1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Dziewczynka stała pod daszkiem jednego z bloków. Właśnie wracała ze szkoły do sierocińca, kiedy zaskoczył ją deszcz. Początkowo tylko lekko kropiło, więc niczym się nie przejmowała, tylko szła dalej. Miała szczęście, że kiedy zaczęło lać przechodziła właśnie przez osiedle i zdołała się schować. W przeciwnym wypadku byłaby cała mokra. Mocno ściskała łapkę pluszowego misia i drżała lekko z zimna.

   Nagle zauważyła chłopca, na oko o kilka lat starszego od niej. Biegł szybko w stronę daszku pod którym i ona się schroniła. Gdy tylko wbiegł w miejsce, gdzie krople deszczu nie miały prawa spaść, wybuchnął śmiechem. Dziewczynka popatrzyła na niego nic nie rozumiejącym wzrokiem. Nie widziała powodu dla którego miałby być zadowolony. Przecież był cały mokry i najpewniej następnego dnia będzie przeziębiony.

   Początkowo myślała że zwariował, cofnęła się więc o krok. Chłopak przestał się śmiać i przyjrzał jej się uważnie. Dziewczynka miała wrażenie że trwa to wieczność. Najpierw przyjrzał się jej rudym, poczochranym włosom, zebranym opaską do tyłu. Następnie jej piegom. Miała wręcz wrażenie że kilka razy je przeliczył, żeby mieć pewność, iż na pewno żadnego nie pominął za poprzednim razem. Potem spojrzał na jej zieloną sukienkę sięgającą do połowy łydek i zielone buciki. Na końcu spojrzał na misia trzymanego przez nią w ręce.

– Jak ma na imię? – zapytał wskazując palcem na zabawkę.

  Miał bardzo miły głos, zauważyła dziewczynka. Przytuliła do siebie misia i odpowiedziała nieśmiało.

– Antoś.

– A ty?

– Zosia.

– Ja jestem Przemek – mówiąc to wyciągnął rękę w kierunku dziewczynki.

Zosia przełożyła misia do drugiej ręki i niepewnie uścisnęła rękę praktycznie nieznajomego chłopca.

– Miło mi cię poznać – powiedział z uśmiechem Przemek. – Ciebie też, Antoś.

   Uścisnął łapkę misia i zaczął się śmiać. Dziewczynka odpowiedziała uśmiechem.

– Wejdziesz do środka? Jak przestanie padać odprowadzę cię do domu, zgoda? – zaproponował chłopak.

Zosia z wahaniem skinęła głową i po chwili byli już na klatce schodowej. Chłopiec zapalił światło i usiadł na schodach. Teraz mogła mu się lepiej przyjrzeć. W świetle żarówki było to o wiele łatwiejsze niż na zewnątrz, gdzie było teraz szaro i smutno. Można było go opisać jak „deszcz nie zostawił na nim suchej nitki, ale jemu to absolutnie nie przeszkadza". Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Jego mokre, brązowe włosy, wydawały się niemal czarne. Ubrany był zwyczajnie. Zielone spodnie do kolan i zwykła, biała bluzka.

Przemek poklepał miejsce po swojej prawej stronie na schodach.

– Siadaj – zachęcił dziewczynkę.

Zrobiła to sadzając na swoich kolanach misia.

– Uroczo razem wyglądacie.

Przemek zaśmiał się.

– Zaprosiłbym cię do mieszkania – zaczął chłopak. – Ale rodzice późno wracają, a boją się że zgubię gdzieś klucze – wytłumaczył się. – Dlatego całymi dniami się gdzieś błąkam i wracam dopiero wieczorem – posmutniał.

  Dziewczynka nie bardzo wiedząc co mogłaby powiedzieć lekko dotknęła jednej z jego dłoni, które trzymał na kolanach. Nigdy nikogo nie pocieszała, nie wiedziała więc jak powinna to zrobić. Chłopiec uśmiechnął się.

– Dziękuję – powiedział cicho.

   Zosia nie była pewna za co dokładnie podziękował, przecież nic takiego nie zrobiła. Uśmiechnęła się więc tylko i wyjrzała przez przeszklone drzwi na zewnątrz. Wzrok chłopaka natychmiast powędrował w tym samym kierunku. Powoli się przejaśniało.

   Chłopiec podniósł się ze schodów i podając dziewczynce dłoń, pomógł jej wstać.

– Czas wracać do domu – oznajmił z uśmiechem.

Szli w milczeniu. Przemek czasami wskazywał palcem na ślimaka, który wyszedł na chodnik w trakcie deszczu i ostrzegał dziewczynkę, żeby go nie zdeptała, a ona omijała je i za każdym razem, kiedy na nie wskazywał uśmiechała się. Wydawał się taki dziecinny. Zosia stwierdziła, że to urocze. Nagle stanęła i odwróciła się w stronę chłopaka. Dom dziecka był tuż za rogiem, a ona nie chciała, żeby jej nowo poznany przyjaciel dowiedział się, że właśnie tu jest jej „dom".

– Dziękuję – powiedziała krótko i czekała aż chłopak zawróci i skieruje się w stronę swojego domu. Jednak nic takiego się nie stało.

– Tam jest dom dziecka... – stwierdził niepewnie uważnie przyglądając się dziewczynce.

Ona tylko pokiwała głową wpatrują się w swoje buty. Bała się, że chłopak nie będzie chciał się z nią dłużej zadawać. Przecież nikt nie chciał kolegować się z takimi wyrzutkami. Nawet rodzice jej nie chcieli, więc dlaczego on miałby.

– Przyjdź jutro po szkole – zdecydował.

Odwrócił się i ruszył w stronę swojego mieszkania.

...

postaram się nie zostawić tak tego heh

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#historie