II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Danielle

Wróciłam do domu koło 11, zaraz po tym, gdy odwiozłam Dylana na lotnisko. Miałam nadzieję, że nie spotkam w nim mamy, która z pewnością będzie chciała podnieść awanturę. Nie miałam siły na jej beznadziejne monologi.

Niestety już po zaparkowaniu wiedziałam, że będę miała kłopoty, gdyż jej samochód stał na podjeździe.

- Wróciłaś - usłyszałam mamę, kiedy wieszałam kurtkę.

- Tak.

- Musimy porozmawiać, Danielle - powiedziała poważnym głosem.

Westchnęłam ciężko.

- W porządku.

Udałam się do salonu, bo jak sądziłam tam właśnie była.

- Słucham? Coś się stało?

- Pytasz się czy coś się stało? Nie wróciłaś na noc do domu nie mówiąc nam o tym.

- Wiem, powinnam była zadzwonić.

- Nie moja droga, nie powinnaś nigdzie wychodzić. Z kim się spotkałaś? Dzwoniłam do dziewczyn i wiem, że nie byłaś z żadną z nich.

- Nie chce o tym mówić.

- Nie pytam czy chcesz, a z kim się spotkałaś?

- Ale nie rozumiesz, że nie będę z Tobą o tym rozmawiać? - podniosłam głos.

- Nie rozumiem i nie życzę sobie byś zwracała się do mnie w tej sposób.

To nie był koncert życzeń mamusiu.

- Oczywiście, przepraszam.

- Nie zgadzam się na to, abyś chodziła gdzieś po nocach.

- Rozumiem.

- To był ten chłopak, tak? Ten, z którym ciągle piszesz?

Zaskoczyło mnie to, że nadal o tym pamiętała, ale nie dałam poznać po sobie żadnych uczuć.

- Nie wiem, o czym mówisz mamo.

- Oczywiście, że wiesz córeczko. Kim on do cholery jest?

- Nie mam pojęcia, daj mi spokój. Idę do pokoju.

- Nie skończyłam jeszcze z Tobą rozmawiać.

- Ale ja tak - powiedziałam i poszłam na górę.

Ta kobieta była tak okropna, że czasem zastanawiałam się, jak znosił ją ojciec. Gdyby on tu był nigdy bym się z nim nie kłóciła. Jasne, że z pewnością nie był on zadowolony z mojego zachowania, ale tato porozmawiałby ze mną na spokojnie, wysłuchał wszystkiego, co chciałam powiedzieć i razem na pewno byśmy doszli do porozumienia. Natomiast mama robiła to stopniowo; najpierw w miarę cicho, bez krzyku, a później rozkręcała się i zaczynała krzyczeć, czasem obrażać mnie albo rzucać jakieś głupie uwagi. Nigdy nie miałam z nią tak dobrego kontaktu, jak z ojcem.

Gorąca kąpiel była moim marzeniem, w momencie, w którym się obudziłam. Wczorajszy prysznic, mimo tego że nie był wcale taki obskurny, nie był szczególnie przyjemny. Łazienka była malutka, a prysznic jeszcze mniejszy.

Leżałam w wannie w otoczeniu pary i dużej ilości piany. Myślałam o wczorajszym dniu, a raczej jego końcówce.

Poszliśmy spać jakoś godzinę później. To znaczy Dylan poszedł, bo ja nie mogłam zasnąć. Najpierw było mi za gorąco, to odkryłam się. Chwilę później za zimno, więc ponownie okryłam się kołdrą. Gdy udało mi się osiągnąć odpowiednie ciepło zaczęłam się wiercić, zupełnie jakby moje ciało dostało symptomu "niespokojnych nóg" z tą różnicą, że wszystko we mnie nie umiało leżeć w jednym miejscu dłużej niż dwie minuty. Natomiast Dylan O'brien leżał spokojnie, niczym małe, urocze dziecko. Nie ruszał, nie wierzgał. Dało się zapomnieć, że w ogóle był obok. Miałam wrażenie, że moja męka trwała wieki, choć w rzeczywistości minęło raptem 1,5 godziny. Zasnęłam na lewym boku, odwrócona do wewnętrznej strony łóżka, to znaczy już prawie zasypiałam, ale dosłownie kilka minut później Dylan odwrócił się twarzą do mnie. Myślałam, że zacznę krzyczeć, że znów nie będę mogła zasnąć, jednak tym razem udało się to bez problemu. Nawet żałowałam, że kiedy pojawiła się okazja do wpatrywania się w jego słodką twarz tak szybko odleciałam. Koniec końców rano obudziłam się nienaturalnie blisko Dylana. Nie wiedziałam czy to ja podczas nocy tak bardzo się do niego przesunęłam czy on do mnie. Choć wnioskowałam, że jednak był to on, gdyż ja w dalszym ciągu leżałam na swojej połowie. Byłam zaskoczona, ale było to miłe zdziwienie. Dylan obejmowała mnie w tali, dodatkowo ściskając materiał mojej koszulki. Miał twarz prawie na moim ramieniu, także czułam jego oddech na karku. Nie mogłam przez to wykonać żadnego ruchu, choć nie ukrywałam, że takie położenie było bardzo przyjemne. Kiedy Dylan zaczął się nieco wiercić, w końcu puścił trzymany bezustannie materiał i odsunął się delikatnie ode mnie.

- Cześć piękna - powiedział zaspanym głosem uśmiechając się przy tym leniwie.

- Dzień dobry, Dylan.

Nadal leżał w tej samej pozycji, tylko już nie przytulał mnie.

- Jak się spało?

- Powiedzmy, że dobrze.

Dylan patrzył na mnie zaspanym wzrokiem niezmiennie uśmiechając się. Chciałam zmienić lekko pozycję, bo robiło mi się powoli niewygodnie, ale wtedy poczułam, że coś z wolna wbijało się w mój tyłek. Zamiast się odsunąć to naparłam na to jeszcze bardziej i wtedy ogarnęłam, czym było owe coś. Zrobiło mi się tak głupio, że nie wiedziałam, co zrobić.

Ja pierdolę.

Dylan był chyba jeszcze bardzo zaspany, bo wcale nie wyglądał na zażenowanego. A może nie bym tym wcale zawstydzony? Przecież to było całkiem normalne u mężczyzn z rana. Nie chciałam zachować się infantylnie, dlatego udawałam, że nic nie czułam. Nawet przestałam się ruszać.

- Powiedzmy?

Rozmawialiśmy tak jeszcze kilka minut, a ja zaczynałam czuć się coraz mniej komfortowo. Jego napierająca na mnie erekcja budziła moje złe myśli. Musiałam kontrolować swoje ręce i chęć odwrócenia się do niego. Gdyby zaczął mnie całować w tamtej chwili chyba puściłyby mi hamulce.

Na szczęście nie doszło między nami do żadnych większych zbliżeń poza całowaniem. Dylan w dalszym ciągu nie pusuwał się dalej niż ostatnim razem. Imponowało mi to, ale również drażniło. Za każdym razem, gdy mnie całował miałam ochotę na więcej i więcej, a on kończył tak szybko...

Odłożyłam wspomnienia przyjemnego poranku na bok i skupiłam się na innej rzeczy. W dalszym ciągu martwił mnie ten sam aspekt - sława Dylana O'briena. Liczyłam się z tym, że jeśli to, co było między nami przerodzi się w coś poważnego będziemy musieli ujawnić się światu, a ta myśl przerażała mnie najbardziej. Bałam się mediów, plotek, tego, jak przedstawi mnie prasa, jak będą patrzeć na mnie w szkole, na ulicy. Nigdy nie przejmowałam się opinią innych, ale to była całkiem inna sprawa. Do tego wszystkiego dochodzili jeszcze jego znajomi z planu...

Boże...

Zanurzyłam się cała w wannie i chwilę byłam pod wodą.

Życie było pojebane.

Przetarłam oczy i westchnęłam.

Może nie byłam dziewczyną dla niego?

Jezu, miałam dość siebie samej. Myślałam w koło o tym samym do jebanego obrzydzenia. Nigdy wcześniej nie miałam takiego problemu. Nie zastanawiałam się czy byłam wystarczająco dobra dla danego faceta. Jeśli nie pasowało mu cokolwiek mógł w każdej chwili odejść. Ale tutaj był kłopot... Nie chciałam, by Dylan gdziekolwiek odchodził...

***

Dylan: Co tam, mała?

Ja: Wszystko w porządku. Miałam rano drobną spinę z mamą.

Dylan: Dlaczego?

Ja: Nie wróciłam na noc i nie dałam im znać o tym.

Dylan: Rzeczywiście, nie pomyślałem nawet o tym. Przepraszam.

Ja: Nie gniewam się.

Dylan: Twoi rodzice mnie nie polubią haha

Dylan: Choć z Twoim ojcem dobrze się rozmawia. Porządny z niego facet. Zawsze nosi tylko garnitur?

Ja: Skąd go znasz? A no tak. Haha, chyba nie ma nic innego w szafie. Ma fioła na punkcie elegancji. Aż dziw, że nie śpi w nich.

Dylan: Haha

Ja: Mógłbyś czasem wziąć z niego przykład.

Dylan: Ja?

Ja: No Ty.

Dylan: Dlaczego?

Ja: Nie ma nic lepszego niż facet w garniturze.

Dylan: Yhy... Nie lubię ich.

Ja: Ale ja je lubię.

Dylan: I co z tego?

Ja: Mój tatuś też je lubi...

Dylan: I?

Ja: Skoro ja je lubię to znaczy, że Ty też haha

Dylan: Zapomnij.

***

Dwa dni później...

Dylan: Tęsknię już... Muszę Cię znów zobaczyć.

Ja: Jesteś całkiem słodki, Dylan. Ale nie mam pojęcia, gdzie moglibyśmy się spotkać.

Dylan: U Ciebie?

Ja: U mnie są rodzice.

Dylan: No tak, więc...

Ja: Chyba, że moi rodzice wyjdą gdzieś. Słyszałam rano przed wyjściem do szkoły, jak ojciec mówił, że chyba będą musieli załatwić coś ważnego. Nie wiem czy są w domu, bo kończę lekcje dopiero za kwadrans.

Dylan: Ogarnij to, bo jak coś mam samolot za pół godziny.

Ja: Jak mam to ogarnąć w tak krótkim czasie?

Dylan: Nie wiem. Wymyśl coś, mała.

Ja: Jasne...

Zadzwonił dzwonek. Od razu zaczęłam pakować wszystko z ławki, by szybko opuścić budynek szkoły. Nie chciałam spotkać po drodze dziewczyn, ponieważ nie miałam ochoty na kolejną dawkę pytań Lany, która ostatnim czasem bombardowała mnie nimi aż za nad to. Czułam się czasem tak, jakby nasza rozmowa stała się policyjnym przesłuchaniem, a to działało mi powoli na nerwy.

Na zewnątrz było całkiem ciepło. Niebo może nie było w pełni bezchmurne, ale też nie zapowiadało się na deszcz. Słońce raz po raz wyłaniało się zza chmur, by ogrzewać LA przyjemnymi promieniami. Nawet wiatr był leciutki, ledwie wyczuwalny. Było dziś naprawdę pięknie.

Gdy byłam na parkingu zadzwonił mój telefon. Na ekranie pisało "Mamusia".

- Tak?

- Jesteś już w domu córeczko?

- Właśnie idę do samochodu. Coś się stało?

- Musieliśmy pilnie pojechać do San Francisco, bo firmie wystąpiły jakieś kłopoty.

- To coś poważnego? - zaniepokoiłam się.

- Tata mówi, że nie. Wrócimy jutro koło południa, Danielle.

- Dlaczego?

- Nie chcę męczyć taty kolejną podróżą.

- No jasne.

- W lodówce wszystko jest. Wiesz gdzie są pieniądze w razie W, nie?

- Tak, mamo... Zapłacę kartą, jak coś.

- No tak kochanie, tylko mówię.

- Jak zawsze - przewróciłam oczami wsiadając do auta.

- Znasz mnie. Okej, muszę kończyć. Zaraz mamy samolot. Kocham Cię, Nel.

- Ja Ciebie też, mamo - rozłączyłam się.

Chciałam napisać do Dylana, ale on wyprzedził mnie.

Dylan: Pierdole. Jadę na lotnisko. Możemy się spotkać gdziekolwiek. Wisi mi to.

Ja: Haha głupek. Masz szczęście, rodzice pojechali właśnie tam, skąd będziesz leciał i wrócą jutro w południe.

Dylan: Serio? Haha

Ja: Yeah, czekam pod lotniskiem.

Dylan: Srebrna Audi?

Ja: Och, tylko Audi...

Dylan: To jakieś zboczenie...

Ja: Nie ukrywam haha

Zanim ruszyłam spod szkoły zadzwoniłam jeszcze do Leo.

- Co tam, siostra?

- Rodzice pojechali do San Francisco.

- Wiem - zaczął się śmiać, jak głupi.

Debil.

- Jesteś już w domu?

- Byłem.

- Jak byłeś?

- No szybko. Ogarnąłem się i już mnie nie ma. A co chcesz? Dać mi buzi i jakąś kasę?

- Ble, jesteś obrzydliwy.

- Nikt tak nie mówi poza Tobą.

- Bo nikt nie wie, jaki jesteś w domu.

- Wal się - śmiał się. - Tak, serio to czego chcesz, bo nie bardzo mam czas?

- A co Ty możesz robić?

- Organizować imprezę?

- Ja pierdolę... Chyba nie w naszym domu?

- No coś, Nel. Starzy by mnie zajebali za taką akcję.

Debil razy dwa.

- Gdzie jesteś?

- U Mika.

- Tego, co mieszka w centrum?

- Brawo, mamo.

- Okej, umówimy się tak. Jesteś sobie na tej patologicznej libacji, robisz co tam chcesz... - wszedł mi w słowo.

- Wszystko, co chce?

- Nie, głąbie. Alko i zioło. Nic poza tym, jasne? I wrócisz maksymalnie koło szóstej rano i później idziesz gdziekolwiek byle nie w domu, by rodzice myśleli, że jesteś w szkole.

- Kurwa, kocham Cię normalnie. Jasne, Nelka.

- Tylko nie mów tak do mnie.

Znów zaczął się śmiać.

To nie mógł być mój brat...

- Okej, Nelka. Wracam o szóstej i za jakieś dwie godziny wypierdalam znów?

- Dokładnie. Nie zrób tylko przy okazji żadnych problemów.

- Tak, mam gumy przy sobie.

- Zajebiście. Masz pieniądze?

- Kartę.

- A są na niej pieniądze?

- A co chcesz mi jakieś dać, to chętnie?

- Nie chce durniu, ale nie płać po nocy kartą, jak coś.

- Wiem, spokojnie. To wszystko?

- Tak.

- Do jutra, Nelka.

Nawet nie chciało mi się tego komentować.

- Do jutra...

Powoli wyjechałam z terenu szkoły i włączyłam się do ruchu. Miasto standardowo było zakorkowane o tej porze dnia. Nie wiedziałam czy jechać do domu i za godzinę znów wyjeżdżać i bawić się w przebijanie się przez miasto czy pojechać prosto na lotnisko i zabić wolny czas na miejscu. Po szybkiej analizie podjęłam decyzję, że pojadę na lotnisko. Nie zapowiadało się bym szybko ruszyła się z korku.

Tuż przed samym lotniskiem wpadłam w kolejny korek. Byłam wściekła. Siedziałam już samochodzie dobre czterdzieści minut i będąc prawie u celu znów stanęłam.

"Jebane Los Angeles." - pomyślałam.

Ruszyłam dopiero dwadzieścia minut później tylko po to, by szukać wolnego miejsca parkingowego. Jak już byłam całkowicie na miejscu to ogarnęłam, że Dylan powinien być tutaj za jakieś niecałe pół godziny.

Poszłam zrobić sobie kawy i od razu wróciłam do auta. Nie chciałam siedzieć na poczekalni pełnej ludzi, bo już i tak miałam kłopot, by dopchać się do automatu z kawą.

***

Dylan: Wysiadam.

Ja: I Ty nie boisz się tak publicznie iść?

Dylan: Ubrałem dresy i bluzę. Może nikt nie ogarnie.

Ja: Haha jasne. Czekam bardziej z tyłu.

Dylan: Mądra dziewczynka.

Ja: Ktoś musi.

Tym razem również nie wysiadłam z auta, tylko czekałam w środku. Dostrzegłam go, jak szedł lekko zgarbiony, z plecakiem na ramieniu. Wyglądał swojsko, normalnie, zwykły facet. Nikt nie szedł za nim, nie zwracał uwagi.

Wszedł do auta i rzucił plecak na tylne siedzenie. Nie powiedział nic, tylko od razu złożył pocałunek na moich ustach. Był szybki, ale bardzo czuły.

- Miło Cię zobaczyć - odparł będąc nadal blisko mnie.

- Ciebie również, Dylan.

Uśmiechnął się, a na jego policzkach pojawiły się małe dołeczki.

Kiedy Dylan zapinał pasy, ja jechałam w stronę wyjazdu z parkingu. Miałam nadzieję, że jakimś cudem uda mk się uniknąć korków.

- Znów mamy cały dom dla siebie.

- Nie ma Twojego brata?

- Coś Ty. Od razu, jak dowiedział się, że nie będzie rodziców zaczął organizować imprezę.

- Dobry jest - śmiał się.

- Nic nie mów. Jak podróż?

- Szybko w miarę.

- Nie to, co autem, nie?

- Spadaj. Zrobiłem to dla Ciebie i gdyby trzeba było zrobiłybym to ponownie.

- Jesteś kochany.

- Nie mów, że to coś nowego.

- Może?

- Jesteś niemożliwa.

Nie odpowiedziałam nic, a jedynie uśmiechnęłam się cynicznie dumna z drobnej docinki.

Skręciłam w przeciwną ulicę, by ominąć główne drogi miasta. Nie była szczególnie pusta, ale na pewno nie panował na niej taki ruch, jak w centrum. Jechałam bezustannie skrótami albo jakimiś bocznymi uliczkami. Poza korkami chciałam uniknąć spotkania dociekliwej prasy, której teraz wystrzegałam się niczym diabeł kościoła.

W domu byliśmy pół godziny później. Złamałam przez to kilka przepisów, ale na szczęście nigdzie nie było policji.

- Jesteś głodny? Może kawy albo coś?

- W menu jesteś Ty?

- Niestety nie.

- To nie chce nic.

Zaśmiałam się.

- Pytam poważnie.

- Ja też mówię poważnie.

Przewróciłam oczami.

- Dylan!

- Tak, jestem trochę głodny.

- W lodówce powinien być jakiś obiad. Mama zawsze gotuje przed wyjściem.

Poszłam do kuchni, prosto do lodówki. Tak, jak sądziłam mama zostawiła obiad. Wyjęłam garnek i rozpoznałam sos do spaghetti.

- Czyli zrobiła spaghetti. Pasuje Ci?

- Gdybyś zrobiła je Ty było by o wiele lepsze. Ale tak, pasuje mi.

- To świetnie. Ugotuje tylko makaron.

Nastawiłam wodę na makaron, po czym skierowałam się do ekspresu.

- Z mlekiem?

- Jak zawsze.

Gotową kawę postawiłam na stole przed Dylanem.

- Skończyłaś?

- Przygotowuję dla Ciebie jedzenie.

- Chciałem zobaczyć Ciebie nie te jedzenie.

- To masz mnie przed oczami.

- Za mało.

- Co byś chciał?

- Nie chciałabyś wiedzieć, skarbie.

- Chce.

- Bardzo? - wstał z krzesła i opuszkami palców podniósł mój podbródek.

- Bardzo.

Przygryzłam dolną wargę i skupiona patrzyłam w jego piękne, brązowe oczy. Ich spojrzenie pochłaniało mnie, widziałam w nich pragnienie, zadume, chęć podjęcia kroku i niezdecydowanie. Zupełnie, jakby walczyły w nim dwie przeciwstawne myśli.

Zrobił krok w moją stronę.

Wzięłam głęboki wdech, na co Dylan uśmiechnął się.

- Masz u siebie laptopa? - zapytał nagle.

Zaskoczona uniosłam brwi do góry.

Że co proszę?

- Słucham?

- Czy masz laptopa? Poszukam jakiegoś fajnego filmu w tym czasie, gdy będziesz robiła obiad.

Kurwa, nie wierzyłam że on naprawdę to powiedział.

- Tak, leży na biurku... - prawie to wyszeptałam.

- Okej, skoczę po niego.

- Jasne, leć, biegnij...

Dylan od razu ruszył w kierunku schodów, a ja przez kilka sekund stałam niczym słup soli bez możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu.

Byłam nakręcona, tak cholernie bardzo, a on to spieprzył. Kurwa... Dość, że nasze całowanie ograniczało się do... samego całowania, a on trzymał przy sobie ręce, jakby nie wiedział, co z nimi zrobić to teraz nawet mnie nie pocałował! Boże, to nie było fair! Nie żyjemy w jakimś zakonie, żadne z nas nie nosiło pasa cnoty albo innych takich. Nie mogłam wytrzymać tych pruderyjnych gierek.

Podeszłam do garnka, by sprawdzić czy woda już się gotowała. Niestety nie. Wyjęłam z szafki makaron i oparłam się o meble.

Od dawna z nikim nie spałam. Brakowało mi seksu, a przy Dylanie nie mogłam oprzeć się wszystkim tym nieprzyzwoitym myślom. Pierwszy raz tak bardzo chciałam, by koleś w końcu mnie przeleciał.

Boże, brzmiałam jak żałosna desperatka. Brakowało mi jeszcze różowej piżamki w jednorożce i pudełka lodów.

Przewróciłam oczami.

Dylan wrócił z laptopem i usiadł przy stole.

- O czym myślisz?

O tym jak Cię zabić i o tym czy nie byłeś przypadkiem impotentem.

- Nic szczególnego.

- Pozwolę sobie skorzystać z niego.

- Rób, co chcesz - powiedziałam i odwróciłam się do kuchenki. Akurat woda zaczęła się gotować, więc zajęłam się makaronem.

- Masz ochotę na komedie romantyczną?

Miałam ochotę na seks.

- Cokolwiek wybierzesz.

- Od kiedy wszystko jest Ci takie obojętne?

Westchnęłam ciężko.

Mógłby się w końcu zamknąć.

- Po prostu coś wybierz - powiedziałam, a ton mojego zabrzmiał nieco ostro.

- No dobra, już dobra.

***

Zaraz po zjedzonym obiedzie posprzątałam w kuchni. Schowałam brudne naczynia do zmywarki, a resztę sosu do lodówki. Dylan w tym czasie wrócił do buszowania w internecie chyba w dalszym ciągu szukając filmu.

- Chcesz się czegoś napić? - zapytałam przecierając ostatni blat.

Dylan uniósł spojrzenie z nad ekranu laptopa i przeniósł je wprost na mnie.

- Nie, dziękuję. Chyba, że jakiegoś drinka. Oczywiście, jeśli napijesz się ze mną.

- Whisky?

- Jasne.

Po skończeniu sprzątania od razu udałam się do salonu. Obok telewizora znajdowała się wysoka, biała szafka, a konkretnej barek na alkohol. To była jedyna rzecz w domu zaprojektowana całkowicie przez ojca. Tato był prawdziwym koneserem whisky, ale nie tylko, bo w swoich zbiorach miał też długoletnie wina czy koniaki. Na zewnątrz zawsze stało odpieczętowane whisky, które aktualnie pijał tata i dwie szklanki do niej. Tym razem był to Johnnie Walker. Miał intensywny bursztynowy kolor, wręcz złotawy. Przyjrzałam się dokładniej butelce. Pisało na niej: "Johnnie Walker King George V". Nie wiedziałam, co to znaczyło dokładnie, ale znając tatę nie było to byle co. Butelka była w połowie pusta. Uznałam, że poczęstuje się owym whisky i przygotowałam klasycznego drinka z colą, lodem i limonką.

- Idziemy do mnie, nie?

- Chyba tak. Pomóc Ci w czymś?

- Obejdzie się. Weź ze sobą laptopa.

Nie czekając na Dylana poszłam na górę, prosto do swojego pokoju. Postawiłam szklanki na biurku i zaraz położyłam się na łóżku.

- Znalazłeś w końcu coś? - zapytałam, kiedy usiadł obok mnie.

- Mówiłaś kiedyś, że lubisz superbohaterów.

- No tak.

- Pewnie oglądałaś "Thora", ale nie mogłem znaleźć nic fajnego, więc pomyślałem o tym.

- Robiłeś to tyle czasu i nie było z tego żadnego pożytku.

- Spadaj.

- Może być. Włącz cokolwiek.

Znałam ten film doskonale, ponieważ oglądałam go kilka razy. Lubiłam większość filmów Marvela, więc chętnie do nich wracałam.

Pierwszego drinka wypiłam stosunkowo szybko. Whisky smakowało wybornie, miałam ochotę na więcej.

- Tak szybko? Jeszcze mi się tu upijesz - śmiał się.

Obawiam się, że nawet jakbym się upiła to przy nim nadal gralibyśmy w karty.

- Musiałabym być Tobą, Dylan.

- Nigdy, mała - wypił drinka na raz. - Następny?

- Jasne - wstałam z łóżka. - Nie zatrzymuj filmu.

Nie brałam ze sobą szklanek, tylko zeszłam na dół po alkohol. By ojciec nie dowiedział się, że próbowałam jego whisky, wzięłam jakieś inne, nieotwarte z barku. Chwyciłam dodatkowo colę i wróciłam do pokoju.

***

Godzinę później byliśmy już po kilku drinkach. Film stał się dla mnie jedynie tłem. Nie mogłam, ba nawet nie próbowałam się na nim skupić. Moje myśli wirowały. Czułam, że gdy wstanę to razem z nimi zacznie wirować cały świat.

Dylan siedział blisko mnie, także stykaliśmy się ramionami. To wystarczyło, by obudzić głupie, pijackie myśli. Nie potrafiłam już siedzieć spokojnie, odwrócić myśli od niego.

- Zajebisty jest ten gość od portalu, nie?- wypalił nagle.

Nie. Nie wiem.

Zajebisty był on i jego głos. I oczy. Uśmiech. Pieprzyki. Wszystko.

Zapragnęłam go dotknąć. Lepiej, pragnęłam by on dotknął mnie. Byśmy przestali w końcu bawić się w jakiś żałosny celibat. Powiedział, żeby mnie przeleciał, ale coś tam za szybko, bo coś tam.

Boże, to było bez znaczenia.

- Ujdzie w tłumie.

- Nel, wszystko w porządku?

Nie.

- Tak, dlaczego?

- Nie wiem, martwię się.

- Ja o Ciebie też.

- O mnie? Dlaczego?

- Nie chce Cię obrazić, Dylan.

- Zrobiłaś to nie raz...

- W sumie tak - zaśmiałam się. - Ale to delikatny temat. Jeszcze zrobi Ci się serio przykro.

- Dam radę. Mów.

- Jesteś gejem?

Dylan zmarszczył czoło i zrobił kwaśną minę.

- Nie, Boże. Skąd Ci się to wzięło?

- A nie wiem, tak jakoś.

- Nie wierzę Ci.

- To masz pecha - wstałam z łóżka, by odłożyć pustą szklankę na biurko. Zakręciło mi się nieco w głowie, ale dałam radę zapanować nad tym. - Co się tak gapisz? Zakochałeś się?

- Jeszcze nie. Ale już bym Cię wziął.

- Gdzie? Do wesołego miasteczka?

- Co? - wybuchnął śmiechem. - Dlaczego akurat tam?

- A dlaczego nie? To romantyczne.

- Chcesz tam pójść?

- Zapraszasz mnie?

- Jeśli tylko chcesz to tak.

- Jezu, ale super - zapiszczałam, jak nastoletnia dziewczynka.

- Wygrasz dla mnie misia?

- Pewnie - odparł i odłożył laptopa na bok. - Coś jeszcze?


Przygryzłam usta i udawałam, że się zastanawiam. W tym czasie Dylan szedł w moją stronę.

- Pocałuj mnie.

Uśmiechnął się i bez słowa wbił swoje usta w moje. To był namiętny, zachłanny pocałunek. Niesłodki i niewinny, jak poprzednie, a wulgarny i bezwstydny. Dylan gwałtownie wsunął język w moje usta, także nie zdążyłam na to zareagować. Próbowałam go zdominować, ale wtedy złapał mnie za włosy i ostro szarpnął do tyłu. Wydałam z siebie gwałtowny pisk, ale nie zwrócił na to uwagi. Przeniósł swoje ręce na moje pośladki i nagle zaczął mnie podnosić. Momentalnie owinęłam ręce wokół jego szyi. Dylan posadził mnie na biurku. Całował łapczywie, nie potrafiłam za nim nadążyć. Robiło mi się gorąco dosłownie wszędzie. Kiedy nagle oderwał usta od moich, wzięłam szybki wdech. Dylan zaczął muskać moją szyję, delikatnie przygryzać, później lizać te drobne malinki. Zrobiło mi się tak dobrze i błogo. Wbiłam palce w jego włosy i zaczęłam je przeczesywać. Dylan schodził coraz niżej, nie chciałam by przestał. Mój oddech stawał się głośniejszy, urywny. Widziałam, jak patrzył na mnie głodnym wzrokiem. Nie było w nim przyzwoitości, zupełnie jak wtedy na Comic Con. Nie potrafiłam wykonać ruchu, sprzeciwu, czułam się bezsilna, zdominowana. Dylan przestał całować moją szyję i ponownie wrócił do ust. Dłońmi jeździł po moich piersiach. Zrobiłam się spięta, zbliżyłam nogi tak, by uda stykały się, ale on prawie w tej samej chwili rozłożył je jeszcze szerzej niż były. Chciałam wziąć wdech, zebrać swoje myśli, wykonać większy ruch, ale nie mogłam. Dylan z niecka wsadził rękę pod moją bluzkę i zaczął dotykać moje piersi bezpośrednio. Wsunął palce pod materiał stanika i leciutko pieścił sutka, który szybko stał się twardy. Robiłam się powoli mokra, choć on nie rozkręcił się na dobre. Powtórzył to samo z drugim, a ja oddychałam coraz głośniej.

- Podnieś ręce do góry - powiedział, a ja bez słowa spełniłam jego prośbę.

Zdjął moją bluzkę i rzucił na ziemię. Sekundy patrzył otwarcie na moje piersi, także dostałam rumieńców na twarzy.

Przeniósł swoje usta w okolice mostku, a prawą dłonią rozpinał właśnie guzik jeansów. Wszystko we mnie zaczynało płonąć, byłam coraz bardziej napalona. Dylan, jak wcześniej złapał mnie za tyłek i zdjął z biurka, by postawić na ziemi. Ściągnął jeansy z moją drobną pomocą. Stałam przed nim w samej czarnej bieliźnie, a on nie krył się ze swoim bezwstydnym spojrzeniem.

- Jesteś piękna kobieta, Danielle - wyszeptał i znów zaczął mnie całować.

Dłońmi balansował po całym moim ciele, choć teraz skupiał się głównie na pośladkach, które raz po raz ściskał i uderzał. To sprawiało, że traciłam całkowitą kontrolę nad sytuacją. Wirowało mi w głowie przez alkohol i przez to, co ze mną robił. Nie miałam siły, by przestać mu ulegać. Dodatkowo krępowało mnie jego głębokie spojrzenie i fakt, że stałam przed nim prawie nago. Ścisnęłam palcami materiał jego koszulki, a Dylan zaczął prowadzić mnie w kierunku łóżka. Opadłam na nie wolno, a on ponownie górował nade mną.

- Zdejmij koszulkę - powiedziałam stanowczo, co zdziwiło mnie samą.

- Od kiedy wydajesz mi rozkazy? - zaśmiał się.

- To nie rozkaz.

- A właśnie tak zabrzmiało.

Całował mnie po szyi, a ja błądziłam dłońmi po jego plecach.

- Proszę, zdejmij ją w końcu...

- Co tylko chcesz.

Chwilę później był w samych dresach.

Swoje usta skierował na moje pierś. Zaczął delikatnie przygryzać skórę, później coraz mocniej ssać. Prawą dłonią jeździł po mojej tali, aż w końcu zatrzymał się przy granicy fig. Zrobiłam głęboki wdech, a Dylan już nie ssał mojej skóry, ale językiem wchodził pod materiał stanika i kierował go wprost na sutka.

O Boże...

Zabrał dłoń z gumki majtek i gwałtownie ścisnął obie piersi. Zajęczałam, gdy wsunął ręce pod stanik i masował je bezpośrednio dotykając skóry. Robił to kilka minut, a ja czułam narastające podniecenie. Skierowałam swoją dłoń na gumkę jego dresów i już chciałam włożyć ją do środka, gdy on nagle przestał mnie masować i zabrał ją stamtąd.

- Nie teraz, mała.

Ponownie zniżył swoje palce w okolice moich fig, ale teraz od razu skierował je na leciutką siateczkę i dwoma palcami zaczął masować łechtaczkę. Zajęczałam, a on jak na zawołanie opuścił moje majtki, by za chwilę zdjąć je całkowicie. Leżałam przed nim w samym staniku i to chyba onieśmielało mnie najbardziej. Znów ścisnęłam nogi bliżej siebie, jakby to miało w czymkolwiek pomóc, a on znów je rozłożył. Patrzył mi głęboko w oczy, pożerał wzrokiem, wręcz napawał się moją uległością.

- Jesteś już mokra, prawda?

- Tak... - wyszeptałam ledwie słyszalnie.

I wtedy on wsadził dwa palce we mnie tak nagle, tak niespodziewanie, że prawie wrzasnęłam.

- Nadal sądzisz, że jestem gejem? - pytał jednocześnie poruszając intensywnie palcami.

- Nie - wydyszałam.

Wbił je głębiej, także poczułam ukłucie bólu. Przymknęłam oczy i całkowicie oddałam się chwili. Dylan penetrował mnie palcami, a ja wiłam się pod jego dotykiem. Jęczałam coraz głośniej, a z każdym dźwiękiem on przyśpieszał. Było mi tak kurewsko dobrze, że nie chciałam by przestał. Ale czułam, że byłam coraz bliżej końca. Dosłownie kilka minut i będzie po mnie.

- Nel, moja piękna... Otwórz oczy.

Zrobiłam to, co chciał i wtedy on zwolnij tempo, i zaczął dodatkowo pocierać kciukiem moją łechtaczkę. Rozchyliłam usta, mój oddech był płytki, walczyłam z pragnieniem zamknięcia oczu, bo widziałam w jego spojrzeniu nakaz nie oderwania wzroku. Chwilę później cały żar, który płonął we mnie od kilku minut wybuchnął, a ja wraz z nim.

Dylan nachylił się i pocałował mnie w czoło.

- Takie umiejętności chyba nie należą do gejów - odparł dumnie.

- Chyba nie...

- Gdzie jest łazienka? - spytał podnosząc się z łóżka.

- Te drzwi na wprost. To moja prywatna łazienka, jak coś.

- Dzięki.

Leżałam kilka sekund i patrzyłam w sufit. W dalszym ciągu czułam się pobudzona, choć nie tak bardzo, jak na początku. Byłam jeszcze rozpalona, to wszystko wirowało w mojej głowie. Przykryłam się kocem, który służył za narzutę na pościel i usiadłam. Dylan po chwili wszedł do pokoju i zajął miejsce tuż obok mnie. Znów pocałował mnie w czoło i posłał ciepły uśmiech.

- Coś nie tak?

- Wszystko w porządku.

- Wyglądasz, jakbyś się czymś martwiła. Chcesz o czymś pogadać?

- Raczej nie. Chce pójść pod prysznic.

- No jasne. Zaczekam.

Wstałam, owinięta kocem i poszłam do garderoby.

- Weź czerwoną. Podobasz mi się w takiej.

- To wezmę białą - śmiałam się.

- No proszę...

- Dobra, tylko daj mi już spokój.

Wzięłam komplet czerwonej bielizny, koszulkę i jakieś szorty, po czym udałam się do łazienki.

Potrzebowałam chwili samotności, spokoju. Musiałam uspokoić swoje myśli i ciało, otrzeźwić umysł. Zdjęłam stanik i weszłam do kabiny prysznicowej. Strumień letniej wody spadł na mnie niczym ukojenie.

Westchnęłam.

Nakładając na gąbeczkę kremowy żel pod prysznic zastanawiałam się nad sytuacją, która miała miejsce przed kilkoma minuty. Czy to wszystko było właściwe? Może to chwila, może za bardzo nas poniosło? Ale chciałam tego... Nie czułam się wykorzystana, to nie było to. Bałam się znów, że to wpłynie na zdanie Dylana na mój temat. Ciągle tylko o tym myślałam, że nie spełnię jego oczekiwań, że nie nadaję się dla kogoś takiego, jak on.

Wyszłam z łazienki jakoś kwadrans później. Dylan siedział przy laptopie i znów coś w nim grzebał.

- Co tam robisz?

- Przeglądam jakieś głupie strony. Jak się czujesz?

- Dziękuję, dobrze - położyłam się obok niego.

- Zimno Ci?

- Trochę.

- Rozbiorę się i możemy wejść do łóżka.

Wstał i położył laptopa na biurku. Zdjął koszulkę i już myślałam, że będzie ściągał też dresy, ale jednak w nich został.

- Wygodnie Ci w nich cały czas?

- Najlepiej - uśmiechnął się.

Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i wtuliłam się w niego. Dylan objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej siebie.

- Możemy leżeć tak codziennie.

- Nie mam nic przeciwko.

- Jesteś zmęczona?

- Może trochę.

Czułam się przy nim tak dobrze, bezpiecznie, jakby to było moje miejsce na ziemi. Wszystkie obawy odchodziły na dalszy plan. Nie chciałam niczego więcej, tylko jego bliskości.

***

Rano obudził mnie hałas dochodzący z dołu. Zaczęłam się wiercić, także Dylan zabrał rękę, którą mnie obejmował i odwrócił się na drugi bok. Miałam ochotę zrobić to samo, ale wiedziałam, że owy hałas to powrót Leo do domu. Dlatego niechętnie wyszłam z ciepłego łóżka, ubrałam bluzę Dylana i zeszłam na parter.

- Ciszej nie umiesz?

- Nie - Leo uśmiechnął się cynicznie, na co przewróciłam oczami.

Wyglądał, jakby nadal był pod wpływem alkoholu. Dodatkowo śmierdział papierosami. Włosy miał w lekkim nieładzie, a koszulkę poplamioną.

- Idź się umyj.

- Coś Ty, Nelka - minął mnie i zmierzał w stronę schodów. - Jak się bawiłaś?

- Dobrze, a Ty? Zaliczone?

- Jak zawsze.

Poszłam za nim na górę i wróciłam do pokoju, w którym Dylan w dalyszm ciągu spał. Usiadłam na brzegu łóżku. W tle słyszałam szum wody, który dochodził z łazienki Leo. Nagle Dylan zaczął się kręcić na łóżku, dotykać dłońmi pustej przestrzeni wokół siebie, zupełnie jakby czegoś szukał. Kiedy przypadkiem dotknął mnie, to od razu złapał mocniej i pociągnął w swoje stronę.

- Gdzie byłaś? - wymamrotał nie otwierając oczu.

- Wrócił mój brat, rozmawiałam z nim chwilę.

- Yhy... Nie boisz się?

- Czego?

- Że tu wejdzie, cokolwiek.

- Nigdy. On chyba wciąż jest nawalony. Poszedł się myć.

- Serio? - zmróżył powieki i zaraz otworzył oczy.

- Yeah...

- Pięknie wyglądasz z rana - posłał mi słodki uśmiech.

- Dziękuję. Ty tak średnio - zachichotałam.

- Wal się.

- Ruszaj dupe. Musisz jakoś wyglądać przecież.

- Nie muszę.

- To nie, ale chociaż umyj zęby. Za jakąś godzinę jedziemy, bo chce zdążyć na drugą lekcję, a przecież musimy jeszcze zachaczyć lotnisko.

- Znów będę za Tobą tęsknił.

- Och... Ja za Tobą też.

- Dałbym Ci buzi, ale wiesz zęby - śmiał się.

- Nie chce.

- To nie.

Kiedy Dylan poszedł pod prysznic, ja udałam się do garderoby. Pogoda za oknem była dość średnia. Niby świeciło słońce, ale jednak chmury, co jakiś czas przesniały je i wtedy robiło się chłodno i ponuro. Dlatego ubrałam czarne jeansy, beżowy, bawełniany sweter, który był lekko oversize i czarne lity. Został mi jeszcze makijaż, który zrobię, gdy Dylan wyjdzie z łazienki. Nie miałam zamiaru malować się zbyt mocno, jedynie chciałam nawilżyć twarz przed ostrym wiatrem, zrobić rzęsy i lekko brwi.

Dylan opuścił łazienkę kwadrans później. Miał na sobie granatowe jeansy i biały podkoszulek. Włosy nie sterczały już we wszystkie strony, choć nie były perfekcyjnie ułożone. Podszedł do mnie i poczułam zapach męskich perfum.

- Wolne.

- Zajmie mi to chwilkę.

- Nie śpiesz się.

Zgodnie z tym, co mówiłam ogarnęłam się w około dziesięć minut. Nie chciało mi się bawić w pełną tapetę, dlatego dziś byłam "natural".

- Zrobiłabym Ci śniadanie, ale Leo jest w domu. Zjesz coś na lotnisku?

- Niekoniecznie. Nie chce by ktoś mnie zauważył.

- I będziesz jechał głodny?

- No tak.

- Przepraszam, cholera.

- Daj spokój, mała. Dziękuję. Idziemy?

***

Droga upłynęła nam stosunkowo szybko, jak na poranne natężenie ruchu. Znów jechałam skrótami, by ominąć główne ulice, jednak tym razem nie złamałam żadnych przepisów.

- Kiedy ponownie Cię zobaczę? - zapytał, gdy zaparkowałam na tyłach lotniska.

- Kiedy chcesz.

- Co jeśli chce ciągle?

- Nie da się tak.

Westchnął.

- Chyba będziemy musieli o tym porozmawiać, Nel.

- O czym?

Odwrócił spojrzenie od moich oczu. Zaczynałam się denerwować.

- Nie wiem, o wszystkim. Będę uciekał - przeniósł wzrok na mnie i złożył pocałunek na moich ustach. Był on czuły i głęboki, w pewien sposób nawet nostalgiczny. - Do zobaczenia, słonko.

- Miłej podróży, Dylan - wyszedł.

Chwilę patrzyłam, jak odchodzi pewnym siebie krokiem, po czym odjechałam gwałtownie z piskiem opon.

--------------
Przepraszam, że tyle trzeba było czekać! ❤


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro