Rozdział XX - Skoro to miłość, dlaczego ją niszczę?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aurelia pochwyciła kij, czyli zapasową broń Rey. Wybiegła że statku. Przystanęła na chwilę na podeście, wypatrując kogoś. Trwało to kilka sekund, następnie biegiem skierowała się w stronę drzwi wyjściowych, gdzie czekali na nią rodzice. Dziewczyna spojrzała na nich oczami pełnymi smutku.

- Proszę, nie pytajcie o nic - wcisnęła im w ręce broń Rey, z pakunkiem broni Poe i mieczami świetlnymi - chcę mieć pewność, że nic sobie nie zrobią. - powiedziała Aurelia ze łzami w oczach. Następnie tłum zebrany przy ich statku mógł zobaczyć zielonooką dziewczynę zmierzającą w stronę statku, z którego wyprowadziła Rey, w miarę normalnym stanie. Trzymając ją za rękę podbiegła z nią do droidów medycznych, oddając im ją pod opiekę. Spojrzała za siebie, zawracając do statku. Z Poe może być gorzej. Przekazała coś droidom, a potem zniknęła na parę godzin w wejściu do bazy. Chwilę później do statku poleciał helikopter, który zabrał wpół przytomnego Damerona. Isabelle i Luke dość niepewnie przyglądali się tamtej sytuacji.

&&&

- Mogę wejść? - Isabelle zapukała do kwatery Aurelii. Wiedziała już co się stało i całkowicie rozumiała, dziewczyna nie chciała, aby Rey wyszła sama ze statku.

- Tak... - odrzekła Aurelia, mimo, że jej matka była już od jakiegoś czasu w jej pokoju. - Co się stało? - spytała, gdyż na jej twarzy ujrzała smutek.

- Poe uciekł. Wyrwał się lekarzom i uciekł razem z aparaturą. Nie wiadomo, czy przeżył. Z medycznego punktu widzenia nie. - kobieta westchnęła.

Aurelia nic nie powiedziała. Wstała i wyszła. Isabelle zrozumiała, że lepiej nie poruszać przy niej ani przy nikim innym tego tematu.

&&&

- Dobrze się czujesz? - spytała Aurelia siostrę. Znajdowały się na oddziale szpitalnym, do którego przetransportowano Rey.

- Wprost wspaniałe - słowa dziewczyny były nasączone sarkazmem. - w ogóle nie straciłam właśnie kogoś, kogo... Przyjaciela. W ogóle nie straciłam przyjaciela.

Aurelia uśmiechnęła się pod nosem, mimo wspomnienia o tragedii.

- Słyszałaś... - zaczęła drżącym głosem - Słyszałaś o Poe?

- Taaak... - Rey od razu zrobiła się spięta - podobno wyrwał się, dosłownie, razem z aparaturą, którą siłą zepsuł. Jedno ze skrzydeł szpitalnych jest doszczętnie zniszczone.

- Ale co nim mogło kierować? - Aurelia uniosła jedną.

- Tego nie wie nikt. Przypuszczalnie gniew po stracie przyjaciela. Słabe umysły bardzo łatwo przeciągnąć na ciemną stronę. - na te słowa siostry Aurelia niespokojnie się poruszyła - Mogło też chodzić o zemstę na ruchu oporu. W końcu gdyby nie my, nie doszłoby do tej misji.

- Jestem ciekawa, czy przeżył.

- Lekarze uważają, że to po prostu niemożliwe, aby wpółżywy człowiek bez aparatury mógł przeżyć, nie wspominając o tym, że wyleciał skradzionym z hangaru statkiem.

- To prawda. Ale pomyślmy logicznie: tak naprawdę tylko ty uległaś poważnym obrażeniom no i Finn, który... - Tu zrobiła małą pauzę i spuściła głowę. Kątem oka dostrzegła łzę spływającą po policzku siostry. - W każdym razie Poe nie odniósł większych obrażeń. Nie mam pojęcia, co zdiagnozowali lekarze, ani tym bardziej, co z nim zrobili. Ale wiem jedno: Poe mógł przeżyć, a nawet jest to bardzo prawdopodobne, bo tak naprawdę nic mu nie było, czego lekarze nie wzięli pod uwagę.

- W sumie to masz rację. - Rey, mówiąc to, zauważyła triumfalny uśmiech na twarzy Aurelii. - Tobie chyba zależy, aby przeżył, co? - Spytała uśmiechniętą siostę.

- Tak... - Powiedziała Aurelia rozmarzona, lecz zaraz spoważniała. - Jest moim przyjacielem i nie chcę go stracić. - Powiedziała chłodno. - Poza tym ruch oporu potrzebuje tak dobrego pilota. - Wypowiadając te słowa wyszła, trzaskając drzwiami.

Rey uśmiechnęła się i pokreciła głowa.

&&&

- Rozumiem, że jeśli już uda ci się z powrotem dojść do władzy, co niewątpliwie po powrocie Isabelle należałoby zrobić, to misja z odratowaniem Kylo Rena wejdzie w życie?

- Dobrze pan rozumie. Plany są już gotowe. Niepokoi mnie tylko fakt, że Lando nie wyraża zbyt wielkiej chęci odstąpienia od władzy. - Leia zacisnęła pięści.

- Plotki, kochana, plotki. One są wszędzie. Jedną z nich jest taka, że pani oszalała.

- Ja oszalałam?! Komu to w ogóle przyszło do głowy?

- Sądzę, że to któraś z młodych córek Skywalkera zaczęła ją rozpuszczać.

- Och! One ostatnio zaczynają mi działać na nerwy. Czemu mój brat ma mieć szczęśliwą rodzinę, a ja... - Kobieta schowała twarz w dłoniach. Generał objął ją ramieniem.

- Wszystko się ułoży, pani Organa. Odzyska pani syna, a kto wie... Może znajdzie sobie pani kogoś? - Spojrzeli po sobie przekornie, ale kiedy ich wzrok się spotkał, gwałtownie odwrócili się zawstydzeni. Po chwili Leia odchrząknęła.

- Mam taką nadzieję. - Sięgnęła klamkę do drzwi, otrzepując żakiet, który miała na sobie. - No, to do widzenia.

&&&

Tej nocy Rey nie mogła usnąć. Była to pierwsza jej noc w swojej kwaterze i, prawdę mówiąc, nie mogła się przyzwyczaić. Było tu oczywiście dużo wygodniej niż w szpitalnym pomieszczeniu, ale jednak... Czuła się tu jakoś inaczej. Ostatnią noc spędziła tu przed pamiętną misją. Odkąd Poe zniknął, nie dając oznak życia, minęły dwa tygodnie. Rey zdążyła z tym czasie już wydobrzeć, a Aurelia spędziła ten okres na wiecznym treningu. Rey czasem naprawdę podziwiała zawziętość siostry. Dzisiaj to ona miała zacząć. Rany już się zagoiły, zostało jej tylko kilka blizn, ale nie sprawiały one już bólu. Popatrzyła w stronę łóżka Aurelii... Puste. Dziewczyna musiała już być na śniadaniu. Rey pospiesznie ubrała się i podążyła na stołówkę.

- Heeej - pomachała Aurelii, widząc ją z końca sali. Ta, zdziwiona spojrzała na nią pytającym wzrokiem. Rey roześmiała się i podeszła do jej stolika.

- Wypisali cię? Kiedy?

- Wczorajszej nocy. Naprawdę nie widziałaś, że rano spałam już w kwaterze?

- Nie... - Nagle obie wybuchły śmiechem.

&&&

Dzisiejszy trening córek Skywalkera przebiegał spokojnie. Rey nie była już w tak doskonałej formie jak kiedyś, ale nie było z nią źle. Aurelia pomagała jej przypomnieć sobie niektóre techniki, więc szło jej coraz lepiej.

- Chyba zrobimy sobie małą przerwę. - Powiedziała Aurelia po ośmiu godzinach treningu.

- Mogłybyśmy - powiedziała Rey, z radością wchodząc do łazienki obok sali treningowej, w której znajdował się prysznic.

Aurelia uśmiechnęła się i postanowiła pomedytować.

Znowu to samo. Po raz kolejny podczas medytacji widziała Poe po złej stronie. Zaczerwienione oczy, poraniona skóra, pokryta bliznami, postrzępione ubrania... Taki widok Poe ukazywał się jej podczas medytacji od tych dwóch tygodni. Bała się. Bała się, że przyjaciel zwyczajnie stanie przeciwko niej.

- Wolne! - Krzyknęła Rey, gwałtownie przerywając jej medytację.

Aurelia odetchnęła, gdy obraz Damerona całkowicie znikł. Wzięła prysznic, przebrała się w czyste ubrania, a następnie wróciła do Rey.

- Chyba możemy już kontynuować. Pamiętasz to ćwiczenie? - Spytała, ukazując jej wyposażone w sztuczną inteligencję droidy, które walczyły prawdziwym mieczem świetlnym.

- Jasne. - Odpowiedziała Rey.

- Dobrze, włączam droida, a ty musisz się bronić.

Walka była zacięta. Z pozoru nikt nie wygrywał, jednak dobry obserwator zauważyłby znaczną przewagę droida. Po dwudziestu minutach Rey padała z sił. Dawała radę się bronić, ale nie była w stanie zadać ciosu. W końcu walka przeniosła się w róg sali. Rey potknęła się o jakiś przedmiot. Przewróciła się, momentalnie padając z sił. Droid już zadawał ostateczny cios, gdy nagle przestał działać, a w pomieszczeniu rozległ się alarm.

- Wszyscy rebelianci proszeni są o zebranie się na dziedzińcu. Przygotować broń!

- Co się dzieje? - Spytała się Rey.

- Nie mam zielonego pojęcia. - Aurelia całkowicie wyłączyła droida tak, aby Rey mogła wstać. - Bierz miecz i chodź.

Pobiegły na dziedziniec, ile sił w nogach. Gdy dotarły, z daleka zobaczyły Lando, rozmawiającego z kimś. Aurelia przyjrzała się dokładnie... Tym kimś był... Poe. Podbiegła do nich i naraz przystanęła, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Blizny, poszarpane ubrania, czerwone oczy... Wszystko tak, jak w jej wizji.

- Poe... - Przemawiał Lando. - Ciemna strona nie pomoże ci go ocalić... Rozumiemy, że brakuje ci go... My wszyscy go potrzebujemy.

- Nie! - wrzasnął gwałtownie Poe. - To wy wysłaliście go na tą misję! Gdyby nie wy... On.. by żył. - Dameron klęczał. Był wycieńczony, nie miał siły, by stać.

- Poe... Poe, słyszysz mnie? - zaczęła nieśmiało przemawiać dziewczyna.

- Zostaw mnie! - Wykrzyknął, dezorientując tym samym Aurelię. - Chcesz zabić niewinnego człowieka?! Widzisz, co robisz? Zło do końca tobą zawładnęło! Teraz to widzę! Wszyscy jesteście fałszywymi zabójcami, zarówno wy jak i najwyższy porządek!

- Nie chciałam nic ci zrobić! Poe... Nikt cię nie skrzywdzi!

- W takim razie czemu trzymasz broń w ręku?

Aurelia spojrzała na miecz świetlny w swojej dłoni. Bez wahania rzuciła go na odległość kilkuset metrów. Uklękła przy Poe i przemawiała dalej.

- Poe, musisz do nas wrócić... Wiem co czujesz i mogę pomóc ci przejść te ciężkie chwile, jeśli tylko...

- Nie! - przerwał gwałtownie Poe. - Przestań w końcu wmawiać innym, że jesteś po ich stronie! - wrzasnął, po czym gwałtownie chwycił za rękojeść sztyletu, którego nikt wcześniej nie zauważył i wbił broń w serce Aurelii.










--------------------

Doooobra... Dawno nie było... To fakt. ALE! Dodałam dzisiaj i wszyscy się cieszą xD

Aha i rozdział dedykuję Anikxax, która zaczęła odprawiać śpiewać alleluja, gdy powiedziałam jej o tym, że może dodam rozdział 😂
Proszę, szufiu Ańku ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro