Welcome Back, Gotham City

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Droga Jade,

bardzo się cieszę, że czujesz się znacznie lepiej. Przepraszam też za tak późną odpowiedź. Na chwilę obecną nie ma mnie w kraju, a dostęp do internetu graniczy dosłownie z cudem.

Mimo tego poinformowałem Alfreda o Twoim powrocie do Gotham; będzie mógł odpowiedzieć na kilka pewnie nurtujących Cię pytań w sprawie mojego wyjazdu. Mogę powiedzieć tylko tyle, że aktualnie nie jestem w stanie przewidzieć daty swojego powrotu.

Pozdrawiam

Bruce

Młoda kobieta zamrugała dwukrotnie, po czym schowała telefon do kieszeni na dźwięk swojego nazwiska wyczytanego przez osobę wydającą bagaż. Opuszczając lotnisko, Jade Cooper po raz kolejny analizowała treść otrzymanego maila. Powrót do Gotham planowała od kilku ostatnich miesięcy, kiedy to terapia, której poddawała się przez półtora roku, zaczynała przynosić pozytywny efekt. Czas spędzony w Kolorado pozwolił jej się przede wszystkim uspokoić i ochłonąć po stracie bliskich. Jednak pod koniec kobiecie zaczęła dokuczać samotność. Tęskniła za Brucem, a więc można było powiedzieć, że w jakimś stopniu tęskniła również za Gotham. Z tego powodu podjęła decyzję o powrocie.

Podświadomie bała się, jak zareaguje, gdy przyjdzie jej zobaczyć ponownie zielonowłosego, wytatuowanego szaleńca odpowiedzialnego za śmierć siostry i jej rodziny oraz to, że przez wciągnięcie Jade w swoją chorą grę ta omal nie zginęła - z ręki ludzi Amandy Waller lub z jego własnej.

Bądź co bądź o młodej agentce nie można było powiedzieć jednej rzeczy: że była słaba. Na jej życie składało się wiele czynników zmuszających ją do samodzielnego radzenia sobie z własnymi problemami, zaciśnięcia zębów i pójścia do przodu. Nauczyło jej to wytrwałości, a także uświadomiło, że jej los leżał tylko w jej rękach. Od niej zależało, jakiego obrotu sprawy nabiorą.

Wchodząc do toalety znajdującej się tuż przy lotnisku, by umyć ręce, Jade Cooper spojrzała na swoje odbicie w zachlapanym lustrze. Po drugiej stronie popatrzyła na nią młoda, piękna kobieta o brązowych włosach do szyi, które zdecydowała ściąć, wierząc, że to choć w części pozwoli jej uwolnić się od bolesnych wspomnień i wyznaczy nowy początek.

Następnie, przymknąwszy oczy, wzięła kilka głębokich wdechów, po czym opuściła pomieszczenie. Jade Cooper po roku, dziewięciu miesiącach i dwóch dniach była gotowa na ponowne zmierzenie się z Gotham City.

***

Dotarcie do Wayne Manor nie okazało się nad wyraz trudne. Z drugiej strony jakiej trudności wymagało wzięcie taksówki? Jeśli jednak wzięło się pod uwagę to, że w Gotham panowały obecnie godziny szczytu, wtedy sam fakt jej złapania traktowało się jak nie lada wyczyn.

Zapłaciwszy kierowcy należną sumę, Jade wysiadła z auta. Stała przez chwilę pod bramą, patrząc na dobrze znane miejsce. Nagle cofnęła się, zdziwiona, gdyż metalowe kraty niespodziewanie zaczęły się rozsuwać. Rozejrzała się, zadzierając głowę w poszukiwaniu kamer ukrytych na drzewach przy ogrodzeniu, lecz żadnej nie udało jej się dostrzec.

Powoli weszła na teren rezydencji, ciągnąc walizkę na kółkach po alei z kamiennej kostki. Podziwiała olbrzymią fontannę na środku ogrodu, a także geometrycznie przystrzyżone klomby i rabaty z kwiatami. Kiedy Jade była w mniej więcej połowie drogi do drzwi, spostrzegła wychodzącego na zewnątrz elegancko ubranego, starszego mężczyznę.

- Panna Cooper. Niezwykle miło mi panią widzieć.

Jade przystanęła, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.

- Witam, panie Pennyworth. Ja też bardzo się cieszę, że pana widzę. Dziękuję - na jego gest podała kamerdynerowi uchwyt od walizki. - Bruce zdążył już poinformować pana o mojej wizycie? - wskazała w kierunku zamykającej się bramy.

- Naturalnie, prosił także, aby ugościć panią w jego imieniu. Panicz Wayne bardzo przeprasza za swoją nieobecność.

Kobieta postanowiła zaczekać z wszelkimi pytaniami do momentu aż wejdą do środka.

***

- Bardzo dziękuję - mężczyzna postawił na stoliku przed Jade tacę z imbrykiem, filiżankami, herbatą, cukierniczką oraz dzbanuszkiem z mlekiem.

Znajdowali się w jednym z wielkich pokojów, w których Bruce przyjmował gości.

- Powiesiłem pani płaszcz w przedpokoju, a walizkę postawiłem na górze - Jade skinęła głową i ponownie podziękowała, dolewając mleka do herbaty, którą przed chwilą zalała wrzątkiem. Imponowały jej brytyjskie maniery kamerdynera, które nie wydawały się ani trochę wymuszone.

- Rozumiem, że zostaje pani na jakiś czas? - spytał Pennyworth, samemu zajmując miejsce naprzeciw Jade na skórzanej kanapie. Zadał pytanie w taki sposób, jak gdyby było to z góry ustalone, a on wolał się tylko ostatecznie upewnić.

Zaskoczona, kobieta przestała mieszać łyżeczką napój.

- Słucham?

- Panicz Bruce nalegał podczas rozmowy ze mną, aby to pani zrobiła - odparł niewzruszenie. - Oczywiście wszystko zależy od pani. Może pani powrócić do swojego dawnego mieszkania, Master Wayne zadbał również o opłacanie rachunków pod pani nieobecność.

Jade nie wierzyła własnym uszom. Co prawda liczyła się z tym, że jej mieszkanie zostało dawno zajęte przez komornika oraz że prawdopodobnie będzie musiała wynająć pokój w hotelu, dopóki nie znajdzie nowego lokum albo nie ureguluje spraw związanych z poprzednim miejscem zamieszkania. Bruce wyświadczył jej naprawdę wielką przysługę, a teraz proponował jeszcze zostanie u siebie nawet w czasie swojej nieobecności?

Odchrząknęła z zakłopotaniem.

- Ja... To znaczy, dziękuję bardzo, ale nie czułabym się dobrze, traktując dom Bruce'a jak hotel. Ledwo się znamy...

"...a już zdążyłam z nim spać w jednym łóżku."

- Paniczowi Wayne'owi chodzi przede wszystkim o pani bezpieczeństwo i o to, aby miała pani bliżej do miejsca pracy - uśmiechnął się starszy mężczyzna. Czyżby miał na myśli batcave? W swoich mailach Jade dała Bruce'owi jasno do zrozumienia, że chciałaby zacząć z nim współpracować. Zgodził się.

- Gdzie on jest? - spojrzała uważnie na kamerdynera.

- Panicza Bruce'a od miesiąca nie ma w kraju. Niestety nie mogę wiele powiedzieć o szczegółach jego nieobecności, po części dlatego że mnie o to prosił oraz dlatego że sam nie posiadam dostatecznej wiedzy na ten temat.

Spojrzała na Alfreda, jakby ten przemawiał w niezrozumiałym dla niej języku.

- Panicz Wayne poszukuje sojuszników. Jako Batman.

Jade zmarszczyła brwi. Wciąż nic z tego nie rozumiała. Bruce szukający współpracowników? Dlaczego nic jej o tym nie powiedział?

- Panno Cooper, wolałbym dla bezpieczeństwa nie poruszać tego tematu poza batcave - wyjaśnił Brytyjczyk. - Jeżeli chciałaby pani odświeżyć się po podróży albo odpocząć, zaprowadzę panią do pokoju gościnnego.

Te słowa uświadomiły Jade, jak bardzo była zmęczona. Perspektywa wzięcia gorącej kąpieli oraz przespania się wzięła górę.

- Oczywiście, dziękuję - kobieta ruszyła za kamerdynerem. Wyszli z pokoju na korytarz wiodący do hallu. Pennyworth zaprowadził ją do pokoju znajdującego się na pierwszym piętrze. Zauważyła, że nie był to ten sam, w którym nocowała ostatnim razem. Miły gest ze strony starszego mężczyzny, chociaż nie była pewna, czy świadomy.

***

Po kilku godzinach, które spędziła na kąpieli i drzemce, Jade zeszła do salonu. Już na schodach usłyszała urywki popołudniowych wiadomości dobiegające z telewizji.

"...Joker ucieka z Arkham Asylum."

Zamarła. Oparłszy się o ścianę, oddychała ciężko, starając się uspokoić przyspieszające bicie serca.

Wracając do Gotham, doskonale wiedziała, z czym może się liczyć. Nie przypuszczała jednak, że psychopata, przez którego tyle wycierpiała, znajdzie się na wolności w dniu jej powrotu. Przez myśl przemknęło jej, że źle zrobiła, przyjeżdżając ponownie do miejsca, które przyniosło jej tylko ból.

A Bruce?

Uśmiechnęła się gorzko. Czy kilkudniowa znajomość z miliarderem mogła przerodzić się w miłość? Mimo tego coś podpowiadało jej, że razem z Brucem rozumieją się pod wieloma względami i że on też o tym wiedział. W końcu nie proponowałby jej pobytu w swoim domu ani nie chciałby z nią współpracować?

- Panno Cooper, wszystko w porządku? Nie słyszałem, jak pani schodzi... - na korytarzu zjawił się Alfred, przyglądając się Jade uważnie.

- Wrócił - wyszeptała jedynie, patrząc pustym wzrokiem przed siebie. Zaraz jednak wyprostowała się, powtarzając sobie w duchu, że właśnie po to tu przybyła. Żeby chronić niewinnych między innymi przed kimś takim.

Spojrzała na kamerdynera wyczekująco. Mężczyzna zacisnął usta.

- Ostatnimi czasy w Gotham dzieje się wyjątkowo źle - powiedział cicho po chwili. - Batman nie pracuje obecnie na pełnym etacie jako wybawiciel miasta, ba, wcale go tu nie ma. Ale powód jego wyjazdu jest ważniejszy niż losy Gotham. Dotyczy całego świata.

- Czy mógłby pan-

- Oczywiście, proszę za mną - przerwał natychmiastowo i szybkim krokiem ruszył przed siebie, aby zaprowadzić kobietę do siedziby Batmana.

***

Rudowłosa piękność stała w kuchni, nucąc pod nosem. Dekorowała arbuzowe lody listkami mięty. Kiedy skończyła, skierowała się do salonu, który właściwie bardziej przypominał oranżerię niż wnętrze przeznaczone do mieszkania, i podała miseczkę drobnej blondynce, która siedziała na kanapie przed telewizorem, zmieniając kanały z częstotliwością jednego na sekundę.

- Watermelon, yum! Thank ya, Red - zaszczebiotała z brooklińskim akcentem, na co ruda w odpowiedzi z uśmiechem cmoknęła ją w usta.

- Coś ciekawego w telewizji? - spytała, siadając obok towarzyszki swojego życia. Ta jedynie położyła głowę na jej kolanach, a nogi przewiesiła przez oparcie kanapy. Jakim cudem była w tamtym momencie w stanie jeść lody z miski bez wyrzucenia z niej zawartości na siebie, o tym wiedziała już tylko Red.

- Nah - westchnęła z rezygnacją. - Sam polityczny szajs i gdzieniegdzie komedie romantyczne - przewróciła oczami, wyraźnie zirytowana.

Rudowłosa kobieta wzięła pilot do ręki. I już wkrótce tego pożałowała.

Blondynka w okamgnieniu podniosła się do pozycji siedzącej, a miseczka z lodami, wypadłszy jej z ręki, poplamiła dywan.

- Fuckin' asshole.

***

Dobry wieczór, pierwszy rozdział za nami. :> I knoooow, nie jest najdłuższy. Ale no, że tak powiem, nie potrzebowałam, żeby był, bo zawarłam w nim dokładnie wszystko, co chciałam. No i jak widzicie, piszę tę historię w trzeciej osobie i czasie przeszłym, większe pole manewru (bo "The Spy" było pisane w pierwszej i czasie teraźniejszym), jednak wolę najbardziej tę formę. Btw. jako Jade wyobrażam sobie Lily Collins, już nie Megan Fox raczej. :D

Pamiętacie o mnie w ogóle jeszcze? ;_;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro