Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zapuściliśmy się w głąb lasu. Było tak przyjemnie i romantycznie. Tańczyliśmy, śmialiśmy się, byliśmy razem... Czułam się wreszcie szczęśliwa. Pamiętam jak rozstałam się z Martin'em.... Wtedy byłam zapłakaną nastolatką, która całymi dniami siedziała w swoim pokoju zamknięta na cztery spusty, a wieczorem wychodziła na imprezy żeby się upić. Tylko po to, żebym o nim zapomnieć. O tym skończonym dupku, który zmarnował mi połowę życia. Z rozmyśleń wyrwał mnie Andy, ciągnąc mnie za rękę, abym usiadła na złamanym drzewie.

-Skarbie, która godzina?-zapytałam głosem innym niż zwykle.

-14:18.

-Możemy się powoli zbierać-zaproponowałam, po czym usłyszałam miauczenie.

-Słyszałaś?

-Nie dało się nie usłyszeć-równocześnie spojrzeliśmy do tyłu.

-Spójrz, kotek!-za nami stał mały, czarno-biały futrzasty kociak. Andy podbiegł do malucha.

-Co z nim zrobimy?-zapytałam.

-Zabierzemy do weterynarza.

-A póżniej?-chciałam jak najszybciej otrzymać odpowiedź.

-Zamieszka z nami.

-Naprawdę?

-Tak.

-To zacznij myśleć nad imieniem, kocie ty mój.

-Crow!-wykrzyczał bez zastanowienia.

-Crow i Femme. Idealne połączenie, ale czy się polubią?

-Miejmy nadzieję. Jest wyziębiony i głodny. Zbierajmy się już.

-Nie zamierzam stawiać ci sprzeciwu-Andy delikatnie podniósł kotka i podał mi telefon z włączonym kompasem. Ruszyliśmy "niby" w stronę samochodu. Po kilkunastu minutach spaceru doszliśmy do ulicy. Rzeczywiście, stał tam nasz samochód. 

-Trzymaj go. Nie mogę równocześnie prowadzić i niańczyć kota-delikatnie przejęłam zwierzaka.

-Oczywiście-chłopak otworzył mi drzwi, abym spokojnie wsiadła do środka. Zapięłam pasy i ruszyliśmy. Jechaliśmy bardzo ostrożnie ze względu na nowego pasażera. Jeździe towarzyszyła spokojna muzyka, której kochałam słuchać podczas jazdy. Po około dziesięciu minutach drogi, Andy gwałtownie zatrzymał pojazd.

-Cholera!-wykrzyczał na cały głos.

-Co się stało?

-Pies-wysiadł z samochodu i udał się na jego przód. Włączyłam światła awaryjne, aby nie sprawiać trudności drogowych. Zauważyłam jak chłopak podnosi małego, wystraszonego pieska i zabiera go do samochodu.

-Masz jeszcze jednego-powiedział kładąc mi psa na kolanach.

-A temu jak będzie?-zapytałam kiedy zapinał pasy bezpieczeństwa.

-Daredevil.

-Szybko znajdujesz odpowiedzi.

-To moja specjalność-zaśmiałam się.

-Nie wątpię. Jedźmy już-wyłączyłam światła awaryjne, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę. Cały czas starannie opiekowałam się "nowymi nabytkami". Sprawiało mi to dużą przyjemność. Dla osoby, która nigdy wcześniej nie miała własnego zwierzaka, zajmowanie się jakimiś przybłędami czy psami albo kotami przyjaciółki to bardzo ciekawe zajęcie. Po szybkich 7 minutach jazdy, staliśmy pod przychodnią dla zwierząt. Andy wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi. Podałam mu kotka, a sama wysiadłam z "Daredevil'em" na rękach. Chłopak zamknął, po czym udaliśmy się w stronę wejścia. Była tam średnich rozmiarów taka jakby "poczekalnia". Po lewej stronie znajdowały się jakieś klatki, kagańce i inne cudawianki. Podeszliśmy pod "te właściwe" drzwi.

-Dzień dobry, można-ukradkiem spojrzeliśmy do środka. Naszym oczom ukazała się kobieta o rudawych włosach.

-Tak, oczywiście. Zapraszam-weszliśmy do środka-W czym mogę pomóc?

-Znaleźliśmy te maluchy podczas spaceru. Kotka w lesie, a psa na drodze. Od razu je tutaj przywieźliśmy-Andy zabrał głos.

-Bardzo dobrze państwo postąpili, dziękuję. Zbadam je i zadzwonię do schroniska.

-Nie!-wykrzyczałam nie zważając na reakcję innych-My je zaadoptujemy.

-Skoro tak państwo sobie życzą, to nie widzę sprzeciwu. Proszę je odebrać jutro o 10 rano.

-Na pewno się zjawimy, do widzenia.

-Do widzenia-opuściliśmy gabinet.

Po opuszczeniu pomieszczenia, udaliśmy się w stronę samochodu. Andy, z resztą jak zawsze otworzył mi drzwi od samochodu nie pomijając również tych do przychodni. Chyba już mu to w krew weszło. Wsiedliśmy do środka i zapięliśmy pasy bezpieczeństwa. Czarnowłosy odpalił samochód, a ja włączyłam radio. Rytuał. Kiedy usłyszeliśmy pierwsze dźwięki piosenki, Andy zaczął śpiewać.

-Record scratch, Steve Miller Band

Tottoed necks and tattoed hands

Oh, how don't you drown in a rain storm?

Fresh regrets, vodka sweats

The sun is down and we're bound to get

Exhausted and so far from the shore.

-We don't have to dance!-wykrzyczałam, po czym przyłączyłam się do śpiewania.

-You're never gonna get it

I'm a hazard to myself

I'll break it to easy

This is hell, this is hell

You're looking and whispering

-You think I'm someone else

This is hell, yes

Literal hell!

We don't have to talk 

We don't have to dance

We don't have to smile 

We don't have to make friends

It's so nice to meet you

Let's never meet again....

-Andy?-zapytałam przestając śpiewać.

-Tak?

-Może stworzymy taki duet?-zaśmiałam się.

-Dobry pomysł, pomyślę o tym, a teraz wysiadaj, bo już w domu jesteśmy.

-Jak to? Nie otworzysz mi drzwi?-miałam minę zbitego pieska.

-Pfffff, nie za dobrze ci?

-Sam mnie tego nauczyłeś-wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi.

Kiedy weszliśmy do mieszkania, było 5 minut po 15. Pierwsza poszłam się ogarnąć przed imprezą u najlepszego przyjaciela Andy'ego i jednocześnie basisty zespołu Black Veil Brides. Z sypialni zabrałam wcześniej przygotowaną sukienkę, ramoneskę, buty i biżuterię. Wyposażona we wszystkie potrzebne mi rzeczy, ruszyłam w stronę łazienki. Kiedy byłam już w przestronnym pomieszczeniu,wzięłam szybki prysznic oraz umyłam włosy i założyłam przygotowane rzeczy.

Jedyne, co musiałam jeszcze zrobić to ogarnąć włosy i zrobić makijaż. Usta pomalowałam czarną pomadką, a oczy czerwonym cieniem do powiek. Eyeliner'em zrobiłam takie jakby "skrzydełka". Użyłam jeszcze tuszu do rzęs, aby je wydłużyć i nadać im objętości. Gotowa, opuściłam łazienkę. Korzystając z okazji, że jestem na górze, wstąpiłam jeszcze na chwilkę do sypialni po torebkę, telefon i dokumenty. Całkowicie przygotowana zeszłam na dół.

-Łazienka już wolna, możesz iść się ogarniać.

-Okey, jest 16:10. Mamy jeszcze prawie 1,5 godziny.

-Okey, leć już na górę, bo w końcu się spóźnimy.

-Okey, okey, biegnę.

Kiedy Andy zniknął już na 1 piętrze, poszłam do kuchni. Postanowiłam, że przygotuję coś do jedzenia. To zawsze Andy gotował różnego rodzaju posiłki, a ja się obijałam.Nastąpiła zamiana ról. Teraz ja gotuję, a Andy się obija. Przynajmniej dzisiaj. Postanowiłam, że zrobię zapiekanki. Otworzyłam lodówkę, z której wyjęłam pieczarki, ser, salami, i ketchup. Z chlebaka zabrałam bagietki i przekroiłam je wzdłuż. Wgniotłam jej miękką część, na której potem położyłam salami. Po wykonaniu tego zadania, zabrałam się za pieczarki. Podpiekłam je na patelni. No tak, zapomniałam o cebuli. Szybko ją skroiłam i dorzuciłam na rumieniące się już pieczarki. Po chwili, kiedy zawartość patelni wyglądała przystępnie, rozłożyłam je równo do każdej "zapiekanki". Na tarce starłam ser i obsypałam nim wierzch bagietek. Prawie gotowe danie wstawiłam do piekarnika. Teraz trzeba chwilę poczekać. W między czasie rozlałam do szklanek "pepsi" i zaniosłam razem z ketchupem, talerzami i sztućcami do jadalni. Wróciłam do kuchni. Zerknęłam na zapiekanki. Ser się już roztopił. Chyba gotowe. Ostrożnie wyjęłam tacę z piekarnika i położyłam na desce stojącej na blacie kuchennym. Ułożyłam zapiekanki na dużym talerzu i zaniosłam do jadalni. W połowie drogi zdałam sobie sprawę, że zapomniałam noży. Nadrobiłam zaległość i przystąpiłam do wykonywanej wcześniej czynności. Akurat w tym momencie z góry schodził Andrew.

-Co tak ślicznie pachnie?

-Zapiekanki. Siadaj do stołu, jeszcze ciepłe.

-Już siadam-usiadł naprzeciwko mnie-Smacznego, Carter.

-Smacznego, Biersack.

***

Po zjedzeniu "kolacji" nawet nie zmyliśmy naczyń. Spieszyło nam się jak nigdy. Prędko opuściliśmy mieszkanie. Droga trwała około 15 minut. Jak zawsze podróż była bardzo przyjemna. Zatrzymaliśmy się pod wielkim białym domem. Andy znowu otworzył mi drzwi, po czym zamknął samochód i złapał mnie za rękę. Udaliśmy się do wejścia. Zadzwoniliśmy dzwonkiem do drzwi.

-Już idę! Cholera, cierpliwości trochę! Pali się?-usłyszałam głos zza drzwi. Po chwili otworzył nam wysoki szatyn.

-Dotarliśmy!-powiedział Andy cały czas trzymając mnie za rękę.

-Cześć, Ashley jestem. Najlepszy kumpel tego mięcha-wskazał na mojego towarzysza, podając mi rękę. Uścisnęłam ją.

-Regina.

-Zapraszam do środka-przepuścił mnie w drzwiach. Wtedy usłyszałam trzask sama nie wiem czego-Przepraszam was na chwilkę, ale chłopaki chyba wreszcie postanowili się pozabijać.

-Jasne, idź-Andy popchał chłopaka chyba w stronę salonu.

-Chyba będzie ciekawie-powiedziałam, zostawiając kurtkę na wieszaku.

-Niewątpliwie. Chodź-złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą w głąb domu.

Udaliśmy się do salonu połączonego z kuchnią. Na podłodze leżał mężczyzna o dłuższych, czarnych włosach z rozciętą ręką. Ashley wrzeszczał na niego i jeszcze jednego, siedzącego na wysokim krzesełku przy blacie kuchennym. Wręcz szczekał.

-Jesteście walnięci! Jak już tak bardzo chcecie się zabierać za wycinanie dyni, to niech jeden ją trzyma, a drugi wykrawa, a nie jeden kroi z jednej strony, a drugi z drugiej! Czekaj tu, sprawdzę czy mam lód!

-Co się stało?-wtrącił się Andy.

-Jeremy i Christian wycinali dynie i byli tak szurnięci, że CC'emu spadła na łeb. Debile! Idę po lód i jakiś bandaż, bo zaraz zamiast Christian'a będzie siedział z nami guz, a zamiast Jinxx'a jedna wielka plama krwi.

-Dobre rozwiązanie-z kuchni wyszły trzy dziewczyny zmierzające w moją stronę.

-Cześć, jestem Miley, to jest Ariana i Lauren. Miło nam cię poznać.

-Regina, dziewczyna Andy'ego.

-Kochanie, Miley to dziewczyna Jeremy'ego, Ariana-Ashley'a, a Lauren-Christian'a-wytłumaczył.

-Miło mi poznać. Ktoś jeszcze przyjdzie?

-Jake z Inną-w moją stronę podeszły dwa psy-To jest Tokyo i Killer.

-Są przecudowne-pogłaskałam każdego z nich. Usłyszałam dzwonek do drzwi.

-Panie i Panowie idzie Jake z Inną-z kuchni wyszedł Ashley, rzucając w Christian'a torebką z lodem. Chłopak oberwał w głowę.

-Heej! Jesteśmy ostatni?-usłyszałam męski, lekko zachrypnięty głos.

-Jak zawsze, wchodźcie.

-Cóż, taki los-weszli do środka. Podszedł do mnie Jake?

-Hej, jestem Jake, a to Inna-moja dziewczyna.

-Regina, miło mi-uścisnęliśmy sobie ręce.

-Może zagramy w butelkę, skoro jesteśmy już w komplecie?-zaproponował Ashley.

-W sumie to dlaczego nie-odezwał się CC siedzący na kanapie z torebką lodu na głowie.

-Okey, to siadajcie na dywanie, a ja znajdę jakąś butelkę.

-Okey-odpowiedziałam w równym czasie razem z Andy'm.

Usiedliśmy na dywanie. Byłam otoczona Andy'm i Inną, więc czułam się w miarę swobodnie. Po chwili w pokoju zjawił się Ash z butelką po piwie w ręce. Usiadł obok Andy'ego i położył naczynie na środku.

-To może najpierw powiedzmy coś o sobie żeby Regina lepiej nas poznała-zaproponował Jake.

-Dobry pomysł-odparł Ashley.

Słuchałam każdej wypowiedzi bardzo dokładnie. Ustaliliśmy, że ja powiem o sobie na końcu. 

-Twoja kolej, Regina-odezwał się CC.

-Okey, to tak. Nazywam się Regina Carter i mam 19 lat. Jestem dziewczyną tego osobnika-wskazałam na Andy'ego-Robię tłumaczenia i uwielbiam słuchać muzyki. Mam trzech braci i siostrę, mieszkają w Polsce razem z rodzicami. Jutro do nich lecimy. 

-Okey. Lubisz słuchać muzyki, tak? To może zagramy coś specjalnie dla Reginy? Andy, co o tym sądzisz?-powiedział Jinxx.

-Genialny pomysł-odparł Andy, po czym podniósł się ze swojego miejsca i wyszedł na środek. Po chwili dołączyli do niego Ashley, Christian, Jake i Jeremy. Tak! Zapamiętałam wszystkich. Ash dał Andy'emu różowy mikrofon, a sam wziął ze stojaka swoją gitarę. 

-"I am bulletprof"?-zapytał Andy.

-Okey-usłyszałam pierwsze dźwięki piosenki.

Bardzo mi się podobała. Chłopaki zagrali jeszcze kilka, ale zapamiętałam tylko dwa tytuły. "knives and pens" i "in the end". Te piosenki zdecydowanie podpadły mi do gustu. Jeszcze Andy umiał tak jak ja to nazywam "szczeknąć". Tak wiem to inaczej się nazywa, ale ja się na tym nie znam. Z takimi sprawami to nie do mnie.

-Może teraz butelka?-zaproponował Ash.

-Na to czekamy-powiedziała Miley.

-No to zaczynamy-chłopaki odstawili swój sprzęt i dosiedli się na dywan.

-Kto kręci?-zapytałam.

-No to może ja-powiedział CC.

-Okey-zakręcił. Wypadło na mnie. Cholera! Zawsze tak jest-Co by ci tutaj dać?...hmmm......Wiem! Podejdź do najładniejszego chłopaka z tutaj zgromadzonych i pocałuj go-mężczyźni wstali ze swoich miejsc i ustawili się w szeregu. Ja, najniższa dziewczyna ze wszystkich, które się tutaj znajdują, wybrałam najwyższego z zespołu chłopaka. Bez zastanowienia podeszłam do mojego wielkoluda i pocałowałam go, a on delikatnie podniósł mnie do góry. Oplotłam jego biodra swoimi nogami. Staliśmy tak chwilę, póki nie przerwali nam pozostali uczestnicy zespołu.

-Gorzko! Gorzko!-przestaliśmy się całować-Nie pijemy wódki, nie pijemy wódki. Pocałunek był za krótki!-śpiewali radośnie.

-Z tym to jeszcze chwilę poczekajcie-wytłumaczył Andy.

-Czy ja o czymś nie wiem-Ash pokazał zdziwioną minę.

-Dużo rzeczy nie wiesz, stary. Dobra, to może kontynuujmy?

-Okey-usiedliśmy na dywanie i zaczęliśmy grać.

***

Kiedy zegarki zawitała godzina 21, wyszliśmy na dwór po cukierki. Przez kilka godzin wędrowaliśmy po mrocznych zakamarkach Los Angeles. Rzeczywiście, zebraliśmy sporo tych cukierków, ale kto je potem będzie jadł? Może posłużą za dekorację na choince w święta. Gdy dochodziła godzina 23, postanowiliśmy, że pójdziemy do ostatniego domu. Akurat tak się trafiło, że natknęliśmy się na bardzo wierzącego w Boga człowieka, który rzucił w Ashley'a jajkiem. Nie mogąc powstrzymać śmiechu, wróciliśmy na posesję basisty. Biedak, kiedy zauważył swój dom przyspieszył tempa i pobiegł do drzwi wejściowych. Otworzył je i wbiegł do środka. Zaraz za nim pojawiliśmy się i my, czyli cała ekipa do obstawy. Jake zamknął drzwi, po czym razem poszliśmy do salonu. Po chwili zjawił się również Ashley w nowych ubraniach.

-To co teraz robimy?-zapytał.

-Film?-zaproponowała Inna.

-Okey, to wy coś wybierzcie, a ja przygotuje przekąski.

-Okey-odpoweidziałam.

CC zabrał panowanie nad pilotem i to on przeglądał wszystkie horrory, które mogłyby się nadawać na dzisiejszy wieczór. Padło na "Obecność 2". Słyszałam gdzieś o tym filmie. Do naszej grupki dołączył Ash. Mogliśmy zaczynać.

***

Z mojej perspektywy film był dość straszny. Co ja mówię? Był mega straszny. Przez cały czas przytulałam się do Andy'ego, a w "takich" momentach zamykałam oczy. Jednak ten film był tak nieprzewidywalny, że rzadko kiedy zdążyłam to zrobić. Kiedy skończyły się napisy końcowe, Ash zapalił światło, a ja oderwałam się od Andy'ego.

-Miło było, ale na nas już czas. Rozumiecie, musimy się jeszcze spakować do tego jutrzejszego wyjazdu.

-Spoko. Koniecznie musimy się umówić na kolejne takie spotkanie. Może sylwester?

-Brzmi idealnie-powiedziałam

-Okey, to to jeszcze ustalimy. Chodźcie, odprowadzę was-wstaliśmy z kanapy.

-Mam do ciebie prośbę-powiedział Andy.

-No słucham.

-Zawieziesz nas jutro na lotnisko?

-Jasne, a o której?

-Jeszcze nie wiemy. Jak wrócimy do domu to sprawdzimy i ci napiszę.

-Okey-założyłam kurtkę.

-To my lecimy, cześć-powiedział to na tyle głośno, że wszyscy siedzący na kanapie w salonie to usłyszeli.

-Pa, do następnego!-odkrzyczał Jake.

Opuściliśmy mieszkanie i udaliśmy się w stronę samochodu. Muszę przyznać, że było bardzo fajnie. Polubiłam wszystkich "zgromadzonych" i zaklimatyzowałam się w ich towarzystwie. Oby więcej takich spotkań.






Jest rozdział 17!  Ma 2154 słowa. Poszalałam. Póki co jest najdłuższy ze wszystkich. Chciałam opisać całą tą imprezę w jednym, dlatego taki długi. Ale chyba nie macie mi za złe? Teraz będę miała dłuższy weekend, bo do szkoły idę dopiero w czwartek, to wstawię troszkę więcej rozdziałów i postaram się zakończyć When I was in heaven//Andy Biersack w zeszycie. Mam nadzieję, że mi się to uda. A teraz życzę wam już miłej nocy. Cześć, do napisania w sobotę <3

ROZDZIAŁ NIESPRAWDZANY

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro