4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Czas do wieczora zleciał Gryfonce bardzo szybko. Gdy ostatnie promienie jesiennego słońca chowały się za horyzontem, jej obolałe stopy i biodra z trudem walczyły z ciężkimi buciorami, przytwierdzonymi do nóg. Była już późna godzina na spacery po zamku, jednak Cate stwierdziła, że nawet jeśli natknie się na patrolującego korytarze Avery'ego, to posiada bardzo dobre usprawiedliwienie. W końcu sam Malfoy kazał jej przyjść wieczorem, by mógł zdjąć z niej zaklęcie. Mimo wszystko, Cate czuła się niezwykle dziwnie, słysząc jak każdy jej krok rozbrzmiewa donośnym echem po pustym, ciemnym korytarzu. 

Gdy wreszcie dotarła do gabinetu nauczyciela obrony przed czarną magią, stęknęła głośno, oparłszy się nieopodal futryny. 

 "Kto by pomyślał, że to będzie aż tak bolesne" — przeszło jej przez myśl. 

 Kobieta zapukała kilkukrotnie w ciemne drzwi i oparła czoło o zimną, kamienną ścianę. Nie usłyszała odpowiedzi, dlatego odliczyła w pamięci do trzydziestu, po czym zapukała po raz kolejny. Cisza. Cate jęknęła cicho, zastanawiając się, czy będzie zmuszona do wzięcia prysznica z ciężkimi butami. Przeszła na drugą stronę korytarza, ustawiając się naprzeciw drzwi do gabinetu Lucjusza. Przez kilka minut stała, myśląc co powinna zrobić, lecz wkrótce uznała, że Malfoya najwyraźniej nie ma w gabinecie, a że o niczym jej nie poinformował, zapewne niedługo wróci. Zsunęła się więc po ścianie na samą posadzkę, rzuciła na siebie zaklęcie rozgrzewające, gdyż chłód podłogi i kamiennej ściany dawał się jej we znaki, i czekała. 

 Niedługo potem głowa Gryfonki osunęła się jej na pierś ze zmęczenia, jednak prawa ręka nadal dzierżyła różdżkę, na wypadek konieczności samoobrony.

 — Podobno formują się we Francji — usłyszała jak przez sen bardzo znajomy, cichy głos.

 — Podjęto już jakąś decyzję? — spytał inny, o głębszej barwie, równie cicho. 

 — Na razie nie. 

 Cate ocknęła się i instynktownie chciała wstać, jednak natychmiast uświadomiła sobie z jakiego powodu tutaj siedziała. Przy drugiej próbie poderwania się, by uciec od zbliżających się do niej mężczyzn, zdała sobie sprawę, że odpoczynek na twardej podłodze nie należy do najlepszych.

 — A jak sytuacja? — odezwał się Snape po chwili ciszy. Ich głosy były już bardzo dobrze słyszalne. 

 — Niczym nie chce się ze mną podzielić — odparł Lucjusz, a w jego głosie można było usłyszeć gniew. 

 — Czy ćwiczysz oklumencję? 

 — Oczywiście. — Postukiwanie laseczki ustało; mężczyźni zatrzymali się. — Ale sam wiesz, że nigdy nie miałem talentu do tworzenia wizji.

"Oklumencja?" — zastanawiała się.

 Gryfonka zamarła, wiedząc, że nie ma możliwości ucieczki. Wtem do głowy przyszedł jej ostatni pomysł. Mogła udawać, że śpi. Było to niezwykle głupie, ale z drugiej strony było już późno w nocy, a ona była tutaj z konkretnego powodu, więc nie musiałaby się zbyt długo tłumaczyć. Kobieta podsunęła się bliżej ściany, relaksując wyciągnięte nogi, po czym opuściła głowę w stronę swojego prawego ramienia i rozluźniła uścisk na trzymanej różdżce. 

 — Cóż.... na razie nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć ci dobrej nocy, Severusie. 

 Mężczyzna nie odpowiedział. Cate przypuszczała, że skinął do arystokraty głową w podziękowaniu. Zaraz po tym usłyszała szelest szat i odgłos jednego kroku zrobionego w stronę korytarza, gdzie się znajdowała. 

 — Lucjuszu — odezwał się cicho Snape. 

 Dźwięki ponownie ustały, Malfoy zapewne odwrócił się w stronę dyrektora. Minęła spora chwila ciszy, nim ktokolwiek przemówił, przez co Cate miała ochotę otworzyć oczy i rozejrzeć się wokół siebie.

 — Jestem pewien, że są bezpieczni. 

 Teraz dla odmiany to Lucjusz stał w ciszy. Kobieta zastanawiała się, nadal pochylając głowę w udawanej, śpiącej pozycji, o czym rozmawia dwójka śmierciożerców. 

 "Są bezpieczni? Kto taki? I kto jest we Francji?" — myślała. "Może mają informacje na temat ruchu oporu?". 

 Po ciszy, zdającej ciągnąć się w nieskończoność, mężczyźni ruszyli z miejsca, rozchodząc się w swoje strony. Lucjusz w akompaniamencie postukiwania laseczki dżentelmeńskiej wszedł na korytarz prowadzący do jego gabinetu. Cate zacisnęła zęby, przygotowując się na najgorsze. Rozluźniła mięśnie i skupiła się na uspokojeniu bicia swojego serca. Przez zamknięte oczy widziała zbliżające się źródło światła, nie było zbyt intensywne, ale zdradzało położenie Lucjusza, który w tamtej chwili znajdował się około dwudziestu metrów od Gryfonki. W pewnym momencie światło zgasło, a Cate poczuła przeraźliwą chęć połknięcia śliny; chcąc odblokować swoje ściśnięte niewidzialnym węzłem gardło. Kroki oraz postukiwanie nadal było rytmiczne, dlatego kobieta nie była pewna, czy Lucjusz ją zauważył. 

 Jednak po paru chwilach była już o tym przekonana; pomimo zamkniętych oczu, była w stanie stwierdzić, że arystokrata spogląda na nią swoim chłodnym spojrzeniem, opierając obie dłonie na lasce. 

 — Panno Courage? — odezwał się Malfoy, a Cate otworzyła oczy i wzięła głębszy oddech, powolnie podnosząc głowę, by spojrzeć na mężczyznę. 

Obawiała się, że jej mały teatrzyk może nie być do końca wiarygodny, jednak było to jedyne, czym mogła się wybronić z obecnej sytuacji. 

 — Stawiłam się na miejsce, a pana nie było — odparła, wpatrując się w jego ledwie widoczną w półmroku twarz. 

 Lucjusz nie odpowiedział, tylko wyciągnął różdżkę i wycelował nią w buty Gryfonki. Cate poruszała stopą, z radością stwierdzając, że będzie w stanie je zdjąć. Złapała za cholewy obuwia i wyciągnęła z nich najpierw jedną, a potem drugą nogę, po czym opuściła je z powrotem na posadzkę. Ogarnęło ją uczucie tak wielkiej ulgi, jakiej już od dawna nie doświadczyła, dlatego nie mogła powstrzymać jęku przyjemności, jaki wydostał się z jej gardła. Cate ponownie oparła się o ścianę, przymykając z lubością oczy. Malfoy rozświetlił korytarz zaklęciem, po czym spojrzał na Gryfonkę. Kobieta rozchyliła powieki, wpatrując się w arystokratę. 

 — Zamierzasz tu spać? — spytał. 

 — Obawiam się, że nie będę w stanie wstać — oznajmiła po chwili, podpierając się jedną ręką. 

Lucjusz zrobił krok w stronę uczennicy, podając jej odzianą w skórzaną rękawiczkę dłoń. Cate uznała, iż to niecodzienny gest z jego strony, lecz nie miała zamiaru protestować. Złapała go za rękę, czując pewny, męski uścisk pociągający ją w górę. Kobieta sapnęła, powstrzymując się od bolesnego grymasu. Nieświadomie oparła część swego ciężaru na stojącym obok mężczyźnie, kładąc mu drugą dłoń na ramieniu, by wyprostować prawą nogę. Malfoy znieruchomiał, patrząc zagadkowo na Gryfonkę. Dopiero gdy kobieta postawiła jedną nogę, by wyprostować dla odmiany lewą, uświadomiła sobie, co zrobiła. Momentalnie puściła nauczyciela, odchodząc na dwa kroki. 

 — Przepraszam — powiedziała pospiesznie, czując spory dyskomfort. 

 Lucjusz charakterystycznie uniósł jedną brew, wpatrując się w Cate, lecz nie odpowiedział 

 — I co ja mam z tobą zrobić, Courage? — zapytał nagle. 

 — To znaczy? — Przełknęła ślinę. Jego spojrzenie było nieodgadnione, choć jej bezbłędna intuicja krzyczała, że domyśla się, iż słyszała rozmowę z Severusem. 

 — Nie podoba mi się to, że pełno cię tam, gdzie zdecydowanie nie potrzeba — odpowiedział, robiąc krok w jej stronę.

 Cate ponownie poczuła się bezbronnie; ścisnęła mocniej trzymaną w dłoni różdżkę. 

 — Przecież ja... — zaczęła, ale Malfoy złapał ją za szczękę. 

 — Dobrze wiesz, o czym mówię — odparł cicho, wpatrując się w nią intensywnie. Cate nie śmiała się ruszyć. W tamtym momencie nawet nie oddychała. — Zwykłymi sztuczkami nikogo nie przechytrzysz. Musisz nauczyć się czegoś więcej. — Gryfonka poczuła, jak jego kciuk przesuwa się po policzku o parę milimetrów w górę. 

 Malfoy zerknął na swoją dłoń, a zaraz po tym odnowił kontakt wzrokowy z kobietą. Wpatrywali się w siebie jeszcze przez parę chwil, po których arystokrata odsunął się, rzucił zaklęcie lewitacji na ciężkie obuwie stojące na posadzce, otworzył drzwi do swojego gabinetu, lewitując je do środka, po czym po raz ostatni tego dnia rzucił spojrzenie Gryfonce.

 — Dobrej nocy, panno Courage. 

 Z tymi słowami zamknął za sobą drzwi, zostawiając kobietę z myślami pędzącymi jak szalone. Chwilę później Cate odwróciła się i biegła przed siebie, zatrzymując się dopiero przy obrazie strzegącym wejścia do dormitorium Gryfonów. 

 Następnego dnia Cate z ulgą stwierdziła, że ból w biodrach zdecydowanie zmalał, pozwalając jej na swobodne chodzenie. Kobieta ubrała się, po czym wsunęła na stopy wygodne zamszowe półbuty na prawie płaskim obcasie. Po powrocie do dormitorium musiała zadowolić się zaklęciami oczyszczającymi, które niestety nie dawały niezastąpionego uczucia świeżości, dlatego stwierdziła, iż swój dzień zacznie od prysznica.

 Gdy odprężające, ciepłe strumienie wody zaczęły spływać po ciele Gryfonki, kobieta rozluźniła spięte z emocji wczorajszej nocy mięśnie, zastanawiając się nad tym co usłyszała na korytarzu przed spotkaniem Lucjusza. 

 "To była wyjątkowo dziwna rozmowa jak na dwójkę śmierciożerców" — przyznała w myślach po kilkunastu minutach.

 Wyszła spod prysznica, osuszając ciało zaklęciem, by za chwilę zawinąć swoje mokre włosy w ręcznik. Większość czarodziejów stosowała magię do każdej czynności swego życia, ale Cate obiecała sobie, że nigdy nie użyje zaklęcia suszącego do swoich włosów. Podczas ubierania się rozmyślała nad wszystkim, co zdarzyło się w ostatnich dniach. Najpierw pojawił się tajny komunikat. Wczoraj kobieta nie mogła upewnić się, czy ruch oporu nadał kolejny, ponieważ wolała nie ryzykować naprowadzenia swoich wrogów do swojej tajnej kryjówki w starej klasie wróżbiarstwa. Potem ta dziwna rozmowa Severusa z Lucjuszem... a potem... 

 Cate przełknęła ślinę na wspomnienie wzroku Malfoya, jego dłoni ściskającej jej twarz. Kobieta nieświadomie pogładziła się wzdłuż linii szczęki, próbując odtworzyć tę samą sensację, jaką odczuła wtedy. 

 — Jesteś chora — przyznała, uświadomiwszy sobie co robi. 

 Zacisnęła zęby, marszcząc się złowrogo. 

 "Przecież to śmierciożerca!" — krzyknęła w myślach, będąc zła na samą siebie. "Żonaty, z dzieckiem. I śmierciożerca" — powtórzyła. "Nic nie szkodzi sobie pofantazjować" — odezwał się inny głosik, a Cate zaśmiała się na głos ze swojej własnej głupoty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro