Rozdział Pierwszy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zostałem zaprowadzony na zaplecze, gdzie wskazano mi drzwi, do których miałem się skierować. Mimo, że praca w knajpie nie jest szczytem moich marzeń i możliwości, to mam nadzieję, że dostanę tę robotę. Jakoś trzeba zarabiać na życie aby się utrzymać, co nie?

Wszedłem przez drzwi, które mi wskazano. Nie siliłem się na grzeczność, czyli zapukanie w nie aby zostać poproszonym o wejście. Nie czułem takiej potrzeby. Wszedłem więc do pomieszczenia po czym zatrzasnąłem drzwi.

- Witam - powiedziałem siadając w fotelu - nie ładnie tak nie czekać na gości w wejściu. Było mi bardzo przykro. Tak się chyba nie traktuje pracowników - uśmiechnąłem się i spojrzałem na chłopaka siedzącego na przeciw mnie

- Nie ładnie też jest wchodzić gdzieś bez zapytania o zgodę - powiedział i położył ręce ma biurku - czemu chcesz tu pracować? - spytał pochylając się do przodu, a ja tylko wywróciłem teatralnie oczami

- Serio? Może jeszcze poprosisz o CV? - zaśmiałem się kpiąco - przecież się umawialiśmy, że...

- Jezu, każdego muszę o to spytać - westchnął - masz elastyczne godziny pracy?

- Nie musisz, bo ojciec dał ci władzę nad tym lokalem i ma to w dupie - powiedziałem przypominając mu o sytuacji, którą jakiś czas temu mi się pochwalił - co to znaczy? - spytałem, jednak widząc, że nie wie o co mi chodzi dodałem - no te elastyczne godziny

- Czy jest ci obojętne czy pracujesz od rana czy idziesz na popołudnie 

- No tak

- Czyli możesz zacząć od jutra od... - spojrzał w notes - od drugiej?

- Pewnie - powiedziałem z uśmiechem, on jednak przeczytał coś jeszcze w notatniku i zmarszczył brwi po czym przeniósł wzrok na mnie

- Jesteś pewien? Bo...

- Jestem pewien - przerwałem mu - to co... - zacząłem wstając z fotela - do jutra?

- Do jutra Frank - uścisnęliśmy sobie dłonie

- No, cześć - powiedziałem i skierowałem się do drzwi, jednak zanim wyszedłem odwróciłem się jeszcze do chłopaka - dzięki Kellin, ratujesz mi dupę

- I to nie pierwszy raz - przypomniał na co wywróciłem oczami - ale wiesz, że na mnie możesz liczyć w każdej sytuacji

- Wiem - odpowiedziałem i wyszedłem z 'biura' mojego przyjaciela.

   Szedłem do sklepu po cokolwiek do spożycia. Co prawda dużo pieniędzy nie mam, ale mogę się żywić samym chlebem i kawą, myślę, że to mi na jakiś czas tarczy, a jak nie... będę żebrał, albo zamiast rano odsypiać nocki, będę sprzątał pokoje hotelowe. Zawsze potrzebują pokojówek czy czegoś w tym stylu, a ja bym się nadał... chyba. Jakoś żyć trzeba, a nawet jak się nie chce, to i tak trzeba. Czy to ma sens? Może nie, ale jak już musimy żyć, to żyjmy. W końcu i tak umrzemy, a im dłużej na coś czekasz, tym bardziej się cieszysz kiedy to w końcu następuje, więc może warto się tu pomęczyć i poczekać na nasz koniec.

Wszedłem do marketu i udałem się na sam jego koniec żeby wziąć jakiś chleb czy coś. Następnie udałem się do działu z napojami i wziąłem butelkę wody. Serio wyglądam jakby mnie nie było stać na nic innego... no trudno, co ich obchodzi co i ile mam w kieszeniach. Teraz czas na moją ulubioną część. Stanie w kolejce do kasy, o tak... bo przecież osoba, która chamsko wcisnęła się przed tobą, nie pozwoli ci wejść przed siebie. Co z tego, że ty masz tylko dwa produkty, a ona około dwudziestu, i ty już teraz mógłbyś być w drodze do domu. Kocham ludzi.

   Wszedłem do domu i nie siląc się na zaniesienie zakupów do kuchni, czy zdjęcie butów i kurtki, rzuciłem się na kanapę. To nie był męczący dzień, a ja już mam dość. Chcę spać. Tylko spać. Jutro muszę wstać i iść do pracy, i koniec wiecznego opierdalania się, że też wpadłem na pomysł żeby wyprowadzić się od mamy i skończyć żyć na jej garnuszku. Co najmniej jakby było mi tam źle.  Fakt, że teraz mam i do niej i do ojca mniej więcej tyle samo drogi, ale... cholera, nie chce mi się nic.

*

Szedłem do pracy tak szybko jak mogłem. Pierwszy dzień, a ja już będę spóźniony. Super. Kellin mnie zabije, czuję to. Wpadłem do lokalu i od razu pobiegłem za ladę, a później na zaplecze, i pomieszczanie dla personelu.

- Pierwszy dzień i już spóźniony? - spytał Kellin, który stanął w przejściu

- Tak, wybacz - wydyszałem - jestem kelnerem, tak?

- Tak, łap - powiedział i rzucił mi coś na kształt czarnego fartucha - powodzenia - dodał i wyszedł

Założyłem szybko koszulę, a w pasie przewiązałem fartuch po czym wyszedłem  z 'szatni' i ruszyłem na łowy zamówień. Może to nie będzie męczące, a wręcz przeciwnie? Może będą tu mili ludzie?

No i tak szybko jak o tym pomyślałem, tak szybko doszedłem do wniosku, że tu nie będzie miłych ludzi. Podszedłem do stolika i spytałem co podać.

- To co zwykle - mruknął mężczyzna nawet na mnie nie patrząc

- To znaczy? - spytałem z uśmiechem

- To co zwykle - powtórzył, a ja już zacząłem się wkurzać

- Można jaśniej? - ta praca wymaga ciągłego uśmiechu.. no tak

- Przychodzę tu od tak długiego czasu, że chyba powinieneś wiedzieć - mężczyzna uniósł na mnie wzrok. Był równie zdenerwowany co ja. 

- Ale nie wiem - mój uśmiech chyba wyglądał teraz bardziej jakbym miał wyobrażenia największego mordu w stuleciu

- To może... - zaczął

- O co chodzi? -  spytała jakaś dziewczyna podchodząc do nas. Mężczyzna tylko spojrzał na mnie i westchnął, ja wywróciłem teatralnie oczami i błagalnie spojrzałem na dziewczynę - dobrze panie Wilcox, zaraz podam zamówienie - powiedziała z uśmiechem patrząc na mężczyznę, a ja poszedłem dalej. Co mi strzeliło, żeby iść na kelnera... nawet nie umiem być miły.

   Mijała kolejna godzina pracy, w sumie to nie bardzo kontrolowałem czas, ale zaczęło się już robić ciemno, więc strzelam, że od jakiegoś czasu tu siedzę. Zbierałem właśnie kolejne zamówienie kiedy usłyszałem dobrze znany mi głos. Zacząłem się rozglądać po lokalu, aż mój wzrok spoczął na miejscu, gdzie znajdowało się niewielkie podwyższenie. Stanąłem w bezruchu i przyjrzałem się stojącej tam osobie... co on zrobił z włosami?

___________________
hej hej!
Pierwszy rozdział drugiej części.. mam nadzieję, że się podobał ^^
PS: I Love You All! xx ~ Haia_Miia xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro