Rozdział Siedemnasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dni jakoś leciały. Moje rozstanie z Alexem wpłynęło na mnie całkiem dobrze, i zbliżyłem się bardziej do Franka co bardzo mi się podobało. Nie miałem już przed nim tajemnic, mówiłem mu o wszystkim, a on bardzo wspierał mnie po śmierci Mikeyego. Kiedy na pogrzebie nie dałem rady siedzieć w kościele i po prostu z niego wybiegłem, Frank wybiegł za mną. Siedzieliśmy na ławce przed domem Bożym, ja płakałem w ramię mojego chłopaka, a on mocno mnie do siebie przytulał. Czułem się dziwnie, ale w tym momencie miałem gdzieś to czy Bogu się to podoba czy nie. Zabrał mi brata, powinien się w ogóle cieszyć, że jeszcze czasem o nim myślę. 

Próbowałem namówić Emily na pracę u Kellina, z początku nie chciała się zgodzić, ale ostatecznie uległa i przystała na propozycję. Nie rzuciła jednak pracy w sklepie, więc znowu pracowała od rana do nocy, a ja od czasu do czasu zajmowałem się Mattem, w czym przeważnie pomagał mi Frank. Można powiedzieć, że Iero u mnie mieszkał, rzadko kiedy wracał do siebie, tak jakby unikał swojego mieszkania. Nie przeszkadzało mi to, jednak nieco mnie niepokoiło. Mimo wszystko cieszyłem się, że znów mam go przy sobie, że znowu możemy być razem, że wcale dużo się nie zmieniło. Jednak miłość zawsze wygrywa.

Dzisiaj byliśmy umówieni na randkę, taką prawdziwą randkę, nie spotkanie i opieprzanie się w domu przed telewizorem lub leżąc cały wieczór w łóżku. Mieliśmy iść na kolacje, później na spacer.. w sumie miałem zaplanowane wszystko, zależało mi na tym wieczorze. Co prawda to brzmi tak strasznie typowo, taka oklepana randka z filmów czy książek, ale co innego mógłbym wymyślić, nie jestem typem romantyka, choć nie wiem jakbym się starał, nie wyszłoby mi to. Jednak chcę próbować, chcę być najlepszy, dla niego. Przecież on na to zasługuje jak nikt inny. Zasługuje na wszystko co najlepsze.

Rano Frank obudził mnie żeby pożegnać się zanim wyjdzie . Podniosłem się leniwie na łokciach i spojrzałem na chłopaka uśmiechając się lekko.

- Sam mówiłeś, że mam cię budzić przed wyjściem - powiedział zakładając jedną z moich koszulek, która była mu za duża o parę rozmiarów. Wyglądał w niej uroczo, już wiem jaki jest mój powód do budzenia się

- Wiem - powiedziałem cicho - czy ty w ogóle urosłeś przez te pięć lat? - spytałem, co nie było chyba dobre bo uzyskałem od chłopaka spojrzenie, które mogłoby zabić

- Odczep się od mojego wzrostu Way - powiedział i rzucił we mnie poduszką, która jeszcze przed chwilą leżała na ziemi

- Podoba mi się to, że jesteś mały. Przynajmniej uroczo wyglądasz kiedy się do mnie przytulasz 

- Spierdalaj - murknął

- Ja tu próbuję być miły i uroczy, a ty przeklinasz. Teraz mi przykro - powiedziałem udając wielce zranionego

- Przepraszam - powiedział po czym podszedł do mnie i krótko mnie pocałował - muszę już iść 

- Nie możesz jeszcze chwilę zostać?

- Nie byłem w swoim mieszkaniu od pięciu dni Gerard, jedzenie w mojej lodówce pewnie już ożyło i przejęło kontrolę nad domem

- To tym bardziej powinieneś zostać

Frank tylko się uśmiechnął i znów mnie pocałował po czym powiedział krótkie ' pa ' i wyszedł z pokoju, a następnie dało się słyszeć zamykanie drzwi wejściowych. Opadłem znów plecami na materac. Przetarłem twarz dłońmi i zacząłem gapić się bezmyślnie w sufit. Czuję się jak zakochana nastolatka. Gdyby nie to, że jestem już dojrzałym mężczyzną zacząłbym chichotać i turlać się po łóżku, no.. ale chyba mi nie wypada.

*

Szykowałem się na randkę z Frankiem. Przekopywałem szafę od góry do dołu próbując znaleźć coś odpowiedniego, nic. Naprawdę nie potrafię się nawet ubrać? Można być bardziej żałosnym? Ponad połowa moich ubrań walała się po podłodze oczekując na to aż wybiorę któreś z nich, jednak chyba żadne się nie doczeka. Ostatecznie założyłem koszulkę z napisem ' Let Me Be The One To Save You ' i standardowo - czarne spodnie. Do wyjścia zostało mi jeszcze trochę czasu, ale uznałem że już wyjdę z domu. Tak, spacer dobrze mi zrobi. Stres trochę zleci, uspokoję się i będzie dobrze. W ogóle, czym się stresuję? Przecież znam Franka, to nie jest nasze pierwsze spotkanie, nie zepsuję tego, za dużo o mnie wie żeby to zepsuć.

   Dotarłem na miejsce punktualnie, nie wiem jakim cudem szedłem tak długo, ale nie narzekam. Grunt, że nie jestem za szybko ani za późno. Franka jeszcze nie było, więc usiadłem przy stoliku i uzbroiłem się w cierpliwość. Typowy Iero, zawsze spóźniony. 

Czekałem, czekałem i nic. Pięć minut, dziesięć. Dalej nic. Zacząłem do niego pisać. Nie odpisywał. Dzwoniłem, nie odbierał. Mijały kolejne minuty, a ja zaczynałem się martwić. Wykonałem kolejne połączenie, dalej brak odpowiedzi. Napisałem kolejnego SMS'a, dalej zero odzewu. Zaczynałem panikować. Zapomniał? Nawet jeśli by zapomniał, to przecież by odebrał. Zawsze odbiera albo odpisuje. 

Czas dalej leciał, ja dalej panikowałem. Przecież by mnie nie olał. Usłyszałem sygnał mojego telefonu. Odebrałem połączenie nie patrząc na osobę, która próbowała się ze mną skontaktować. Wtedy usłyszałem głos Kellina.

- Gerard, dzwoniła do mnie matka Franka. Frank jest w szpitalu - Kellin brzmiał jakby płakał, jakby był przerażony. Ja też byłem. Zamarłem. Dlaczego to dzieje się akurat mi?

__________________________________
I Love You All ~Haia_Miia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro