Rozdział 2
Wracając z łazienki podziwiałam wnętrze kawiarni, w której przypadkowo się znalazłam. Na naszym stoliku stały już zamówione napoje. Andy widząc mnie wstał ze swojego miejsca i odsunął krzesło, na którym wcześniej siedziałam. Zmierzając w jego stronę, podziwiałam tatuaże, które posiadał. Sama chciałam mieć kilka, ale nie stać mnie na takie przyjemności.
-Ślicznie wyglądasz bez makijażu-chłopak zaczął się rumienić.
-No coś ty. Bez makijażu nie jestem nawet ładna. Mam wrażenie, że cię skądś znam. Podpowiesz mi skąd?-zmieniłam temat.
-A więc jestem wokalistą zespołu Black Veil Brides. Dodatkowo teraz skończyłem nagrywać solowy album. The Shadow Side... Dalej nie kojarzysz? Okey. Pełno mnie w gazetkach dla nastolatek. Ale jak chcesz się czegoś o mnie dowiedzieć, to pytaj. W tych czasopismach przeważnie piszą bzdury.
-Coś zaczyna mi świtać-wyraz mojej twarzy był inny niż zwykle... radosny?
-Robi się już późno-wyjrzał przez okno.
-Rzeczywiście. Może zbierajmy się już?-chyba zaakceptował moją propozycję, bo poderwał się ze swojego miejsca i dopił resztkę herbaty. Gestem zawołał kelnerkę.
-Możemy prosić rachunek?-rzucił czarujące spojrzenie w stronę dziewczyny, która zabrała puste filiżanki.
-Oczywiście, zaraz przyniosę.
-Dziękujemy-odsunął moje krzesło.
-Daj spokój, sama za siebie zapłacę.
-Nie ma mowy. To JA cię zaprosiłem, więc to JA płacę-pokazał szereg śnieżnobiałych zębów.
-Oto rachunek-dziewczyna wręczyła paragon Andy'emu.
-Proszę. Reszty nie trzeba-podał kobiecie banknot. Widać było, że ucieszyła się z tego "napiwku".
-Idziemy?
-Idziemy-ruszyliśmy w stronę drzwi.
-Do widzenia!-powiedzieliśmy równocześnie do pracowników.
-Do widzenia-opuściliśmy kawiarenkę.
Na zewnątrz panowała całkowita ciemność. Andy zamknął za nami drzwi.
-Gdzie mieszkasz?
-Daleko stąd. Pójdę na autobus.
-Odprowadzę cię.
-Skoro chcesz.
-Chcę-ruszyliśmy w stronę przystanku.
Jak zawsze musiałam zapomnieć z domu mojej kurtki. Ale to wina Melki. Pośpieszała mnie, żebyśmy jak najszybciej opuściły mój dom, a i tak wyszła sobie z tego klubu bez słowa. Zaczęło mi być zimno. W końcu to druga połowa października. Mój nowy znajomy chyba czytał mi w myślach. Zdjął swoją skórę i narzucił mi ją na ramiona.
-Będzie ci cieplej.
-Nie martw się o mnie. Przecież zmarzniesz.
-Nie martw się o mnie. Ważne, żeby tobie było ciepło.
-Dziękuję.
***
-Która godzina?
-22:16-spojrzał na swój zegarek.
-Cholera! Ostatni autobus odjechał 40 minut temu. Następny jest dopiero jutro rano o 9:20. Co ja teraz zrobię? Przecież nie będę całą noc siedziała na przystanku, a nie mogę przenocować w jakiejś kawiarni, bo wszystkie są czynne tylko do 24. Masz może prawo jazdy?
-Niestety nie.
-Co ja teraz zrobię?
-Możesz przenocować u mnie-zaproponował.
-Nie chcę sprawiać kłopotu.
-Żaden kłopot.
-Na prawdę mogę zostać u ciebie na noc? Uratujesz mi wtedy życie.
-Jasne, że tak. Nie pozwolę żebyś marzła na przystanku ani szła na piechotę do domu.
-Dziękuję.
-Nie masz za co. To kawałek drogi stąd. Dojdziemy za jakieś 10 minut.
-Dziękuję. Rano mnie już nie będzie-objął mnie swoim ramieniem.
Mamy rozdział 2! Zdecydowałam, że będę publikować rozdziały w czwartki i soboty. Na waszą korzyść. A więc życzę wam miłej soboty.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro