Rozdział 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*perspektywa Andy'ego*

Kiedy się obudziłem, na zegarku widniała godzina 9:58. Spojrzałem na Reginę. Spokojnie sobie spała, oparta o moją klatkę piersiową. I co, teraz mam zejść do ludzi, których praktycznie nie znam? Oj nie. Obudzę ją i pójdziemy tam razem.

-Regina?-zacząłem tykać ją w ramię.

-Co się stało, misiu?-odpowiedziała zaspanym głosem.

-Nic, po prostu jest już 10 i pomyślałem, że możemy powoli wstawać.

-No okey, to poczekaj na mnie tutaj, a ja się pójdę ogarnąć.

-A będę mógł cię uczesać?-zrobiłem minę, dzięki której Regina na pewno się zgodzi.

-No dobrze, to ty myśl nad fryzurą, a ja się przebiorę-mówiłem?

-Oczywiście, skarbie-usiadłem na łóżku tak, że podpierałem nogami brodę. Było mi wygodnie.

*perspektywa Reginy*

Podeszłam do szafy i zaczęłam szukać ubrań idealnych na długie spacery po Warszawie. Po chwili zastanowienia zdecydowałam, że założę koszulę jeansową, białe spodnie z dziurą na kolanach i czarne buty na podwyższeniu.

Do tego biżuteria. Oczywiście cały czas miałam też połówkę serduszka od Andy'ego. Obiecałam sobie, że już nigdy go nie zdejmę i słowa zamierzam dotrzymać. Andy cały czas siedział na łóżku z brodą opartą o kolana i intensywnie myślał, patrząc jakie ubrania wybieram. Postanowiłam go wyrwać z tych obłoków, całując go. Tak jak myślałam, zdziwił się kiedy poczuł moje usta na swoich. Szybko się od niego oderwałam i pobiegłam w stronę łazienki. Kiedy byłam już odziana w przygotowane wcześniej ubrania, wróciłam do pokoju, w którym czekał Andy. Zauważyłam go jak siedział z nosem w telefonie i przeglądał jakieś zdjęcia.

-Co tam robisz?

-Taką fryzurę ci zrobię-pokazał mi zdjęcie.

-Yyy....no okey, ale czy ty taką potrafisz?

-Twój batman by nie potrafił? Ja takie to w podstawówce robiłem z zamkniętymi oczami.

-No ale teraz masz 21 lat, a nie 10.

-Skąd wiesz?

-Wystarczy wpisać w google Andy Biersack i gotowe. Cały twój życiorys można poznać.

-No tak. Czyli można powiedzieć, że ty wiesz o mnie praktycznie wszystko, a ja o tobie nadal niewiele.

-Kiedyś ci opowiem o moim beznadziejnym życiu. Nie jest dość ciekawe, więc za dużo do opowiadania nie mam. To znaczy oczywiście do czasu, kiedy poznałam ciebie.

-Jaka miła. Ale masz dotrzymać słowa odnośnie opowiadania mi swojego jak to twierdzisz "beznadziejnego" życia.

-No okey.

-Chodź, zrobię ci tę fryzurę.

-Okey-usiadłam odwrócona plecami do chłopaka. Zaczął czesać moje kruczoczarne włosy.

***

-Macie dzisiaj jakieś plany?-zapytała mama, zmywając naczynia. Staliśmy w kuchni. Andy, mama i ja.

-Pójdziemy do Pałacu Kultury i Nauki, Łazienek Królewskich, Złotych Tarasów, Pałacu na wodzie...-odpowiedziałam.

-Pokaż Andy'emu jaka Polska jest piękna!

-Mamo, Andy ma polskie korzenie-obiekt moich pożądań siedział na wysokim krzesełku, wpatrzony w ekran telefonu.

-Na prawdę?

-Yhm.

-Skąd miałam wiedzieć. Andy, co tak cicho siedzisz?-nie reagował.

-Andy!-krzyknęłam na cały głos i zabrałam mu telefon.

-Tak skarbie?-nagle zaczął kontaktować. Znowu się uśmiechnął tym charakterystycznym uśmieszkiem.

-Co tak cicho siedzisz?-powtórzyła pytanie mama.

-Zamyśliłem się, przepraszam.

-Chyba zapatrzyłeś-naskoczyłam na niego.

-Spokojnie, Regina. Nie krzycz tak na niego. Nie masz za co przepraszać, Andy. O której idziecie w miasto?

-Teraz?-skierowałam pytanie do niegrzecznego chłopca, który w tym roku nie dostanie prezentu pod choinkę. Chodzi mi oczywiście o Andy'ego.

-Może być-odpowiedział beznamiętnie, patrząc jak przekładam z ręki do ręki jego telefon.

-To idź się ogarnij, a ja tu zaczekam-oddałam mu telefon.

-Okey-poderwał się z krzesełka i pobiegł na górę. Usiadłam na jego wcześniejszym miejscu.

-Skąd ty wzięłaś tego Andy'ego?-zapytała mama, chowając umyte naczynia do szuflady.

-Czemu pytasz?

-Jestem twoją matką.

-No dobra, uratował mnie przed takimi typami, poszliśmy na herbatę i tak się zaczęło.

-Ciekawie, bardzo fajny ten chłopak. Polubiłam go.

-Nie da się nie zauważyć...

-Zazdrosna jesteś?

-Ja? Nigdy.

-No dobrze. Sprawdzaliście, o której macie jutro samolot?

-Jeszcze nie, dzisiaj sprawdzimy.

-Okey-Andy wszedł do pokoju, jak zawsze w idealnym momencie. Nie chciałam dłużej ciągnąć tej gatki. 

-Idziemy?-zapytałam.

-Yhm.

***

-Trafiliśmy na cudowną pogodę-powiedziałam, maszerując żwawo przed siebie.

-No fakt, ciekawe jak tam zwierzaki.

-Wiesz, że o tym samym pomyślałam teraz?

-Telepatia-zaśmiał się-Wiesz co?

-Hm?

-My to jesteśmy sobie przeznaczeni.

-Niewątpliwie. O, patrz! Tam jest Teatr na wodzie. Wygląda cudownie zarówno jesienią, jak zimą, wiosną i latem.

-Czyli prościej mówiąc, zawsze wygląda idealnie. 

-No fakt, idziemy na gofry?

-Czemu nie.

-Okey, to chodź tędy-pociągnęłam go za sobą. Podeszliśmy do budki z goframi. Nie przeszkadzało nam to, że kolejka była niemiłosiernie długa. Chcieliśmy zjeść te gofry i koniec. Kiedy nadeszła nasza kolej, daliśmy ponieść się swoim zmysłom. Zamówiliśmy chrupiące gofry z bitą śmietaną i owocami.  Kiedy były już gotowe, poszliśmy na schodki przy teatrze. Usiedliśmy na nich i patrzyliśmy w lustro wody.

-Pamiętam jak tutaj przychodziłam kiedy byłam mała. Jedno się nie zmieniło. Do dzisiaj pływają tu łódki.

-Hah, no tak. Jak mieliśmy kiedyś koncert w Warszawie to przyszliśmy tutaj i też pływały.

-Widzisz? Nie kłamię.

-Czy ja coś takiego powiedziałem?

-No nie...

-Płyniemy?

-Że co?

-Noo...czy łódką płyniemy?

-Zwariowałeś?

-Dlaczego? Chcę po prostu dobrze zapamiętać naszą wycieczkę krajoznawczą.

-Hahah, no dobrze.

-Na prawdę?

-No tak.

-To chodź, zarezerwujemy kurs-pociągnął mnie za sobą do budki, w której trzeba było zapłacić za "rejs". Daliśmy mężczyźnie gotówkę i czekaliśmy na swoją kolej. Kiedy ludzie z poprzedniej tury wysiedli z pojazdu, weszliśmy na nią i usiedliśmy na ławeczce. Łódka ruszyła, a wszyscy zaczęli podziwiać otaczający krajobraz i cieszyć się z możliwości pływania po rzeczce. Tylko nie ja... Momentalnie zrobiło mi się tak niedobrze, że byłam skłonna wysiąść z tego miejsca lub zwymiotować się do niezbyt czystej wody.... Ale nie, muszę wytrzymać. Nie zrobię tego Andy'emu. Przecież on się na to cieszył.. Wytrzymam przecież te kilka minut. Kiedy wreszcie nadszedł koniec wyprawy, jak najszybciej wysiadłam z łódki i usiadłam na schodkach. Zrobiłam to tak szybko, że nawet nie zdążyłam pomyśleć o Andy'm. Po chwili chłopak usiadł obok mnie.

-Co się stało?

-Niedobrze mi. Możemy wracać już do domu?

-Oczywiście-pomógł mi wstać. Poszliśmy w kierunku mieszkania rodziców.

***

Kiedy byliśmy już w domu szybko pobiegłam do łazienki. Nie mogłam dłużej wytrzymać. Otworzyłam klapę porcelanowego sedesu i zwymiotowałam. Jedyne co czułam to to, że Andy siedział obok mnie. Kiedy poczułam się trochę lepiej, wstałam z podłogi z pomocą Andy'ego i poszłam do kuchni. Usiadłam na wysokim krzesełku, a chłopak nalał mi do szklanki zimnej wody. Szybko wypiłam jej zawartość i położyłam na blacie kuchennym. Martwił się o mnie. Miał taką inną minę niż zwykle......smutną? przygnębioną? Brakowało mi tego charakterystycznego uśmiechu. Bez chwili zastanowienia wziął mnie na ręce jak pannę młodą i zaniósł do sypialni. Delikatnie odłożył mnie na łóżko, okrył kołdrą i ułożył się obok. Starałam się zasnąć.....






Jest rozdział 22. Wiem, nie wstawiałam wczoraj rozdziału, ale nie czułam się za dobrze i nie byłam w stanie. Ale jest dzisiaj! Ma 1133 słowa więc nie jest ani za długi, ani za krótki. Taki w sam raz. Planuję około 27 rozdziałów na When I was in heaven i zaczynam kolejne opowiadanie. Jeszcze dzisiaj rano przyszedł mi pomysł na kolejne. Już 3. Będziecie mieli co robić. Heh. Okey to życzę wam miłego czwartku i do zobaczenia w sobotę. Cześć!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro