so paint it black and take it back

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

I find myself in the same place again
With floors and stairs across the walls
It's like a courtyard under glass ceilings
And there's no way to go?
•••••

Projekt Nico i Ethana Nakamury został nagrodzony najwyższą oceną w klasie, co na krótką chwilę rozbudziło Włocha na tyle, by był w stanie wysłuchać tyrady o tym, jacy oni wszyscy są niedokładni i traktujący wybrane zagadnienia pobieżnie (w jego skromnej opinii to ich fizyk po prostu oczekiwał prac przypominających solidnie napisane magisterki, a nie projektów na poziomie liceum), nie minęło jednak pięć minut i znów usypiał z głową opartą o otwartą dłoń.

— Nico, nie śpij — syknął Japończyk, jednocześnie kopiąc go w kostkę.

Siedzenie o dwa krzesła bliżej Ethana jak wszystko miało swoje plusy i minusy. Plusem było to, że jego tutor coraz rzadziej wyciągał go do tablicy, a nawet mniej burczał o tym, jak to "marnuje swój potencjał". Minusem były siniaki na lewej nodze i ograniczona możliwość odsypiania zarwanych nocek.

Tego poranka naprawdę żałował słów rzuconych w stronę bruneta, gdy się przesiadał — "Jeżeli będę zasypiał, możesz dopuszczać się rękoczynów". Z początku Nakamura traktował te słowa z przymrużeniem oka albo po prostu nie czuł się przy nim na tyle komfortowo, by stosować wobec niego przemocy (to była ta niezwykła różnica w ich charakterach; Nico nie miałby najmniejszych oporów przed kopnięciem kogokolwiek, szczególnie jeżeli ta osoba sama by się o to prosiła, a on przecież dosłownie o to prosił), jednak po ostatnich tygodniach pisania projektu razem, głowienia się (i pociągania nosem) nad zadaniami od Erynii, a także wspólnego spędzania przerw nie miał z tym najmniejszego problemu i gdy tylko widział, że jego sąsiadowi opadają powieki, bezprecedensowo go kopał. Pijany kofeiną i brakiem snu mózg Nico podpowiadał mu, że może Ethan po prostu lubi sprawiać mu ból i robi to, nawet gdy zmęczony Włoch nie zasypia, tylko na przykład powoli mruga (zamykając przy tym oczy na pięć, dziesięć sekund, no maksymalnie dziesięć albo piętnaście minut). Bez względu na to, czy jego ostatnie wymierające komórki miały rację, czy nie, tego dnia Ethan naprawdę wyjątkowo mógł pozwolić mu spać. Ich fizyk poświęcał nawet jak na siebie niebywałą ilość czasu na ubliżaniu uczniom i przez większą część lekcji po prostu krytykował koleje projekty, przykładając taką samą ilość uwagi do treści, brakujących przecinków i niepasujących kolorystycznie slajdów. Mimo kariery naukowej Minos miał w sobie duszę artysty-estety — Nico wierzył w to całym sercem. Ba, możliwe, że to właśnie to sprawiło, nauczyciel go sobie upodobał jako człowieka wszechstronnego.

Minuty mijały, Minos kończył oceniać piąty projekt, a dzwonek zdawał się nie zbliżać. W głowie gitarzysty pojawiła się wizja klepsydry z przesypującym się piachem, którego grudka zablokowała wąski fragment szyjki, tym samym zatrzymując czas — na tych zajęciach czuł się dokładnie tak, jakby kolejne sekundy były pojedynczymi ziarenkami piasku, którym udało się przecisnąć i opaść na dno, gdy wszechświat praktycznie swoi bezruchu. Zdenerwowanym ruchem rozpiął najwyższy guzik czarnej koszuli, trochę żałując, że i tym razem zrezygnował z noszenia krawatu. Fizyk był tak zaaferowany krzyczeniem na braci Hood, że z pewnością nie zauważyłby, gdyby któryś z uczniów postanowił się powiesić na klamce ukrytych na tyłach klasy drzwi. Do dodatkowych autodestrukcyjnych myśli nakłaniała go świadomość, że za parę godzin będzie z Willem słuchał koncertu swojej matki. Nieprzyjemne zimno ściskało mu płuca, gdy o tym myślał, a jednocześnie był tego ciekawy. Zastanawiało go, czy blondyn sam zdoła odnaleźć ją w gąszczu orkiestry. Czy pomyśli, że są do siebie podobni nie tylko z wyglądu, ale i charakteru? Czy gdy podejdą do niej po wszystkim, zdziwi się, jak mocny akcent przebija przez jej mowę i jak bardzo pachnie papierosami?

Ethan ponownie szturchnął go w ramie, na co Włoch posłał mu rozdrażnione spojrzenie.

— Przecież mówiłem, że nie śpię.

Chłopak pokręcił głową, chcąc zakomunikować, że chodziło mu o coś innego.

— Za minutę jest dzwonek i Minos tu idzie.

Faktycznie, kiedy po sekundzie zamroczenia dotarły do niego te słowa, usłyszał paskudne skrzypienie lakierków zbliżającego się belfra (artysta-esteta musiał je wypucować zaraz przed wyjściem, pewnie zresztą jak co dzień).

— Panie di Angelo, czy ma pan dzisiaj czas po lekcjach?

Było to pytanie retoryczne; Nico nie musiał sprawdzać, by być tego pewnym.

— Yyy... Tak? Tak myślę? Mam próbę, ale mogę się na nią spóźnić.

Fizyk z zadowoleniem pogładził się po brodzie.

— Tak właśnie myślałem, bardzo dobrze. Zapraszam pana na spotkanie. Niedługo będzie się kończył czas składania podań na uczelnie, a jeszcze nie miałem z okazji porozmawiać z panem o tym, gdzie planuje pan ostatecznie się uczyć.

Nico poczuł jak w jego gardle powstaje gula blokującą słowom możliwość wydostania się w podobnym sposób jak zbity piasek w przed chwilą wymyślonej klepsydrze. Skinął głową, wydusił szybkie "do widzenia, panie profesorze", po czym wyleciał na korytarz, ciągnąc za sobą lekko skonfundowanego Nakamurę.

Japończyk nie spytał, widząc, jak jego ściągnięte usta zaciskają się jeszcze mocniej. Nie widział co prawda, dlaczego wizja rozmowy o studiach stresuje Nico bardziej niż zwykle, ale potrafił zrozumieć, że chłopak najwidoczniej nie ma ochoty o tym mówić.

Przemieszczając się marszobiegiem i przepychając innych uczniów bez mówienia "przepraszam", dotarli pod klasę Erynii i wciąż się nie odzywając, zajęli swoje miejsca w trzecim rzędzie, w którym wciąż nie było widać Percy'ego. Siedzieli tam od początku swojej przygody z nielubianą matematyczką, ponieważ nie byli wtedy najbardziej na widoku, a jednocześnie nie groziło im przesadzenie na sam przód. Naprawdę di Angelo trochę bawiło, a trochę przerażało to, że zaczynali właśnie ostatni semestr, a na zajęciach wciąż spotykali się z debilami, którzy nie rozumieli, że jeżeli usiądą z tyłu, to w ciągu pierwszych pięciu minut wylecą zaraz przed katedrę.

— Trofoniosie!

Zrezygnowany Nico położył na ławce głowę, a niej dłonie.

"Jednak ten dzień mógł być gorszy."

— Nie nazywaj mnie tak — powiedział, już nie wierząc, że uda mu się w jakikolwiek sposób dotrzeć do Percy'ego. Chyba powinien poprosić Ethana, by i na jego niewdzięcznym przyjacielu stosował przemoc fizyczną. A nuż, widelec, naprawdę to sprawiało przyjemność i by się zgodził?

— Cześć, Ethan — przywitał się nieświadomy planu kiełkującego w głowie Włocha Percy. — To Grover. Chyba kojarzysz Grovera.

Faktycznie, za plecami wokalisty garbił się Underwood ze świadczącym o duchowej nieobecności uśmiechem na twarzy. Pomachał do Nakamury, lekko się przy tym śmiejąc. Ethan też się uśmiechnął, chociaż słabiej, tylko jednym kącikiem ust — jak na niego to było i tak całkiem sporo. Zdążył już trochę poznać Jacksona, który podczas ich pierwszego dłuższego dialogu powiedział "przyjaciele Nico są moimi przyjaciółmi" (Nico wywrócił wtedy oczyma — "jakbym miał jakiś jeszcze innych przyjaciół"), ale ze szkolnym flecistą rozmawiał po raz pierwszy.

Percy rzucił oceniające spojrzenie skulonemu na ławce nieszczęściu w postaci najniższego bruneta.

— Więc naprawdę idziesz do matki. Wnioskuję po twoim kostiumie czternastolatka na pogrzebie dziadka — podniósł dłonie w obronnym geście, nim Nico zdążył się oburzyć. — Spokojnie, minęliśmy twojego chłopaka po drodze; był przebrany za seksownego kelnera. Tworzylibyście bardzo piękną parę na karnawale.

Grover, który w międzyczasie zdążył usiąść na blacie wcześniejszej ławki i teraz wesoło majtał nogami w powietrzu, parsknął, przypominając sobie biegnącego z zawziętością zawodowego sprintera Solace'a w białej koszuli i niewyprasowanej marynarce. Niemogący powstrzymać się od złośliwości muzyk krzyknął wtedy za nim "William, co dziś serwujecie w tej restauracji?!", na co spóźniony chłopak wrzasnął tylko "twoje nieśmieszne suchary" i popędził dalej. Znając Lou Ellen i Cecila, pewnie podobny przytyk na temat swojego kelnerskiego looku zdążył usłyszeć jeszcze wcześniej, więc Percy nawet go nie zdziwił.

— Szkoda mi cię, Nico — niespodziewanie oświadczył Underwood, wyciągając z plecaka kanapkę, jakby nie wiedział, że za trzy minuty jest dzwonek i nie dość, że nie zdąży jej zjeść, to jeszcze będzie musiał biec na koniec szkoły. Udający, że wcale go to oświadczenie nie zdziwiło Nico, tylko mruknął:

— W końcu komuś.

— Szkoda mi cię — kontynuował niewzruszony Grover — bo... Mhm, jakie dobre pomidory... Bo do Leo przychodzi dzisiaj Annabeth i nie będziesz miał okazji zobaczyć, jak Percy się gimnastykuje, żeby ją omijać.

Nico z niedowierzaniem w oczach poniósł głowę z ławki. Nie dziwiła go niezręczność panująca między jego przyjacielem a blondynką, ani to jak śmiesznie to mogło wyglądać — sam fakt, że Chase postanowiła wyjść na dłużej z domu, który swoją drogą znajdował się bardzo daleko od mieszkania Valdeza, był bardzo szokujący. Nie mieli już szesnastu lat, by Percy mógł ciągać ją beztrosko na ich próby i lekceważyć teksty o tym, że powinni się w tym czasie uczyć. W zasadzie Nico nie pamiętał, kiedy ostatnim razem widzieli się prywatnie. Mijał ją sporadycznie na korytarzach, ale chodzili do dużej szkoły, więc i to nie było częste. Nie mieli razem już żadnych zajęć, bo Annabeth nie rozszerzała w tym roku algebry, a na fizykę chodziła, kiedy on brał różniczki (dwa razy więcej czasu w jednej sali z Erynią; najsmutniejsze dwa semestry w jego życiu). Poza tym nie mieli zbyt wielu okazji do spotkań, co trochę przygnębiało chłopaka. Wiadomo; Chase była dziewczyną Percy'ego, zresztą przez co na początku sam Nico podchodził do jej osoby bardzo sceptycznie, ale po pewnym czasie naprawdę się zaprzyjaźnili (nikt tak bardzo nie potrafił zjechać Jacksona jak ona, co było już wystarczającym powodem, by uznać, że jest wspaniała).

— Myślicie, że jest umierająca i dlatego postanowiła wyjść i się ze wszystkimi pożegnać? — zapytał powoli, przyglądając się dziwnie beztroskiej twarzy Percy'ego i wciąż wesołemu Groverowi, który jakimś cudem zdążył pochłonąć już prawie całą tę ogromną kanapkę, nie zważając na pokrywające podłogę coraz gęściej okruszki.

— Annabeth to była dziewczyna Percy'ego — wyjaśnił krótko Ethanowi zajętemu porównywaniem jego odpowiedzi z algebry do swoich własnych, jednak wciąż skupionemu na tym, o czym rozmawiają.

Underwood zgniótł papier śniadaniowy, jednocześnie wysypując jeszcze więcej okruchów na ziemie.

— Wątpię. Czego by nie mówić, kończy się szkoła, więc okazji na takie spotkania już niedługo nie będzie. Można gadać, że nic się nie zmieni i wciąż będzie tak samo, ale tak naprawdę wszyscy wiedzą, że to nieprawda. Ona też pewnie zdaje sobie z tego sprawę i po prostu chce z tego skorzystać, dopóki może — stwierdził Percy, a Nico w środku przyznał mu rację.

Czasami dziwiło go, że jego przyjaciel jest tak bardzo przekonany o nadchodzących zmianach, chociaż sam nie miał w zasadzie żadnych planów na życie po zakończeniu szkoły. W zasadzie jako jedna z niewielu osób z jego otoczenia mógł naprawdę wierzyć, że wiele rzeczy pozostanie takimi sami — przecież mógł wciąż mieszkać w tym samym miejscu, chodzić do jakiejś pracy i robić takie same próby w garażu jak te, które robili, gdy mieli tylko czternaście lat. Nie planował zdobywania jakiegoś konkretnego zawodu czy przeprowadzki, po prostu chciał dalej robić to, co lubi, i jakoś dawać radę się utrzymać. Di Angelo nie rozumiał, czy Percy tak w to wszystko wierzy, bo sam nie ma aktualnie większych możliwości na wprowadzanie zmian i jest mu z tego powodu trochę przykro, czy dlatego że nie chce by oni się ich bali, w każdym razie wydawało mu się to całkiem rozsądne. Zmiany nadchodziły wielkimi krokami i bez względu, czy miały przynieść więcej dobrego czy złego, już za jakiś czas mieli wspominać czasy liceum z nutą rozrzewnienia. W tym także spotkania u Leo Valdeza.

W tym momencie Nico coś tknęło. Ethan. Przecież Ethan, odkąd go pamiętał, nie odzywał się do nikogo, a w ostatnim miesiącu prawdopodobnie wymówił więcej słów niż przez całe swoje nastoletnie życie. Szansa, że Japończyk gdzieś wychodził podczas liceum, była bardzo mała, zważywszy, że nie zadawał się właściwie z nikim.

— Ej, Ethan, a ty byłeś w sumie kiedyś u Leo? — zapytał, jakby nie znał odpowiedzi.

Percy, chyba rozumiejąc, do czego zmierza, rzucił mu pełne zainteresowania spojrzenie, które później przeniósł na wciąż zaabsorbowanego notatkami adresata pytania, który pokręcił głową. Następnie skreślił coś w zeszycie Włocha, by zmienić odpowiedź.

— Nie. Miałeś tu minusa zamiast plusa, co zmieniało wynik — zauważył, średnio przejmując się poprzednim pytaniem.

Di Angelo przytaknął. Zaczął obliczać to zadanie o drugiej w nocy, a kończył w metrze, nim jeszcze wpadł do niego tłum pasażerów, więc nie zdziwiłby się, gdyby połowa odpowiedzi była niepoprawna.

— A chciałbyś się dzisiaj przejść?

Ethan oderwał się od obliczeń widocznie zdumiony. Przyjrzał się najpierw twarzy Nico, by upewnić się, że mówi całkowicie poważnie, następnie Percy'ego, który zdawał się nie mieć nic przeciwko albo nawet cieszyć się z takiego obrotu spraw, i ostatecznie na Grovera. On akurat chyba w ogóle już ich nie słuchał, zbyt zajęty próbami żonglowania zwiniętymi w kulkę przedartymi fragmentami folii śniadaniowej. Zakładając, że chłopak w podobnym stanie znajdować się będzie cały dzień, przez co raczej też nie będzie mu przeszkadzać jego obecność, brunet trochę nieśmiało wzruszył ramionami.

— Mógłbym.

•••••


William, zamiana planów. Idziemy do Valdeza.

Zdziwiony Solace zamrugał kilkukrotnie, patrząc to na Nico, to na znajomego Azjatę, który został brutalnie wciągnięty do biblioteki za rękę. Wyglądał na skonfundowanego w podobnym do Willa stopniu, jak gdyby też słyszał ten plan po raz pierwszy.

— No w porządku, ale skąd ta nagła zmiana? — zapytał w końcu blondyn.

Nie zmartwił się szczególnie przegapieniem koncertu matki chłopaka, choć co prawda zależało mu na poprawieniu relacji między nimi. W końcu bardzo chciał, żeby Nico miał możliwość na nowo się przekonać zarówno do niej, jak i dawno niewidzianej siostry, Bianki, za którą – choć prędzej dałby się poćwiartować, niż to przyznał – bardzo tęsknił. Jednak definitywnie nie był to jedyny sposób na poprawę tych relacji, a poza tym mimo wszystko najważniejsza dla Willa była sama okazja do spędzania trochę czasu w towarzystwie Włocha.

— Inspiracja odnaleziona po wywodzie Minosa na temat kinematyki. Wiesz, ruch, zmiany; te sprawy.

Nico machnął wymijająco ręką, jak gdyby jego chłopak doskonale wiedział, o jakich sprawach mówi.

(Will nie miał zielonego pojęcia).

— O, i Ethan idzie z nami — mówiąc to, Nico wskazał na swojego znajomego, jak gdyby istniał jakikolwiek cień szansy, że Will go nie dostrzegł. — Chyba się nie znacie. Znaczy się nie znaliście. Teraz się znacie. Znaczy, znacie swoje imiona. To chyba nie definiuje tego, czy się znacznie... Ale... — na moment się zawahał, czując, że jego obwody mózgowe definitywnie musiały się przegrzać po drugiej godzinie algebry. — No po prostu idziemy.

Przedstawiony w ten chaotyczny sposób Solace uśmiechnął się do wyglądającego, jakby żałował swoich wyborów chłopaka i podał mu rękę. Nakamura uścisnął ją z coraz większą niezręcznością wypisaną na twarzy.

— Więc jesteś Ethan! Teraz będę mógł ci już wydać książkę, bo znowu nie ma panny Hoops.

Chyba nie powinien był tego mówić, bo na twarzy Japończyka wykwitło jeszcze większe niż wcześniej przerażenie. Widocznie nie skojarzył od razu Willa z osobą próbującą wciągnąć go w rozmowę kilka miesięcy wcześniej.

Chyba nieświadomy zamętu, jaki właśnie powstał w głowie ciemnowłosego kolegi, Nico poklepał go zachęcająco po plecach, poprawił kołnierzyk koszuli swojego chłopaka i skierował się samotnie w kierunku do wyjścia.

— Cieszę się, że już się lubicie, ale muszę iść. Siła wyższa na mnie czeka i pewnie piszczy lakierkiem ze złości, więc widzimy się później — mówiąc to, złapał za klamkę, po czym odwrócił się po raz ostatni, uśmiechając się złośliwie. — A, i bardzo pasuje ci bycie kelnerem, William!












* w mediach "is everything real?" od the frozen autumn, bo zaczyna się autumn

miał to być ostatni przed epilogiem rozdział, ale już teraz jest dwukrotnie dłuższy od większości rozdziałów, więc gdybym napisała go tak jak planowałam, miałby z 5/6 tysięcy słów, co stanowiłoby już pewną dysproporcję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro