Rozdział III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

I brought you daffodils in a pretty string.

Daniel powoli otworzył oczy, czuł pewien ciężar na swojej piersi. Początkowo myślał, że to Anja, ale bardzo szybko przypomniały mu się wydarzenia z wczorajszego wieczoru. Odczuwał okropny ból i rozczarowanie. W głowie nadal widział ją całującą się z jakimś nieznanym mu Rosjaninem.

Powoli spojrzał w dół i ujrzał na swojej klatce piersiowej śpiącego Johanna. Koszulka Daniela była mokra, co oznaczało, że Forfang płakał. Tande westchnął cicho i włożył dłoń w jego włosy, a drugą delikatnie obejrzał jego nadgarstki. Bandaż był cały przesiąknięty krwią.
Daniel poczuł smutek i mimo, że sam nie czuł się dostatecznie dobrze, postanowił, że umili dzisiaj Johannowy  dzień i sprawi, by jego uśmiech powrócił choćby na chwilę.

Delikatnie wyswobodził się z jego silnego uścisku i poszedł na dół, aby zabrać dla nich jakieś śniadanie. Dla siebie wybrał płatki, a dla Johanna jego ulubioną sałatkę i do tego kawę bez cukru. Przez tyle lat przyjaźni wiedział o nim dużo, bardzo dużo i teraz cieszył się z tego powodu.

Witając się z kolegami z kadry poszedł do pokoju, otworzył drzwi łokciem, bo ręcę miał zajęte. W ich wspólnym pomieszczeniu zobaczył Johanna przeciągającego się na łóżku. Wyglądał uroczo, takie myśli przelatywały przez jego głowę, a on sam był tym bardzo przerażony.

Forfang na jego widok bardzo delikatnie się uśmiechnął, jednak ten gest był ledwo, co zauważalny. Daniel na drżących nogach, starając się o nic nie potknąć, położył tacę na łóżku oczekując jakiejś reakcji Johanna. Młodszy przerzucał wzrok między śniadaniem, a blondynem. Daniel poczuł się dosyć niepewnie, jednak wszelkie jego wątpliwości zniknęły w chwili, gdy Johann chwycił do ręki fliżankę kawy. Tande uśmiechnął się i przysiadł do niego.

-Skąd wiedziałeś, że to właśnie lubię? - spytał podejrzliwie młodszy.

-Za dużo czasu spędzamy ze sobą, bym tego nie wiedział, a teraz jedz, bo się spieszymy - mrugnął do niego blondyn.

-Wyjeżdżamy dzisiaj? - spytał zdziwiony Johann. Myślał, że spędzi trochę więcej czasu w pięknej Słoweni. Mimo wszystko lubił ten kraj, nie wiązał się z żadnymi wspomnieniami, był taki inny, pusty i niewinny. Podobało mu się to.

-Nie, nie, ale chcę cię gdzieś zabrać - powiedział tajemniczo Daniel.

Johann popatrzył się na niego z konsternacją.

-Co ty znowu wymyśliłeś? - spytał podejrzliwie, unosząc brew.

-Nic, nic. Jedz już i się zbieramy - rozkazał Daniel.

Zaintrygowany Johann szybko zjadł swoje śniadanie i poszedł do łazienki, by się ubrać. Tande postanowił wykorzystać tą okazję i sam zaczął zmieniać swoje ubranie, w ich wspólnym pokoju. Nie spodziewał się jednego. To Johann zdążył się pierwszy przygotować i wyszedł z łazienki, podczas gdy Daniel stał bez koszulki, której nie mógł znaleźć, mimo że przeszukał już całe pomieszczenie, czuł frustrację.

-Widziałeś tą moją czarną koszulkę z tym dziwnym nadrukiem?

Daniel miał wrażenie, że Johann spłonął rumieńcem.

-Nie, nie widziałem - powiedział cicho, unikając jego wzroku.

Daniel westchnął i wyciągnał z szafy pierwszą lepszą bluzę.

-To co idziemy? - podszedł do Johanna i pociągnał go za nadgarstek. Młodszy syknął na ten gest.

-Przepraszam - powiedział szybko Tande, patrząc na niego z troską.

Johann jedynie wzruszył ramionami.

-Opatrywałeś je dzisiaj? - wskazał głową na jego nadgarstki.

Forfang pokiwał głową i szybko wyszedł z pokoju.

Tande pokręcił głową, zdając sobie sprawę, że z tym chłopakiem nie będzie mu lekko.

Weszli do windy, w której jak to zwykle Lellinger waren zusammen, oni nie stali, tylko bezwstydnie obmacywali się, widząc dwójkę Norwegów oderwali się od siebie i z  przyspieszonymi oddechami przywitali się z kolegami.

-A gdzie idziecie? - spytał rozweselony Andi, który ufnie wtulał się w tors Leyhe. To było urocze, ale jednocześnie smutne. Dla tej dwójki, która miała złamane serce, nic nie było łatwe.

-Nie wiem, Daniel mnie gdzieś ciągnie - odezwał się o dziwo pierwszy Johann.

-A to fajnie - roześmiał się Wellinger, patrząc na Norwegów.

W pomieszczeniu zapanowała niezręczna cisza. Każdy z nich chciał stamtąd wyjść.

Trudno wyobrazić sobie zadowolenie skoczków, którzy rozeszli się w swoje strony.

Daniel pociągnał Johanna za rękę i razem udali się na miejsce, które polecił blondynowi Peter. Starszy Prevc twierdził, że owe miejsce jest olśniewające i to właśnie dzięki temu, jakże urzekającemu widokowi zdobył serce swojego wybranka.

Najpierw jechali komunikacą miejską, gdzie skutecznie starali się ukryć. Później szli kilkadziesiąt minut w ciszy, która była przerywana narzekaniem Johanna.

Gdy już dotarli na miejsce widok, który tam zastali sprawił, że oniemieli. Peter miał rację. To było piękne i nie dało się tego opisać słowami. Na środku między dwoma górami, znajdował się staw, który tworzony był przez czystą rzekę, która spływała po stokach góry i tworzyła piękne, całkowicie przejrzyste lustro, w którym odbijały się wszelkie barwy nieba.

Z szeroko otwartymi oczami usiedli nad rzeką. To nie tak, że w Norwegii nie było pięknie, było po prostu inaczej. I właśnie za to kochali skoki, ta różnorodność....

Nie potrzebowali rozmawiać, siedzieli w ciszy. Głowa Johanna spoczęła na ramieniu Daniela. Nic więcej nie było im potrzeba. Sama obecność była wystarczająca, ta ucieczka od problemów.

Nie liczyli czasu, nie było im to potrzebne.

-Czy ty też cały zdrętwiałeś? - spytał delikatnie uśmiechnięty Johann. Tym razem ten uśmiech był inny, wraz z tym uśmiechem śmiały się jego oczy.
Daniel poczuł rozchodzące ciepło i nadzieję, może w końcu będzie lepiej?

-Miałem spytać o to samo - powiedział roześmiany.

-Idziemy? - zaproponował Forfang.

-Przynajmniej raz wpadłeś na dobry pomysł! - roześmiał się Daniel.

Johann spojrzał na niego złowrogo i pacnął go delikatnie w czoło.

-Schnauze!* - powiedział, starając się udawać niemiecki akcent.

Daniel zaśmiał się na jego próbę.

-Co to znaczy?

-Myślisz, że ja to wiem? Słyszałem jak kiedyś Markus krzyczał to po przegranej. To nie mogło być nic dobrego - zaśmiali się oboje.

-Dobra chodźmy już, bo ja tu przymarzam!

Zmartwiony Daniel spojrzał na Johanna, który drżał z zimna. Tande bez zastanawienia ściągnął swoją kurtkę i oddał ją młodszemu. Forfang nawet się nie opierał, tylko spojrzał na niego z wdzięcznością.

Do hotelu udali się w szybkim tempie, a gdy już dotarli do niego wyruszyli na poszukiwania ciepłej czekolady, którą znaleźli dosyć szybko. Oczywiście tam, gdzie czekolada tam i Niemcy, dlatego nie zdziwiła ich nawet obecność niemieckiej kadry, która  szeptała między sobą, wyglądali jakby coś knuli, jednak Norwegów jakoś to nie przejęło.

Nie przejmując się szeptami szwabów, poszli do swojego pokoju.

Tam Johann szybko zaklepał łazienkę, a Daniel położył się z telefonem na jego łóżku i przeglądał instagrama. Leżąc tak, poczuł, że coś uwiera go w plecy, delikatnie odchylił kołdrę i zauważył, że to właśnie pod nią została ukryta jego czarna koszulka, tą którą tak długo szukał. Ta mała cholera, pomyślał z uśmiechem.

Gdy Johann wyszedł z łazienki, Daniel chciał coś powiedzieć, jednak zostało mu to przerwane przez pukanie do drzwi.

Niezadowolony Johann poszedł je otworzyć, a to kogo tam zobaczył, sprawiło, że cały dobry humor z niego wyparował, a wspomnienia powróciły zdecydowanie za szybko.
Słowenia od tego momentu, już nie kojarzyła mu się z niczym dobrym...

*To oznacza tyle co: morda

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro