VIII cz. II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Telefon wysunął mi się z ręki i opadł na pościel. Westchnęłam i przeniosłam spojrzenie zza okna na wnętrze pokoju. W tej ciszy czułam się jeszcze bardziej osamotniona i bezsilna, ale wiedziałam, że nie będę mogła leżeć tak w nieskończoność. Musiałam choć troszkę wykrzesać siły na doprowadzenie się do porządku.

Poszłam do łazienki i ponownie obmyłam twarz zimną wodą. Wytarłam ją o ręcznik i spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam na zmęczoną i smutną dziewczynę, którą ktoś na siłę wyrwał z łóżka. Miałam cienie pod oczami i zaczerwienione policzki (te ostatnie to pewnie efekt lodowatej wody). Przystąpiłam do powolnego procesu zwanego bliżej „nakładaniem tapety", a jako że nie miałam nic specjalnego do roboty i robienie makijażu w jakiś dziwny sposób sprawiało mi przyjemność, to skupiłam na tym całą uwagę.

Tak dokładny makijaż zajął mi blisko godzinę czasu. Nie powiem, przyłożyłam się do niego, ale nie po to by wyglądać jak „Beyonce", ale by jak najlepiej zakryć oznaki braku chęci do życia i zapadnięte oczy. Zrobiłam delikatne smokey eyes i doczepiłam kępki rzęs. Standardowo pomalowałam brwi, nałożyłam podkład, puder i tym razem również rozświetlacz. Na usta pomadkę w odcieniu nude, by nie wyróżniały się na tle tak „umalowanej" buzi. Znów przyjrzałam się sobie w lustrze i jedyną zmianą jaką dostrzegłam to ładna twarz i brak zmęczenia, które ukryło się pod warstwami kosmetyków. Westchnęłam ciężko, próbując zmusić się do uśmiechu, ale na próżno. Rozpuściłam włosy i szybko zaczęłam je rozczesywać. Wyglądały całkiem znośnie, ale wolałam je nieco poprawić, dlatego uruchomiłam lokówkę. Podkręciłam końcówki i spryskałam wszystko lekko lakierem. Byłam niemal gotowa na przyjazd boskiego Dylana.

Ostatnim „etapem" moich „przygotowań" był dobór garderoby. Postawiłam na czarne jeansy i sweter typu oversize w odcieniu szarości. Nie miałam ochoty na żadną biżuterię, ale coś mnie podkusiło i włożyłam łańcuszek od Dylana. Nie był on widoczny bezpośrednio, ale ukrywał się za golfem.

Położyłam się na łóżku, zastanawiając się jak całe te pożal się Boże spotkanie widzi Dylan. Chyba nie sądził, że przyjedzie do mnie do domu i jak gdyby nic, zbiję piątkę z moim ojcem, i bratem? Absurdalność tego pomysłu wywołała we mnie lekkie rozbawienie.

Ja: Właściwie, to gdzie się spotkamy?

Dylan: Improwizujemy?

Ja: Liczę na Twoją kreatywność : )

Dylan: Nie zawiodę Cię.

Prychnęłam. Im bliżej było do spotkania, tym bardziej złościłam się na niego. Jeśli sądził, że jego przyjazd złagodzi nieco moje nerwy to był w sporym błędzie. Ostatnie kilka dni były czymś przełomowym w moim życiu. To wszystko wymknęło się z pod kontroli, działo się za szybko. Czułam się tym przytłoczona oraz całkowicie samotna i bezbronna. Potrzebowałam rozmowy i wsparcia, ale nikt z moich bliskich nie mógł mi go dać. Wiedziałam, że niektórych odsunęłam na własne życzenie, ale to właśnie ten, który był w stanie mi pomóc, nie zrobił tego. Czy byłam w takim razie jego drugą opcją? To ja izolowałam się od rodziców i przyjaciół dla naszego dobra, a w zamian za to otrzymałam solidy strzał w twarz. A może za dużo wymagałam od Dylana? Przecież nie jesteśmy nawet parą! Ale stało się to, co się stało. To wszystko już, to rozlane mleko. Musiałam uporządkować swoje chaotyczne życie, by odzyskać pełną władzę. Potrzebowałam spokoju, by odsunąć emocje na bok, by wszystkie problemy dokładnie przemyśleć i znaleźć rozwiązanie.

Od kiedy nasza relacja przeszła na wyższy poziom, moje życie gwałtownie przyśpieszyło. Zupełnie, jakby ktoś spuścił dotychczas zaciągnięty hamulec ręczny. Powinnam była wiedzieć, że związki z gwiazdami to nie to samo, co szkolne miłostki. Tutaj wszystko było tak samo ważne. Kiedyś nie liczyłam się tak bardzo, ze zdaniem rodziców jeśli chodziło o chłopaka. A teraz? Teraz bałam się o tym mówić, bo poza ewentualną krytyką rodziców, dochodziło jeszcze zdanie społeczeństwa, ba chyba całej Ameryki! Te myśli paraliżowały moje ciało, czułam na sobie zimne poty i ogromny ból brzucha. Zawsze prędko je odsuwałam, ale one wracały. Wiedziałam, że niedługo nadejdzie czas, w którym przyjdzie mi się z nimi zmierzyć. Wszystkie decyzje mają swoje konsekwencje, a czułam, że im dłużej to trwało, tym bardziej nie chciałam z tego rezygnować. Tak, mogłabym palić wszystkie mosty po drodze, byle nie zostawić go. To było niesamowite, jak wiele potrafiłabym poświęcić dla Dylana, choć strach ani na trochę mnie nie opuszczał. Nie wiedzieć czemu, bezustannie czułam się dla niego nieodpowiednia. Pochodziliśmy przecież z dwóch różnych światów. Moje życie zawsze zależało tylko ode mnie, nigdy nie podlegało kontroli czy ingerencji osób trzecich (pomijając oczywiście rodziców). Jednak z czasem to też miało ulec zmianie, ponieważ każdy mój ruch stanie się szczegółowo weryfikowany i oceniany przez cały świat. To będzie presja, z którą przyjdzie mi się zmierzyć.

***

Obserwowałam go jak zmierzał w kierunku samochodu, z rękami schowanymi w kieszeń bluzy. Twarz miał ukrytą w kapturze, także nie mogłam odczytać z niej żadnych emocji.

- Cześć – powiedział wchodząc do auta. – Jedź poza LA – dodał, zatrzaskując drzwiczki.

Nie odpowiedziałam nic, jedynie rzuciłam okiem w jego kierunku, po czym odjechałam gwałtownie z parkingu, zostawiając za sobą pisk opon. Ignorując przepisy drogowe, przyśpieszyłam chcąc szybko znaleźć się na drodze wyjazdowej z miasta.

- Nie bardzo wiem, co mówić... - zaczął niepewnie.

- Cokolwiek, Dylan.

Westchnął.

- Tęskniłem za Tobą, mała.

- Ale nie muszą to być takie banały – odparłam kąśliwie.

- Nazywasz to banałem? Proszę, przestań się złościć... Jestem tu dla Ciebie, mówiłem, że będę zawsze, kiedy będziesz mnie potrzebować.

- Wczoraj Cię potrzebowałam. A, tak by the way, jak impreza?

- Nie udawaj, że Cię to obchodzi.

- Masz rację, nie będę. Mam to całkowicie gdzieś – przycisnęłam pedał gazu.

- Wiem, że zachowałem się nie do końca fair względem Ciebie. Przepraszam, naprawdę... Jesteś moją pierwszą... - przerwał na chwilę, chyba brakło mu słowa – nie potrafię tego jeszcze nazwać, ale jesteś pierwszą kobietą, z którą zacząłem się spotykać po tak długiej przerwie. Może to dlatego tak opornie idzie mi przyzwyczajenie się do myśli, że jest ktoś ponad mną, ktoś kogo zdanie w gruncie rzeczy staję się dla mnie najważniejszym? Nie chciałem Cię zranić, nie chciałem byś czuła się samotna. Obiecuje, że nigdy więcej się tak nie zachowam, a następna impreza będzie tylko wtedy, gdy zechcesz pójść na nią ze mną.

Przeniosłam spojrzenie na Dylana, jego twarz wyrażała skruchę i nadzieję. Uśmiechał się delikatnie, niczym chłopiec, który spsocił coś młodszej koleżance. Jego słowa rozczuliły mnie nieco, a poziom złości momentalnie opadł. Prawdziwość tego wyznania wprawiła mnie w dezorientację.

- Hm... Ja nie wiem, co powiedzieć. Miło mi bardzo – odparłam zmieszana – ale to nie zmienia faktu, że zachowałeś się okropnie. Cały wieczór miałeś mnie gdzieś.

- To nie tak... Myślałem o Tobie tylko, że impreza wymknęła się trochę z pod kontroli.

- Co to ma znaczyć? – zaniepokoiłam się.

- Wiesz, chyba przesadziłem z alkoholem – powiedział niepewnie drapiąc się po głowie. – Urwał mi się na trochę film, a później jakoś poszło.

- Oo proszę... To ładnie się bawiłeś. Nie mów nic więcej. Nie chce mi się tego słuchać – odpowiedziałam nie kryjąc powracającej złości.

- Nel, no co Ty... Nie zrobiłem nic złego, jeśli masz coś takiego na myśli.

- No ta, zwyczajnie schlałeś pałę.

- Yyy... w sumie tak – zachichotał. – Ale naprawdę nie gniewaj się już na mnie. Nie lubię, gdy się złościsz.

- To mnie nie wkurzaj, to nie będę miała do tego powodów.

- Oczywiście słońce – podniósł moją dłoń, którą trzymałam na drążku zmiany biegów i ucałował. Na mojej twarzy wymalował się uśmiech i ponownie poczułam jak negatywne emocje w końcu odpuszczają. Ten słodki gest przyniósł ze sobą znajome ciepło, które utuliło moje zranione serce. - Czyli przeprosiny przyjęte?

- Chyba tak.

- Chyba? Ale okej, w porządku – zaśmiał się. – Postaram się byś w mgnieniu oka zapomniała o tym drobnym incydencie.

- Nie zamieciesz tego tak łatwo pod dywan – odparłam hardo.

- Domyślałam się, mała. Ogólnie chciałbym porozmawiać gdzieś, tak na spokojnie.

- Możemy pojechać na plaże. W takie trochę odludne miejsce.

- Jestem za, prowadź.

Następny kwadrans nie mówiliśmy nic. Ciszę zagłuszało jedynie radio, z którego cichutko leciał „Motel California". Wsłuchałam się w słowa piosenki, tym samym odpływając nieco poza bieżące problemy. Patrzyłam na drogę, na mijane samochody i słońce, które przebijało się przez chmury. Krajobraz z każdą chwilą stawał się piękniejszy.

Zaparkowałam na poboczu, który otaczał drobny lasek. Od tego momentu wystarczyło jedynie przejść spacerkiem dziesięć minut, by trafić na plażę. Znalazłam te miejsce przypadkiem z dziewczynami, gdy pewnego razu złapałyśmy gumę. Podczas czekania na lawetę (nie miałyśmy koła zapasowego), z nudów zaczęłyśmy chodzić i tak wyszło, że odkryłyśmy te małe cudo.

- Dokąd teraz? – zapytał wysiadając.

- Pokaże Ci.

- Okej, więc co mnie ominęło?

- Powiedziałam o nas Lanie – odparłam, patrząc od razu na niego.

- Oo... To ta druga przyjaciółka, tak?

- Yeah...

- I co jest nie tak z tym faktem?

- Posłuchaj... Mówiłam Ci, że od dłuższego czasu ją zbywałam. No więc wczoraj na lunchu siedziałam z Ally. Rozmawiałam z nią, coś tam i przyszła Lana. Od razu zaczęła mnie atakować, że nic jej nie mówię od dłuższego czasu, ciągle coś ukrywam itp. Cholera... No w końcu ona obraziła mnie – przerwał mi.

- Co powiedziała?

- Hm... mniejsza w to. Po prostu to było złe i ja... wkurzyłam się, pokazałam jej Twoje zdjęcie i rzuciłam jedynie coś w rodzaju, że „To on", i poszłam sobie do domu.

- Czekaj, zwolnij. Lana miała do Ciebie pretensje, że ją ignorujesz?

- Nie ignoruje, po prostu nie mówiłam jej wszystkiego. Wiesz przecież...

- No tak, ale zwróć uwagę, że z jej perspektywy to może wyglądać całkowicie inaczej. Może według niej ją odtrącasz? No bo w sumie tym właśnie jest takie zbywanie, brak rozmowy. Nie myślałaś o tym w ten sposób?

Spojrzałam na Dylana, już otwierałam usta chcąc wtrącić swoje zdanie, ale nagle zamknęłam je. Perspektywa, którą zasugerował wydała mi się niespodziewanie bardzo prawdopodobna. Dotarło do mnie, że bezustannie kierowałam się jedynie swoim dobrem. Wszystko, co dotychczas robiłam „podciągałam" pod siebie, byle wyciągać ze wszystkiego jak największe korzyści i jak najmniej na tym stracić. Traktowałam przyjaciółki tak, jak było mi wygodnie. Nigdy jakoś nie postawiłam się w ich sytuacji, może dlatego tak mocno mnie to teraz uderzyło.

- Cholera, miałam wyrzuty sumienia, ale nie patrzyłam na to tak... Głupio mi teraz.

- Przykro mi, że tak wyszło.

- Daj spokój. To moja wina, że ją okłamywałam. Powinnam była powiedzieć im to razem, a nie na boku kolaborować z Ally. Z resztą teraz to i tak nie miało już znaczenia. One wiedzą kim jesteś. I tak by wiedziały, nie rozumiem dlaczego tak postępowałam. Sama jestem sobie winna.

- Możliwe, że masz rację. Ale to nowa sytuacja dla Ciebie, nie bądź więc tak surowa – odparł łagodnym głosem. – Moi koledzy myślą, że jestem szurnięty, bo ciągle wiszę na telefonie – dodał próbując mnie rozbawić.

- Bo jesteś – zaśmiałam się.

- Nie przejmuj się tym, przejdzie jej. W końcu jesteście przyjaciółkami.

Spojrzałam na niego, w te brązowe oczy pełne spokoju i radości. Na ich widok nie sposób było powstrzymać uśmiech. Chyba potrzebowałam takich prostych słów, zwykłego wsparcia, rozmowy, bo momentalnie poczułam się lepiej. A może chciałam by Dylan był przy mnie?

- Pewnie masz rację. Dziękuje, że przyjechałeś.

- Drobiazg. Ale kojarzę, że pisałaś coś że wkurzył Cię Zac. To Twój były chłopak, tak?

Boże, Zac!

Naprawdę musiał sobie o nim przypomnieć? To nie była chwila na rozmówki o ex, w zasadzie nigdy nie ma takich chwil. Nienawidzę o nim mówić, wspominać tego wszystkiego. To dla mnie żenujące. Po co o nim mówiłam?

- Tak, ale to w sumie nieważne już – odpowiedziałam pośpiesznie.

Dylan zaśmiał się pod nosem i podrapał się po głowie.

- Wiem, że to ciężki temat, ale mam wrażenie że ostatnio za często o nim wspominasz w rozmowach. Nie chce naciskać, ale wiesz to chyba jedna z kwestii, o której warto choć trochę napomknąć. Nie proszę Cię o streszczanie całego związku szczegółowo, bo szczerze to mnie to nie interesuje. Ale chciałbym wiedzieć, kim był gość, który znów próbuje do Ciebie podbić.

Westchnęłam ciężko, bo zdawałam sobie sprawę z tego, że Dylan miał słuszność. Jednak nie bardzo wiedziałam, jak ugryźć ten temat, by nie narazić za nad to swojej reputacji. Jeśli miałabym coś wymazać ze swojego życia to byłby to właśnie Zac Dean i wszystko go dotyczyło. To jak skaza na białym płótnie.

- No dobrze. Spotykałam się z nim dwa lata. To był toksyczny związek, coś nie do ogarnięcia. Rozstaliśmy się, ponieważ mnie zdradzał.

- I to wszystko?

- W dużym skrócie to tak. Nie chce o tym mówić, to był zły okres, robiłam rzeczy, za które teraz się wstydzę.

- Każdy kiedyś takie robił.

- Ale ja... podejmowałam niewłaściwe decyzje. Nie chce byś zmienił o mnie zdanie, już i tak czuje się wystraczająco nieodpowiednia dla Ciebie.

Dylan uniósł brwi do góry w geście zaskoczenia.

- Co proszę? Dlaczego tak uważasz?

- No co Ty, my to dwa różne światy. Nigdy nie dorównam tym wszystkim kobietom wokół Ciebie.

- Nawet tak nie mów. To one nie dorastają Tobie do pięt – zatrzymał się, a ja zrobiłam to samo. – Jesteś niezwykła, dajesz mi tyle spokoju, szczęścia, nigdy się tak nie czułem – podszedł do mnie.

Uśmiechnęłam się do niego, wiedząc że razem z uśmiechem pojawiły się duże rumieńce, które dzięki dużej ilości „tapety" ukrywały się zgrabnie pod podkładem.

- Dziękuje – wyszeptałam, a Dylan pocałował mnie w czoło. – Chodźmy dalej, jesteśmy coraz bliżej.

- Wracając, do tego co mówiłaś. Nie zmienię o Tobie zdania, to co było kiedyś to jedynie historia. Skoro twierdzisz, że już taka nie jesteś, to tak jest. Ufam Ci, po prostu chcę Cię lepiej poznać. Ciebie i konkurencje – zaśmiał się.

- Nie masz konkurencji, Dylan. Ale... to trudne, tak na głos. Nikt poza dziewczynami nie zna mnie od tej strony.

- Hm... Ja chcę Cię poznać od każdej możliwej strony, mała – uśmiechnął się akcentując ostatnie słowa.

- Jasne – zdusiłam śmiech i kontynuowałam. - W takim razie, po jakimś czasie nasz związek stał się męczący. Zaczęliśmy się kłócić z błahych powodów. Raz, drugi przyłapałam Zaca na flircie z innymi pannami, aż w końcu rzuciłam go. Teraz wiem, że to powinno się skończyć w momencie, gdy zrobiłam to pierwszy raz, a nie później powtarzało się niemal bez końca. To był chyba punkt, w którym zniknęło między nami całe te piękno, a na jego miejsce pojawiło się suche przyzwyczajenie, które określiłabym mianem respiratora tego żałosnego związku. Chyba tylko ono nas przy sobie trzymało. To mnie wykańczało, ale wszystko we mnie mówiło mi, że nie powinnam go zostawić. Byliśmy idealną szkolną parą, on koszykarz, ja cheerleaderka. Wspólni znajomi, pełno imprez zakrapianych solidnie alkoholem. Rozstawaliśmy się i schodziliśmy na przemian. Często w między czasie, gdy nie byliśmy razem chodziłam na imprezy sama, ale wiadomo przecież że na każdej był on. Zawsze się upijałam do cna i później kończyłam z nim w łóżku. Pewnie bzykał przede mną jakieś panny, ale było mi to obojętne. Wtedy mogłam się napić, ha choć to słowo brzmi lekko przy tym, co kiedyś robiłam, ale tak mogłam się napić i zadzwonić po niego. To nie do pomyślenia. Koleś robił mnie na boku, a ja pozwalałam mu na to i samo do niego przychodziłam. Ale w zeszłym roku, na koniec szkoły coś we mnie pękło i zakończyłam to definitywnie. Razem z nim zamknęłam cały ten rozdział imprezek, meczyków kosza i zabawy w najpopularniejszą laskę ze szkoły. Odizolowałam się od towarzystwa i skupiłam się na przyjaźni z Laną i Ally. Z niektórymi ze starej ekipy jesteśmy na cześć, z innymi czasem rozmawiamy. Ale to mimo wszystko najgorszy okres w moim życiu.

Dylan milczał kilkanaście sekund, a ja wpatrywałam się w liście, które miotały się pod butami. Ta niekomfortowa cisza przyprawiała mnie o ścisk żołądka. Byłam zażenowana własnymi słowami, nie sądziłam, że na głos to wszystko będzie brzmiało tak strasznie. W mojej głowie te wspomnienia były tak odległe, ukryłam je na samym dnie. Nie lubiłam wracać do tamtego okresu. Trudno było uporać mi się z dawnymi koszmarami, więc dzielenie się nimi z nowo poznanym mężczyzną wymagało ode mnie podwójnego wysiłku.

W momencie, gdy zabrał głos nie wiedziałam czy poczułam ulgę, bo cisza została w końcu przerwana czy to przerażenie sięgnęło zenitu.

- O rany... Nie sądziłem, że tak to wyglądało... To znaczy, nie odbierz tego źle czy coś. Nie zamierzam Cię oceniać za to, co robiłaś kiedyś. Przykro mi, że on traktował Cię w taki sposób i to wszystko skłoniło Cię do takich, a nie innych decyzji. Ale naprawdę cieszę się, że zdobyłaś się na takie szczere wyznanie, okazując mi tak wielkie zaufanie. To wiele dla mnie znaczy, Danielle.

Zwilżyłam usta, siląc się na nieśmiały uśmiech. Moje spięte ciało momentalnie rozluźniło się, czując przypływ spokoju i ulgi. Nie sądziłam, że Dylan przyjmie to tak łagodnie. Zawsze bałam się opowiadać o początkach liceum w tak szczegółowy sposób, bo wstydziłam się tego nawet przed sobą. Nie umiałam do końca pogodzić z dawną rzeczywistością, więc nie potrafiłam wymagać pełnej akceptacji od innych. Przez chwilę to wydało mi się wręcz dziwaczne, ale zaraz odrzuciłam te myśl.

- Jakiś plus tego długiego monologu – odparłam lekko drżącym głosem, zachowując ten sam wyraz twarzy.

- Nie, dlaczego? Lubię Cię słuchać, poznawać.

- Jesteśmy na miejscu – powiedziałam czując pod butami piasek.

- Pięknie tu.

- Chodź, tam są kamienie można na nich usiądź – zasugerowałam od razu kierując się w stronę wielkich głazów, które idealnie wtapiały się w krajobraz. Były ustawione dość blisko siebie, więc dla wielu osób często służyły jako ławeczki.

- W sumie to teraz mam kilka pytań, ale nie chce wyjść na zazdrośnika czy coś... - zaczął niepewnie.

- No jasne, słucham – odparłam siadając.

- Na ostatnich imprezach spotkałaś Zaca?

W mojej głowie rozbłysła czerwona lampka, wyjąc niczym ostrzegawczy alarm. Momentalnie ogarnęła mnie nienaturalna panika, zaburzając tym samym powstałą wcześniej harmonię. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, bo strach tłamsił racjonalizm, ale wiedziałam, że nie mogłam naprowadzić go na dalsze, niewygodne pytania.

- Na jednej. Dawno – starałam się zapanować nad głosem, by nie ujawnić cienia zakłopotania.

- Rozmawialiście?

- Chwilę.

Dylan odwrócił ode mnie spojrzenie i przeniósł je na ocean. Atmosfera momentalnie zgęstniała, nikt się nie odzywał dłuższą chwilę. W mojej głowie wirowało miliony myśli. Czy powinnam była mu o tym powiedzieć? Ale to będzie oznaczać, że wcale się nie zmieniłam. Z drugiej strony, jeśli to zataję, to już na początku relacji wpuszczę do niej fałszywą nutę. Jakąkolwiek decyzję podejmę, każda w pewnym sensie będzie zła. To była naprawdę patowa sytuacja.

- Okej, mniejsza w to. Dobrze było usłyszeć te historię – powiedział ponownie przenosząc wzrok na mnie.

Wypuściłam powietrze z płuc czując na powrót ogromną ulgę. Zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam jej czuć, bo właśnie w tej chwili po raz pierwszy okłamałam Dylana O'briena. Jednak jakaś niezrozumiana siła, pozwoliła mi odrzucić wszystkie niewygodne myśli na bok i wrócić do chwili „tu i teraz".

- Przepraszam, jeśli Cię rozczarowałam. Ta impreza miała miejsce zanim między nami zaczęło być tak poważnie.

- Jasne, w porządku. Nic z tych rzeczy. Jeśli chcesz usłyszeć moją historię o ex, to jestem otwarty.

- Wiesz, chyba wystarczy mi świadomość jej istnienia – zaśmiałam się.

- Rozumiem – zawtórował mi. – Dodam jedynie, że rozstaliśmy się, ponieważ to nie było to, dwa różne charaktery.

- Nic czego nie wiem z prasy, ale dziękuje za potwierdzenie.

- Nie widuje się z nią nigdzie, to zupełnie inne towarzystwo.

- Och, to plus choć nie oznacza on, że zacznę pochwalać Twoje imprezy.

- Domyślam się, mała – przewrócił oczami.

- We wtorek będę lecieć z tatą do San Francisco – zmieniłam temat.

- To świetnie, wpadniesz do mnie? – głos Dylana stał się radośniejszy.

- Postaram się coś wymyśleć, by uciec ojcu na chwilę – odparłam uśmiechając się tajemniczo.

- Byłoby super, przygotuje coś fajnego.

- Przecież Ty nie umiesz gotować...

- Ale dla Ciebie mogę spróbować! – powiedział hardo, a ja zaczęłam się śmiać.

- Nie otrujesz nas?

- Słyszałem, że nie można zabić jadowitego węża innym jadem – rzucił złośliwie.

Wybuchnęłam śmiechem na dobre.

- Okej, to się nie boję.

Dylan przysunął się nieco bliżej mnie i po chwili objął. Mój puls od razu podskoczył, choć za wszelką cenę próbowałam nie dać po sobie znać, że zrobiło to na mnie jakiekolwiek wrażenie. Jedynie mój uśmiech mógł zdradzić nienaturalne podekscytowanie, gdyż był wyjątkowo szeroki. Wpatrywałam się w ocean opierając głowę na jego ramieniu. Dopiero teraz mój organizm doznał prawdziwego spokoju i odprężenia. Dzięki rozmowie pozbyłam się tego wszystkiego, co wykańczało mnie psychicznie, choć nie rozwiązałam wszystkich zmartwień (a w pewien sposób dołożyłam następne), to te wsparcie było mi bardzo potrzebne.

Dylan poruszył się, więc w odruchu zabrałam głowę z jego ramienia i przeniosłam na niego spojrzenie. Nie zdążyłam jednak zabrać głosu, ponieważ niemal w tej samej sekundzie wbił swoje usta w moje rozchylone wargi. Mimo gwałtowności tego gestu, był on niezwykle czuły. Dylan muskał delikatnie moje usta, a ja z każdą sekundą zaczynałam oddawać się tej pięknej chwili. Wsunęłam dłoń w jego włosy i powoli je szarpałam. Chłopak objął mnie w tali i przyciągnął w taki sposób, sugerując bym usiadła na niego. Zrobiłam to bez protestu, zarzucając mu ręce za szyję. Dylan zmienił obiekt swojej uwagi i zaczął całować mnie po szyi. Wydałam z siebie cichutki jęk, gdyż moja szyja zawsze była szczególnie wrażliwa.

- Masz go na sobie – przerwał czynność, a ja przez chwilę zastanawiałam się, o czym mówił.

- Oczywiście... - wyszeptałam mrużąc powieki.

- Nosisz go codziennie?

- Niekoniecznie, jest zbyt jakby to powiedzieć... - nie potrafiłam znaleźć słowa, bo pocałunek wytrącił mnie nieco z równowagi – drogi? Nie wiem, wygląda jak milion dolarów boję się, że mogę go zgubić.

- To wtedy kupię Ci następny i następny – uśmiechnął się szelmowsko.

- Okej, od dziś będę go miała każdego dnia – powiedziałam posyłając mu uśmiech.

- Na taką odpowiedź właśnie liczyłem – odparł i sekundę później ponownie złożył pocałunek na moich ustach, ale był on dużo bardziej namiętny niż poprzedni. Zupełnie, jakby próbował pokazać, że pragnie mnie teraz bardziej. Chciałam oddać się mu, mimo niesprzyjających okoliczności, dlatego rozchyliłam wargi dając znak, że jestem gotowa na więcej. Wykorzystał to bez wahania, wsuwając w tej samej chwili język do mojej buzi. Standardowo poruszał się zmysłowo, wyraźnie dominując nade mną. Szarpnęłam go za włosy raz, drugi, a on zwiększył intensywność pocałunku. Zaczęłam poruszać się wolno, ocierając przy tym delikatnie o jego męskość. – Nie możesz rozpalić mnie tak mocno... - wymruczał mi w usta.

- Nie robię tego – zachichotałam chytrze.

- Jasne, ale nie możemy dalej tego ciągnąć. Jeszcze ktoś nas tu zobaczymy w nieodpowiedniej sytuacji.

- Takie są uroki sławy.

- Takie są uroki bycia ze mną – powiedział smutno.

- To chyba są najpiękniejsze chwile, Dylan – uśmiechnęłam się szczerze, czując przy tym autentyczne szczęście.

Dylan podniósł wzrok i spojrzał wprost w moje oczy. Wyglądał przez chwilę na zaskoczonego, ale zaraz odwzajemnił uśmiech i pocałował mnie w czoło.

_____________________________________

W ramach akcji #zostanwdomu postaram się publikować krótsze rozdziały, ale częściej! 

Love xx 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro