9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obserwuję Hope, leżącą przy moim boku. Uśmiecham się ledwie, dotykając delikatnie jej 6-miesięcznego brzuszka. Mamy ciepły, marcowy poranek, a ja nie mógłbym być szczęśliwszy. Nasz synek rozwija się prawidłowo, a to wszystko, czego pragnąłem. Hope niedługo później otworzyła oczy i uśmiechnęła się promiennie.

- Cześć - powiedziałem cicho, całując ją delikatnie.

- Hej - oddała pocałunek, przekręcając się na bok.

- Jak się spało?- zapytałem, przesuwając opuszkami palców po skórze jej brzucha.

- Dobrze, mały był wyjątkowo spokojny - uśmiechnęła się.- Musimy zacząć wybierać dla niego imię.

- Wiem, zastanawiałem się już nad tym, ale na nic nie wpadłem - powiedziałem.- A ty masz jakieś pomysły?

- Myślałam nad imionami Alexander albo Levi. Levi bardziej mi się podoba - powiedziała.

- Tak, Levi to bardzo ładne imię - uśmiechnąłem się pod nosem.- Chciałbym, żeby miał moje imię na drugie.

- Levi Anthony Stark - uśmiechnęła się.

- Podoba mi się - cmoknąłem ją w usta i pochyliłem się nad jej brzuchem.- Hej Levi. Właśnie tak będziesz miał na imię.

- Kopie - powiedziała cicho a ja położyłem dłonie na jej brzuchu i po chwili poczułem kopanie.

- Chyba wie, że to jego tata - uśmiechnąłem się i pocałowałem jej brzuch.

- Chyba wie - pokiwała głową.

Hope

Po leniwym poranku wstaliśmy z łóżka i zjedliśmy śniadanie, po tym ubraliśmy się. Tony poszedł do warsztatu, trochę popracować a ja wybrałam się na spacer z Bondem. Szłam słoneczną ulicą, kiedy nagle ktoś na mnie wpadł. Spojrzałam na mężczyznę w czapce i od razu wiedziałam, kim jest.

- Buck - powiedziałam cicho.

- Hope - powiedział jeszcze ciszej. Patrzył mi w oczy po czym zsunął wzrok na mój brzuch.- To... To moje?- zapytał ochrypłym głosem.

- Co?! Oczywiście, że nie. Nigdy nie poszliśmy do łóżka - powiedziałam szybko.- To dziecko Tony'ego - dodałam.

- Szybko się pocieszyłaś - powiedział.

- Jak śmiesz! To przez Ciebie mnie gwałcili! - warknęłam.- To Tony mnie ocalił. Gdyby nie on, pewnie pocięłabym się na śmierć!

- Hope... Wiesz, że nie byłem sobą. Ja. Ja... Przepraszam - powiedział skruszony.

- Teraz przepraszasz? Nie myślisz, że trochę za późno na przeprosiny?- zapytałam, krzyżując ręce na piersi.

- Hope... Nie możesz mieć mi za złe. To ty wpuściłaś mnie do swojego mieszkania i kryłaś - powiedział.

- I to był błąd - powiedziałam cicho.

Bucky złapał mnie za szyję i przycisnął do pobliskiego muru.

- Coś powiedziała?- warknął, zaciskając dłoń na mojej szyi, przez co straciłam dopływ tlenu.

- Hej! Hej! Proszę ją puścić! - usłyszałam z boku czyjś głos.

Podbiegł do nas starszy facet a Bucky odskoczył ode mnie i uciekł w wąską uliczkę a ja złapałam powietrze.

- Wszystko dobrze?- zapytał mężczyzna, podtrzymując mnie za ramię.- Proszę usiąść.

Podprowadził mnie do ławki i usiadłam, szukając telefonu w torbie. Szybko wybrałam numer Tony'ego.

- Hej kochanie, co tam?- usłyszałam w tle ciężkie brzmienie, którego zawsze słuchał przy pracy.

Otworzyłam usta, chcąc powiedzieć wszystko co się stało ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu.

- Hope? Wszystko dobrze?- dopytał Tony a muzyka w tle całkowicie zniknęła.- Hope?

- Bucky... Bucky... - powiedziałam cicho, po moich policzkach spłynęły policzki.

- Nie ruszaj się z miejsca, rozumiesz? Co chwilkę u Ciebie będę. Nie ruszaj się - powiedział Tony i rozłączył się.

Poczułam dłoń na ramieniu i spojrzałam zapłakanymi oczami na mężczyznę, siedzącego obok mnie. Uśmiechnął się do mnie lekko, nagle wstał i odszedł. Byłam w takim szoku, że nie poczułam, że ktoś podchodzi do mnie, bierze mnie pod ramię i zaczyna prowadzić ulicą.

Tony

Podjechałem samochodem pod wskazane przez Jarvisa miejsce, jednak nie zauważyłem Hope, co mnie zmartwiło. Wyszedłem na chodnik i zaczepiłem pierwszego lepszego faceta, pokazując mu zdjęcie Hope.

- Widziałem ją, jak odchodziła z jakiś facetem - powiedział.

- Jak wyglądał?- zapytałem.

- Krótkie czarne włosy, dość wysoki - odpowiedział facet.

- Rumlow, pieprzony Rumlow - warknąłem pod nosem, wzywając zbroję.

Już po chwili leciałem w kierunku bazy, znalezionej przez Jarvisa. Obiecuję, że jeśli znajdę tam Buckiego, to wyrwę mu serce a jeśli Hope i Leviemu coś się stanie, to nie wybaczę również sobie. W końcu wylądowałem przed bazą i wszedłem do środka, rozwalając przy okazji drzwi.

- No, długo nie trzeba było czekać - odezwał się ktoś. Nie mogłem dostrzec nikogo. Zacząłem krążyć po bazie, póki w końcu nie natknąłem się na Buckiego.

- Zabiję Cię! Kurwa, zabiję! - krzyknąłem i za jego ramieniem zobaczyłem Hope, siedzącą wyczerpaną, przywiązaną do krzesła. Zamiast rzucić się na Buckiego pobiegłem w jej kierunku. Drogę zastąpił mi Rumlow.

- Chodź, musisz coś zobaczyć - uśmiechnął się.- Nie martw się, nie zrobiliśmy nic bachorowi.

Zacisnąłem wargi idąc kawałek za nim. Zatrzymał się przy małym telewizorku z odtwarzaczem DVD. Zobaczyłem jak wsuwa kasetę z podpisem "16 декабря 1991". Doskonale znałem ten rok, nawet ten dzień, ale co to miało wspólnego z Hope?

- Co to jest?- warknąłem i film włączył się.

Znałem tę drogę.

Wszystkie wspomnienia wróciły.

https://youtu.be/X--qtzARIv8

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro