Rozdział 2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- I co myślisz? Spodoba mu się, no nie?! - zapytała podekscytowana, przytulając do siebie ogromnego pluszowego misia. Trzymał w łapkach serduszko z napisem ,,kocham cię".

Nie oszukujmy się...

Jaki dwudziestosiedmioletni facet chciałby dostać pluszową zabawkę. Prędzej czy później i tak wyląduje w kącie.

 Próbowałam ją przekonać, żeby zdecydowała się na cokolwiek innego, jednak nie dała mi dojść do słowa. Uciszyła mnie gestem dłoni, co spowodowało mój grymas. Zachowywała się jak czternastolatka. 

Nawet ja wiem, że Brandon jest typem materialisty. 

On, żeby był zadowolony z podarunku, musi dostać coś drogiego albo złotego. Misiem podetrze sobie tyłek, bo to nie jest ani Rolex, ani najnowszy telefon lub chociażby whisky za trzysta dolarów, które swoją drogą smakuje, jak szczyny. 

Nie dam rady przemówić jej do rozsądku, sama musi ściągnąć z nosa różowe okulary i zmierzyć się z szarą rzeczywistością. 

Brandon traktuje Jo jak popychadło do głupiego seksu, a mnie, jak śmiecia. Co musiałoby się stać, żeby w końcu przejrzała na oczy?

- Na pewno jaśnie panu pluszak przypadnie do gustu, Jo. 

Włożyła go na tylne siedzenie w samochodzie, mrucząc pod nosem. Męczył mnie jego temat, limit cierpliwości wykorzystała na najbliższy tydzień i pierwszy raz w życiu muszę przyznać, że potrzebny mi odpoczynek od jej ględzenia. Ledwo udało mi się przebrnąć przez miesiączkę i pohamowałam się przed jej zabiciem, bo temat Brandona doprowadzał mnie do białej gorączki.

- Za miesiąc wypłata. Daj mi znać, ile zaoszczędziłaś przez te dwa lata.

- Myślałam, żeby wprowadzić się do Brandona — przerwała mi. 

Popatrzyłam na nią zdumiona, przykładając dłoń do ust. Chwilę potrwało, zanim zrozumiałam, że zamierza zaprzepaścić nasze wspólne plany i obrócić je w drobny mak. Ewidentnie nie myślała o tym, jak ja się poczuję. 

Liczył się tylko on? 

Ja jestem pierdolonym planem B? 

- Co prawda, jeszcze mi tego nie zaproponował, ale...

- Jesteś tak, kurwa, naiwna, że aż mnie głowa boli. 

Złość przejęła nade mną kontrolę. Uderzyłam pięścią w kierownicę, walcząc ze sobą i przede wszystkim łzami, bo czułam, jak zaczynają się gromadzić w kącikach oczu. Miałyśmy razem wynajmować mieszkanie, jako te dwie, niezależne przyjaciółki. Świetnie się bawić w swoim towarzystwie, nakładać maseczki na twarz i pić wino podczas maratonu After.

- Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć? - zapytałam, nie ukrywając żalu. 

Dla pieprzonego Brandona jest w stanie wypieprzyć mnie na bok bez słowa uprzedzenia. 

Nigdy nie zostałam tak zawiedziona. 

Nigdy.

- Chciałam ci powiedzieć, ale widziałam, jaka szczęśliwa byłaś na myśl o przeprowadzce...

- Jesteś egoistką. Weź tego misia i spieprzaj do niego — nakazałam na granicy płaczu. 

Nie dyskutowała ze mną, nie próbowała się wytłumaczyć. Powiedziała jedynie na odchodne ciche, nic nie znaczące ,, przepraszam" i poszła przed siebie. 

Nie odwróciła się. 

Zostawiła mnie w takim stanie w aucie. 

Od dwóch pierdolonych lat staram się zaoszczędzić każdy, najmniejszy grosz, żeby w końcu było nas stać na przeprowadzkę. Przez cały ten czas byłam widocznie zbyt wyrozumiała, nawet nie byłam zła, jak wystawiła mnie w moje własne urodziny. Ja byłam na każde jej skinienie palcem, a ona w ten sposób się odwdzięcza. 

Widocznie nie tylko ona ma klapki na oczach, ale również i ja.

Oparłam czoło o kierownicę i pierwsza samotna łza spłynęła po policzku. Miałam wszystko, dosłownie wszystko zaplanowane i dopięte na ostatni guzik, brakowało tylko jej zaangażowania i wybrania mieszkania. Chciałam nareszcie się usamodzielnić, zarabiać na czynsz, gotować obiady, sprzątać. 

A ona to zaprzepaściła jednym zdaniem.

Pociągnęłam nosem ostatni raz i wyjechałam z parkingu. Ponad dwie godziny zmarnowałam na chodzeniu po sklepach, żeby wybrać durnego pluszaka i zostać potraktowana, jak ostatnie gówno. 

Mogłam inaczej spędzić ten dzień. 

Jak zwykle jej uległam. Jestem taka głupia.

Dojechanie do domu zajęło mi pół godziny ze względu na to, że zaczęłam panicznie płakać w samochodzie, jak małe żałosne dziecko. 

Za rok stuknie mi dwudziesta ósma wiosna, a ja nadal siedzę na garnuszku z mamą i młodszą siostrą, bo wszystkie pieniądze zarobione przed rozpoczęciem pracy w klinice, przeznaczałam na studia. 

Pracowałam w kawiarni na zmywaku, zdarzało się, że musiałam przez dwanaście godzin bez przerwy robić za zmywak, kelnerkę i kucharkę. W domu nigdy nam się nie przelewało, mama pracuje w cukierni, bo po śmierci ojca musiała zrezygnować z pracy adwokata. 

Musiała zająć się mną i Amber. 

Do wszystkiego doszłam sama, nikogo nie musiałam rosić o pomoc, bo chciałam udowodnić, że potrafię zapracować na własny sukces. 

Wszystkim tym, którzy rzucali mi kłody pod nogi. 

Ale głównie chciałam udowodnić samej sobie. I to jest powód do dumy.

- Jasper! - zawołałam od razu, gdy przekroczyłam próg naszego rodzinnego domku. Odetchnęłam z ulgą, zrzucając buty ze stóp. 

Miałam serdecznie dość tego żałosnego dnia, jedyne czego pragnęłam to ciepłego, domowego obiadu i kąpieli w gorącej wodzie. Kucnęłam zadowolona, gdy wesoły szczek rozniósł się echem po mieszkaniu. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy labrador wychylił wielki łeb z kuchni, by upewnić się, czy to aby na pewno ja weszłam do środka. Wysunął długi język i podbiegł do mnie, radośnie machając ogonem. 

- Hej, wielkoludzie. 

Przytuliłam psa do siebie, gładząc go po łbie. Kocham go nad życie. Nie bez powodu mówi się, że pies jest najlepszym przyjacielem człowieka. Polizał mnie po twarzy, zmywając tym samym resztki makijażu po przepłakanym dniu. Jo oczywiście nie napisała żadnej wiadomości odnośnie do dzisiejszego popołudnia. To ci przyjaciółka... 

- Ale nie gryź! 

Odepchnęłam go od siebie zaczepnie, co skomentował głośnym szczeknięciem. Pokręciłam głową i ruszyłam za nim wgłąb, dopóki nie wprowadził mnie do kuchni. Zmarszczyłam zdezorientowana brwi, patrząc na Amber. 

Stała aktualnie bardzo blisko rodzicielki, a ona rzuciła mi błagalne spojrzenie, co oznaczało, że coś jest na rzeczy.

- Co tu się dzieje? - zapytałam, podchodząc do nich. Jasper wiernie szedł przy nodze, jakby obawiał się, że wydarzy się coś niepokojącego i będzie musiał stanąć w mojej obronie.
Kobieta złapała mnie mocno za rękę i przyciągnęła do swojego boku, oddychając z ulgą. Teraz stałam twarzą w twarz z siostrą, która oczywiście była odurzona używkami. 

Po prostu przestraszyła się jej wyglądu. 

Zmierzyła mnie lodowatym spojrzeniem, krzyżując ręce. Musiałam powstrzymać się przed podniesieniem głosu, bo to mogłoby wywołać niechcianą reakcję psa. 

Mama jest bardzo krucha emocjonalnie i dziewczyna wykorzystuje to od dłuższego czasu, więc to ja muszę podejmować decyzję i odpowiadać w jej imieniu. 

- No gadaj. 

- Chciałam hajs od mamy na wyjście ze znajomymi, ale jest sknerą, jak zawsze. 

Zrobiłam krok do przodu. Patrzyłyśmy sobie prosto w oczy, bez mrugnięcia, dopóki nie zdałam sobie sprawy z tego, że jest kompletnie naćpana. Wyrwałam się z uścisku matki i tym razem złapałam siostrę za ramię. Zacisnęła zęby, podnosząc dumnie głowę do góry. Jakby szczyciła się tym, że ma problemy z narkotykami w wieku zaledwie dziewiętnastu lat. 

Nie mogę w to uwierzyć, że sięgnęła w końcu po białe używki. Zazwyczaj przystawała na marihuanie. Teraz jest inaczej. 

- Puść mnie, dobrze ci radzę.

- Grozisz mi? 

Usłyszałam błagalny ton mamy, gdy trzeci raz poprosiła, byśmy przerwały tę nierówną walkę i porozmawiały na spokojnie. Poczułam momentalnie zastrzyk adrenaliny, cały dzień miałam pod górkę, więc ta sytuacja jest niczym wisienka na torcie.
Najlepsze zostało na sam koniec. Coś musi mnie dobić, prawda? 

- Jak chcesz pieniądze to sobie zarób, proste. - Roześmiała mi się prosto w twarz, wyrywając rękę. Jasper zawarczał ostrzegawczo, stojąc obok mnie. 

Mądra psinka. 

- No z czego się śmiejesz? Nie wiesz, jak to działa? Myślisz, że za darmo dostaniesz pieniądze na ćpanie? 

Zacisnęła dłonie w pięści, widziałam to. Nie kontrolowała swojego zachowania, tęczówki pociemniały od agresji, która się w niej gotowała. Od ponad trzech miesięcy panuje między nami właśnie taka sytuacja. Jest agresywna i do wszystkiego podchodzi olewczo, więc zasługuje na takie traktowanie, na jakie zapracuje. Wcyciągałam kilkukrotnie pomocną dłoń, nie jako psychiatra, ale jako starsza siostra, która przeszła w swoim życiu o wiele więcej. Ona wtedy zapewniała mnie, że to był jeden, jedyny raz, kiedy spróbowała i nigdy więcej nawet o tym nie pomyśli. Tak było trzy miesiące temu. Później było już tylko gorzej. Inne towarzystwo, imprezy do rana. Musiałam ją odbierać z izby wytrzeźwień, bo policja znalazła ją i jej znajomych w parku, nie kontktujących ze światem. Miałam wtedy nadzieję, że po płukaniu żołądka odechce jej się i alkoholu i innych używek. Nadzieja matką głupich.

- Zawsze musisz się wymądrzać? Obrałaś sobie za cel zgrywanie zarozumialca?

- A ty obrałaś sobie za cel zgrywanie zaćpanej idiotki? Bo świetnie Ci to wychodzi!

Wybuchłam.
Zaczęłam drżeć, czując przypływ gorącego powietrza. Codziennie w pracy spotykam się takimi przypadkami, jak ona i niestety proces leczenia trwa miesiącami.

Odwyki, rozmowy z psychologami, psychiatrami.
Leczenie farmakologiczne.
Zerwanie z nałogami to największy problem XXI wieku. Szkoda tylko, że nastolatkowie brną w to bez opamiętania.

- Masz, proszę. - Rzuciłam jej w twarz banknoty, nie zważając na krzyk rodzicielki. - Kolejny raz Ci dupy nie uratuję.

Szybkim krokiem opuściłam kuchnię i oparłam się plecami o ścianę, czując narastającą migrenę. Zostawiłam je w osłupieniu, słysząc w tle szloch matki, rozdzierający moje serce na kawałki. Świat zaczął wirować, musiałam jak najszybciej położyć się w łóżku. Moja psychika została wystawiona na próbę przez własną siostrę.

Nie wiedziałam co mam robić. Krzyczeć, płakać czy po prostu milczeć.

Fakt, że nastoletnia siostra ma problemy z używkamim potrafi zdołować. Jest o krok od uzależnienia. Zbyt wiele razy odrzucała moją pomoc, żeby teraz sytuacja rodzinna mogła wyglądać normalnie. Amber była wychowywana przez matkę beztrosko, wszystko, czego pragnęła, miała na wyciągnięcie ręki. Kupowala jej zabawki za ostatnie grosze, żeby tylko przestawała płakać. Nie doświadczyła miłości ze strony ojca, więc mama starała się go zastąpić na marne. Zawsze to ja otaczałam ją bezgraniczną miłością, mogła na mnie liczyć, gdy mama płakała w poduszkę.

Chciałam ją zrozumieć, przysięgam, ale to przekracza moje możliwości...

Zmierzając do swojego pokoju, zatrzymałam się przy szafie. Szafie, skrywającej wspomnienia, jednak to na jej środku stała wyjątkowa pamiątka. Fotografia ukazująca mnie, tatę oraz mamę w ciąży z Amber.
Rodzicielka jest bardzo sentymentalna, jeśli chodzi o wspomnienia związane z tatą. Wzięłam zdjęcie w dłonie i wróciłam do dnia, w którym zawalił się cały świat małej, siedmioletniej Eleny Davies.

,,Wyczekiwałam na powrót taty z pracy, owinięta w ciepły kocyk. Obiecywał, że przywiezie dziś dla mnie ogromnego pluszaka. Spóźniał się już ponad dwie godziny, a na zewnątrz lało, jak scebra. Mama bardzo się martwiła, chodziła z kąta w kąt, rozmawiając biegle z kimś przez telefon. Nie powinna się denerwować, będąc w ciąży... Byłam wtedy małą, bezbronną dziewczynką, która wyczekiwała powrotu tatusia i miśka.

Mijały kolejne minuty, godziny. W końcu jakiś pojazd zatrzymał się we wjeździe, rozświetlając drogę światłami. Ktoś zapukał do drzwi, więc jako pierwsza się przy nich znalazłam z nadzieją, że stoi za nimi ukochany tata. Jednak na zewnątrz stała dwójka policjantów.

Później wszystko pamiętam jak przez mgłę.

Rozmowa policjantów z mamą.
Mama zemdlała, przyjechała karetka i zabrała ją do szpitala.

Tego samego dnia urodziła się Amber, a ja zostałam pod opieką psychologów.
Wytłumaczyli mi wtedy, dlaczego tata nie przyjechał. Poskładali mnie na nowo.
Jako siedmiolatka nie potrafiłam zrozumieć, jak ojciec zginął w wypadku, przecież był świetnym kierowcą. Terapia trwała latami, musieli przystosować mój umysł na szczegóły odnośnie do zaginięcia ojca. Po dwóch latach dokładnie opisali wypadek.

Pijany kierowca zajechał drogę, a ten wpadł w poślizg, chcąc go wyminąć. Musiałam dojrzeć do spraw dorosłych dużo szybciej niż inne dzieci. Gdy mama płakała, zamknięta w czterech ścianach, to ja karmiłam Amber, przewijałam i kładłam spać.

Przejęłam obowiązki matki, jako dziesięciolatka, co nie było normalne, ale nie miałam innego wyjścia.

Po takich doświadczeniach są dwie możliwości: dziecko zamyka się na świat lub otwiera na pomoc innym. Ja oczywiście byłam drugim przypadkiem. To ukształtowało mój charakter i doprowadziło do zawodu, który uwielbiam wykonywać. To psychiatra postawił mnie na nogi. Teraz ja mogę brać przykład z osoby, która mnie uratowała.

Niekontolowanie zaczęłam cicho szlochać, przyciskając fotografię do piersi. Żadne słowa nie wyrażą tęsknoty za ojcem. Za mężczyzną wzorowym, jedynym w swoim rodzaju.
Jednego jestem pewna.

Nad naszą rodziną czuwa anioł stróż.
Wszystkie problemy można przezwyciężyć.
Wystarczy chęć walki.

- Przepraszam. - Sapnęłam ciężko, otwierając załzawione oczy. Siotra przylgnęła do moich pleców pierwszy raz od bardzo dawna.
Nie wyszła z domu?

- Potrzebuję pomocy.

- Więc Ci pomogę. Jesteś moją siostrą — powiedziałam rozczulona. Zamknęłam ją w ciasnym uścisku i pogładziłam ją po plecach.

Używki zaczęły ją wyniszczać, to widać gołym okiem. Najwyższy czas, by przyznać się do błędów i zrobić krok do przodu, zamiast stać w miejscu.

Zaangażuję się w stu procentach w pomoc. W końcu chodzi o zdrowie mojej młodszej, zagubionej życiowo siostrzyczki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro