Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W istocie Itachi nie spotkał się z Kisame tak prędko, jak mieli w planach.

Główną przyczyną tego było jego marne samopoczucie. Przez blisko trzy dni ból trzepał mężczyzną niemiłosiernie, toteż Uchiha nawet nie starał się postawić kroku z łóżka. Nieustannie leżał pośród miękkiej pościeli, w kolorze fiołkowym i obżerał się lekami przeciwbólowymi, od których potem jedzenie podchodziło mu do gardła.

Jednakże znosił to cierpliwie, nie chcąc martwić swojego kolegi. Wymigiwał się od wszystkiego, co zdradziłoby jego stan, jakimiś prostymi stwierdzeniami, że musi choćby odrobić zaległości z pracy, które się zbierały w miarę płynącego czasu.

Nie było to do końca kłamstwo. 
Sasuke rzeczywiście zostawił mu troszkę, niewiele, ale jednak jakąś ilość, papierków, które teraz zalegały w jego poczcie na komputerze. Specjalnie trudził się, by wybrać mu jakieś niezbyt uciążliwie, proste dokumenty, którymi można zająć się w mig. Lecz aktualnie, w żaden sposób mu to nie pomogło, bo nie było możliwości, aby mógł zająć się tą robotą.

A więc komputer stał nietknięty na biurku, podczas gdy starszy Uchiha stękał nieszczęśliwe i kulił się na materacu. Te wszystkie białe tabletki, które brał, żeby zaznać chociaż trochę ulgi, niby pomagały, ale w praktyce było różnie. Również miał wrażenie, iż im częściej je zażywa, tym słabiej działają na jego ciało. A może to ból niemiłosiernie wzbierał się na sile? Zapisał sobie w głowie, żeby kupić jakieś mocniejsze i bardziej skuteczne medykamenty.

Ostatecznie, przemęczył się tak przeszło trzy dni. Dłużyły mu się one strasznie, ponadto stracił przez ten maraton sporo energii, więc czuł się wykończony jak po istnym biegu długodystansowym. Mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa, a powieki ciążyły jak sztaby złota, toteż następną dobę spędził na spaniu w najlepsze i odpoczynku. Nawet zrobił sobie herbatę, którą wypił chętnie, bo już w brzuchu go nieprzyjemnie skręcało.

Dopiero wtedy, kiedy czuł się mniej więcej w porządku, zdecydował się napisać do Kisame. W sumie wystukał na klawiaturze samo "cześć". Przy okazji zmierzył wzrokiem swoje paznokcie.

– Pasowałoby je odmalować… Lakier powoli schodzi. – Mruknął do siebie pod nosem, przypatrując się im uważnie. Już nie krwawiły, a przynajmniej nie na tyle intensywnie, by było to szczególnie widać, ale brunet musiał być zabezpieczony na wszelki wypadek. W końcu nigdy nie wiadomo, czy nie puknie się w coś palcami i od razu byłaby prawdopodobnie tragedia.

Był jeszcze w trakcie inspekcji swoich pazurków, gdy telefon dał znak życia. Mężczyzna skupił więc się na urządzeniu. Okazało się, że jego rekini przyjaciel również się z nim wita. A to dopiero zapoczątkowało dłuższą wymianę SMS-ów pomiędzy nimi. I jeden i drugi stukał o ekranik, wypisując kolejno nowe znaczki i zastanawiając się nad doborem odpowiednich emotek.

Owa sprawa ciągnęła się przez dobre dwie godziny, nim wreszcie mogli odłożyć elektryczne sprzęty na bok. Itachiego już zaczynały drażnić ręce od nieustannego pykania, więc odetchnął z ulgą. Zdecydowanie nie był zwolennikiem używania tego głupiego cacka w żaden sposób. Preferował raczej swój niezawodny komputer.

Jednak prędko do niego nie zasiadł. Jeszcze tego dnia skoncentrował się w pełni na regenerowaniu utraconych sił. Następnego zaś, miał w planie wizytę w Akwarium w towarzystwie Kisame. Tak, chodziło tu o owe rozsławione w duszy Uchihy Akwarium, o którym już tyle się nasłyszał, iż nawet wykreował w swej wyobraźni jego konkretny zarys.

Pragnął więc przekonać się, jak to miejsce prezentowało się w rzeczywistości. Czas minął prędzej, niż zakładał i już po następnym wschodzie słońca, gdy cienie się nieco skróciły, brunet opuścił swój dom. Wcześniej zażył nieco tabletek, na wypadek, gdyby zaczęło mu pechowo coś dolegać. Zaopatrzył się również po drodze w pudełko świeżego dango i tak przygotowany skierował się na miejsce, gdzie planowali się spotkać.

W czasie spacerku ku celu swej niewielkiej podróży, rozglądał się wokół. Zadziwiało go, jak zmieniło się na świecie. Gdy przestępował progi szpitala liście na drzewach miały jeszcze w większej mierze piękny zielony odcień, a teraz całkowicie ich brakowało.

– Itachi! Tutaj! – Mężczyzna usłyszał znajomy głos i prędko znalazł wzrokiem swojego kumpla.

– Dobrze cię widzieć. – Powiedział, jak tylko zbliżył się wystarczająco, by nie musiał wołać.

– Ciebie też! Jak się dziś czujemy?.

– Dobrze jak zawsze. – Kisame już widział jak dużo to jego "zawsze" miało w sobie prawdy, jednak postanowił nie sprzeczać się o to z przyjacielem. Wolał spędzić czas w miłej atmosferze, a nie psuć im wspólnego wyjścia na samym początku. Nie ruszył więc tego zagadnienia, w żaden sposób a jedynie kiwnął głową z wyszczerzem na buzi.

– Podążaj przy mym boku, a w mig dotrzemy na miejsce!

– Oczywiście. – I razem skierowali się tam, gdzież znaleźć się zamierzali. W międzyczasie gawędzili ze sobą wesoło i oglądali przyrodę. Jednak mimo tego, ich oczy częściej latały po nich niż po krzaczkach przy ulicy.

Itachiemu ciężko było się jakoś skupić na obrazie otaczającego go świata, gdy jego przyjaciel był na tyle blisko. Przytrafiło mu się to po raz pierwszy, więc cóż czuł się trochę niezręcznie. A mimo to, jego spojrzenie samoistnie wędrowało na Hoshigakiego. Aż policzki go tak śmieszne mrowiły, a na sercu znów zrobiło się cieplutko. I pomimo jego szerokiej wiedzy o wielu różnych rzeczach, zawsze wysokich wyników w nauce i wiecznego bycia najlepszym we wszystkim nie potrafił rozpoznać tego uczucia. Jednak wiedział, że było ono przemiłe. Naprawę przemiłe.

Kisame natomiast, znając swój stosunek do towarzysza, po prostu ukradkiem się na niego gapił. A w każdym razie starał się być niezauważonym, bowiem przez to, że Uchiha też na niego zerkał, prędko się połapał. Był całkiem zaskoczony, że rzecz najnormalniejsza w świecie, to znaczy patrzenie się, nagle stało się takie kłopotliwe.

Żaden z nich jednakże nie napatrzył się tak długo, jak sobie życzył w głębi duszy. Czas prędko im minął i stanęli naprzeciw sporego budynku.

– Jesteśmy u celu. — Rzekł Hoshigaki i poprowadził ich w stronę wejścia. Znał to miejsce całkiem dobrze, więc nie musiał używać różnych mapek na ścianach bądź instrukcji. Wszakże jego towarzysz rozglądał się nieprzerwanie i obserwował wszystko, jakby co najmniej chciał zapamiętać całą drogę.

Przy kasach nie stali długo. Był środek tygodnia, toteż nie było tak sporo odwiedzających, jak w weekendy. Ogólnie, dużo ludzi tutaj nie przychodziło, lecz to w większej mierze działo się na skutek niewielkiej liczebności miasteczka. Turystów również wielu nie przybywało. Konoha była trochę odosobnionym od cywilizacji miejscem, jak również fakt, że żadne specjalne zabytki tu nie stały, przekładał się na uszczuploną ilość gości.

Zatem przyjaciele wkrótce mogli spacerować razem i przyglądać się rybom. Uchiha musiał przyznać, że Akwarium odbiegało nieco od jego wyobrażeń. W głowie widział je w nieco inny sposób i z pewnością pełne tłumów i zgiełku. A tutaj trafił do w miarę cichego miejsca, zaciemnionego po części, bowiem blask wody zza licznych szkieł oświetlał im ścieżkę.

Wydawało mu się to piękne. Niebieskie, barwne światło rozkładające się na podłodze i ścianach. A we wnętrzu akwariów pływały najznamienitsze istoty. Duże i małe, odziane w najróżniejsze kolory, paski, cętki, z przedziwnymi płetwami, poruszające się każda inaczej. A rafy koralowe! Miały niesamowite kształty i rozciągały się zarówno po lewej jak i po prawej stronie.

Itachi długo wpatrywał się w ten bajkowy obraz niczym ze snu, nim z fascynacji owym widokiem wyrwał go głos Kisame.

– Widzisz tamte ryby, płynące przy dnie? To Ustniczki Królewskie. Natomiast te niemalże obok, każda z czarną plamką to Skrzydlice. Plamka imituje ich oczy, więc drapieżniki często atakują je z niewłaściwej strony.

– A te w czarne paski…?

– Garbiki pasiaste. Ich ubarwienie sprawia, że trudno je wyłapać spośród rafy koralowej.

– Pomarańczowe w białe paski to błazenki?

– Zgadza się! To dokładnie te z tego filmu "Gdzie jest Nemo?".

Uchiha uśmiechnął się delikatnie i pokiwał głową. Uważnie słuchał, jak jego towarzysz z pasją opowiada o wodnych stworzeniach. Był mile zaskoczony wiedzą mężczyzny o tych wspaniałych zwierzętach. Dzięki temu jeszcze przyjemniej mu się zwiedzało ten budynek. Ponadto mógł spędzić czas ze swoim przyjacielem, co cieszyło go tym bardziej. Myślał tylko o nim i rybach, a od tego wszystkiego robiło mu się ciepło na sercu. Jednak w pewnym momencie Hoshigaki stanął w miejscu, więc brunet też zaprzestał chodu.

– To tu. Dokładnie to miejsce, gdzie mój ojciec spotkał moją przybraną matkę. – Rzekł rekinowaty z nutką melancholii w głosie. Odruchowo rzucił wzrokiem po otoczeniu. Pamiętał tamtą sytuację bardzo dobrze. Wtedy wszystko wydawało mu się duże i niespotykane. Tata trzymał go za rękę i pokazywał przeróżne kolorowe rybki, pływające w turkusowej wodzie. Więc wpatrywał się w nie błyszczącymi oczyma. Wtem podeszła do nich kobieta i zagadała ojca chłopca. Hoshigaki do tej pory żałował, że nie zwrócił uwagi, o czym rozmawiali. Zbyt skupiony był na akwarium.

– Rozumiem… – Itachi pokiwał głową. Wgapił się w obraz za warstwą szkła niczym Kisame lata temu. Jednak brunet nie był na tyle zafascynowany atrakcją, by nie zwracać uwagi na swojego towarzysza. Czuł jego przyjemną obecność obok siebie i napięcie w powietrzu. Jakby niewielka część wielkiego wszechświata wokół nich czegoś nieustannie oczekiwała.

– Kis… – Ledwie zaczął mówić, a poczuł usta na swoich ustach. Takie miękkie, mokre wargi, które leciutko naciskały na jego odpowiedniczki. Był zaskoczony. Na tyle, że stał jak kamień przez dobry moment, nim zorientował się w sytuacji. Dopiero wtedy położył dłoń na karku swojego kompana i delikatnie wzmożył czułość. Wydało mu się to w porządku. Czuł się miło, jak gdyby oglądał kwiaty kwitnących wiśni.

Zaprzestali pocałunku moment później. Uchiha czuł jak mrowią go przyjemnie policzki, zwłaszcza na myśl o tym, co stało się chwilę wcześniej. Miał pewne wątpliwości czy to wszystko działo się naprawdę… wydawało się zbyt wspaniałe na taki luksus.

– I co myślisz...? – Z lekkiego otępienia wyrwało go pytanie Hoshigakiego.

– Odnośnie?

– C-co myślisz o moich uczuciach w stosunku do ciebie? Pocałowałem cię, bo bardzo mi na tobie zależy. O wiele bardziej niż na pierwszym lepszym przyjacielu. W ogóle w głębi duszy widzę cię jako kogoś więcej niż tylko przyjaciela. Rozumiem, jeśli cię to brzydzi albo ci się nie podoba… Nie każdy lubi ludzi, którzy tak postrzegają osoby tej samej płci.

– Miłość to miłość. Bez różnicy czy pomiędzy dziewczyną i chłopakiem, dwoma dziewczynami czy dwoma chłopakami. – Powiedział spokojnie. – Moje… Preferencje są podobne. Tak mi się wydaje, przynajmniej gdy biorę pod uwagę moje uczucia w stosunku do ciebie…

– Chcesz w ten okrężny sposób powiedzieć, że mnie kochasz? – Uchiha zaciął się na krótki momentu, oblewając rumieńcem. Właściwe jeszcze nie był stuprocentowo pewien, jednakże coś mu podpowiadało, że nie ma co się dłużej zastanawiać, bo tak właśnie było od samego początku. Wystarczyło tylko zaakceptować prawdę.

– Tak. – Rzekł ostatecznie.

– To wspaniale się składa, bo ja również cię kocham, jak już wiesz! – Zaśmiał się Kisame. Miał wrażenie, jakby kamień spadł mu z serca, dzięki czemu śmiech wydawał się aktualnie taki błogi i pożądany. A gdy następnie Itachi ślicznie się do niego uśmiechnął, tym bardziej miał ochotę czerpać wszelkie przyjemności z życia. Tym bardziej że miał z kim.

– Przychodzi część, by zagrabić się nawzajem na własność.

– Lepiej bym tego chyba nie ujął… – Zachichotał rozbawiony, po czym potarmosił bruneta po głowie. – Będziesz moim chłopakiem, prawda?

– Dokładnie. Działa to też w drugą stronę.

– Cieszę się. Bardzo się cieszę. Od razu ci obiecuję… Będę się bardzo starał, żebyś nigdy nie miał ochoty ze mną zerwać!

– Pesymistyczna dusza. – Wymamrotał pod nosem. Nie widział powodu, żeby miał kiedykolwiek skończyć, z tym co właśnie rozpoczęli. Tym bardziej, iż nie wyobrażał sobie jak to jest zezłościć się na kogoś tak miłego, jak jego rybi partner. W głębi duszy nawet marzył o wspólnym życiu we dwójkę… jednak to były tylko marzenia, prawda…? Które tym razem miały szansę się spełnić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro