IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dylan

- Holl, nie śpij! - wrzasnąłem podchodząc do rudowłosej dziewczyny.

- Przecież nie śpię - ziewnęła i poruszyła się na krześle. - Czego chcesz?

- Nie bądź niemiła. Nudzę się.

- I co ja mam z tym wspólnego? - spojrzała na mnie głupio.

- Nie wiem gdzie jest reszta.

- I?

- Weź, chociaż staraj się być miła. Dlaczego wszystkie baby są tak wredne?

- Życie. Ona też taka jest?

- Kto?

- No przestań, Dylan - uśmiechnęła się, a jej wyraz twarzy mówił "Wiesz, o czym mówię".

Pomyślałem, że chyba powinien dać już spokój i przyznać w końcu Holland rację. Choć nie podobało mi się, że wiedział o tym ktoś poza Tylerem, ale to ostatecznie nie miało znaczenia. Z czasem każdy pozna prawdę.

- Jest chyba jeszcze gorsza - westchnąłem.

- Już ją lubię - ciepły uśmiech Holl zamienił się na złośliwy. - Przyciągasz same okropne dziewczyny.

- To przeciwieństwo Britt.

- Serio?

- Jest wyjątkowa.

Przewróciła oczami i roześmiała się.

- Ale Ty pieprzysz bzdury, Dylan.

- No co?

- Nic. Chodźmy coś zjeść, bo jestem głodna.

- Jak zawsze.

- Aha?

- Żartuje przecież.

- Nie wierzę Ci - zrobiła minę obrażonej księżniczki, przy czym zmierzyła mnie morderczym spojrzeniem.

- No serio. To był żart. Wcale nie jesz dużo...

- I coś jeszcze?

- I jesteś piękna... - przewróciłem oczami zniechęcony do dalszej wymiany zdań z dziewczyną.

- Wiem - dała mi szybkiego buziaka w policzek - stawiasz lunch.

- Do usług...

Danielle

Dni w szkole były nudne i niezmiernie męczące. Marzyłam by skończyć te klasę i zacząć "żyć", a nie jedynie żyć z dnia na dzień tak samo, przychodząc tu i umierając z powodu bezustannej monotonii. Lekcje francuskiego miałam z Ally i Zaciem. Wcześniej nie zwracałam uwagi na jego istnienie, ale od wczoraj jakoś nie do końca wyleciał mi z głowy.

- Nel, żyjesz? - wyszeptała Ally, gdy nauczyciel pisał coś po tablicy.

- No, co jest?

- Widzę, jak zerkasz na tego pozera.

- Jego obecność zaczęła działać mi na nerwy.

- Olej go. To palant.

- Wiem.

- No właśnie. Powiedz coś lepiej o panu tajemniczym.

Na myśl o Dylanie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Poczułam nawet przyjemne ciepło i zrobiło mi się lżej na sercu, bo wszystko związane z Zaciem zniknęło.

- Jest cudowny... To facet ideał.

- Co to znaczy? Dobry w łóżku?

- Ally! - skarciłam ją, mimo że cały czas szeptałyśmy. - Nie spałam z nim.

- Ale już się widzieliście, nie?

- Tak.

- A całowaliście się chociaż?

- Tak.

- O cholercia... Domyślam się, że zajebiście.

- Bardzo... Ale wiesz to nawet nie o to chodzi. To świetny facet. Taki słodki i kochany. Znosi wszystkie moje okropne żarty i jest przy tym uroczy!

- Serio? Nie obraża się ani nie chce Cię zabić?

- Nie!

- Cud miód. Chce go poznać.

- Obiecuję, już niedługo ustawie nas jakoś w czwórkę.

- Super, Nelka.

Dylan

Znów najadłem się jakiś śmieci w bufecie. Mogłem zamówić jakiś normalny lunch, ale nie miałem ochoty na zwykły obiad. Danielle pewnie będzie zła, że w dalszym ciągu jem sam syf zamiast czegoś, jak to kiedyś powiedziała "porządnego".

Ja: Już po lunchu. A tam słonko?

Oby nie zapytała, co dziś jadłem, bo będę musiał rozważyć opcję kłamstwa.

Nel: Co jadłeś?

Kurwa.

Ja: Dziękuję, było dobre.

Nel: Cieszę się, ale co jadłeś?

Jestem pewny, że zrobi z tego aferę.

Ja: Tortille z podwójnymi frytkami.

- Dylan zaciąłeś się przy tym telefonie? - zapytał Posey, który dosiadł się do mnie i Holl wraz z Dylanem i Codym.

- Nie, sorki.

Zablokowałem komórkę i położyłem obok tacki. Sekundę później zaczął wibrować, a na ekranie pojawił się obraz połączenia.

Nel.

- Przepraszam - powiedziałem i odszedłem od stołu. - Halo?

- Za halo w mordę walą, wiesz?

Zaśmiałem się.

- Nie wiem.

- Serio? Dlaczego znów jesz same śmieci?

- Nieprawda!

- Wcale. Mówiłam Ci byś zaczął jeść normalnie, jak człowiek, a nie ciągle fast foody. Gorzej, bo Ty czasem nie jesz nic. Wiesz, jakie to niezdrowe?

- Nel, skarbie...

- Daj spokój, Dylan - głos miała zły. Wiedziałem, że się nakręciła i będzie mi tak chwilę marudzić. - Nie myślisz w ogóle o swoim zdrowiu, kompletnie zero.

- Nel, skarbie... Wiem - przeczesałem dłonią włosy i spojrzałem na stolik, przy którym wszyscy siedzieli.

Tyler miał zmarszczone czoło i przyglądał mi się uważnie.

- Skoro wiesz, dlaczego nadal robisz źle?

- Przepraszam. To były moje ostatnie frytki...

- Dylan, chce jedynie byś zaczął dbać o swoje zdrowie.

- Jasne, rozumiem. Będzie, jak chcesz... - westchnąłem ciężko. Po raz kolejny czułem się zmęczony rozmową z kobietą. Najpierw Holl i jej humorki, teraz Nel i jej kazania. Zupełnie, jakbym miał dwie dziewczyny, choć w rzeczywistości nie miałem nawet jednej!

- Mam nadzieję! - nagle głos Danielle stał się wesoły. - Miłego dnia! Buziaki!

- Yeah... Miłego, dzięki...

Rozłączyła się.

Wróciłem na swoje miejsce.

- Co tam? Mamusia pytała czy zjadłeś kanapki? - zażartował Dylan.

- Wal się - wziąłem frytki i zacząłem jeść.

Danielle

Kochałam denerwować Dylana w każdy możliwy sposób. Tym bardziej, gdy sam się podkładał, nie byłabym sobą, gdybym tego nie wykorzystała.

- Co robisz dziś po południu? - spytała Ally, kiedy wyszłyśmy z klasy.

- Raczej nie mam żadnych planów.

- To świetnie. Chcesz skoczyć na kawę?

- Pewnie.

- Ogólnie to wolałabym pogadać z Tobą sam na sam, bez Lany.

Zmarszczyłam czoło zdziwiona słowami dziewczyny.

- Jakiś konkretny powód?

- Dość błahy. Powiem Ci później.

Dalej szłyśmy w ciszy. Rozglądałam się po twarzach ludzi idących szkolnym korytarzem. Niektórzy szli samotnie wyłączeni z zamieszania, które tworzyło się na każdej przerwie. Wyglądali na zamyślonych, a może byli zwyczajnie przygnębieni codziennością? Na pewno odstawali od większości, która nakręcała chaos głośnym śmiechem i krzykiem, który chyba miał być rozmową. Ich miny były smutne, a ruchy powolne, także gubili się w tłumie, co chwila popychani przez innych. To byli najczęściej uczniowie młodszych klas, gracze komputerowi, kujony lub ludzie, którzy mieli dziwaczny styl. Zawsze, gdy przyglądałam się takiemu zjawisku robiło mi się ich żal. To musiało być okropne odstawć poza grupę. A może inność była ich wyborem? Czasem takie wyalienowanie pozwalało spojrzeć na świat z lepszej strony, nabrać dystansu i spokoju. Zastanawiałam się nad tym, jak dobre chwili musiało być takie życie, w którym nikt nie zwracał na Ciebie szczególnej uwagi. Wtedy stajesz się tłem, powietrzem, a szkolny gwar nie dotyczy Cię, nie martwisz się nim. Nie byłam najpopularniejsza w całym liceum, ale znałam trzy czwarte ludzi chodzących tutaj. Ci ludzie przez rozpoczęciem ostatniej klasy zapraszali mnie prawie, co tydzień na imprezy, ogniska albo inne takie okazję, gdzie picie alkoholu i palenie zioła było czymś normalnym. Odeszłam trochę od tego towarzystwa, ale popularność została. Nie męczyło mnie to. Lubiłam czasem być w centrum uwagi, lubiłam jak inni mi czegoś zazdrościli, ale chyba te pragnienia już przestały mieć dla mnie znaczenie. Po rozstaniu z Zaciem część mnie zniknęła wraz z nim. Imprezy, alkohol i seks zawsze, i wszędzie, ten wir wydarzeń, wokół których kręciło się moje życie ustał, skończył się. To byłam dawna ja. Czułam, że tamten rozdział był zamknięty. Pozostały jego wspomnienia i kilka następstw. Dlaczego teraz o tym myślałam? Wiedziałam, że już niedługo wróci czas, gdzie znów będę głównym tematem do rozmów i plotek. Tylko tym razem, to wszystko będzie sieciowym wiralem, który będzie wędrował poza liceum w Los Angeles. I to ja będę zazdrościć tym wyobcowanym ludziom, że są powietrzem, nic nie znaczącą personą niknącą wśród ludzi. A ja stanę się właśnie takim dziwakiem, który swoją obecnością będzie podsycał nakręcony gwar. To będzie ten rozdział, którego nigdy nie zamknę do końca.
Allyson zatrzymała się przy swojej szafce i szukała czegoś w niej namiętnie.

- Boję się - powiedziałam bardziej do siebie niż do niej.

- Coś mówiłaś? - zamknęła szafkę.

- Nie. Chodźmy już.

Dylan

- Z kim bajerowałeś przez telefon? - zagadał mnie Tyler, gdy szedłem w stronę planu.

- Z Twoją starą.

- Mówiłem byś się odwalił od mamusi.

- Nigdy. Cyndi jest super! - zaśmiałem się wspominając wiecznie uśmiechniętą mamę Poseya.

- Lecz się. Wpadasz jutro na imprezę?

- Jutro?

- No tak. Jutro.

- Pewnie.

Kurwa.

Przecież nie wiem czy Danielle się zgodzi. Ale ona nie była moją dziewczyną! Nie musiałem pytać jej o zgodę. Choć może powinien wspomnieć, że idę? Że chciałbym pójść... Cholera, chyba nie wypada teraz iść gdzieś samemu bez niej...

- Zajebiście.

- Albo nie wiem. Dam Ci jeszcze znać.

- Dlaczego? Coś się stało?

- Nie, po prostu muszę - zrobiłem pauzę. Co musiałem? - Sprawdzić czy mam czas.

Tyler spojrzał na mnie wzrokiem, który krzyczał: "O czym Ty mówisz typie?"

- Stary, co Ty wygadujesz?

- Serio, muszę wiedzieć.

Danielle

Poprawiałam makijaż w szkolnej toalecie, gdy przyszedł mi pierwszy sms. Od razu pomyślałam, że to Dylan, dlatego zignorowałam to. Chciałam dokończyć malowanie ust.

Wibracje nasilały się.

- Kurwa... - powiedziałam pod nosem.

Dylan: Dostałem zaproszenie na imprezę.

Dylan: Chce na nią iść.

Dylan: Co o tym sądzisz?

Dylan: Nel?

Dylan:???

Skrzywiłam się czytając kilka razy pod rząd wiadomości. Z jednej strony byłam rozbawiona - Dylan w jakiś sposób pytał mnie o pozwolenie, a z drugiej wściekła - planował pójść na imprezę beze mnie. Sądziłam, że na etapie, na którym znajdowała się nasza relacja bardziej na miejscu było wzajemne staranie się o swoje względny i robienie jak najlepszego wrażenia, ale najwidoczniej się myliłam. Impreza, na której będzie masa kobiet, a w nich nie będzie mnie nie podobała mi się ani trochę. Pomysł pójścia tam samemu, w jakiś sposób umniejszał jego może niegłębokie, ale (jak myślałam jeszcze chwilę temu) szczere uczucia i zapewnienia. W prawdzie żadne z nas nie obiecywało sobie nic szczególnego, ale to chyba oczywiste, że jeśli impreza to jedynie wspólnie albo wcale. Przynajmniej dla mnie to było oczywiste. Zrobiło mi się nawet przykro, bo przypomniałam sobie o naszym intymnym zbliżeniu i poczułam się wykorzystana. Złość zmieszała się z odrobiną smutku, także teraz straciłam chęć do reszty dnia. Schowałam pomadkę luzem do torby, umyłam ręce i uważnie przyjrzałam się swojemu odbiciu. Idealnie podkreślone usta zwracały szczególną uwagę, choć kolor szminki był nude. Dalej oczy i ich długie rzęsy dziś wspomagane przez kępki sztucznych rzęs. Włosy miałam standardowo pofalowane przy końcach i ułożone na ramionach. Nie widziałam na twarzy żadnych emocji. Zupełnie, jakby wszystkie spłynęły razem z ostatnimi kroplami lodowatej wody. Choć czułam zamiast chłód, jak wszystko we mnie płonęło. Wbiłam wzrok w swoje odbicie i patrzyłam ostro, chyba próbując zabić spojrzeniem samą siebie.

Komórka zawibrowała. Kolejna wiadomość.

Dylan: Jesteś tam?

Ja: Tak. Pytasz mnie o pozwolenie?

Dylan: Nie, o zdanie. A co?

Ja: No wiesz, zrób jak uważasz.

Dylan: Nie chce byś była na mnie zła.

Za późno O'Brien.

Ja: Nie jestem.

Dylan: To będzie impreza jedynie z ludźmi z obsady.

To miało być jakieś usprawiedliwie?

Ja: I?

Dylan: Więc to jak zwykły wypad.

Ja: Dylan, nie musisz mi się tłumaczyć. Możesz robić, co chcesz. Odezwę się później.

Dylan: Coś się stało?

Ja: Jestem w szkole. Jak skoczę zajęcia idę z Allyson na kawę.

Dylan: W porządku. Tęsknię za Tobą, Danielle.

Ja: Do później.

Wrzuciłam telefon to torebki i udałam się w stronę gabinetu angielskiego. Na tej lekcji mogłam wyłączyć się całkowicie, a pytanie nauczycielki w dziewięćdziesięciu procentach nie zaskoczy mnie.

Zajęłam swoje miejsce, w rzędzie pod oknem, prawie że ostanie. Ławka była jednoosobowa, więc nie musiałam znosić niechcianego towarzystwa. Wyjęłam książkę, zeszyt i długopis. Planowałam udawać zainteresowanie, a do tego musiałam choćby trzymać pisak nad kartką, co to by robiąc notatki.

Rozmyślałam nad ostatnim spotkaniem z Dylanem. On zawsze był taki uroczy, aż dziw, że gdy zaczął mnie całować ten jego chłopięcy urok zniknął, a na jego miejsce pojawiła się męska pewność siebie i stanowczość. Podobał mi się w takiej wersji, choć czułam, że dominował mój charakter. Nigdy żaden facet tego nie osiągnął, nawet Zac. Zawsze miałam w sobie ten pierwiastek niezależności, to coś, co buntowało się we mnie za każdym razem, gdy ktoś za dużo mi narzucał. Przy Dylanie było inaczej. On mnie pochłaniał, on czegoś chciał, a ja od razu pragnęłam mu to dać. Może to alkohol? Ale czułam, że teraz też bym tak postąpiła. To chyba jego fizyczność sprawiała, że czasem miałam w mózgu wodę.

Zaczęłam rysować jakieś kwiatki po marginesie. Chciałabym by on był już mój całkowicie. Choć czułam strach na myśl o konsekwencjach tej decyzji, ale wiedziałam, że był ich wart.

Dylan

- I co masz jutro czas? - zapytał Posey po tym, jak szef zarządził przerwę.

- Yeah.

- Koło 8 u mnie.

Byłem ciekaw, co słychać u Danielle. W dalszym ciągu się nie odezwała, a wiedziałem, że skończyła już zajęcia. Brakowało mi rozmowy z nią, takiej na żywo. Najlepiej nocy z nią. Potrzebowałem właśnie tego rodzaju relaksu.

Ja: Jak leci słońce?

Nel: Do przodu.

Ja: Jesteś zła?

Nel: Nie, dlaczego?

Ja: Jestem zmęczony, chciałbym zasnąć dziś obok Ciebie.

Nel: To słodkie. Długo będziesz jeszcze na planie?

Ja: Może z 2-3 godziny.

Nel: Znów Ci coś nie wychodzi?

Ja: Znów?

Nel: Jak kojarzę Twoją grę, to reżyser nie był zadowolony.

Ja: Haha spadaj. To nie była moja wina.

Nel: A czyja?

Ja: Twoja obecność rozpraszała mnie.

Nel: Romeo... Nie tłumacz się.

Ja: Mówię prawdę!

Nel: Jasne.

Ja: Miałem wrażenie, że ciągle na mnie patrzysz, serio zapomniałem przez to tekstu i wkurzyłem szefa jeszcze.

Nel: To było zabawne.

Ja: Bardzo.

Nel: Tchórz. Nawet nie potrafiłeś przyznać się, że to z Tobą rozmawiałam. Sądziłam, że ktoś taki, jak Ty nie ma takich problemów.

Ja: Co to znaczy ktoś taki, jak ja?

Nel: No wiesz jesteś sławny, raczej nie brakuje Ci pewności siebie ani nie masz problemu z kobietami.

Ja: Widzisz we mnie tylko gwiazdę? Serio? To sprawia, że jestem jakiś inny? Lepszy czy gorszy?

Nel: Dylan, coś Ty. Oczywiście, że nie. Po prostu nie myślałam, że możesz mieć taki kłopot.

Ja: No jasne, sławni ludzie nie mają takich uczuć. To problemy znane jedynie szaremu człowiekowi. Miałem nadzieję, że choć trochę mnie poznałaś przez ten czas. Poza tym, już drugiego spotkania powinnaś dostrzec moją
drobną słabość.

Nel: Dylan... Nie złość się proszę.

Ja: Serio, chciałem jedynie byś widziała we mnie zwykłego chłopaka. To tak wiele?

Nel: I widzę to.

Ja: Nie, Danielle. Widzisz gościa z serialu, „Boskiego Dylana". Gdybyś widziała więcej, wiedziałabyś o czym teraz mówię. A jestem przekonany, że w dalszym ciągu nie masz pojęcia.

Nel: Może jestem mało spostrzegawcza? Ale nie chciałam Cię urazić, Dylan...

Ja: Nie uraziłaś. Powiedziałaś, co o mnie myślisz, a to ważne.

Nel: Dylan to nieprawda.

Ja: Daj spokój. Wracam na plan. Do później.

Nel: Porozmawiajmy proszę

Ja: Takie rozmowy można dokończyć na żywo.

Nel: Wiem... Ale sam wiesz, jak to wygląda.

Ja: Jasne. Latam za panną, a ona ma fun, bo złapała pełną uwagę celebryty.

Nel: To nie tak, wiesz o tym.

Wrzuciłem telefon do tylnej kieszeni. Byłem tak wściekły na siebie i na nią. Naprawdę sądziłem, że poznałem dziewczynę, dla której nie liczyło się to kim byłem na zewnątrz, a właśnie to, co miałem w sobie. Tak bardzo się starałem pokazać jej, jaki jestem. Kurwa starałem się o wszystkie jej względy, uśmiech. Nie rozumiałem dlaczego na świecie panował ten chory pogląd, że gwiazdy to ludzie, którzy nie posiadają wad, słabych stron. To chyba media tworzyły wokół sław te beznadziejne otoczki chodzących ideałów, bez cienia skazy czy choćby jednej złej cechy. Świrowałem już od tego głupiego pierdolenia „Dylan jesteś najlepszy, najprzystojniejszy, naj to czy tamto". Nie czułem się w niczym „naj", tak jak powinna była się czuć gwiazda. Jeśli miałbym się czuć, jak celebryta z krwi i kości to musiałbym być w środku pusty i bezwartościowy, a chciałem wierzyć, że jeszcze miałem coś do zaoferowania światu poza głupim uśmiechem w kierunku fleszy. I ona była czymś dobrym, normalnym, takim prawdziwym. Nie sztucznym, jak świat mediów, w którym każdy Twój ruch był inwigilowany. Ona dawała mi uczucie normalności, przy niej nie musiałem czarować uśmiechu na siłę ani grać. A teraz czułem się pusty, jak ta gwiazda, za którą mnie uważała.

Danielle

Nigdy nie pokłóciłam się tak bardzo z Dylanem. Byłam zła na siebie, że dopuściłam do tak poważnej wymiany zdań. Wiedziałam, że Dylanowi bardzo zależy na prawdziwości naszej relacji, wszystkim tym, co rzeczywiste i głębokie, a nie płytkie oraz infantylne. A zachowałam się trochę w taki głupi sposób, że uznałam zdanie mass mediów za dobry wyznacznik. Choć w rzeczywistości widziałam w nim zwykłego faceta, znałam go trochę, tego jaki był naprawdę, a nie jakiego kreowały go tabloidy. Poraz kolejny w swoim życiu przez złe dobranie słów i niepełne przemyślenie wypowiedzi, kogoś zraniłam. Powinnam poświęcić mu więcej uwagi na spotkaniach, docenić bardziej to, co dla mnie robił, a nie gdzieś z tyłu głowy nadal ekscytować się, że to „Dylan Pieprzona Perfekcja O'Brien". To był jedynie Dylan O'Brien, facet, który w rubryce zawód miał wpisane „aktor". To wszystko, nic poza tym. Miałam całą jego uwagę, a właśnie lekko to spieprzyłam.
Westchnęłam ciężko i patrząc w okno wzięłam łyk kawy. Nie mogłam tego zostawić w ten sposób.

- O czym chciałaś dokładnie pogadać? - zwróciłam się do Allyson.

- O Tobie. Jesteś ostatnio bardzo skryta, mało rozmawiamy.

- Wiem, przepraszam.

- Nie chciałam mówić o tym przy Lanie, wkurza mnie jej głupie podejście ostatnio.

- Nie ukrywam, że mnie też.

- Więc, opowiadaj kim on jest.

- To długa historia...

- Mamy cały dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro