Old Love Never Dies

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kryształowy żyrandol mienił się delikatnie pod wpływem promyków słońca wpadających przez okno gabinetu. Tamten poranek w Gotham należał do wyjątkowo pogodnych. Jednak nie była to rzecz, która w danej chwili interesowała mężczyznę siedzącego za mahoniowym, rzeźbionym biurkiem. Pochyliwszy głowę nad stertą papierów, potarł dwoma palcami haczykowaty nos, po czym sięgnął po filiżankę kawy stojącą po jego prawej stronie. Wciąż nie przerywając studiowania dokumentów, upił spory łyk, zaraz po tym krzywiąc się z bólu, gdyż kawa wciąż była gorąca. Tak jak omlet zbyt mocno przyrumiemiony, a konfitura malinowa stanowczo za słodka.

Oswald Cobblepot a. k. a. Pingwin definitywnie wstał tego dnia lewą nogą.

Ponadto czynnikiem, który sprawiał, że właściciel klubu Iceberg Lounge chodził od samego rana nieco zaniepokojony, był fakt, że jego ukochany najwyraźniej udał się dokądś w środku nocy i do tej pory jeszcze się nie zjawił. To wykluczyło automatycznie możliwość powiedzenia sobie "dzień dobry" tuż po obudzeniu, zjedzenie wspólnie śniadania, przeczytanie dzisiejszej gazety, a następnie przedyskutowanie informacji w niej zawartych, oraz ustalenie planu na cały dzień.

Ed zwykł wychodzić czasem w nocy bez słowa, co oczywiście nie przeszkadzało Oswaldowi, ponieważ takie sytuacje zdarzały się naprawdę sporadycznie. Zazwyczaj chodziło o pomysł na nową wyjątkowo trudną zagadkę; Edward uwielbiał wtedy chodzić na nocne spacery, gdyż twierdził, że świeże powietrze działało stymulująco na jego umysł. Oswald często wybierał się z nim na podobne przechadzki, jednak teraz natrętna myśl powtarzała mu, że coś było nie tak.

Martwił się o człowieka, którego kochał nad życie, ale (co uparcie powtarzał pod nosem jak mantrę, bawiąc się srebrną spinką do koszuli z wygrawerowanymi na niej swoimi inicjałami - prezent od Eda na ich którąś z kolei rocznicę) nie mógł popadać z tego powodu w paranoję. Edward Ngyma był mądrzejszy niż wszyscy najbardziej zniesławieni kryminaliści w Gotham razem wzięci (Jokera nie uwzględniał w podobnych rankingach), geniuszem na skalę światową. Dlatego racjonalna strona Oswalda podpowiadała mu, że nie miał się o co martwić, że to wręcz absurdalne, żeby miłości jego życia mogło się coś przytrafić, zwłaszcza obecnie, kiedy Batman zniknął na dłuższy czas z ulic miasta, więc nikt nie zajmował się odsyłaniem złoczyńców do Arkham, a policja w Gotham, z pewnością jak nie raz, gdy powinna ukarać Eda za jego zdarzające się regularnie przewinienia, rozkładała bezradnie ręce. Wiedzieli, kto tak naprawdę rządził miastem i wyświadczał im przysługi, będąc cennym źródłem informacji o podziemiu. Oswald Cobblepot i komisarz James Gordon had a history, after all.

Ed często spędzał godziny na rozmaitych obliczeniach oraz rozwiązywaniu łamigłówek, zatem Oswald, przypomniwszy sobie o tym, wreszcie w pełni odetchnął z ulgą. Przez myśl przeszła mu jeszcze tylko pewna irracjonalna rzecz trwająca zaledwie ułamek sekundy - zarys sceny sprzed ponad dwudziestu lat, kiedy to Ed wrócił dopiero rano i oznajmił odchodzącemu od zmysłów Oswaldowi, że się w kimś zakochał. Mimo upływu czasu to wspomnienie nadal wywoływało ból w sercu mężczyzny. Natychmiastowo odgonił je potrząśnięciem głową, ganiąc się w myślach za przywoływanie tak odległych sytuacji, kiedy wszystko wyglądało zupełnie inaczej.

Nigdy nie chciałby przeżyć kolejny raz czegoś podobnego.

Poprawiając włosy, Oswald ponownie głęboko się zamyślił. Tak wiele spraw nie pozwalało mu skupić się na wyliczeniach miesięcznych dochodów z klubu oraz z obszarów miasta, jakie w nim posiadał. Niepokoiło go również to, że Joker uciekł ostatniego wieczoru z Arkham, co oznaczało zamieszanie i liczne zniszczenia. Jak każdy inny mieszkaniec Gotham (pomijając oczywiście Harley Quinn), mniej lub bardziej szalony, Oswald Cobblepot opowiadał się za tym, że sto razy lepiej byłoby, gdyby klaun zniknął z powierzchni Ziemi, a co najmniej miasta. Pingwin pragnął najzwyczajniej w świecie świętego spokoju, aby nadal prowadzić interesy. Z Jokerem na wolności nigdy nic nie było pewne. I to jeszcze, gdy Batman postanowił zrobić sobie wakacje! Oswald westchnął. Nietoperz bez wątpienia przydawał się, jeśli trzeba było ustawić chociaż na chwilę tego szaleńca do pionu.

Zirytowany, kolejny raz sięgnął po kawę. Teraz jednak, dla odmiany, napój zdążył całkowicie wystygnąć. Oswald zaklął głośno.

***

Po upływie godziny dobiegły go odgłosy zamieszania dochodzące zza drzwi. W normalnej sytuacji powiedziałby swoim ludziom, że jeżeli jeszcze raz nie zastosują się do jego prośby o nieprzeszkadzanie mu, słono za to zapłacą. Jednak ten damski głos rozpoznał od razu.

- ...jestem jego przyjaciółką, więc na pewno znajdzie dla mnie chwilę! Nie dotykaj mnie, chyba że chcesz zostać otruty zapachem rośliny, którą zaraz...

- Dobrze, już dobrze, odejdź, Frank. Witaj, Ivy, jak miło cię widzieć - rzekł Oswald, wychodząc ze swojego gabinetu.

Faktycznie nie kłamał, on i Poison Ivy przyjaźnili się od lat, kiedyś nawet pomagała mu w prowadzeniu klubu.

- Czemu zawdzięczam tę wizytę?

Spojrzała ponuro na Pingwina, starając się wymusić uśmiech. Dopiero teraz dotarło do niego, że Ivy wyglądała na zmartwioną oraz równie zmęczoną. Jej długie, rude włosy sterczały we wszystkie strony, a podkrążone oczy i blada twarz mówiły same za siebie.

- Wiesz, dlaczego tutaj jestem, Ozzie - odparła słabym głosem kobieta, a cała wcześniejsza złość uleciała z niej w mgnieniu oka. - Chodzi o Harley.

No tak, jak mógł od razu nie połączyć faktów! Joker na wolności równał się Harley chcąca do niego wrócić. Nawet jeśli wcale jej nie potrzebował, a już zwłaszcza po wydarzeniach sprzed ostatnich lat.

- Proszę, usiądź - zaproponował Ozzie, wskazując na najbliższy stolik. W okamgnieniu pojawił się przy nim kelner, który odsunął dla kobiety krzesło, po czym wykonał tę samą czynność dla Oswalda. Wreszcie stanął z boku, oczekując w milczeniu dalszych poleceń szefa.

Oswald bez słowa odwrócił się w kierunku baru, za którym krzątał się młody barman, i po krótkim namyśle poprosił kelnera o jeden z najlepszych trunków, które wchodziły w skład asortymentu. 

W międzyczasie Ivy nerowo przeczesywała włosy, bębniąc palcami drugiej ręki w blat. Pingwin przyglądał jej się z troską. 

Edward Nygma i Poison Ivy byli jedynym ważnymi osobami w życiu Oswalda Cobblepota od śmierci jego rodziców. Różnica polegała oczywiście na tym, że Ed był towarzyszem życia Oswalda, natomiast Ivy jego bliską przyjaciółką.

Barman przyniósł butelkę, na co jego szef uśmiechnął się z aprobatą. Po nalaniu wina do kieliszków na znak Oswalda młody człowiek odszedł, skinąwszy lekko głową. 

- "Madre de Dios". Włoscy mnisi produkują jedynie sto butelek na rok. Ulubione wino Maroniego, u którego kiedyś pracowałem. Nie wiem, czy go nawet pamiętasz, bo byłaś wtedy dzieckiem - uśmiechnął się lekko. - W każdym razie mam do niego pewien rodzaj sentymentu - stwierdził, kołysząc lekko kieliszkiem z trunkiem. Następnie upił łyk. - Muszę przyznać, że gust co do alkoholu to on miał... - zamyślił się, spoglądając przed siebie. Zaraz jednak poczuł na sobie ponaglające spojrzenie przyjaciółki. - Ivy, po pierwsze bez pośpiechu... - westchnął ciężko. - Dobrze wiesz, jak to jest z Harley... 

Przymknęła oczy, po czym skinęła głową. 

- Po prostu chodzi o to, że tym razem mam wyjątkowo złe przeczucie. Gorsze niż zwykle. Ozzie, ona nie może tak po prostu wrócić do tego klauna i liczyć na dość miłe jak na niego przyjęcie, skoro wtedy Suicide Squad-

- Pamiętam - przerwał jej łagodnie, ale stanowczo Oswald. - Dobrze wiesz, że jest w niego tak ślepo zapatrzona i to nigdy się nie zmieni. Potem wraca do ciebie z podkulonym ogonem i udaje, że to już nigdy więcej się nie powtórzy.

- Kocham ją, Oswald... - w oczach Ivy zaszkliły się łzy. 

W takich chwilach Pingwin prawdziwie jej współczuł. Przed laty zdążył doskonale poznać smak odrzucenia i nie wyobrażał sobie postawić się na miejscu Ivy, która była traktowana jako zapasowa opcja. 

- Wiem o tym - zaczął delikatnie. - I jeżeli przyszłaś tutaj, abym pomógł ci ją znaleźć, z pewnością postaram się to zrobić.

- Dziękuję, Ozzie.

Na jej twarzy pojawił się słaby uśmiech. Ivy niesamowicie ceniła w Oswaldzie fakt, że gdy chodziło o jej uczucia względem Harley, on jako przyjaciel nigdy nie oceniał jej postawy.

- Jednak dobrze wiesz, co o tym sądzę. 

Westchnęła, przytakując. Kochała Harley do tego stopnia, że była gotowa zrobić wszystko, by tylko nie musieć oglądać jej zranionej (psychicznie oraz fizycznie), co niestety zdarzało się wiele razy. Sięgnęła po kieliszek z winem, nie spuszczając wzroku z Pingwina, w skupieniu czekając na jego dalsze słowa. Ten zmarszczył czoło.

- Ech, dlaczego Batman zniknął na tak długo... - mruknął pod nosem z niezadowoleniem. - Przydałby się nam właśnie teraz. Joker uciekł z Arkham po niespełna dwóch latach, co oznacza, że będzie poszukiwał ludzi, broni, terenu, a to wszystko uwielbia sobie podkradać. Nikt jeszcze nie działał mi tak na nerwy... oczywiście pomijając Isabelle - dodał szybko. - Albo Isabellę. Jeden pies. W dodatku dawno pogrzebany - zachichotał. 

Ivy mimowolnie parsknęła śmiechem, zaraz jednak spoważniała. Oswald nie miał pojęcia, jak bardzo zazdrościła mu szczęśliwego życia u boku osoby, która odwzajemniała jego miłość nawet po wcześniejszych zgrzytach i niepowodzeniach (dlatego w głębi serca naiwnie liczyła na to, że pewnego razu Harley zostanie już z nią na zawsze - jak Ed z Oswaldem). Wskutek jednego z nich wyłowiła nieprzytomnego Oswalda z rzeki, postrzelonego przez Edwarda, a później leczyła go swoimi roślinami. Tak zaczęła się ich przyjaźń.

- Właśnie, a co tam u Eda? - zmieniła temat, chcąc nakierować rozmowę na nieco przyjemniejsze tory, aby przez chwilę oderwać się od całej sytuacji z Harley.

Wydawało jej się, że dostrzegła na twarzy przyjaciela cień zaniepokojenia. 

- W porządku. A na chwilę obecną nie mam pojęcia, bo wyszedł w nocy i jeszcze nie wrócił - odrzekł, spoglądając na zegarek. Dochodziła czternasta. - Pewnie nad czymś pracuje i stracił poczucie czasu, cały Ed... Nigdy nie odbiera wtedy telefonu, bo jest w kompletnie innym świecie - zakończył z dumą, mając wypisane na twarzy: "Mój kochany geniusz".

Ivy uniosła lekko brwi. 

- A nie wydało ci się to dziwne, że zniknął akurat wtedy, kiedy Joker uciekł z Arkham?

***

Hellohellohello!

Żyję trochę jednak. X'D Przyznam, że zbierałam się do napisania rozdziału przez WIEKI (uwierzcie, że mimo wakacji mam sporo obowiązków), ale w końcu jest! A jak u Was? Jak wakacje? Ja zaczynam zajęcia dopiero od października, a i tak czuję, że te najdłuższe wakacje w życiu zleciały mi superszybko. ;__; W każdym razie jeśli idziecie do szkoły od września, pocieszę Was - "Gotham" wraca 21.09! Jakieś opinie/przewidywania? Piszcie, proszę, bo ja jestem zawsze chętna do dyskusji!!

Co myślicie u rozdziale? Pełno tu "Gotham", prawda? PRZYZNAJĘ, ŻE PROMIENIEJĘ, KIEDY MAM PISAĆ O NYMGOBBLEPOT, ICH MIŁOŚĆ TO NAJCUDOWNIEJSZA RZECZ NA ZIEMI IMO. Przyjaźń Oswalda i Ivy też jest piękna. <3

Btw. "Old love nerver dies" - odpowiednik naszego przysłowia "Stara miłość nie rdzewieje", jeżeli by się ktoś zastanawiał. :3 W mediach jedna z piosenek, która ostatnio nie może mi wyjść z głowy.

PLUS INFORMACJA ŻYCIA

NIEBAWEM WRACAMY Z NataliaSzatraj (KTÓREJ WATTPAD NIE POZWALA MI OZNACZYĆ, BO JEST UPOŚLEDZONY) DO "DUALITY", TRZEBA ZAKOŃCZYĆ TO OPOWIADANIE.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro