Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sasuke kręcił się po niewielkim mieszkaniu.

Miesiąc temu był w nim nieskazitelny porządek, a samo miejsce wyglądało jak dom jakiegoś podejrzanego perfekcjonisty. Chusteczki poskładane w kostkę, papiery starannie poukładane do segregatorów i szuflad oraz szklanki w szafkach postawione w ten sposób, by największe znajdowały się najbliżej tylnej ściany; to wszystko tworzyło dziwną krainę pozornego spokoju i harmonii, która właściwie już przestała istnieć.

Ład zmienił swoją postać. Teraz każde pomieszczenie wyścielały stosy pudeł, skrzętnie zapakowanych, zaklejonych i podpisanych krzywymi znaczkami. Mogło się to wydać komuś miastem papierowych wieżowców; słysząc taki pomysł Sasuke musiałby przyznać, że śnił raz o tym miejscu w ten sposób, a niekiedy spacerował wśród pudeł i wyobrażał sobie taką metropolię, a w niej siebie, Naruto i swojego brata, stojących pomiędzy wzniosłymi ścianami tekturowych budynków. Owego brata właściwie najchętniej kreował w krainie wyobraźni, sięgając wtedy tego, czego niedane mu było już zobaczyć w realnym życiu. Itachi umarł i nie było się łatwo z tym pogodzić, a tym bardziej zapomnieć o wszystkim z nim związanym, zwłaszcza gdy dzień w dzień przebywało się w mieszkaniu zmarłego i pakowało rzeczy przez niego pozostawione.

Dzisiaj jednak nastał koniec tego przygnębiającego, lecz obowiązkowego rytuału. Nie było już nic więcej do upychania w papierowych opakowaniach, które właściwie stały się jedynymi rezydentami mieszkania. Ani Sasuke, ani Naruto, który pomagał mu w pakunkach od pewnego czasu, nie zamierzali spać w domu zmarłego. Uchiha użyczył kochankowi połowy swojego łóżka u siebie, a w progi gmachu Itachiego zachodzili wyłącznie w ciągu dnia, kiedy słońce stało wysoko na niebie.

Skończywszy wszakże uporczywą, długą pracę, para mogła prędzej wyjrzeć na świeże powietrze. Uzumaki zapowiedział się, że zajrzy jeszcze do sklepu przed wizytą na cmentarzu, natomiast brunet ruszył spokojnie do upatrzonego przez siebie celu. W rękach dzierżył niewielkie pudełko z nieco obitymi rogami; jeden z wysokich tekturowych wieżowców zdążył się rozsypać, przy okazji uśmiercając parę szklanek i talerz w kwiaty. Sasuke pocieszał się tym, że przynajmniej zawartość tego szczególnego, choć maleńkiego pudełka została nienaruszona.

Talerz i szklanki to dopiero początek pomyślał wtedy, gdy wybierał ostre kawałki spomiędzy nieruszonych talerzy. Itachi rozsypuje się nawet po śmierci. To kwestia czasu, nim rozsypie się jego wizerunek w mojej głowie. A w końcu będzie jedynie niewyraźnym wspomnieniem.

Jednak na przekór swoim wcześniejszym rozważaniom i przemyśleniom, nie zatrzymał dla siebie tych najbardziej prywatnych rzeczy brata, które z pewnością zachowałyby go w sercu młodego Uchihy na znacznie dłużej. Niósł je za to do Kisame, stwierdziwszy, że to właśnie ta osoba powinna je otrzymać. Itachi z pewnością by tego chciał. Mam taką nadzieję przynajmniej.

I Sasuke po dłuższej chwili marszu stanął przed odpowiednimi drzwiami. Trasa tutaj już zaległa mu w pamięci, bowiem nierzadko gościł w tych progach od śmierci brata. Od tego przykrego wydarzenia upłynął miesiąc; zwłaszcza na jego początku Uchiha miał potrzebę porozmawiania z kimś o swoim rodzeństwie. Wprawdzie miał przy sobie Naruto, Uzumaki dowiedziawszy się o wszystkim jak najszybciej dostał się do Konohy, aby podtrzymać ukochanego na duchu, jednak niekiedy młody brunet wolał porozumieć się z kimś, kto znał jego brata dobrze, mogąc wcześniej poznać jego prawdziwe oblicze. A w każdym razie w jakim stopniu prawdziwe ono było. Sasuke był przekonany, że wyłącznie sam Itachi mógłby powiedzieć coś konkretnego na ten temat. Tylko że Itachiego już nie było na tym świecie.

– Dzień dobry – rzekł brunet, gdy nareszcie drzwi stanęły przed nim otworem. Musiał zadrzeć brodę do góry. – Skończyliśmy segregować rzeczy Itachiego... I pomyślałem sobie, że pewnie chciałbyś to mieć. Albo Itachi chciałby, żebyś to zatrzymał. Chociaż nie wiem, co on by chciał... Po prostu to weź. Pewnie ci się należy.

Kisame spojrzał na pudło, które Uchiha wsadził mu w ręce, po czym zwrócił wzrok z powrotem na swego niespodziewanego gościa. Dawniej dopiero uważnym okiem doszukiwał się między Sasuke, a Itachim podobieństw w wyglądzie. Teraz jednak nie był w stanie nie dostrzegać w młodszym z rodzeństwa tego starszego. A może to z tęsknoty jego umysł tak przedziwnie dostosował sposób postrzegania pamiętliwej urody zmarłego partnera? Hoshigaki nie wiedział i szczerze mówiąc, wolał się w to nie zagłębiać. Jeszcze mógłby dojść do niechcianych wniosków.

– Dziękuję – odpowiedział z westchnieniem. – Skończyliście, co? I co zrobicie z tym pustym mieszkaniem?

– Sprzedam je za odpowiednią cenę.

– Oczywiście – obrócił się na moment i odstawił tekturowe opakowanie w bezpieczne, suche miejsce pod szafką.

– Zamierzam wybrać się teraz na cmentarz. Chcesz mi potowarzyszyć?

– Chętnie. Tylko daj mi moment, muszę coś narzucić na siebie – mruknął. Przez ten miesiąc zdążyła rozwinąć się przedwczesna wiosna. Jedynym śladem zimowej zawieruchy, o której mówiło się, że była jedną z największych w ciągu ostatnich kilkunastu lat, były brunatne kopczyki starego lodu i śniegu w jakichś mało uczęszczanych miejscach. Słońce zaczęło znów grzać Japonię; Kisame czuł na twarzy jego ciepło, kiedy wybył na zewnątrz. Nie wykluczyło to jednak występowania lodowatego, silnego wiatru, od którego dreszcze przechodziły człowiekowi po ciele.

– Właściwie – Sasuke wsunął dłonie do kieszeni, skoro już miał je zwolnione. – Nie wiem, czy jeszcze będę mieszkać tutaj w Konosze. Firma mojego ojca się rozpadła, więc teraz zostałem bez pracy. Naruto mówił, że wypatrzył mi już coś fajnego, jednak musiałbym wrócić do Tokio.

– Wracaj śmiało. Nic cię tu nie trzyma już, prawda? To nie tak, że zostałeś moim przyjacielem, bo rozmawialiśmy wiele o Itachim. Po prostu nie było nikogo innego do konwersowania o nim, mam rację?

– Ja... – spojrzał na twarz Hoshigakiego mimowolnie, po czym wzrokiem omiótł ziemię. – Gdyby mnie nie było, to też nie miałbyś nikogo do pogadania.

– Mogłeś po tonie mojego głosu wywnioskować mój negatywny stosunek do tej... sytuacji, ale stwierdziłem jedynie fakt – teraz to i Hoshigaki utkwił spojrzenie w drodze pod swoimi nogami. – Mam zły dzień, rozumiesz? Właściwie to mam zły dzień od miesiąca.

Sasuke pozostawił jego gorzkie słowa bez żadnego komentarza, za co Hoshigaki był mu niezmiernie wdzięczny. Nie spojrzał już znowu na młodego Uchihę. Dzisiaj opętał go jeden z tych szczególnych nastrojów, gdzie nie życzył sobie myśleć o tym, co wydarzyło się miesiąc temu, ponieważ po prostu rozklejał się wewnętrznie. Spoglądanie na kogoś podobnego do Itachiego ani trochę nie pomagało. Hoshigakiemu wystarczało już, że oczami duszy widział wszędzie swojego zmarłego ukochanego czy to czuł jego nieistniejąca w rzeczywistości obecność. Czy to nadmiar wyobraźni płatał mu nieprzyjemne figle, czy mężczyzna tęsknił aż do tego stopnia? On sam tego nie wiedział i nie wnikał w swoje pokręcone uczucia głębiej.

Wiedząc to, można by pomyśleć, że wyprawa na grób ukochanego była pewnego rodzaju hipokryzją. Jednak odwiedzenie tego szczególnego miejsca dla Kisame było zawsze dobrym pomysłem. Tam zawsze czuł się najbliżej Itachiego, nawet jeśli ten znajdował się pod ziemią; w niebie; w reinkarnacji; w jakimkolwiek innym miejscu, do którego można trafić według poglądów czy religii. Bez znaczenia gdzie, ważne było to, że stojąc przed nagrobkiem, który obłożony był zawsze świeżymi kwiatami, czuł się mniej samotnie i miał więcej wiary w to, że teraz jego ukochany znajduje się w lepszym położeniu niż za życia. Że jest tam, gdzie nic go już nie boli.

– Panie rybko! Draniu! – już, gdy znaleźli się na cmentarzu, doszło ich radosne wołanie. Chcąc nie chcąc, musieli pójść do tego blondyna, który tak bezwstydnie darł się w takim zaszczytnym miejscu i jeszcze w dodatku machał w ich stronę z promiennym uśmiechem. Potem został za to ukarany: Sasuke trzepnął go dość porządnie po łbie, mówiąc:

– Jesteś głupi czy bardzo głupi? Nie można się tak zachowywać na cmentarzu! Co za młotek.

– Och, szliście tak zapatrzeni w ziemię, że obawiałem się, że mnie przeoczycie dattebayo – Naruto próbował się jakoś wybronić, jednocześnie śmiesznie gestykulując rękami. – W dodatku przybyłem tu pierwszy, mimo tego, że odwiedziłem wcześniej sklep! Nie wiem, jak to się stało, wiecie? A kolejka była dość spora, poza tym, żeby zdobyć twoje ulubione pomidorki draniu, musiałem wybierać takie najczerwieńsze ze stosu tych mniej czerwonych i już mi się zdawało, że spędzę tam całe wieki, nim znajdę odpowiednie, ale...

– Nie pozwoliłem ci tu przyjść dlatego, że chciałem, żebyś opowiadał mi o pomidorach, młotku! Nawet jeśli są smaczne... Bardzo smaczne... – młody Uchiha potrząsnął głową, robiąc nieco zakłopotaną minę, co mimowolnie rozbawiło Kisame. – Nieistotne. Chodźmy,

– Tak jest, dattebayo! – zakrzyknął znowu blondyn, za co również oberwał, a potem skuczał z bólu, mrucząc coś niewyraźnego o agresywnym draniu. Tak czy siak przynajmniej ruszyli się z miejsca. Znalezienie grobu Itachiego nie było trudne; każdy z trójki przynajmniej raz w tygodniu go odwiedzał, czy to w towarzystwie, czy nie. Nogi samoistnie ich poniosły w odpowiednie miejsce i tam się zatrzymali.

– Cześć, Itachi – mruknął pod nosem Kisame. Nie spodziewał się, że ktokolwiek mu odpowie; a z pewnością nie sam Itachi, do którego się zwracał. Po prostu mężczyzna czuł się zobowiązany przywitać się ze zmarłym ukochanym. Nie mógł wyobrazić sobie tego, żeby nie wypowiedzieć tych prostych słów. Tu potrafił najbardziej namacalnie myśleć o partnerze; obraz najchętniej składał się całość, a głos stawał się niemalże słyszalny. Nie mógł się nie przywitać.

– Gawrony! Wstrętne ptaszyska – zezłoszczone warknięcia Sasuke zwróciły teraz uwagę Kisame. Młody Uchiha odganiał czarne ptaki, które z jakiś nieokreślonych powodów obsiadywały grób całym stadem. Ciemne pióra szybowały we wszystkie strony; jeden ze zwierzaków podczas ucieczki wpadł Naruto w twarz, na co ten wydał z siebie jakiś nieludzki krzyk, przez co Hoshigakiemu przeszły ciarki po plecach.

– Co ty robisz, Sasuke? – zapytał i prędko musiał uchylić się jednemu z ptaków, aby nie skończyć jak Uzumaki.

– Wstrętne szczurojady nie wiadomo dlaczego tutaj siedzą! Nie chcę, żeby zjadły kwiaty. Poza tym to grób mojego brata, a nie ptaszarnia – jeszcze moment i udało mu się dostatecznie przegonić nieproszonych gości. Trzepot skrzydeł oddalił się dość szybko. – I roznoszą choroby. Głupie gawrony.

– To kruki – stwierdził Kisame z lekko zmarszczonymi brwiami. Po prostu wiedział, potrafił rozeznać się w ptactwie. Strzepnął z ramienia jeszcze jakieś pojedyncze zmierzwione pióro, a te spokojnie spłynęło na grunt. – Gawrony wyglądają inaczej.

– Jedno i to samo – Sasuke teraz przygładził swoje roztrzepane włosy. Rzuciwszy krótko okiem na Naruto (zapewne, aby upewnić się, że blondyn wyszedł zwycięsko z potyczki z ptakiem), zajął się zrzucaniem fragmentów kruczego upierzenia z powierzchni grobu. Hoshigaki mimowolnie zapatrzył się na niego. Poczuł się wyjątkowo znajomo w tym momencie; jakby już kiedyś (Jak uroczo. Gawron sobie dzisiaj napcha żołądek.) toczył podobną konwersację (Kruk. Gawron wygląda inaczej). W tym momencie jego oczy zaiskrzały:

– Mógłbym cię nauczyć tej zdolności. Zdolności rozpoznawania ptaków. To nie takie trudne jak może się, na pierwszy rzut oka, wydawać.

– Nie potrzebuje jej – burknął brunet w odpowiedzi, nie przerywając wykonywanej czynności - Gdy już wyprowadzę się stąd, nie sądzę, że prędko wrócę ani do mieszkania, ani na grób. Przeganianie tego ptactwa będzie leżeć poza moimi możliwościami. To ty będziesz musiał to robić... – spojrzał na niego na moment. – Bo ty tu zostajesz, prawda?

E tam, nie musisz. Ty już potrafisz robić takie cudaśne sztuczki, więc wystarczy, że będę trzymać się z tobą.

Pomyślał, że te słowa go zobowiązały w jakiś sposób i uśmiechnął się delikatnie:

– Zgadza się. Zostaję.

Koniec.
×××

Cześć, cześć, cześć Wam, kochani.

Po pierwsze o czym chciałam wspomnieć, co jest niesamowicie ważne to tak: ten motyw z krukami na grobie Itasia w epilogu mojej książki, może przypominać końcówkę trochę Twojego one-shota Ari_Tamiko . Chcę powiedzieć, że nie miałam zamiaru zgapiać ani nic. W zasadzie planowałam ten epilog o wiele wcześniej niż natrafiłam na ten Twój cudowny one-shot. Wiem, że nie mogę Ci tego udowodnić w żaden sposób xD, no ale chciałam o tym wspomnieć, aby uniknąć jakichś późniejszych większych nieporozumień.

To tyle z tych spraw formalnych, które bardziej nadają się na jakieś dokumenty z pracy Itaśka i Sasuke niż do luźnego posłowia książeczki.

Konkrety, konkrety.

Koniec to koniec. Nie będzie więcej rozdziałów tego... Pisanie Akwarium jak to w skrócie sobie ozwałam, ogólnie rzecz biorąc, dało mi bardzo dużo radości i przyjemności. Wyjątkowo dobrze opisywało mi się uczucia głównych bohaterów i ciągnęło ich historię, i szło mi to dość lekko. Ponadto oczywiście był to dobry trening na przyszłość (。•̀ᴗ-)✧ im więcej napiszę, tym więcej się nauczę.

Oprócz tego przyjemnego podsumowania, zobowiązałam się sama sobie, że wypiszę rzeczy w posłowiu, które kiedykolwiek planowałam, ale ostatecznie nie było ich w opowiadaniu, bądź je zmieniałam. Przeczytałam coś podobnego u _morgue i wydało mi się to tak cholernie ciekawe czytać o jakieś książce takie rzeczy, że stwierdziłam (oczywiście za wcześniejszym pozwoleniem _morgue ) iż przedstawię to na końcu u siebie:

– Po pierwsze; w moim najbardziej... pierwotnym założeniu Itachi miał chorować na serce, a jakby celem wydarzeń w tej książce było wyleczenie jego choroby przez operację.

– Nazwa najpierw miała nawiązywać do tego, jak bardzo Itachi miał być przytłoczony byciem w szpitalu... coś w stylu "Pomiędzy białymi ścianami" czy "w czterech ścianach".

– Wątek z Sasuke w ogóle nie miał być tak rozwinięty. Ani tym bardziej Naruto miał się nie pojawić! Ale tak bardzo uwielbiam pisać o Sasuke z jakiś niewyjaśnionych powodów... a NaruSasu również lubię... No i wyszło, co wyszło.

– W epilogu w pierwszym założeniu, kiedy już miałam pomysł mniej więcej na całość miała pojawić się Mikoto, która rozmawiałaby z Kisame. Fugaku i Mikoto mieli się rozwieść i ona chciała zamieszkać w Konosze i być kwiaciarką, a Fugaku miał wyjechać do Tajwanu chyba... Wtedy jeszcze nie było tak dużo o Sasuke, więc mogło się coś takiego pojawić.

– Ostatni rozdział miałam zrobić kropkę w kropkę jak pierwszy, aby było tak... klimatyczne? Dosłownie kropkę w kropkę, akapit po akapicie. Widać, że próbowałam po tym, że pierwsze zdanie jest niemalże identyczne jak w pierwszym rozdziale xD taki smaczek na koniec. Ostatecznie skorzystałam jednak ze sceny z rozdziału trzeciego.

– Zatrzaśnięte drzwi z drugiego rozdziału miały służyć temu, aby Itachi mógł zatrzasnąć później Sasuke w pokoju i uciec ze szpitala, aby spotkać się z Kisame, a ten miał go zabrać do Akwarium i tak dalej... Jednak zorientowałam się, że za drugim razem Itachi do szpitala trafił z innymi dolegliwościami, więc umieszczono go w innym miejscu, poza tym to mało prawdopodobne, aby znalazł się w tym samym.

– Miałam nie robić żadnych retrospekcji w ciągu całej opowieści, ale jak wiecie, nie wyszło i jedna się pojawiła xD. Nie umiem pisać dobrze retrospekcji i to dlatego.

– Śmierć Itachiego miała być bardziej szczegółowa i oczywiście Itachi miał powiedzieć Kisame coś wzruszającego, co wprawiłoby wszystkich we łzy i jeszcze leżałby na kolanach Kisame i w ogóle... Ale nie umiem pisać takich smutasków xD i mi to nie pasowało, więc zrezygnowałam. Nie mam bladego pojęcia poza tym, co mógłby powiedzieć swojemu ukochanemu.

I to właściwie tyle takich smaczków, zmian większych, mniejszych, które mogły wyjść na gorsze czy lepsze xD sami oceńcie jak by z nimi było. Cóż... cieszę się, że wreszcie dobrnęłam do końca tego skromnego opka i bardzo dziękuję Wam wszystkim. Ostatecznie dla pisarza najważniejszy jest czytelnik! Czym byłoby to opowiadanie bez osób, które je czytają? Dlatego właśnie szczerze ślę podziękowania na klęczkach dla wszystkich czytelników, za wszystkie komentarze, gwiazdki, wyświetlenia i mam nadzieję, że spotkamy się kiedyś jeszcze w jakieś książce kochani (。•̀ᴗ-)✧

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro