Rozdział 6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Potarłam zmęczone oczy, budząc się z przepełnionym pęcherzem.

Przeklnęłam pod nosem.

Do jasnej cholery, od kiedy ja w niedzielę budzę się o ósmej?
Zrzuciłam z siebie kołdrę i zadygotałam, czując, jak chłodne powietrze owiewa moje ciało. Ziewnęłam przeciągle i wsunęłam stopy w laczki, by przemierzyć zimną posadzkę w mieszkaniu.
Wyszłam na korytarz i gdyby nie to, że już świtało na zewnątrz, pomyślałabym, że do domu wchodzi włamywacz.

- Dzień dobry? - zapytałam zdezorientowana, patrząc na mamę z niedowierzeniem.
Skradała się, czyli dopiero wróciła z randki z podejrzanym mężczyzną. Zmrużyłam oczy, by dokładniej przyjrzeć się jej wyglądowi. Czerwona sukienka opinała jej talię, a na stopach miała wysokie, czarne szpilki.

Gdyby nie to, że założyła materiał na siebie na lewą stronę, włosy ma kompletnie potargane i resztki makijażu na twarzy, pomyślałabym, że do niczego między nimi nie  doszło.

Amber miała jednak rację.
Pieprzyli się całą noc, jak napaleni nastolatkowie. Chwyciła się przestraszona za klatkę piersiową. Nie spodziewała się mojej obecności akurat o tej godzinie w korytarzu.

Dorosła kobieta stara się przemknąć nad ranem do pokoju...

Pokręciłam głową i ruszyłam w kierunku toalety. Musiałam koniecznie  załatwić się w przeciągu kilku sekund, inaczej zostawiłabym mokrą plamę na podłodze.

Nie chciałam, żeby rozmowa o mężczyźnie miała miejsce po tak kontrowersyjnej sytuacji, ale nie było wyjścia.
Teraz jest wymęczona i spocona, a ja zniesmaczona.

- Jak było na randce? Braliście udział w jakimś maratonie, że jesteś taka spocona? - Wzięłam szklankę z szafki i uzupełniłam płyny. - Masz sukienkę założoną na odwrót. - Popatrzyła na swój strój i wciągnęła powietrze, umierając z zażenowania.

- Ele, daj mi spokój. - Wyrwała mi z ręki szklankę i wypiła jej zawartość aż do dna. Posłałam jej zirytowane spojrzenie. - Jestem już dorosła, jakby nie patrzeć.

Była dumna z siebie. Ewidentnie chciała się odgryźć przez to, że jestem zazdrosna o życie miłosne własnej matki.

Czy faktycznie jest to możliwe?
Owszem.

Czasami przez myśl mi przemknie plan rozkochania w sobie jakiegoś naiwnego mężczyzny.

A zaraz po tym trzeźwieję.

- Siedemnaście lat nie randkowałaś. Powinnaś nabrać do tego faceta trochę dystansu, nie uważasz?

Widziałam po wyrazie jej twarzy, że zaczyna się denerwować.

- Ile się znacie? Tydzień? - Usiadła na krześle znudzona.

Jaka bezczelna!

- Elena, daruj sobie te psychologiczne teksty. Wiem, co robię.

Machnęłam zirytowana ręką, odpuszczając tę rozmowę na dziś. Nie miałam siły na kłótnie z samego rana. Zasłużyłam na odpoczynek po tygodniu wrażeń z podopieczną i Amber. Wróciłam do pokoju, by nie patrzeć na jej roztrzepany wygląd.
Ponownie okryłam się kołdrą i sapnęłam ciężko, przymykając powieki.

Może uda mi się jeszcze zasnąć...

- Ele, mogę? - Amber właśnie stanęła w progu mojego pokoju. Jest równie niewyspana, jak ja.
Przeciągnęła się leniwie, a w plecach zaczęły strzelać jej kręgi, powodując mój odruch wymiotny.
Zaraz po tym poprawiła rozwalonego koka i weszła do środka, zamykając za sobą drzwi. Zachęciłam ją gestem dłoni, odkrywając kołdrę.

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zachowywała się, jak... jak młodsza siostra...
Może, gdy miała dziesięć lat i na dworze szalała straszliwa burza, a pioruny rozświetlały pochmurne, mroczne niebo. Przytulała mnie wtedy wystraszona tak mocno, że następnego dnia miałam obolały brzuch.
Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek doczekam takiego momentu.

- Słyszałam, jak rozmawiasz z mamą. Dopiero wróciła?

Opowiedziałam jej skróconą wersję tego, jak rodzicielka skradała się do domu, wyglądając, jakby była po ciężkim wysiłku fizycznym. Sądziłam, że po tylu latach wyręczania mamy w ogromie czynności nie usłyszałyśmy nawet słowa dziękuję.
Gdyby nie to, że sprzątam od roku w domu, zarosłybyśmy brudem po uszy.

Tak się odwdzięcza teraz?

- A może ma w tym trochę racji? To nowa relacja, nie powinnyśmy się wtrącać.

- Gadasz, jak ona. - Westchnęła podirytowana, gdy zaczęłam mierzwić jej roztrzepane włosy.
Zdążyłam zakopać topór wojenny z Amber.
W niektórych sytuacjach dochodziło prawie do rękoczynów, mam niski próg odporności na złość. Jednak jej nałóg został w pewnym stopniu zwalczony, ona jest mi wdzięczna i ja jej za to, że pozwoliła sobie pomóc.

A teraz rodzicielka będzie zachowywać się, jak niewychowana nastolatka. Jakby wszystko poprzestawiało się jej w głowie.

Przez godzinę rozmawiałyśmy o tym, ile wydarzyło się w naszych życiach, gdy unikałyśmy się, jak ognia. Prawda jest taka, że nie potrafiłam wtedy patrzeć na to, jak się stacza. Marnowała sobie życie, co doprowadzało mnie do białej gorączki, a słowa w jej kierunku były, jak rzut grochem o ścianę. Spływały po niej, jak po kaczce.

Nie wyciągała żadnych wniosków  z idiotycznego zachowania, więc chciałam zostawić ją na pastwę losu. Wyzywała mnie od najgorszych, gdy ja mówiłam miłe słowa.
Nic dziwnego, że nie miałyśmy po drodze, by rozmawiać, jak cywilizowani ludzie.

Tęskniłam za starą Amber.  Za tą normalną wersją.

Śmiałyśmy się, jak stare kumpele, całkiem sporo dowiedziałam się o jej nastoletnim życiu. Na przykład tego, że była w klubie dla homosesualistów. Przebrała się z koleżanką za facetów, domalowały sobie zarost, a ochroniarz nawet nie podejrzewał, że są dziewczynami. W dodatku do tego klubu można wejść, gdy ukończy się dwadzieścia pięć lat.
Mało tego... Faceci stawiali im drinki!

Ja mogłam pochwalić się jedynie tym, że podczas wyjścia do klubu razem z Jo, udawałam chorą, a Jo moją opiekunkę. Tłumaczyła barmanom, że zostałam sparaliżowana podczas wypadku samochodowego i zostałam głuchoniema.
W ten sposób zdobywałyśmy również darmowe drinki. Dopóki nie podziękowałam pijana barmanowi za kolejną margaritę na koszt firmy...

Zostałyśmy po tym wyrzucone z klubu.

- Nie jesteś taka nudna, jak myślałam. - Popatrzyłam na nią urażona, chwytając się za klatkę piersiową. Zezłoszczona zepchnęłam ją z łóżka, a ta zaczęła się krzyczeć, jakbym zdzierała z niej skórę. Gdy już wylądowała na podłodze, rechotała rozbawiona, czym zaraziła również i mnie. Jasper wbiegł do pomieszczenia, warcząc jak szalony.

Spokojnie piesku to tylko kretynka Amber...

- Ja pierdolę, Ele! - Miałam skarcić ją za to, że przeklina zbyt często ale tym razem miała do tego powód.

Wyjęła spod łóżka pieprzone dildo. Zaczęła nim wymachiwać na wszystkie strony zafascynowana, a ja myślałam, że spalę się ze wstydu.

- Dawaj to! - powiedziałam spanikowana i złapałam za silikonowego penisa.

Powinnam w końcu posprzątać pod łóżkiem...

- Amber, bo nie ręczę za siebie! - Pociągnęłam za penisa, jednak trzymała go w zaparte, chcąc pogrążyć mnie jeszcze bardziej.

- Poczekaj!

Zatrzymała mnie w półkroku. Miałam zamiar na nią wkoczyć i odebrać go siłą.

- Używany?

- A jak myślisz? - Uśmiechnęłam się ironicznie.

Wystarczyło, żeby z obrzydzeniem rzuciła nim we mnie, udając przy tym dodatkowo odruch wymiotny.

Chwyciłam go w locie i odetchnęłam z ulgą. Mało brakowało, a zapadłabym się pod ziemię. Przez głupie pomysły mojej ukochanej przyjaciółki, która podarowała mi czarne, grube dildo pod pretekstem, że brakuje mi faceta i sama powinnam sobie ulżyć od czasu do czasu.

Wariatka...

No może z dwa razy zdarzyło się, że go testowałam... Lub trzy... lub więcej razy...

- Zajebię się zaraz! - wykrzyknęłam zirytowana. Amber śmiała się w niebogłosy, a ja byłam na skraju załamania nerwowego. Jasper pojawił się znów znikąd i ukradł mi czarnego penisa, jakby to była jego ulubiona zabawka.

Zabijcie mnie, błagam...

- Jasper, chodź tutaj! - zagroziłam, stając w miejscu. Pies szykował się do wybiegnięcia na korytarz, jednak po usłyszeniu mojego groźnego tonu, przestraszył się i usiadł posłusznie w progu drzwi.

Patrzył na mnie smutny, jakbym conajmniej całe życie biła go paskiem za złe zachowanie...
Penis wylądował na podłodze, a on opuścił uszy.

- Niegrzeczny jesteś - zbeształam go i podniosłam ,,zabawkę"...

Siostra wciąż leżała na dywanie, krztusząc się śmiechem. Wolałam przemilczeć tę żenującą sytuację choć wiem, że będzie mi to wypominać do końca życia.

- I kto tu jest niegrzeczny? - Poruszyła brwiami.

- Zamknij się! - Popatrzyłam uradowana na wyświetlacz telefonu.

Dzwoniła Jo. Ratuje mi życie!

- No halo Jo, co tam? - Zmierzyłam wzrokiem brunetkę.

- O nie śpisz, super. Jedziemy za dwadzieścia minut oglądać mieszkanie, podjadę po ciebie.

Odetchnęłam z ulgą, rozglądając się po pokoju. Próbowałam zlokalizować wzrokiem spódniczkę, którą wczoraj miałam na sobie.

Nic nie było tak podejrzane, jak Amber pospiesznie opuszczająca mój pokój. Rozłączyła się zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć.

Czyli to był rozkaz, a nie propozycja... Ale się cieszę!

- Nawet nie próbuj! - Spojrzała na mnie z cwaniackim uśmieszkiem, ruchem głowy wskazując na przedmiot leżący na łóżku. Warknęłam zdenerwowana i odpuściłam. Pomachała mi na odchodne i wyszła z moją ulubioną, skórzaną spódniczką w dłoni. Do czego to doszło, by własna siostra szantażowała mnie znaleziskiem spod łóżka...

Nie zaglądałam pod nie od kilku miesięcy, przysięgam!

Doprowadziłam się do porządku w ekspresowym tempie, zakładając białą, zwiewną sukienkę. Jedyną sukienkę, jaką mam w szafie... Po związaniu włosów i umyciu zębów byłam gotowa do wyjścia z przyjaciółką. Minuty mijały coraz szybciej, a władzę nade mną objęło podekscytowanie zmieszane z niepokojem.
Jo wysłała mi zdjęcia mieszkania i śmiało mogę przyznać - cena jest za niska, jak na takie warunki.

- Jedziesz gdzieś? - Odwróciłam się i spojrzałam na rodzicielkę.
Przerwała mi wyszukiwanie jedzenia w lodówce...

Teraz miała na sobie szlafrok, na twarzy nie miała już makijażu, a włosy były świeżo umyte. Wyglądała dobrze.

- Ładnie wyglądasz. - Uśmiechnęłam się krótko, słysząc komplement z ust mamy.

- Jadę z Jo obejrzeć mieszkanie - powiedziałam zamyślona, czekając na wiadomość od Jo. Sytuacja z rana wciąż nie dawała mi spokoju, nie chciałam rozmawiać z matką w tym momencie.

- Po co? - Popatrzyłam na nią zdezorientowana. Podeszła do czajnika i wstawiła wodę na kawę. Choć odpowiedź jest banalnie prosta, ona jeszcze nie jest w stanie racjonalnie myśleć.

Prawdopodobnie przez to, że pieprzyła się z brunetem i spała tej nocy może godzinę.
Tak podejrzewam.

- No jak to po co, mamo... Żeby się w końcu przeprowadzić.

- Chcesz się przeprowadzić? - Przewróciłam oczami, słysząc jej oczerniający ton.

Właśnie Jo napisała, że czeka pod domem i ma dla mnie kawę z Starbucksa.
Jak tu jej nie kochać...

- Pogadamy, jak wrócę. - Pomachałam jej na pożegnanie i czym prędzej opuściłam kuchnię. Zdarzyło się, że wspominałam o planach przeprowadzkowych w jej towarzystwie ale widocznie dopiero teraz dotarła do niej powaga sytuacji. Jestem już za stara na mieszkanie z matką. Depresja minęła po śmierci taty, więc jest w stanie samodzielnie sobie radzić.

Przekładałam przeprowadzkę bardzo długo, czekałam cierpliwie, aż jej sytuacja psychiczna się ustabilizuję i tak też jest teraz.
Mam już dwadzieścia sześć lat na karku, czas wyfrunąć z gniazda i znaleźć nowe lokum.

Wypuściłam Jaspera na zewnątrz, jak codzień rano, by załatwił swoje potrzeby. Natychmiast pognał za dom, radośnie machając ogonem. Jo czekała w aucie, słuchając głośno piosenki, wydobywającej się z radia.
Powitałam ją czułym buziakiem w polik i podziękowałam za kubek z kawą, który podsunęła mi pod nos. Niezależnie od dnia, godziny, pogody tutaj zawsze pachnie lawendą. Ponoć zapach lawendy działa kojąco na nerwy.

- No i jak sytuacja z Amber? Opowiadaj.

Dopiero, gdy zadała to pytanie dotarło do mnie, że nie napisałam jej wczoraj żadnej wyjaśniającej wiadomości. Musiałam wziąć głęboki wdech, zanim rozpoczęłam monolog. Zaczęłam od tego, że Amber jest na szczęście niewinna w sprawie Bonnie, co skomentowała krótko i złośliwie ,,a nie mówiłam?", naśladując mój ton.
Chciała się ze mną droczyć.

Jednak gdy zeszłam na temat narkotyków, zaniemówiła. Dopóki nie wspomniałam o marihuanie, ona wpadła na pomysł handlowania. Dokładnie tak, jak ja wczoraj. Roześmiałam się szczerze i podsumowałam, że spłukałyśmy amfetaminę w toalecie.

- Matko boska, ta dziewczyna to pieprzony rollersoaster. - Przyznałam jej absolutną rację.

- Mama była wczoraj na randce. - Wybałuszyła na mnie oczy, zatrzymując się na czerwonym świetle. Pokiwałam zażenowana głową, biorąc łyk przepysznej kawy. Zamrugała kilkukrotnie, zaczesując włosy za plecy.

Auta za nami zaczęły trąbić, nie zauważyłyśmy, że zielony kolor umożliwił jazdę. Mogłam wcześniej przygotować ją na tak zaskakującą informację. Opowiedziałam jej też o tym, że nowy kochanek to ponoć całkiem niezły przystojniak z kupą kasy w kieszeni. Skwitowała to aprobatycznym gwizdem i powiedziała, że mamacita wiedziała dobrze, za kogo się zabrać na pierwszy ogień po długiej przerwie.
Wspomniałam również o moich obawach odnośnie mężczyzny, co skwitowała lekceważącym machnięciem ręki.

Wiem, że jest teraz szczęśliwa, jak nigdy dotąd. Zauroczenie zawsze jest piękne.

- Daj spokój, prawie dwadzieścia lat nie randkowała. Nie zachowuj się, jak stara ciotka, musi sobie poużywać.

Seks w tym wieku to normalna sprawa.

Możliwości rozwinięcia się relacji miłosnej mamy jest nieskończenie wiele.

Być może to miłość, ta do końca życia, a ja staję im na drodze do szczęścia przez swoją podejrzliwość?
O tym nie pomyślałam nawet przez ułamek sekundy.
Przyjaciółka uświadomiła mnie teraz, że każdy ma prawo do zakochania. No i dała do zrozumienia, że nie każdy facet kieruje się trzema zasadami w życiu o skrócie PPP.

Poznać, przelecieć i porzucić.

Na sam koniec, jako wisienkę na torcie, zostawiłam opowieść o sztucznym penisie. Nie mogłam zachować tej sytuacji w tajemnicy, jednak podczas jazdy okazało się to nieodpowiedzialne z mojej strony. Jo podczas napadu śmiechu może stwarzać zagrożenie na drodze. Na szczęście bezwypadkowo dojechałyśmy pod blok, jak oznajmił nam pan z GPS-u.
Momentalnie uśmiech zszedł mi z ust, gdy dotarło do mnie, w jakiej dzielnicy Sydney aktualnie się znalazłyśmy. Wykręciłam twarz w grymasie, patrząc na obskórne bloki mieszkalne w samym środku Kings Cross.

Tutaj co drugi mieszkaniec to diler albo ćpun.
Nic pomiędzy.

Przełknęłam ślinę zestresowana i poaptrzyłam na Jo, która zareagowała tak samo na nieciekawą okolicę.
Nie powinnyśmy tu być.

- Skurwiel wrzucił fałszywe zdjęcia. Tylko po co?

- Dobra, Jo. Lepiej stąd jedźmy - powiedziałam spanikowana.

Z bloków wyszło trzech czarnoskórych mężczyzn, a ich wzrok skierowany był właśnie w naszą stronę. Przełknęłam zestresowana ślinę i ponaglałam ją, żeby wycofała i wyjechała na ulicę, gdzie nic nam nie grozi. Wystarczająco historii wysłuchałam od nastolatków, którzy przychodzili na terapię. Prychodzili tutaj po używki.
To nie jest miejsce dla dzieci...

- Gdzie Ty w ogóle znalazłaś to ogłoszenie?

Od samego początku coś mi nie pasowało. To było wręcz nieprawdopodobne, że za tak świetne lokum płaci się śmiesznie mało pieniędzy.

- No w internecie, a gdzie, idiotko? - Przewróciłam oczami tym razem już śledząc drogę, którą się kierujemy.

Teraz już Jo zrezygnowała z nawigacji, patrzyła po prostu na znaki. Nie odzywałyśmy się do siebie przez większość trasy.
Przyznaję, rozczarowałam się tą sytuacją.
Mamy zbyt wybuchowe temperamenty, żeby rozmawiać pod wpływem nerwów. Odchrząknęłam zmieszana, gdy zatrzymała się pod moim domem. Popatrzyłam na nią pierwszy raz od dwudziestu minut, a ta wariatka miała uśmiech wymalowany na ustach.

- Nie odzywaj się do mnie nawet. - Wyszła z auta, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
Pokręciłam rozbawiona głową i ruszyłam w jej ślady.

Wszystkiego mogłabym się spodziewać po ,,współlokatorkach" ale na pewno nie tego, że mama będzie plewić w ogródku, a Amber bawić się z psem na trawniku.

- Dzień dobry, pani Davies! - wykrzyknęła Jo. Kobieta zmarszczyła brwi i przyglądała się blondynce tak długo, aż zweryfikowała, kto właśnie wszedł na teren ogrodu. Pomachała radośnie i nagle Jasper naparł przednimi łapami na dziewczynę, omal jej nie przewracając.
Powitała psa i ruszyła do mamy, pokazując mi na odchodne środkowy palec.

- Mama mówiła, że chcesz się przeprowadzić. - Amber stanęła na nogi i otrzepała się z brudu po wygłupach z labradorem. - Mogę przerobić twój pokój na garderobę?

- Zapomnij! - Szturchnęłam ją w ramię. - Pytałaś o tego faceta? - wyszeptałam jej do ucha.

Jeśli okazałoby się, że młodszej siostrze opowiedziała wszystko ze szczegółami z wczorajszej randki, pogniewałybyśmy się.
Dlatego ma szczęście, że pokiwała przecząco głową.

- I co, fajne mieszkanie?

Zacisnęłam usta w wąską linię. Nie chciałam wspominać o tym, co zastałyśmy na miejscu, bo było to po prostu żałosne. Facet poleciał sobie w kulki.
Kto wie, wyszłabym rano do pracy i dostałabym kulkę w łeb za to, że diler pomyliłby mnie ze swoim klientem, który ma u niego długi.

Wszystko jest możliwe w tej pieprzonej Australii. Opowiedziałam siostrze, ile zajęło nam ,, oglądanie" mieszkania, co skomentowała suchym śmiechem.

- To nie wiedziałaś, że to dzielnica narkomanów?

Spojrzałam na nią ostrzegawczo. Po chwili uśmiech zszedł jej z ust, gdy zrozumiała, co właśnie ujawniła. Przyłożyła dłoń do ust i zaczęła kręcić głową na boki. Tą głową, którą zamierzałam jej urwać.

- Jeszcze sobie porozmawiamy - ostrzegłam, zanim Jo pociągnęła mnie ponaglająco w kierunku domu. Amber wywróciła lakonicznie oczami i zagwizdała, przywołując do siebie psa. - Uspokój się. - Wyrwałam zbolałą dłoń, po wejściu do środka.

Zrzuciłam trampki ze stóp.
Nie wiem, co Jo Evans zaplanowała wobec mnie, ale zaczynam się bać. Nawet nie było pory obiadowej, a ona wkroczyła do kuchni i odnalazła słodycze, schowane w tajemnej szafce. Głupia baba.

- Dobra, mów co zaplanowałaś. - Skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej, wyczuwając podstęp z kilometra. Albo raczej z kilku centymetrów, stanęła tak blisko mnie, że niemal stykałyśmy się nosami.

- Idziemy na imprezę bez żadnych pohamowań. Ty i ja.

Popatrzyłam na nią zaskoczona. Niedawno, zaledwie tydzień temu rozstała się z Brandonem, który ponoć był jej wielką miłością, a teraz ma ochotę na bezwstydną zabawę?
W sumie, to w stylu Jo.

- Absolutnie żadnych? - zapytałam podekscytowana. Muszę przyznać, że mam ochotę na imprezowy, szybki numerek.
Dawno nie miałam do tego okazji. Głównie przez to, że nie miałam z kim wyskoczyć na imprezkę przez kogo?

Oczywiście, że przez Brandona.

- Dziś mamy wieczór rozpusty. Zwłaszcza Ty.

Puściła mi znacząco oczko, a ja nie mogłam zaprzeczyć. Dzisiaj to ja będę damską wersją PPP.
W barach w Sydney nietrudno o faceta, który ma ochotę na latynoskę.
Więc piłeczka jest po mojej stronie, wystarczy tylko mężczyzna, który ją odbije. Potarłam podekscytowana dłonie i zaczęłam obmyślać plan, jak zachęcić płęć męską do flirtu.

Odpowiedź jest prosta: skąpy strój. Mała czarna działa na facetów, jak czerwona płachta na byka.

W końcu są wzrokowcami. Więc dziś wzrok każdego będzie skierowany na mnie.
Zamierzam być królową.

Czarną królową w czarnej mini.


Rozdziały do Never Say Never pojawią się już w tym tygodniu, przysięgam!

Mam ostatnio dużo pracy, ciężko mi pogodzić wszystkie obowiązki

Co sądzicie o What is love?

littlebabyx12

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro