu wszystko miało się ułożyć.

- Jak niczego innego - stwierdziłam, a wtedy w końcu usta chłopaka opadły na moje.

***

- Vicky? - uniosłam wzrok na mężczyznę podczas gdy oboje jedliśmy obiad w knajpie nieopodal mojego domu.

- Hmm? - zmarszczyłam brwi, widząc jego niepewną minę. Chyba pierwszy raz widziałam go takim.

- Co jeśli zamiast wracać do swojego domu to byś się wprowadziła do mnie? - w tym momencie podziękowałam sobie i całemu światu, że niczego nie miałam w ustach, bo w innym przypadku na pewno bym się zachłysnęła. - Już praktycznie u Ciebie mieszkam. Nie wyobrażam sobie, że miałbym się budzić w pustym łóżku - na moment się zatrzymał i przyjrzał się mojej twarzy. - Patrzysz na mnie tak jakbym zaproponował Ci podróż na księżyc - stwierdził z zawahaniem, a na jego ustach pojawiło się coś na kształt zakłopotania.

- To.. to jest bardzo szybko - wymamrotałam, próbując to przetrawić.

- Czy to źle, że nie chcę więcej marnować żadnej chwili, którą mógłbym spędzić z Tobą? Gdy spotykaliśmy się jak mieliśmy po 18 lat to już wtedy prawie nie bywałem w swoim domu. Jeśli to dla Ciebie za szybko to okej, ale musisz wiedzieć że będę u Ciebie nocował każdej nocy. Potem robił śniadanie, a po pracy znowu do Ciebie wracał. Jesteś już na mnie skazana - stwierdził z uśmiechem na ustach. Uśmiechnęłam się pod nosem, próbując jakoś nadążyć nad tempem z jakim teraz pędziło moje życie. Byłam już naprawdę odzwyczajona od takiego rodzaju życia. W ostatnich latach wszystko działo się powoli i było stabilne, a teraz znowu zachowywałam się jakbym miała 18 lat i wszystko było takie proste. Strata pracy, postanowienie o przeprowadzce do innego miasta, a to wszystko jednego dnia. I nagle miałabym też zdecydować czy tak szybka przeprowadzka do Thymona była dobrym pomysłem? To było istne szaleństwo. - Po prostu to przemyśl - powiedział w końcu, na co choć z zawahaniem to kiwnęłam głową.

Wtedy do lokalu wpadła Nats razem z Evanem, którego trzymała za rękę. Chłopak nie wyglądał na złego chociaż wiedziałam już, że dziewczyna powiedziała mu o zwolnieniu z pracy. Ja powinnam była już się zająć szukaniem nowej, ale sama nie miałam pojęcia jak to zrobić jeśli zdecydowałam w końcu, że się przeprowadzę. Wciąż nie wiedziałam kiedy, ale chciałam zrobić to szybko, aby w końcu moje życie jakoś się ustabilizowało. Abym ja w końcu poczuła, że byłam we właściwym miejscu.

- Cześć wam - odezwała się dziewczyna, podchodząc do naszych krzeseł, gdzie nas krótko objęła, a potem zajęła miejsce naprzeciw mnie. Evan jej zawtórował i usiadł naprzeciw Thymona. Rozmowa od razu się pociągnęła między całą trójką, ale ja wcale nie umiałam się na tym skupić.

Spojrzałam za okno, zagryzając wargę. Po głowie wciąż mi się tłukły ostatnie słowa Thymona. Z transu wyrwało mnie dopiero delikatne muśnięcie ust na mojej skroni i dłoń, która zniknęła z mojego uda. - Co jest z Tobą? - usłyszałam obok siebie, na co podniosłam na nią wzrok. Dopiero po chwili zauważyłam, że Thymon razem z Evanem zniknęli i teraz stali przy ladzie i rozmawiali z kelnerem.

- W sensie? - spytałam, unosząc brew. Cicho odetchnęłam, zerkając na swoją szklankę z sokiem pomarańczowym.

- Czemu jesteś taka cicha? Pokłóciliście się? - skrzyżowała dłonie na stole i spojrzała na mnie z troską.

- Nie, no co ty. Jasne, że nie. Po prostu.. - przerwałam, marszcząc brwi. Nie rozumiałam dlaczego tak bardzo mnie to zestresowało. Nasz związek gnał, a ja sama nie miałam pojęcia czy to było dobre i czy ja byłam gotowa na aż takie tempo.

- Po prostu?

- Powiedziałam Thymonowi, że chce wrócić do Filadelfii, a on zaproponował, że mogłabym się do niego wprowadzić - powiedziałam przyciszonym głosem jakby to był jakiś sekret. A przecież nie był.

- O wow - westchnęła z zaskoczenia. - Ale macie tempo - stwierdziła, prychając pod nosem.

- Za szybko, co nie? - skrzywiłam się, bawiąc się palcami pod stołem.

- Dlaczego mnie pytasz? To ty masz czuć czy to dla Ciebie za szybko - odparła, na co mocno zacisnęłam zęby.

- A jeśli nie wiem? Thymon..

- Nie myśl teraz o nim - przerwała mi, patrząc na mnie z całkowitą powagą. - To jest Twoja decyzja. Jeśli czujesz, że to za szybko to na spokojnie. Minął dopiero tydzień waszego związku. Macie jeszcze mnóstwo czasu na wspólne mieszkanie - odparła, posyłając mi uśmiech.

- Dzięki - uśmiechnęłam się, a chwilę później dołączyli do nas nasi mężczyźni.

***

- Thymon?

- Tak, kochanie? - obrócił się w moim kierunku, jednak wciąż mieszał drewnianą łyżką w garnku. Uśmiechnęłam się niemrawo, drapiąc się po karku.

- To jest dla mnie za szybko. Wiesz, że traktuję Cię bardzo poważnie, ale my dopiero zaczęliśmy się ze sobą spotykać i..

- Hej, spokojnie - przerwał mi, posyłając łagodny uśmiech. Podszedł do mnie i objął moje policzki. - To była tylko luźna propozycja. Może faktycznie za szybko, ale po prostu szaleje na Twoim punkcie - uśmiechnęłam się, obejmując go w pasie. - Zrobimy tak jak ty będziesz tego chciała - stwierdził, składając na moich ustach całusa. - No i w końcu przekonałem się o tym, że jednak potrafisz mi odmówić - zaśmiał się czym mu zawtórowałam. Ponownie złączył nasze usta, a z naszych twarzy już nie zniknęły uśmiechy na nawet chwilę.

-------------

No i mamy ostatni rozdział w tym roku😁

Więc życzę wam wszystkim szczęśliwego Nowego Roku, świetnego sylwestra i jeszcze lepszego roku 2023❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro