Chapter XII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Asteria

Przez całą noc wertowaliśmy księgi zaklęć. Szukaliśmy rytuału, który uwolni nas od elfa. Nasz zbiór jest dość pokaźny i jak zwykle szczęście nam nie dopisało. Informacje znaleźliśmy w ostatniej księdze. No po prostu cudownie. Czemu nie zaczęliśmy od końca?

Grunt, że się udało. Do rana wszyscy łapaliśmy się za głowy. Do rytuału potrzebowaliśmy czegoś należącego do Ellisa i do naszej rodziny, pełni księżyca i szczególnego miejsca. I tu pojawiły się problemy. Skąd my weźmiemy coś należącego do reszty naszego rodzeństwa? Okazja nadarzyła się szybciej niż mogliśmy się tego spodziewać.

Miejsce rytuału musiało mieć dla nas szczególne znaczenie. W okolicy były dwa. Odwiedziliśmy najpierw to, gdzie wszystko się zaczęło. Miejsce, gdzie powstały pierwsze wampiry, czyli nasz rodzinny dom, a raczej jego pozostałości. Gdzieniegdzie było widać resztki fundamentów. Chodziłyśmy po miejscu, gdzie kiedyś znajdował się nasz pokój. Kai stał z boku i wszystkiemu się przyglądał. Ja jednak widziałam, że wzrokiem wodził głównie za Ibbie. Może to nie był taki zły pomysł żeby go ściągnąć z powrotem?

Przy fundamentach naszego domu rodzinnego znaleźliśmy wejście do podziemnych korytarzy łączących wiele jaskiń. W jednej z nich znalazłyśmy nóż, który kiedyś należał do naszego ojca, Mikaela i broszkę Ester w kształcie węzła nordyckiego.

Druga lokalizacja to miejsce, gdzie spłonęłyśmy żywcem. Postanowiliśmy się tam wybrać. Przemierzaliśmy las kiedy Ibbie złapała Kaia za ramię, zatrzymując go.

- Słyszycie to? - Zaczęliśmy nasłuchiwać.

- Ktoś jest na placu. Kolejna egzekucja? - Podeszliśmy bliżej nie wierząc w szczęście, jakie nas spotkało.

Damon

Razem z Eleną, Bonnie i Enzo pojechaliśmy na ten nieszczęsny plac. Nie przyjeżdżaliśmy tu 5 lat. Stefan i Caroline nie chcieli się z nami wybrać. Woleli siedzieć w domu z dziećmi. Stałem w miejscu, gdzie wbity był pal. Rozejrzałem się wokół, ale nie było tu nikogo prócz nas. Dlaczego zatem pojawiła się Teri? I dlaczego tylko ona? Może Ibbie nie obwinia nas o wszystko? Te i inne pytania przychodziły mi na myśl, ale wszystko ustało, kiedy odezwała się Elena.

- Damon, nikogo tu nie ma. Ogranicz picie, a skończą ci się chore wizję.

- Nic nie rozumiem. W ciągu tych 160 lat zabiłem całą masę ludzi. Bez skrupułów, bez żalu. Dlaczego widziałem właśnie ją? To nie ja je wydałem, więc czemu pokazała mi się i dopiero po 5 latach?

- To jest wina nas wszystkich. Nie zrobiliśmy nic kiedy umierały. - Odezwała się Bonnie. Podeszła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu. - Chodźmy stąd.

- Czyli to prawda? - Odwróciliśmy się. Przed nami stało rodzeństwo Mikaelson. - Przez Was nie żyją? - Klaus ruszył w naszą stronę. Rebeka, Kol i Elijah patrzyli na każdego z nas. Dłonie mieli zaciśnięte w pięści. - Kto do tego dopuścił?!

- Co tutaj robicie? Mieliście więcej tu nie wracać.- Pierwsza z szoku otrząsnęła się Elena. Rebeka doskoczyła do niej łapiąc za gardło.

- Gdyby nie wy i wasza głupota, zapewne by tak było. -Szepnęła jej na ucho. - Znowu namieszałaś? Stefan po raz kolejny wybrał Ciebie? Wiesz jak to jest spłonąć żywcem? - Elena pokręciła głową. - Za niedługo się przekonasz. Wszyscy zobaczycie jak to jest.

- Nie mam zamiaru się powtarzać! - Klaus tracił cierpliwość. - Czyja to sprawka?

- Kim wy w ogóle jesteście? I o kim oni mówią? -Enzo przyglądał się całej tej scenie i nie za wiele rozumiał. Chciałbym mu jakoś powiedzieć, żeby siedział cicho, ale nie zdążyłem wypowiedzieć nawet jednego słowa. Klaus znalazł się już przed nim i wbił dłoń w klatkę piersiową, zaciskając ją na sercu.

- Nie wiesz kim jesteśmy? Dzięki nam istniejecie. Jesteśmy pierwszymi i widzisz nas ostatni raz w swoim nędznym... - Nie dane mu było dokończyć, bo zamiast słów z ust całego rodzeństwa wydobył się krzyk.

Ibbie

Patrzyłam na wszystko i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Byli tu prawie wszyscy. Czuć było gniew i chęć zemsty. Wendeta za to co nas spotkało? Po 5 latach? W porę sobie o nas przypomnieli. Słuchałam wymiany zdań, która nie należała do przyjemnych.

W pewnym momencie Klaus chciał zabić jednego z nich. Asteria stanęła na przeciwko Kaia i złapała go za ręce. Zdarła bransolety i zgniotła w dłoni.

- Uratuj go. On musi przeżyć.

- Koniec z tłumieniem magii. - Kai postawił jedyny warunek.

- Nigdy więcej. - Mężczyzna wziął głęboki wdech i uniósł rękę.

Wszyscy zgięli się wpół. Klaus wyciągnął dłoń z klatki piersiowej mężczyzny i krzyknął, po czym upadł na kolana. Enzo cofnął się i oparł o najbliższe drzewo, łapiąc oddech i kładąc dłoń na piersi. Patrzyłam na Kaia. Był niezwykle skupiony. Ręką od dawna nie korzystająca z magii, lekko drżała. Złapałam go za druga dłoń.

- Skorzystaj z mojej mocy. - Skinął lekko głową, a ja poczułam, jak powoli opadam z sił. Skierowałam wzrok na plac. Damon i Elena patrzyli na Bonnie.

- Nie wiem co robisz, ale rób tak dalej. - Przyznała Elena.

- To nie ja.

Kai zaczął się kierować w ich stronę, ciągnąc mnie za sobą. Asteria ruszyła zaraz za nami, ale nie spuszczała wzroku z Ezno nawet na minutę.

Asteria

Malachai stanął na polanie. Po chwili po jego lewej stronie stanęła Ibbie, a po prawej ja. Wszyscy patrzyli na nas z szeroko otwartymi oczami.

- To niemożliwe. - Szepnęła wiedźma.

- Cześć Bonnie. Tęskniłaś? - Przywitał się nonszalancko Kai, ale nie opuścił ręki. W tym czasie Damon z niebywałą prędkością złamał gałąź najbliższego drzewa i cisną nią w Kaia. Stanęłam przed mężczyzną i zręcznie złapałam kołek, zanim dotarł do celu. Odrzuciłam go, ale nie ruszyłam się z miejsca.

- Asteria, Ibbie? Ale jak? Doszły nas słuchy, że nie żyjecie. - Rebeka przemówiła słabym głosem i resztkami sił na nas spojrzała.

- I 5 lat wam zajęło, żeby się tego dowiedzieć? A podobno macie świetnych informatorów. - Ibbie patrzyła na wszystkich wściekła. Ścisnęła dłoń Kaia jeszcze mocniej.

- Szukaliśmy was. - Kol próbował się podnieść, ale zaklęcie mu to uniemożliwiło.

-Jak widać niepotrzebnie. A teraz pora spać, bo musimy porozmawiać z Elijah. - Mężczyzna zrobił delikatny ruch nadgarstkiem i prawie całe nasze rodzeństwo leżało martwe. Kai opuścił dłoń, ale nie puścił ręki Ibbie. Nasz najstarszy brat podniósł się z ziemi i otrzepał idealnie skrojony garnitur z kurzu. Otworzył usta, ale to nie on przemówił do nas jako pierwszy.

- Jakim cudem żyjecie?

- Skąd on się tu wziął? Powinien gnić w innym wymiarze.

- Spłonęłyście żywcem.

- Jesteś wampirem? Skąd się znacie?

Wypowiedzi wszystkich zlały się w jedno. Wszyscy patrzyli na nas jak na stworzenia nie z tego świata. Jakby zobaczyli co najmniej kosmitów. Ja jednak nie słuchałam żadnego z nich. Podbiegłam do Elijah i rzuciłam mu się w ramiona. Mężczyzna objął mnie opiekuńczo i delikatnie podniósł do góry.

- Tak bardzo za Tobą tęskniłam. Chciałam napisać, ale on ciągle nas ścigał. - Odsunęłam się i spojrzałam na resztę. Widziałam szok, niedowierzanie i zawód. Enzo patrzył na mnie, ale z jego oczu nie dało się wyczytać prawie nic. Nic prócz bólu. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i zrobiłam krok w jego stronę, a moje miejsce w ramionach naszego najstarszego brata zajęła Ibbie.- Nic Ci nie jest? Myślałam, że nie zdążymy.- Nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo Damon w końcu wybuchnął.

-Co tu się do cholery dzieje?! Powinniście nie żyć! I co on tu robi?! Miałeś zdychać! Od jak dawna tutaj jesteście?! - Moja siostra ponownie stanęła obok Parkera. Wolała nie ryzykować kolejnego zamachu na życie mężczyzny.

- Wiedziałem, że za mną tęsknili. - Kai szepnął Ibbie na ucho, a ta zachichotała pod nosem.

- A ta akcja na mieście?! Myślałem, że odchodzę od zmysłów! - Wzruszyłam od niechcenia ramionami. - Nie macie nam nic do powiedzenia?! Teri?!

- A co mam ci powiedzieć? Witajcie. Nie mamy za złe, że nas olaliście. Chętnie zaprzyjaźnimy się od nowa. W sumie już zapomnieliśmy, że Stefan powiedział o nas Pani Szeryf. - Patrzyłam na każdego z osobna. - Na to liczyłeś? A może chciałeś uciszyć swoje sumienie? Ja ci w tym nie pomogę. - Zwróciłam się do brata. - Elijah, potrzebujemy sztyletów. Wiemy jak pozbyć się Ellisa raz na zawsze.

- Co? Ale ja go nie mam.

- Bracie, znam Cię od małego i nie jestem głupia. Wiem, że po ostatnich akcjach macie je zawsze przy sobie. - W tym samym czasie Ibbie zdążyła zabrać sztylety pozostałym. Ja natomiast stałam z wyciągniętą ręką. - To przez Was i wasze naciski uciekam ponad 1000 lat. Pozwól mi się w końcu uwolnić. - Elijah bardzo niechętnie wyciągnął ostrze z wewnętrznej kieszeni marynarki. - Oddam ci go po wszystkim. Teraz wybacz, ale musisz być wiarygodny. Nie potrzebujemy kolejnego powodu, żeby Klaus zaczął się czepiać.

- Pod jednym warunkiem. Po wszystkim znowu będziemy rodziną. Nie znikniecie na kolejne milenium. - Skinęłam głową i spojrzałam w stronę Kaia. Ten podniósł rękę i po chwili u mych stóp leżał martwy wampir.

Stanęłam obok Kaia, który nie spuszczał wzroku z Bonnie. Damon rozejrzał się po ciałach leżących wokół niego. Elena trzymała go za rękę i przy okazji zasłaniała wiedźmę Bennett.

- Bracie? Jesteście jednymi z Pierwotnych?

- Zaufalibyście nam, gdybyście wiedzieli o tym od początku? - Na zmianę otwierali usta, ale nie wypowiedzieli nawet jednego słowa. - Tak właśnie myślałam. A teraz wybaczcie. Pora na nas. Mamy to, po co przyszliśmy. - Ibbie mówiła, a ja złapałam w międzyczasie Kaia za ramie. Mężczyzna pomachał im i uśmiechnął się niewinnie.

- Do zobaczenia Bonnie. Invisique.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro