Chapter XI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Zapomniałam ci o czymś wspomnieć. - I właśnie w tym momencie z jednego z pokoi wyszła Ibbie, a zaraz za nią Kai.

Zatrzymali się na nasz widok. Matt wypuścił z rąk szkatułkę.

- Co on tu robi? Powinieneś już dawno nie żyć. - Zza paska wyciągnął broń na drewniane kołki pożyczoną od Jeremiego Gilberta i wycelował w Kaia.

- O cześć. - Odezwał się Parker i zaczął machać, ale nie zdołał powiedzieć nic więcej, bo Donavann wystrzelił. Kołek był wymierzony prosto w serce mężczyzny. Nie trafił jednak do celu, bo na drodze stanęła Ibbie, zasłaniając Kaia własnym ciałem.

Kiedy drewniany nabój trafił w moją siostrę, byłam zdruzgotana. Ibbie zatoczyła się do tyłu i upadła by na podłogę, gdyby Kai jej w porę nie złapał. Ułożył ją delikatnie na drewnianym parkiecie i ukląkł przy niej, łapiąc za rękę. Kołek wystawał z jej piersi, a dziewczyna ledwo łapała oddech. Podeszłam i szybkim ruchem go wyjęłam. Kai coś mówił do Ibbie, ale nie słyszałam tego. Mój wzrok utkwiony był w Mattcie, który ciągle mierzył do nas z broni.

- Uspokój się i nie marnuj naboi.

- Co on tutaj robi? Bonnie zamknęła go w więzieniu.

- Wyciągnęłyśmy go stamtąd. Żeby rytuał się udał, potrzebujemy Sabatu Bliźniąt.

- On zabił ich wszystkich! Sabatu już nie ma!

- Wiem Matt. Dlatego Kai jest tutaj. Cała moc sabatu jest w nim i w bliźniaczkach. - Podeszłam do niego i delikatnie wyciągnęłam mu broń z ręki. - Potrzebujemy jego pomocy. Pilnujemy go, więc nie zrobi nic głupiego.

- Chyba nie jesteście aż tak naiwne? Wiesz ile osób przez niego cierpiało? Ile zginęło?!

- A wiesz ile będzie cierpieć jeżeli nam nie pomoże? Ellis jest dużo groźniejszy niż my wszyscy razem wzięci. Zaufaj nam i daj działać.

- Jak można wam ufać, skoro sprowadzacie tu tego psychola. On urządził nam piekło na ziemi. Uśpił Elenę, chciał zabić Bonnie, został na dodatek Heretykiem! - Nie wytrzymałam.

- A czym Kai się od nich różni? Od świętej Eleny, która bez żadnych skrupułów wydałaby nas, żeby tylko Damonowi nic się nie stało. On z resztą jest nie lepszy. Zabijał wedle zachcianek, przemienił twoją siostrę. Nie zapominajmy o Stefanie. Legendy o Rozpruwaczu opowiadają na każdym kontynencie tego świata. Tymi historiami straszy się dzieci. Bonnie i Jeremy. Wiedźma z rodu Bennett i Łowca. Mogę tak wymieniać cały dzień! Ty też do świętych nie należysz, więc może przestałbyś się zachowywać jak męczennik. Życia bliskim nie zwrócisz!

- A Wy niby jesteście lepsze? Cała wasza rodzina nic tylko przynosi ze sobą kłopoty. Do wczoraj było tu cicho i spokojnie, ale musiałyście się pojawić.

- Gdyby nie ja, dzisiaj już by Cię tu nie było! I twojej uroczej narzeczonej tak samo. - Spokojnie Asteria. Nie daj się wyprowadzić z równowagi, on wam musi pomóc. - Posłuchaj. Ten mężczyzna tropi nas od bodajże milenium, a ja mam dość uciekania. Jesteśmy mu potrzebne, bo chce żyć wiecznie. Jego klan znalazł na to sposób. Nie chce do końca życia być niewolnicą, a trochę jeszcze pożyję. Pomóż nam go zabić. O nic więcej cię nie proszę. W tym czasie chce zagwarantować bezpieczeństwo tobie i twojej rodzinie.

- Ja już nie mam rodziny. Przez takich jak Wy.

- Ale będziesz miał. Twoja narzeczona i córeczka będą potrzebowały ochrony. - Starałam się mówić powoli i przybrałam łagodny ton. - Matt, chce Cię prosić, żebyście zamieszkali chwilowo tutaj. Dom jest chroniony czarami i nie działają tu czary lokalizujące. Nikt bez naszej zgody nie może przekroczyć granicy tej działki. Będziecie tu bezpieczni.

- Z nim pod jednym dachem? Nie sądzę.

- Kai wam nic nie zrobi. Chwilowo nie ma dostępu do magii.

- Ale dalej jest wampirem.

- Na dole stoją lodówki wypełnione workami z krwią. Nawet was nie tknie.

- Dlaczego miałbym się zgodzić? Przynosicie same kłopoty.

- Właśnie dlatego. Skoro znalazł mnie u Ciebie, to pewnie widział, jak byłam u Amy w szpitalu.

- Co?! Ją też w to wciągnęłaś? - Wymierzył we mnie z broni. - Czego od niej chcesz?

- Wyluzuj. Chciałam sprawdzić czy wszystko z nią okej. Już Ci mówiłam, że nie mam złych zamiarów. - Opuścił pistolet. - Jedź po nią i to jak najszybciej.

- Poradzimy sobie bez twojej pomocy.

- Wiesz jak walczyć z mściwym elfem? Ja się go obawiam i Ty też powinieneś.

Donovann wyszedł. Mam nadzieję, że mnie posłucha i wróci z ukochaną.

Odwróciłam się w stronę siostry. Kai zdążył przenieść ją na kanapę i wygodnie ułożyć. Siedział przy Ibbiei trzymał ją za rękę. Usiadłam obok mężczyzny.

- Jak się czujesz? - Zapytałam nie spuszczając oka z bliźniaczki.

- Jakby ktoś wbił mi kołek prosto w serce. - Ibbie zaśmiała się z trudem, po czym zaczęła kaszleć.

- Nie ma to jak trafny opis sytuacji.

- Dziękuję. Nie musiałaś tego robić. Mimo to, jestem bardzo wdzięczny. Mogę Ci pomóc. - Odezwał się Kai. Popatrzył na mnie przez chwilę, ale odezwała się moja poszkodowana siostra.

- Nie trzeba. Już jest lepiej.

- To dobrze, bo mam złe wieści. On już tu jest. - Odezwałam się, a wokół nas panowała przerażająca cisza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro