#9 A ty znowu zbawiasz cały wszechświat?
Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem. Blond włosy miał pozlepiane, z rozciętych warg delikatnie sączyła się krew, a z ręki wystawało mu multum rurek różnych długości i kolorów. Podłączony został do małego komputerka, który pokazywał, już unormowaną zieloną linię. Przez pewien czas zrobiła się zupełnie prosta, a urzadzęnie zaczęło wydawać z siebie niemiłosierny pisk. Od razu do łóżka skoczka podbiegli lekarze, którzy wyprosili z sali mnie i chłopaków. Teraz jednak wszystko wróciło do należytego porządku, jego stan jest stabilny.
Powiedziano nam, że niedługo zacznie się wybudzać, dlatego wpatrywałam się w niego niczym w obrazek, doszukując się innych czynności życiowych niż stopniowe unoszenie się i opadanie klatki piersiowej.
— Spokojnie, twój Romeo będzie żył. — Zaśmiał się Markus, podziwiam go, nawet w takich chwilach potrafi rzucić jakimś żartem i rozluźnić gęstą atmosferę.
— Uważaj, bo zaraz ty znajdziesz się na jego miejscu — odparłam, uśmiechając się w jego kierunku nieznacznie.
*◇*
Zeszłam na śniadanie w bardzo dobrym humorze. Całą wczorajszą noc pisałam z Andreasem, przez co byłam również odrobinę niewyspana. Mój nastrój od razu wychwycił Markus, który najwidoczniej podejrzewał, co może być jego przyczyną.
Wzięłam sobie croissanta oraz kawę i dosiadłam się do stolika Austriaków- Niemcy nie przyszli jeszcze do jadalni, a pwrspektywa siedzenia z samym Eisenbichlerem odrobinę mnie odstrasza. Fettner gawędził wesoło z Aignerem, który swojako wprowadził mnie do rozmowy. Naprawdę próbowałam w niej uczestniczyć czynnie i nie pozostawać tylko biernym słuchaczem, ale obok właśnie Michael i Kraft rzucali się sobie do gardeł.
— Musiałeś upubliczniać ten status?! Sam dobrze wiesz, że coming out jest wciąż przede mną! — Krzyczał brunet, spoglądając wrogo na swojego chłopaka, który spoglądał na mnie lekko zmieszany.
— A co, wstydzisz się mnie? — Spytał blondyn, wrogo lustrując wzrokiem partnera. — Ile jeszcze chciałeś czekać?!
— Nie powinieneś tego upubliczniać bez mojej zgody!! Już cała moja rodzina to widziała, a tak się składa, że sam chciałem im powiedzieć! — Stefan wymachiwał rękami na prawo i lewo, jakby próbował odgonić natrętnego insekta.
— Wielki pokrzywdzony! — Rzucił na odchodne Michi, wstając od stołu. Czułam potrzebę, aby z nim porozmawiać, wyjaśnić co tak naprawdę poróżniło chłopaków.
Przez chwilę siedziałam rozdarta, potakując jedynie Manuelowi. Oczywiście, nie wiedziałam, o czym jest rozmowa i nie wyłapałam ani jednego słowa z jego paplaniny.
— I co o tym sądzisz, Marina? — Tym pytaniem szatyn zakończył swój monolog, spoglądając na mnie wyczekująco.
— Tak, tak, genialny pomysł, Manu — odparłam machinalnie, przez co ten spojrzał na mnie ze zdumieniem. No tak, po co się w ogóle odzywałam?
Wstałam od stołu, zabrałam tylko torebkę z siedzenia i uprzejmie przeprosiłam mpich rozmówców. Kłótnia skoczków nie daaała mi spokoju i po prostu musiałam znaleźć Michaela i dowiedzieć się, dlaczego nie potrafią wytrzymać chociażby dnia bez gigantycznej dramy. Po za tym, gdzie najnowsze ploteczki, tam i ja.
— Będziesz jeszcze jeść tego rogala? — Odezwał się Clemens, śliniąc się na widok wypieku z ciasta francuskiego.
— Nie — rzuciłam. — Możesz go dokończyć!
Wybiegłam szybko ze stołówki, w której minęłam się szybko z Richim i Leyhe. Szybko krzyknęłam "cześć" w ich kierunku i wbiegłam do hallu. Niestety, blondyna tutaj nie było, więc wyszłam na taras, gdzie zwykł przebywać, gdy akurat nie łapał Wi-fi.
Chłopak stał przy barierce w czarnej bluzie swojej ulubionej rokowej kapeli, tego samego koloru poprzecieranych spodniach i równiez ciemnych vansach. W dłoni trzymał podpalonego papierosa, którego raz po raz brał do ust.
— Nie możesz palić, jesteś sportowcem. — Wyrwałam mu szluga z dłoni, po czym sama się zaciągnęłam, wypuszczając z ust dymek.
Spojrzał na mnie urażony, ale po chwili jego twarz przybrała łagodniejszego wyrazu. Westchnął jedynie głośno, mocniej naciskając palcami na metalowy pręt.
— Ty też nie powinnaś tego robić. Chcesz dostać raka płuc i umrzeć w wieku czterdziestu lat? — Rzucił mi rozbawione spojrzenie.
— Raczej mi to nie grozi, jeden papieros jeszcze nikomu nie zaszkodził.— Zaciągnęłam się po raz kolejny, po czym wypuściłam dym prosto w jego twarz. — Lepiej opowiedz mi co się dzieje między tobą, a Kraftem.
— Co się dzieje? Wydaje mi się, że Stefan traktuje nasz związek bardzo niedojrzale. Rozumiem, że jego rodzina jest niezwykle konserwatywna, dlatego w jego przypadku comming out jest niezwykle cięższy. — Westchnął głęboko, czułem, że to wynanie nie przychodzi mu zbyt lekko. — Wspieram go jak mogę i może to udostępnienie naszego statusu związku było dość nieodpowiedzialne i infantylne, ale nie lubię tego typu niejasnych sytuacji.
Pokiwałam twierdząco głową, starałam się przetrwawić w głowie każde jego słowo. Jego szkistoniebieskie tęczówki zdawały się być spowite mgłą, która w rzeczywistości jest łzami, napływającymi mu do oczu. Objęłam go delikatnie. Jest o wiele bardziej wrażliwy niż Stefan, po którym, mogłoby się zdawać, wiele rzeczy po prostu spływa.
Poczułam czyiś wzrok na sobie, a następnie usłyszałam znajomy mi już doskonale, dźwięczny śmiech. Odwróciłam się i moim oczom ukazał się Andreas w szarej bluzie RedBulla i czarnymi spodniami z gigantycznymi dziurami w okolicach kolan. Michael niechętnie zlustrował go wzrokiem od jego złocistej czupryny, aż po ciemne buty z białym znaczkiem Nike.
— A ty znowu zbawiasz cały wszechświat? — Spytał żartobliwie, odsłaniając śnieżnobiałe zęby.
— Tak wyszło — odparłam, śmiejąc się przy tym. Dlaczego, gdy jest obok do głowy nie przychodzi mi żadna dobra odpowiedź?
— Wrazie co, wiem do kogo się zgłosić. — Odpowiedział, jak zawsze z niesłychaną pewnością siebie w głosie. Nie był jednak przy tym ani trochę arogancki.
— Kto ci powiedział, że akurat tobie pomogę? — Zaśmiałam się drwiąco, czekając na jego odpowiedź.
Ta jednak nie nastąpiła, po prostu podszedł do mnie i objął mnie w pasie, mocno trzymając. Zdawało mi się, że serce przestało mi bić na chwilę, a żołądek skręcił się w jeden wielki supeł. Ten jednak coraz bardziej wzmacniał uścisk, wtulając się we mnie. Poczułam woń jego perfum, które najprawdopodobniej były z najwyższej pułki.
— I co, wymiękasz? — Już chyba wiem, co te wszystkie laski w nim widzą.
— Na mnie to nie działa, Wellinger — odparłam nie do końca zgodnie z prawdą
***
Na trybunach podczas kwalifikacji w pierwszym austriackim mieście siedziałam obok Domena, który tym razem nie brał w nich udziału. Cała prasa zastanawiała się co musiało się stać w życiu najmłodszego z braci Prevc, że ten zrezygnował z zawodów. Próbowałam rozszyfrować ową zagadkę, jak już wspominałam jesteś niezwykle ciekawską i dociekliwą osobą. Chętnie dyskutował na wszystkie tematy, ale ten aspekt sprytnie omijał.
Speaker zapowiedział, że teraz skok odda Andreas Wellinger. Nieświadomie mocno zacisnęłam kciuki, a na trybunach rozległ się huk wiwatujących fanek. Wiatr był niezwykle silny, aż zdziwiłam się, że sędziowie zdecydowali się go wypuścić w takich beznadziejnych warunkach. Odepchnął się od belki i w błyskawicznym tępie zaczął zjeżdżać w dół, przy końcu rampy odbił się i wzbił w powietrze.
Ledwo wyszedł z progu, a już podmuch wiatru dmuchnął w niego z niewyobrazalną siłą. Cała widownia zdawała się wstrzymać na chwilę oddech, gdy skoczek wykonał pare obrotów w powietrzu, a następnie, spadł z olbrzymiej wysokości prosto na utwardzony zeskok.
_________
Jak widzicie, zdecydowałam się na kontynuację, ponieważ niezwykle zmotywowały mnie Wasze komentarze. Juz wiem, co będę czytać, gdy złapie mnie gorszy nastrój...
Możecie powiedzieć mi, co sądzicie o tym rozdziale i czy aby napewno się nie zawiedliście.
Byłabym wdzięczna, gdybyście dali mi znać czy wolicie rozdziały tej długości, dajmy na to 2-3 razy w tygodniu, czy dwukrotnie dłuższe, ale raz na tydzień.
Miłego dnia/ spokojnej nocy!
Wellingerova
PS. Błędy poprawię jutro!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro