ROZDZIAŁ VI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

              -Nigdy więcej-zawołała Belly po półgodzinie treningu. Obie z Dahlią  zachichotałyśmy, ale małej nie było do śmiechu.

-Przebiegłyśmy 300metrów, kochanie- powiedziałam spokojnie zatrzymując się.

-To ogromnie dużo!-stwierdziła-Ja do szkoły mam 11! A 300 to dużo więcej.

             Popatrzyłam błagalnie  na młodszą z bliźniaczek, która zatrzymała się trochę dalej, ale nie wiele to pomogło bo ta parsknęła śmiechem i pokręciła głową.

-Belly-zaczęłam tonem bardzo mądrej osoby, którą w cale nie byłam, ale moja młodsza siostra nie musi przecież  o tym wiedzieć.- Do szkoły masz 11 kilometrów, a nie metrów.

-A co to za różnica?-zdziwiła się dziewczynka.

-Taka, że 1000 metrów to 1 kilometr. -zakończyłam z uśmiechem.

         Dziewczynka patrzyła na mnie przez chwilę, po czym zawróciła w stronę naszej posiadłości. Pokręciłam głową i machnęłam ręką w stronę Dahli. Wszystkie wróciłyśmy do domu, a ja odpuściłam dalszy trening i poszłam się ogarnąć.

         Dziś założyłam już mundurek. Wczoraj nie miałam go, ponieważ były tylko 2 lekcje, a tak naprawdę, to jedna, bo po wychowaniu fizycznym odbył się apel. A wracając: włosy związałam w koka, makijaż zrobiłam mniej więcej taki sam jak dzień wcześniej, na nogi wcisnęłam białe tenisówki, a na szyi zapięłam złoty łańcuszek z zawieszą w kształcie motylka.

        Ubrana zarzuciłam plecak na ramię i zbiegłam na dół, po drodze wpadając do pokoi Liama i Kate aby ich obudzić. W kuchni odłożyłam torbę na krzesło i dopadłam lodówki drąc się przy okazji na rodzeństwo aby schodzili szybciej. Nie wiedziałam po co, ale nie lubiłam być sama na parterze. Jeśli wybierałam samotność to zawsze kierowałam się do studia lub pokoju. Prawdopodobnie była to jakaś trauma, ale nie zamierzałam nic z tym robić. Nie widzę sensu w mówieniu o problemach ludziom, którzy udają, że wiedzą co czuję, a tak naprawdę tylko biorą duże pieniądze za nieefektowne gadanie o problemach.

      Dwie minuty później zbiegły bliźniaczki, a za nimi od razu wpadł do pomieszczenia Liam, ostatnia zwlokła się Isa.

-Czego ty od nas chcesz, duszo nieczysta-jęknął mój brat  siadając przy stole. Oparł łokcie o blat i schował twarz w dłoniach, na co najbliżej siedząca Katie kopnęła go w kostkę-Ała! Kate!- Podniósł głowę i rzucił jej wściekłe spojrzenie, ale nie wrócił do poprzedniej pozycji. Bliźniaczki widząc to przybiły sobie piątki, a Belly uśmiechnęła się szeroko i podeszła do mnie od tyłu.
-Co robisz- zapytała na co podskoczyłam.
-O Boże! Isa!-zawołałam.
-Przepraszam-zrobiła maślane oczka- To co robisz?-powtórzyła z uroczym uśmiechem.
-Naleśniki- odparłam- I nie strasz mnie tak więcej.-dodałam.
-Dobrze.
- To w takim razie rozstaw talerze- powiedziałam-A ty Kate, zrób herbatę proszę.
- Jasne.-odpowiedziała.- No wiem, ale...- wróciła do rozmowy z bratem i młodszą bliźniaczką.
       Postawiłam na stole talerze naleśnikami I zasiadłam do stołu wraz z rodzeństwem. Nawiązali jakąś dyskusję, ale ich nie słuchałam. Myślami byłam gdzie indziej.

    Siedziałam zamknięta w ciemnym pokoju. Kwiaty już dawno zwiędły. Wyjątkowo szybko, nie powiem.
    Nagle do pomieszczenia dostało się światło, a w drzwiach pojawił się jakiś wysoki mężczyzna. Taki typowy bohater z książki. Tylko, że raczej nie często w książkach ci najprzystojniejsi bohaterowie porywają bohaterki. A tutaj właśnie to się wydarzyło. Nie wiedziałam kim on jest, ani czego ode mnie chce. Siedziałam w ciemnym pomieszczeniu od kilku dni, już nawet przestałam je liczyć i zamartwiałam się o moich bliskich. Ta... bardziej obchodziło mnie czy nic im nie jest, niż to, że siedzę porwana bez możliwości ucieczki.
       Mężczyzna nie był ode mnie dużo starszy. Miał może jakieś dwadzieścia lat. Był wysokim brunetem o ciemnych oczach, chociaż mogły to być soczewki bo ciągle poprawiał coś w okolicach oczu. Ubrany był w garnitur i białą koszulę, a na nogi włożył średnio pasujące adidasy.
- Czy mam zaszczyt rozmawiać z Laylą Jones?-zapytał ,,przyjaźnie".
- Nie, nie masz- odwarknęłam.
- Niemożliwe, moi ludzie nie porwaliby nie właściwej dziewczyny.- chyba się lekko zdziwił.
-Porwali właściwą -uśmiechnęłam się cwanie- Ale nie zamierzam z tobą rozmawiać.
         Spodziewałam się innego efektu, chociażby zabicie mnie, ale facet miał inne plany. Podszedł do mnie w nie znanym mi celu, co trochę mnie przeraziło, ale nie cofnęłam się, ani nie zmieniłam wyrazu twarzy. Cały czas patrzyłam mężczyźnie w oczy z firmowym uśmiechem.
-No, no, wyszczekana jesteś- stwierdził cały czas się zbliżając.
- No co ty nie powiesz- powiedziałam najbardziej lodowato jak tylko potrafiłam. - Myślę, że się dogadamy, wiesz?- mruknął zatrzymujac się jakies pięć metrów ode mnie i patrząc na mnie uważnie.
- Ja uważam odwrotnie- lekko zmrużyłam oczy.
-Doprawdy? Dlaczego?-zaciekawił się.
- Bo jeśli zabijasz nie winnych ludzi i porywasz ich partnerki to oznacza twoje bardzo niskie poczucie wartości, a ja nie dogadam się z osobą, która ani nie próbuje noc z tym zrobić, ani nawet tego nie kryje- wstałam z kucek i do niego podeszłam.- A teraz pozwól, że wyjdę z twojej nie zbyt urokliwej piwniczki, bo mam sporo rzeczy do zrobienia.
-A jak nie pozwolę?-zapytał głupio.
-Po pierwsze to było pytanie retoryczne, geniuszu. A po drugie to ty tylko tyle wyłapałeś z mojej wypowiedzi?
- Ty wiesz, że w tym momencie że mną rozmawiasz? Mówiłaś, że nie bedziesz.- udał, że niedosłyszał moich pytań.
-Czyli nie jesteś taki głupi-ucieszyłam się- To po co w takim razie mnie porywasz?
-Mam kilka powodów.-Odparł- Usiądź, Jones, bo zapowiada się dluga rozmowa.
        Westchnęłam cicho i usiadłam na krześle stojącym pod ścianą.
-Proszę, mów-machnęłam ręką- A potem mnie wypuść, bo mówię serio. Mam strasznie dużo roboty.
-A więc tak. Jak prawdopodobnie się domyślasz, bo nie jesteś taka głupia jak mi się wydawało, znałem twojego jak to ślicznie ujęłaś partnera.-zrobił przerwę więc się wtrąciłam.
-I dlatego mnie porwałeś?
-Niekoniecznie, choć ma to związek.- mruknął. Przewróciłam oczami, co oczywiście zauważył i nie obyło się bez uwagi z jego strony.- Nie wywracaj oczami, dziecko.
-Dziecko? Jesteś nie wiele starszy ode mnie-prychnełam.
-Ale nadal starszy- zauważył.
    Usiosłam brwi i skinęłam mu głową aby kontynuował.
-A więc Stanley Brown wcale nie był takim słodkim i miłym chłopcem za jakiego go miałaś.
-Ale skoro on już nie żyje to po co mi to mówisz?-zaciekawiłam się.
      Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Żebyś wiedziała-powiedział już trochę mniej pewnie.
-Napewno? Bo jak już zauważyłeś jestem inteligentna i jakoś ciężko mi uwierzyć, że porwałeś mnie tylko, żeby mi powiedzieć, że mój zamordowany przez zaznaczam ciebie chłopak, wcale nie był aniołkiem. Pomijając sam fakt, że doskonale wiem czym się zajmował.
       Mężczyznę zamurowało. Patrzył na mnie i się nie odzywał co wykorzystałam i poderwałam się z krzesła po czym podbiegłam do dzwi przez które wypadłam na zewnątrz.
          Nie zwróciłam uwagi jak wygląda teren, bo usłyszałam krzyk człowieka z piwnicy i biegnących w moją stronę ludzi. Rozejrzałam się żeby znaleźć jakieś miejsce w którym mogłabym się ukryć. Nie zauważyłam nic oprócz pistoletu leżącego wśród jedynych zarośli w zasięgu jakichś stu metrów. Były tu jeszcze auta i dwa rowery. Podbiegłam krzaków i wyciągnęłam z nich broń. Nigdy nie miałam jej w ręce, wiedziałam tylko tyle ile jest napisane w książkach. I właśnie z tych informacji wiedziałam jak zabezpieczyć pistolet. Znaczy się, ja go chyba zabezpieczyłam w nadzieji, że się nie postrzelę.
         Czekałam w krzakach jakiś kwadrans i gdy już chciałam wyjść i uciec to usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi. Mężczyzna z piwnicy mówił coś do prawdopodobnie pracowników.
     Po paru minutach odjechali.
      Przestałam być uprowadzona nastolatką. Teraz byłam nastolatką, która nie wiedziała gdzie jest, ani kiedy i czy wogóle wróci do domu.

      

♡♡♡♡♡♡♡
Hejka.
Wiem, że miałam wstawić ten rozdział chyba...tydzień temu? Pewnie dłużej. Wiem, ale miałam mało czasu a było tak gorąco, że- przyznaję się bez bicia- mi się zwyczajnie nie chciało.
Rozdział miał być także dłuższy, ale jak widać coś mi nie wyszło.
Ja wiem, że to wszystko tu może nie mieć sensu, ale może się połapiecie😉.
   

WAŻNE:
To co tu napisałam, wcale nie jest prawdą! Zdrowie psychiczne jest równie ważne jak zdrowie fizyczne, a pomóc psychologiczna nie jest stratą, ani czasu, ani pieniędzy. Jeśli czujecie, że potrzebujecie pomocy to koniecznie idźcie z tym do specjalisty. Zwłaszcza jeśli nie macie osoby, której możecie powiedzieć wszystko. A chodzenie do psychologa to nie jest powód do wstydu. Wręcz przeciwnie-to(przynajmniej moim zdaniem) pokazanie innym, że jeśli chcesz coś osiągnąć to możesz to zrobić na swoich zasadach i w zgodzie ze sobą.
I nie chodzi mi, że od razu masz zadzwonić do psychologa i umówić się na wizytę, tylko żebyś wiedział/a, że możesz z tak naprawdę każdym problemem udać się do człowieka, który cię wysłucha i pomoże najlepiej jak potrafi.

Przepraszam za wszelkie błędy i uprzedzam iż rozdział jest nie sprawdzany.

Ode mnie to tyle. Życzę miłego dnia/wieczora! 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro