ROZDZIAŁ II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Jestem-podeszłam do przyjaciół stojących pod salą gimnastyczną.

-Wf w poniedziałek na pierwszej lekcji to lekka przesada-prychnęła Noemi

-Daj spokój, skarbie. Złość piękności szkodzi-zaćwierkała Joyce, na co ta pierwsza tylko przewróciła oczami.

-Layla, ty się ze mną zgadzasz, prawda?-spojrzała na mnie z nadzieją.

-Niestety muszę złamać ci serce i przyznać się, że wstaję o piątej i robię poranny trening. Codziennie.-zrobiłam smutną minę, a Miller popatrzyła na mnie jak na wariatkę.

Wszyscy wiedzieli, że Noemi jest największym śpiochem w Laguna Beach, jeśli nie całej Kaliforni. A oprócz tego największą hejterką sportu.

-Dosłownie odebrało jej mowę-stwierdził Scott z uśmiechem. -A teraz dziewczęta, będę się zbierał na francuski, powodzenia- pożegnał się z nami, odchodząc w kierunku schodów.

-Myślicie, że jest chory?-zmartwiła się dobroduszna Joy.

-Gdzie tam-Davis machnęła ręką-Pewnie spodobała mu się jakaś dziewczyna z którą ma francuski.

-Oczywiście, że jest-powiedziała Noemi- Na głowę. Ale z tym się urodził i jest to nie uleczalne.-dodała. A widząc przerażenie i troskę w brązowych oczach Wilson odezwałam się ja:

-Joy, on musi być chory na głowę. Inaczej by z nami nie wytrzymał-wyjaśniłam spokojnie, a Stella pokiwała głową na potwierdzenie moich słów.

-Mi raczej cho...-zaczęła Miller, ale przerwała otrzymując ode mnie i Stelli lodowate spojrzenia.- Znaczy...Można tak powiedzieć.

- Ychym, a teraz chodźcie-oświadczyła Stella.

Weszłyśmy za nią na salę i skierowałyśmy się do szatni. Po drodze zahaczyłam do pokoju trenerów, gdzie siedział nauczyciel wf i rozmawiał z kimś na kamerce.

-Przepraszam, pana -zaczęłam-Można już wchodzić.

-Oczywiście, przebierajcie się-odpowiedział z uśmiechem i wrócił do rozmowy, którą mu przerwałam- Tak, kochanie?

Coś tam jeszcze mówił do prawdopodobnie swojej żony, ale ja już wyszłam więc nie słyszałam co. Cofnęłam się jeszcze i powiadomiłam resztę uczniów, że mogą już wchodzić na salę, po czym potruchtałam do przyjaciółek. Noemi i Joy znowu się kłóciły. Szczerze mówiąc już dawno przestałam zwracać na to uwagę.

-Ale ja ci mówiłam- żachnęła się Wilson- Ale nie! Po co słuchać przyjaciółki, skoro można zrobić wszystko po swojemu. Trudno, że źle. Trudno, że wyrzucą cię na ulicę. Lepiej jeszcze poczekać bo może się im odwidzi! No na Boga, Noemi! Mówiłam ci przecież, że będą cię traktować jak kopciuszka.

-No ale co ja mam zrobić? Rodzice wracają za trzy tygodnie. Muszę wytrzymać.-stwierdziła zdenerwowana.

-No to nie możesz iść do mnie? Do Scott'a? Już nawet do Layli! Ale twoim zdaniem lepiej jest jak zmienią cię w gosposię, tak?-krzyczała wściekła.

Podeszłam do Stelli i zerkając na awanturniczki zadałam znaczące pytanie:

- Co tu się dzieje?

-Ciężko określić. Joy zapytała nas czy przyjdziemy do niej po szkole, na co Noemi odparła, że nie może bo coś tam, już nie pamiętam co. I wtedy Wilson zapytała czy nie może tego zrobić potem, a Noemi odpowiedziała, że jak nie zrobi od razu to coś tam, nie wiem co, bo one się kłócą praktycznie codziennie więc to wlatuje jednym uchem i od razu wylatuje drugim. – zakończyła swój monolog na co pokiwałam głową i zwróciłam się do dziewczyn:

-Co się odwaliło?- zapytałam głośno i posłałam Miller wściekłe spojrzenie słysząc z jej ust wiązankę przekleństw.

- Nic, po prostu Noemi jest głupia-warknęła Joy.

-Bo?...- kontynuowałam

-Bo zamiast spędzać miło ostatni miesiąc, kiedy przypominam były wakacje, robiła za sprzątaczkę, kucharkę, nauczycielkę i ogrodnika. 4 w 1. -wykrztusiła blondynka.

Zamrugałam zaskoczona. Brzmiało to trochę jak ja, tylko ja to robiłam z wyboru. Bo mogłam kazać ojcu robić wszystko samemu, ale nie chciałam go zostawiać z czwórką dzieci i milionem rzeczy na głowie. Ale był moim ojcem i mimo wszystko go kochałam, więc dla mnie było oczywiste, że mu pomogę. Bo jak inaczej? Gdybym ja odeszła, on zostałby bez gospodyni, córki, żony i opiekunki reszty dzieci. A tak stracił tylko żonę. Zresztą, byłam zbyt blisko z rodzeństwem.

-Ja nie mogę, nie rozumiecie, że nie zamierzam sprawiać kłopotu rodzicom? A tak to by się martwili, czy mnie nie udusiłaś- zwróciła się do Joyce, ciemnowłosa.

Wilson chciała się odezwać, ale jej na to nie pozwoliłam.

-Wystarczy tego przedstawienia, reszta już się przebiera i wam też proponuję-oświadczyłam, czym zamknęłam im usta. Gdy awanturniczki się odwróciły posłałam Stelli spojrzenie kręcąc głową. Uśmiechnęła się do mnie lekko i wzruszyła ramionami, po czym nachyliła się lekko i szepnęła:

-To będzie ciekawy rok- przytaknęłam przyjaciółce i westchnęłam cicho.

Bardzo ciekawy- dodałam w myślach.

🤍🤍🤍🤍🤍🤍🤍🤍🤍🤍🤍🤍

Hejka!

Wrzucam, ale rozdział jest niesprawdzany. I trochę krótszy niż pierwszy.

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale mało czasu dużo roboty. Trochę za gorąco, jak na pisanie, co jest kolejnym minusem. Nie wiem do której historii, ale wrzucę w poniedziałek. Albo jutro jeśli  wcześnie wrócę.

Miłego dnia/nocy/wieczora/poranka! 😊

                                                                                             ~Autorka~






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro