Rozdział Trzynasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gwizd czajnika, dźwięk lejącej się strumieniem wody, odgłos dzwoniącego telefonu. Przewróciłem się na bok i powoli zacząłem otwierać oczy. Jęknąłem z niezadowolenia i niewyspania. Obróciłem się na brzuch z zamiarem ponownego zaśnięcia, ale odgłosy roznoszące się po domu nie cichły i uniemożliwiały mi sen. Zacząłem się wiercić na łóżku, ale nie mogłem znaleźć sposobu na ponowne wejście do krainy Morfeusza.

Woda przestała lecieć, czajnik przestał gwizdać, telefon dzwoni w dalszym ciągu. Słyszę kroki w pokoju, nagle materac się ugina. Mruknąłem coś co miało znaczyć ' co? ', na co w odpowiedzi uzyskałem cichy śmiech.

- Nie śpisz już? - usłyszałem głos Gerarda.

Obróciłem się na plecy po czym podniosłem się do siadu i przetarłem oczy. Spojrzałem na chłopaka siedzącego obok.

- Czy u ciebie w domu da się spać? Co chwile coś hałasuje - wyrzuciłem z pretensją - i odbierz w końcu ten telefon, dzwoni co chwilę.

- Ah tak, to Kristin, pewnie znowu uciekł im kot i chcą żebym pomógł go szukać

- Kristin?

- Dziewczyna Mikeyego. Nie chwalił ci się? - spytał zdziwiony, a ja tylko pokręciłem przecząco głową - w każdym razie, Mikey ma dziewczynę

- No tego już się dowiedziałem. W sumie to z nim miałem najsłabszy kontakt z tej całej ekipy - powiedziałem na co Gerard odchrząknął - chyba już to przegadaliśmy - westchnąłem i wywróciłem teatralnie oczami

- Żartuję tylko - powiedział z uśmiechem - chcesz kawę?

- Chce żebyś odebrał ten cholerny telefon bo zaraz oszaleję

- Dobra, już idę

Gerard wyszedł z pokoju. Telefon po chwili przestał dzwonić. Nastała cisza, którą po chwili zastąpił głośny krzyk Gerarda. Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do salonu. Chłopak siedział na fotelu, a na jego twarzy widać było przerażenie. 

   Jechaliśmy samochodem przejeżdżając na każdym czerwonym świetle, nie zatrzymując się na żadnym przejściu dla pieszych czy skrzyżowaniu i nie przestrzegając żadnego z ograniczeń prędkości. Gerarda nie obchodziło to co działo się na ulicy. Nie odzywał się. Patrzył tylko pusto na drogę i coraz mocniej dociskał pedał gazu.

Zatrzymał się. Szybko odpiąłem pas, Gerard swojego nawet nie zapinał. Wbiegliśmy do budynku, nie wiedziałem nic. Czułem się jak idiota. Rozglądałem się na wszystkie strony, zgubiłem Gerarda z pola widzenia, a trudno zgubić kogoś kogo włosy widać z kilometra. Zobaczyłem go, biegł na górę, a ja pobiegłem za nim. Chłopak prawie przewrócił się na stopniach, ale biegł dalej. Ja miałem dość, nie posiadam dobrej kondycji, Gerard z tego co pamiętam też. Teraz jednak był jakby zaślepiony. Potrącał ludzi na schodach, jakby ich nie widział.

- Gdzie on jest? Gdzie Mikey?! - krzyczał wbiegając na korytarz. Ludzie patrzyli na niego z przerażeniem. Nagle podbiegł do jakiejś blondynki, która stała na środku korytarza - gdzie on jest?!

- Gerard, spokojnie - powiedziałem dobiegając do czerwonowłosego - Gerard spójrz na mnie - prosiłem ciągnąc go za ramię. Ten po chwili obrócił się i spojrzał na mnie zapłakanymi i przerażonymi oczami - będzie z nim dobrze...

Chłopak wyrwał mi się i pobiegł do jakiegoś lekarza.

- Gdzie jest mój brat?! Gdzie jest Mikey?! - krzyczał przez łzy

Podszedłem bliżej. Gerard płakał, dławił się powietrzem

- Gdzie jest Michael Way? - spytałem lekarza, a Gerarda zacząłem uspokajająco głaskać po plecach

- Jest pan kimś z rodziny? - spytał lekarz mierząc mnie wzrokiem

- To mój brat - wyłkał Gerard - tam stoi jego dziewczyna - wskazał na blondynkę, która teraz już siedziała i chowała twarz w dłoniach - mogę go zobaczyć? Co się z nim stało? Będzie z nim dobrze? Będzie, prawda?

- Panie Way... - zaczął lekarz, już wiedziałem że nie ma nam do przekazania nic dobrego. Objąłem Gerarda w pasie. Chłopak cały się trząsł i co chwile dławił się powietrzem - pana brat miał krwotok podpajęczynówkowy - zamknąłem oczy i głośno wypuściłem powietrze z ust

- Ale... ale za ile stąd wyjdzie?

- Panie Way... on... on nie przeżył

Gerard jakby zasłabł. Wybuchnął głośniejszym i dwa razy mocniejszym płaczem niż wcześniej. Opadł na kolana, a ja zaraz za nim. Przytuliłem go do siebie i zacząłem głaskać, mimo że wiedziałem iż w tym przypadku to mu nie pomoże.

- Przykro mi - dodał doktor i oddalił się od nas

Po chwili obok znalazła się blondynka z korytarza. Ukucnęła i położyła dłoń na ramieniu Gerarda. Ten oderwał się ode mnie i spojrzał na nią po czym niemal się na nią rzucił. Płakali oboje. Ja też zaczynałem. Powoli dochodziła do mnie ta informacja. Nie miałem z Mikeym najlepszego kontaktu, nie byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale bardzo go lubiłem i szanowałem, a w dodatku, był bratem mojego chłopaka... znaczy, byłego chłopaka.

Na szpitalnym korytarzu ludzie przechodzili obok Gerarda i Kristin patrząc na nich to ze współczuciem, to z niezrozumieniem. Nie wiedziałem co mógłbym zrobić. Usiadłem więc pod ścianą i zacząłem cicho płakać.

_______________________________________________
hej hej
Dzisiaj trochę krócej, ale... nie zdajecie sobie sprawy z tego jak bardzo bolał mnie ten rozdział.
Mam nadzieję, że się podobało.
Btw, zauważyłam że coraz mniej mi komentujecie... wróćmy do tego co było w 'It's not me'. Błagam, bo teraz nie wiem jak to się Wam widzi i w ogóle...
Ps: I Love You All!~Haia_Miia xx


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro