Chapter XXIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Piszę to na początku, aby nie było zaskoczenia :)

Powstały dwie alternatywne wersje tego rozdziału (jak i późniejszego zakończenia). To tak na wszelki wypadek, gdybym nie podołała z drugą częścią. Nie chcę zostawiać osób, które tu czasami zaglądają z niedokończonymi sprawami.

Mam nadzieję, że obie Wam się spodobają <3

Wersja I

Ibbie

Rozejrzałam się wokół. Udało się. Z tego szczęścia nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zacząć skakać. Kai był niesamowity. Moja siostra była cała i zdrowa, nikomu nic się nie stało, a Ellis i jego mała armia zniknęli z powierzchni ziemi raz na zawsze. W końcu mogłyśmy zacząć żyć i nie oglądać się za siebie. Zwłaszcza, że teraz Asteria ma dla kogo, a Kai dotrzymał obietnicy. Teraz pewnie odejdzie, ale czas spędzony z nim był warty każdej ceny. Patrząc na siostrę w objęciach Enzo nie mogłam się nie uśmiechnąć. Miała kogoś, z kim będzie mogła spędzać najpiękniejsze chwilę, dzielić się nimi. Przed oczami zaczęły przelatywać obrazy mnie i Kaia. Świetnie się z nim bawiłam pomimo tego, że czasami mnie denerwował. Spojrzałam w jego stronę. Stał po drugiej stronie polany i patrzył na mnie. W pewnym momencie uśmiechnął się i ruszył w moim kierunku. Czyżby chciał się pożegnać? Nawet nie wiem kiedy moje nogi poniosły mnie do mężczyzny. Czułam jak z każdym krokiem w moim sercu pojawiały się małe ryski i pęknięcia. To już koniec naszej przygody. Zatrzymałam się. Nie, nie mogę. On nie może odejść.

Kai zatrzymał się przede mną, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Starałam się jak mogłam żeby się przy nim nie rozpłakać. Odwzajemniłam uśmiech, ale przyszło mi to z ogromną trudnością.

- Udało się. To koniec. - Mężczyzna odezwał się pierwszy.

- Tak. Spisałeś się. Dotrzymałeś umowy. Dziękuję Ci bardzo. - Wyciągnęłam rękę z zamiarem uściśnięcia jego dłoni. To było takie formalne. Rozstańmy się w miłej atmosferze. Widziałam jak jego wyraz twarzy delikatnie się zmienił. - Co teraz zamierzasz?

- Co zamierzam? To zależy co Ty masz w planach. - Złapał moja dłoń i ucałował ją. Patrzyliśmy sobie w oczy. Pierwszy raz w całym moim życiu nie wiedziałam co powiedzieć.

- Ja ...

- Jeżeli myślałaś, że dzisiaj się pożegnamy, to się grubo myliłaś. - Kai przybliżył się jeszcze bardziej. Nasze twarze dzieliły centymetry. - Dzięki wam nie siedzę w więzieniu. Jestem tutaj i pomimo tego wszystkiego co zrobiłem, zaufałyście mi. Ty mi zaufałaś. I na dodatek pojawiła się osoba, którą będę musiał bronić przed innymi typami, jak tylko jakiś pojawi się na horyzoncie.  - Mężczyzna przyglądał mi się z zaciekawieniem. Nie mogłam się ruszyć. Stałam jak zaklęta słuchając jego głosu. - Jak ty to zrobiłaś? Jakim cudem rozkochałaś w sobie takiego człowieka jak ja?

- C-co? - Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić. Kai zaśmiał się krótko.

- Kocham Cię, głupolu.

Zanim jego słowa do mnie dotarły, wpił się w moje usta. Jedną rękę położył na moim policzku, delikatnie gładząc go kciukiem, a drugą objął mnie w pasie, przyciągając jeszcze bliżej siebie. Objęłam go wokół szyi i stanęłam na palcach. Był ode mnie wyższy prawie o głowę, ale najwyraźniej w ogóle mu to nie przeszkadzało. Całował delikatnie ale stanowczo. Jego usta były miękkie i kuszące, wręcz stworzone do pocałunków ze mną. Czułam jakby były dopasowane tylko i wyłącznie do moich własnych. Oderwaliśmy się od siebie. Kai złożył delikatny pocałunek na moim czole i spojrzał mi w oczy.

- Ja też Cię kocham. I nie nazywaj mnie głupolem!

Mężczyzna zaśmiał się, po czym ponownie złączył nasze usta. Podniósł mnie delikatnie, nie musząc się więcej schylać. Ten pocałunek był zapowiedzią wspaniałej przyszłości i wielu niezapomnianych przygód. Odstawił mnie, nie przerywając pocałunku.

Po chwili podbiegła do nas Asteria w podartej sukni i z rozwaloną fryzurą. Uśmiech nie schodził z jej twarzy.

- To już koniec. Nie mogę w to uwierzyć. W końcu możemy robić wszystko, co nam się tylko podoba. - Złapałam ją za dłonie.

- Teri, opanuj się trochę. Cieszę się jak głupia, że już po wszystkim, ale na miłość boską. Jesteś 1000 - letnim wampirem, trzymaj nerwy na wodzy.

- Zwariowałaś! W takim momencie. - Nagle odwróciła się do wszystkich i zaczęła krzyczeć. - Wracamy, ogarniamy się i urządzamy IMPREZĘ!

Nie pozostało mi nic innego jak zaśmiać się z zachowania mojej siostry bliźniaczki, złapania Kaia za rękę i w wampirzym tempie udania się do domu.

Wersja II

Mężczyzna zaśmiał się, po czym ponownie złączył nasze usta. Podniósł mnie delikatnie, nie musząc się więcej schylać. Ten pocałunek był zapowiedzią wspaniałej przyszłości i wielu niezapomnianych przygód. Odstawił mnie, nie przerywając pocałunku.

Coś jednak się zmieniło.

Nagle Parker zamarł i zacisnął dłonie na moich biodrach. Oderwałam się od jego ust i lekko się odsunęłam. Kai patrzył mi w oczy. Jego własne wyrażały szok, lęk i ból. Ujęłam delikatnie jego twarz. Skóra zaczęła zmieniać kolor. Stawała się szara. Zaczęły pojawiać się granatowe, wręcz czarne żyły. Wiedziałam co to oznacza, ale odpychałam od siebie te myśli. Piękne i ciemne niczym gwiaździsta noc oczy zaczęły się zamykać. Kai osunął się na ziemię. Patrzyłam na niego i nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą się stało. Podniosłam wzrok. Przede mną stał Stefan Salvatore trzymając w ręce serce mężczyzny, którego kochałam całą sobą. Ze łzami w oczach upadłam obok Kaia i położyłam jego głowę na kolanach. Ujęłam jego twarz i pogłaskałam policzek, na którym znajdował się kilkudniowy zarost. Łzy wypłynęły z oczu i spływały najpierw po mojej, a później po jego twarzy. Tuż obok mnie upadło serce Kaia. Wraz z tym dźwiękiem poczułam, jak moje własne pęka i rozpada się na milion kawałków, pozostawiając w tym miejscu czarną dziurę.

- Kai, proszę. Proszę, niech to będzie tylko zły sen. Błagam Cię, obudź mnie z niego. - Płakałam coraz bardziej.

Słyszałam zamieszanie wokół, krzyki były coraz głośniejsze, ale ja nie zwracałam na to uwagi. Patrzyłam na twarz mężczyzny, który się dla mnie zmienił, skradł moje serce. Na mężczyznę, przy którym chciałam zasypiać i się budzić. Na mężczyznę, który mnie pokochał i nie chciał nic w zamian. Na mężczyznę, którego w bestialski sposób mi odebrano.

Głosy ucichły. Ciszę przerwał dźwięk upadającego ciała. Podniosłam zapłakany wzrok. Obraz był zamazany. Po chwili zobaczyłam stojącego nade mną Elijah i Kola. Ten drugi trzymał w ręku serce, a u ich stóp leżało ciało Stefana. Donovan podszedł do wampira i dla pewności, używając zapewne całej swoje siły, wbił kołek w pierś Rozpruwacza. Zdziwiona twarz młodszego z rodu Salvatore stała się szara. Tym oto sposobem odebrano mi kolejny sens mojego życia, zemstę.

Nie przejmowałam się tym jednak na chwilę obecną. Wróciłam do twarzy Kaia. Pogładziłam ją po raz ostatni, położyłam głowę na jego piersi i ponownie zalałam się łzami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro