XIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Danielle

- Cała przyjemność po mojej stronie. Jakie masz plany na resztę dnia? – zagadał, zmniejszając odległość między nami na kanapie.

- Powiedziałam tacie, że pójdę na zakupy. Dostałam nawet jego kartę – odparłam podekscytowana. Wyobraziłam sobie wielki shopping, który jawił mi się w głowie niczym open bar. Setki sklepów, promocji i kompletny brak ograniczeń. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam na większych zakupach.

- Naprawdę? Podziwiam Twojego ojca za takie zaufanie, a raczej naiwność – uśmiechnął się, wyglądając na rozbawionego.

- Powiem więcej, to była jego propozycja – zrobiłam minę niewiniątka.

- To jednak naiwność – tym razem roześmiał się, a ja pokazałam mu język. – Wracając, mogę podrzucić Cię do jednego z centrów handlowych.

- Dziękuje, nie lubię tłuc się taksówkami czy innym takim.

- Żaden problem, mała. A jakie będą nasze plany? – spytał, zakładając mi kosmyk włosów za ucho. Byłam przekonana, że gdyby nie warstwa „potężnej tapety", moja twarz ukazałaby małe rumieńce. Nie lubiłam tego, w jaki sposób moje ciało każdorazowo reagowało na jego dotyk. Brak opanowania drażnił mnie. Czasem chciałabym przestać być „otwartą księgą", z której łatwo odczytasz najdrobniejszą rzecz. Niestety nie dało się z tym walczyć. Tego nie można było przywołać ot tak po prostu, choćby nie wiem ile energii i skupienia poświęcilibyśmy takim myślom.

- Jakieś propozycję? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, nie odrywając wzroku od jego brązowych tęczówek.

- Możliwe... - wyraźnie przeciągnął ostatnią sylabę, podnosząc przy tym dłonią mój podbródek. – Kolacja, netflix i śniadanie?

- Pierwsze dwie opcję są całkiem prawdopodobne, ale co do śniadania niechętnie muszę Ci odmówić – przyznałam wzdychając.

- Dlaczego? – zmarszczył brwi, odchylając nieco głowę.

- To nie przejdzie z tatą. Nie powiem mu jeszcze prawdy, a nie chce znowu go okłamywać.

- No tak, nie wziąłem tego pod uwagę – podrapał się po głowie.

- Innym razem, skarbie – powiedziałam siadając okrakiem na jego kolanach.

- Skarbie, powiadasz? – znowu odgarnął niesforny włos za ucho, wpatrując się we mnie swoim intensywnym wzrokiem, także od samego patrzenia przeszły mnie ciarki. Znajome ciepło zaczynało ogarniać moje ciało, kiedy zarzuciłam mu ręce na szyję.

- Si... - wyszeptałam, przygryzając dolną wargę. Dostrzegłam, że zwrócił swój wzrok wprost na moje usta, co wywołało we mnie niespodziewane uczucie satysfakcji.

- Nie kuś, bo zaraz przestanę jedynie patrzeć – stopniowo ściszał swój głos. Rozchyliłam delikatnie usta, po których sekundę później przejechał kciukiem.

- Nie zamierzam oponować – zanim mnie pocałował, na jego twarzy zawitał krótki, dumny uśmieszek.

Ten pocałunek, którego poniekąd się spodziewałam, (żeby nie mówić oczekiwałam) wprawił mnie w lekką dezorientację. Całował zachłannie, raz po raz muskając moje usta. Wbiłam dłoń w jego włosy i mocno je szarpnęłam. Dylan wśliznął swój język do środka, zmuszając mój do wspólnego, błogiego tańca, w którym jedynie staram się mu dorównać. Jego palce gładziły mnie po plecach, jeżdżąc góra – dół. Przyciągnął mnie bliżej siebie, także między naszymi ciałami były tylko milimetry odstępu. Bezustannie całował, a we mnie narastało znajome mrowienie w dole podbrzusza. To było niesamowite połączenie, zupełnie jakby nasze usta znały się wieczność. Kiedy przerwał, mój oddech nie był już miarowy.

Głową odchylił moją szyję nieco do tyłu i szepnął mi do ucha:

- Podoba mi się, kiedy próbujesz przejąć inicjatywę... - po czym delikatnie przygryzł płatek tego ucha.

Zwilżyłam pośpiesznie usta, całkowicie oddana tej przyjemności. Jego wargi wolniutko schodziły coraz niżej i niżej, składając na mojej rozpalonej szyi mokre pocałunki na przemian z drobnymi malinkami. Wbiłam paznokcie w jego kark, który niezmiennie obejmowałam. Dylan palcami odsunął materiał mojej bluzki na bok, tak by odsłonić fragment piersi, ale bluzka okazała się zbyt sztywna i szybko wróciła na swoje miejsce.

Wzniósł oczy z niemym pytaniem o zgodę, a ja zdołałam skinąć twierdząco głową. W następnej chwili, z pomocą chłopaka zdjęłam te hiszpankę, rzucając ją gdzieś na bok.

- Do twarzy Ci w bieli, mała – powiedział uśmiechając się zadziornie. Jego wzrok błądził po moich piersiach, które idealnie opinał biały, koronkowy stanik.

Uczucie onieśmielenia zdominowało mnie. A on? Jego twarz wyrażała jedynie wielkie, nienasycone pragnienie, nie było mowy o chwili wahania, konsternacji. Ta pewność siebie uderzała we mnie, wręcz miażdżyła moje ego. Wiedziałam, że ponownie robię się przy nim bezbronna, że nie ma słów, których mogłabym użyć, bo w głowie miałam chaos, a w gardle blokadę. Nie mogłam się przed tym bronić, ba za nic w świecie tego nie chciałam.

Dylan niespodziewanie wrócił do całowania moich ust, ale tym razem jego ręka nie wędrowała wzdłuż kręgosłupa, a ściskała prawą pierś. Przymknęłam powieki, odrzucając odruchowo głowę w tył. On wsunął sprytnie palce pod koronkę stanika i dotykał mnie teraz bezpośrednio po skórze. Czułam pod sobą, jak jego męskość powoli narasta. Odprężona, będąc w jakimś niebycie, zaczęłam poruszać się powoli i zmysłowo, ocierając się o niego. Dylan, wytrącony lekko z równowagi przygryzł moją wargę i zabrał rękę spod stanika. Byłam już nieźle rozpalona, przez co trudniej było mi się skupić, ale postanowiłam wykorzystać jego chwilową dezorientację i przejąć inicjatywę. Ocierałam się o niego jeszcze szybciej i intensywniej. Wsadziłam dłonie pod jego koszulkę i gładziłam po całych plecach, podwijając T-shirt coraz wyżej. Zrozumiał moją aluzję, więc kilka sekund potem ściągnął go i niedbale odrzucił na podłogę. Zlustrowałam go krótkim spojrzeniem, oblizując przy tym powoli i seksownie usta.

- Jestem na tak, cokolwiek chodzi Ci teraz po głowie – powiedział nie odrywając wzorku od moich oczu.

- Wiem – oznajmiłam uśmiechając się dumnie. Byłam zaskoczona, jak szybko stłamszone ego podniosło się i postanowiło znaleźć rozwiązanie dla moich przyjemności. Tym razem nie zamierzałam ich hamować ani pozbawić kontroli.

Położyłam dłoń na jego torsie i całując go schodziłam nią coraz niżej, aż dotarłam do początku bokserek. Ostrożnie wsunęłam dwa palce pod materiał, finezyjnie drapiąc go w bezpiecznej odległości od członka. Chciałam podrażnić się z nim tak samo, jak on robił to ze mną. Po kilkunastu sekundach przerwałam pocałunek i zrobiłam identyczny zabieg, co z ręką – ustami stopniowo docierałam do miejsca, w którym jeszcze chwilę temu bawiłam się pazurkami. Leniwie zeszłam z niego, od razu zamieniając pozycję na klęczącą.

- Wyglądasz zajebiście, maleńka, ale nie musisz tego robić – odparł chwytając mnie za koniuszki palców.

- Miałeś się nie sprzeciwiać – wytknęłam mu.

- Ale nie sądziłem, że do tego dążysz – pochylił się lekko i zbliżył dłoń, którą trzymał, do swoich ust, po czym język polizał opuszek wskazującego palca.

- Wyglądałeś na takiego, który właśnie tego chce.

- Możliwe, że tak, ale nie chce byś później źle się z tym czuła – pocałował mnie w dłoń, po czym splótł nasze ręce. – Wstawaj księżniczko, jeszcze przyjdzie czas na takie głębokie zbliżenia – roześmiał się. – Ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebym zajął się Tobą i Twoim wielkim pragnieniem – przyciągnął mnie do siebie także znowu wylądowałam na jego kolanach.

- Nie jestem pewna czy możesz je zaspokoić – zachichotałam pod nosem.

- Tak sądzisz, skarbie? – zapytał całując mnie nieśpiesznie po nadgarstku zmierzając w kierunku przedramienia.

- Chyba tak.

- Odświeżyć Ci nieco pamięć?

- A co chcesz zrobić?

- A na co masz ochotę?

- Teraz? Na bardzo wiele rzeczy – przygryzłam wargi koncentrując wzrok na jego czekoladowych oczach.

- Mogę spróbować zgadnąć. Jak trafię zacznij głośniej jęczek – posłał mi uśmiech, który zdawał się być nieco arogancki.

- Ale skromności to nadal w Tobie brak – przewróciłam oczami.

- Nigdy nie uważałem się za nadmiernie skromnego. Wiesz, ktoś kiedyś powiedział, że to poczucie własnej wartości, kochana.

- Sugerujesz coś?

- Nigdy. Przytaczam jedynie słowa pewnej wrednej kobiety, którą rozsadza napięcie seksualne.

- Nieprawda – spiorunowałam go wzrokiem, robiąc obrażoną minę.

- Nie? Szkoda, bo chciałem sprawdzić czy masz dziś bieliznę do kompletu.

- Bardzo śmieszne – zeszłam z niego i wzięłam kubek ze stołu, by się napić, ale był pusty. – Idę po wodę – odeszłam w stronę kuchni.

- Co? Ale przecież nie skończyliśmy – ruszył za mną.

Wstawiłam kubek do zlewu i otworzyłam pierwszą lepszą szafkę, szukając szklanki. Na szczęście trafiłam od razu. Podniosłam dzbanek z blatu i zaczęłam nalewać wodę. Z nagła poczułam, jak ramiona Dylana obejmują mnie.

- Nie uciekaj mi – wyszeptał wprost do ucha, układając głowę na moim ramieniu.

- Nigdzie nie idę.

- No jak nie? – zdążyłam zrobić kilka łyków i odstawić szklankę na bok, zanim Dylan odwrócił mnie także staliśmy twarzą w twarz. – Mogę Ci sprawić przyjemność nawet tutaj. Wybierz tylko wygodny blat.

- Myślę, że żaden z tych blatów nie będzie dostatecznie wygodny.

- To zapraszam do sypialni – niespodziewanie podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię. – Za późno na sprzeciw, skarbie – klepnął mnie w tyłek, także wydałam z siebie cichy pisk. – Zawsze mogło być mocniej – i zrobił to ponownie.

- Dylan! – wrzasnęłam

- Zapomniałem, że nikt poza mną nie łapał Cię nigdy za ten ponętny tyłeczek – ścisnął jeden z moich pośladków i kolejny raz uderzył.

- Grabisz sobie... - wycedziłam udając złość.

- Zaraz mi wybaczysz, słońce - powiedział i poszedł do sypialni niosąc mnie niczym worek leciutkich ziemniaków.

- Będziesz tak stał i patrzył? – zapytałam, kiedy chłopak ułożył mnie na ogromnym łóżku.

- Wiem, że jesteś niecierpliwa, ale żeby aż tak – oznajmił spokojnym głosem, a dumny uśmieszek nie schodził mu ani na moment z twarzy. Rzuciłam mu wymowne spojrzenie nie reagując na następną zaczepkę.

Dylan usiadł prawie na końcu łóżka, tuż przy moich stopach.

- Nie chcę dłużej się z Tobą drażnić, mała – powiedział zbliżając się w moją stronę. Zrobiłam głęboki wdech. – Choć takim widokiem można się napawać długi czas.

- Nie słodź tak...

- Pewnie, same konkrety – poderwał się gwałtownie i od razu rozpiął guzik moich jeansów, a sekundę później zrobił to samo z zamkiem. W sprawny sposób pozbawił mnie spodni, które tym razem złożył i umiejscowił na skraju łóżka.

To drugi raz, kiedy leżałam przed nim niemal naga. W takich chwilach konsternacja nie opuszczała mnie ani na sekundę. Automatycznie złączyłam nogi, na co Dylan pokręcił głową wyrażając dezaprobatę. To powtórnie wpędzało mnie w rolę uległej, bezsilnej dziewczyny. Jak taki pozornie zwyczajny facet sprawiał, że ta dominująca część mnie uciekała w siną dal? Co takiego miał w sobie, że moje ciało tak łatwo dawało za wygraną? To musiało być coś niezwykłego, chyba jakieś czary, bo w życiu nie spotkałam się z taką chemią, takim przyciąganiem między kobietą, a mężczyzną.

- Kochana, to tak nie działa – podśmiechiwał się, zdejmując moje czarne skarpetki.

- Nie rozumiem, o co chodzi – zwilżyłam leciutko usta, odwracając wzrok w stronę okna.

- I tak je rozłożę... - wyszeptał i zrobił dokładnie to, co powiedział. Usiadł także znajdował się między moimi nienaturalnie rozłożonymi nogami. Pochylił się do przodu i od razu rozpoczął obsypywanie pocałunkami okolic białych fig.

Pierwsze fale gorąca zalały mnie z każdej strony. Uczucie podniecenia stawało się z wolna coraz silniejsze, kiedy chłopak całował moje podbrzusze, a ręką błądził po jednej z piersi. Droczył się ze mną, raz po raz przenosząc usta na siateczkę majtek, zanim ostatecznie je zdjął. Byłam przekonana, że zaraz poczuje jego palce w sobie, ale tak się nie stało.

- Pomyślałem, że możemy zamienić się rolami – odparł posyłając mi jeden z tych pięknych, czarujących uśmiechów.

- Ale, że co... - podniosłam się, podpierając się rękami. – Nie możesz.

- No coś Ty, mała. Mogę, a nawet chce – schylił się w kierunku mojej nagiej kobiecości i nie czekając aż rozpocznę jakikolwiek protest, przystąpił do czegoś, czego naprawdę się nie spodziewałam.

Kiedy pieścił mnie swoim zwinnym językiem pomyślałam: „Kurwa, to jest to. To jest to, czego tak bardzo mi brakowało". Niemal zapomniałam, jak zajebiste było te uczucie. Nieporównywalna przyjemność, całe napięcie, które odczuwałam po prostu odchodziło. To zupełnie tak, jakbyś pragnął czegoś nie wiedząc o tym, a kiedy to nadeszło okazało się, że to najlepsza ze wszystkich możliwości.

Przymknęłam powieki i rozchyliłam usta z rozkoszy. Prawą dłoń wbiłam w jego włosy przeczesując je raz po raz, a drugą ścisnęłam koc, na którym leżałam.

- O tak... - wypowiedziałam to drążącym głosem.

Dylan przestał i uniósł głowę.

- Tak jest dobrze, mówisz? – spytał, a na jego twarzy pojawił się niewinny uśmiech.

- Zdecydowanie tak – ręką skierowałam głowę chłopaka znowu w dół, sugerując by wrócił do tego, co robił.

Trwało to jeszcze kilka dobrych minut, zanim poczułam jak wszystko osiąga zenit, jak moje ciało spina się i jest bliskie ogromnej eksplozji. Po chwili, po prostu to się stało. Wypuściłam powietrze z płuc i zamknęłam oczy, pozwalając sobie zostać w tej chwili błogiego spokoju.

- Wyglądasz na zadowoloną – usłyszałam Dylana i otworzyłam oczy. Jego usta błyszczały i tworzyły słodki uśmiech, który automatycznie odwzajemniłam.

- Bo tak jest – złapałam go za rękę i przyciągnęłam do siebie, także teraz znajdował się centralnie nade mną. Wierzchem palców przetarłam jego wargi nie tracąc kontaktu wzrokowego. – Jesteś niesamowity – dałam mu krótkiego buziaka w usta.

- Do usług – zaśmiał się i wstał. – Zaraz wracam, mała.

Kiedy Dylan zniknął za drzwiami, również podniosłam się z łóżka. Rozejrzałam się po pokoju, szukając czegoś, czym mogłabym się owinąć, ale poza narzutą, na której moment temu leżałam, nie dostrzegłam nic odpowiedniego. Z braku laku pochwyciłam ją i narzuciłam na ramiona. Wzięłam jeansy oraz figi i poszłam w kierunku łazienki.

- Idę pod prysznic – wrzasnęłam, bo nie wiedziałam gdzie był chłopak.

- Pewnie, będę w salonie – usłyszałam przekraczając próg łazienki.

Odłożyłam ubrania na szafkę. Koc, którym się owijałam opadł niedbale na ziemię, a tuż obok niego wylądował stanik. Ubolewałam, że tego dnia nie miałam przy sobie żadnej gumki do włosów, bo w tej chwili byłaby dla mnie prawdziwym zbawieniem, przed zniszczeniem fryzury. Niestety, pozostało mi radzić sobie bez niej.

Doprowadzenie się do kompletnego porządku zajęło mi około dwudziestu minut. Choć gorąca woda kusiła, by zostać pod prysznicem, co najmniej następny kwadrans – odpuściłam. Ubrałam się pośpiesznie, w między czasie rzucając okiem na swoje odbicie w lekko zaparowanym lustrze. Makijaż nadal wyglądał cudnie, mimo tego że dało się zobaczyć już rumieńce, które coraz intensywniej przebijały się przez warstwę podkładu. Palcami rozczesałam splątane włosy, starając się doprowadzić je do względnego ładu.

Kiedy wróciłam do salonu, Dylan właśnie zamykał drzwi od tarasu.

- Byłeś zapalić?

- Bardzo to czuć? – zaśmiał się, siadając na kanapie.

- Ujdzie – zajęłam miejsce obok niego. – Wracasz jeszcze dziś na plan?

- Teoretycznie powinien, ale jeśli chcesz to odpuszczę – odparł, wzruszając ramionami.

- Coś Ty, nie chce robić Ci problemów w pracy.

- Nie wyrzucą mnie z niej, spokojnie – znowu parsknął śmiechem, na co przewróciłam oczami.

- Doprawdy? Może znajdzie się sposób, by uśmiercić Twoją postać?

- Nie ma takiej opcji, mała. Jestem nieśmiertelny – powiedział, posyłając mi pewny siebie uśmiech.

- Tak, tak. Tak sobie myślę, że nawet Ci nieśmiertelni ludzie muszą chyba coś jeść, nie? Już pora lunchu, nie jesteś głodny?

- Bez kitu, nic nie jadłem. A co proponujesz coś? Możemy coś zamówić.

- Myślałam bardziej, by coś ugotować... - zaczęłam mówić – Chyba masz jakieś produkty spożywcze w tej kuchni, nie? Czy to tylko atrapa kuchni, a szafki są puste?

- Bardzo śmieszne – posłał mi swoje niby groźne spojrzenie, próbując powstrzymać uśmiech. – W prawdzie nie ja robię tu zakupy, ale na pewno coś się tam znajdzie.

- Dobra, czyli to nie jest jednak wystawka – mówiąc to, wstałam z kanapy. – Co byś zjadł?

- Serio, chce Ci się gotować? – zapytał szczerze zdziwiony.

- A dlaczego nie? Zrobię coś w miarę szybkiego.

- Czyli odgrzejesz coś w mikrofali?

- Nie? Gotowe żarcie z mikrofali nie nazywa się „gotowaniem", Dylan.

- Dla mnie to jest gotowanie – powiedział hardo, sprawiając wrażenie urażonego.

- Nie dąsaj się tak, dzieciaku – przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę kuchni.

Lodówka była pełna gotowych dań i innych tego typu rzeczy. W szufladzie były może z dwa pomidory i rukola, którą kupił ktoś spory czas temu. Westchnęłam ciężko, zdając sobie sprawę, że z tego wszystkiego nie da się skleić zbyt wyszukanego dania. Wyjęłam ser cheddar i mleko, po czym zamknęłam lodówkę. Miałam ogromną nadzieję, że w tym domu był chociaż makaron.

- Czegoś szukasz? – usłyszałam Dylana. Instynktownie odwróciłam się w stronę, z której pochodził dźwięk. Chłopak siedział na jednym z krzeseł przy wyspie kuchennej.

- Tak, makaronu.

- Jest w tej szafce na dole – wskazał palcem dokładne miejsce.

- Dzięki.

- Co będziesz robiła? – spytał, wyglądając na zainteresowanego.

- Makaron z serem. Nie ma tu za dużego wyboru – stwierdziłam patrząc na niego z dezaprobatą.

- Muszę powiedzieć pani Jonas, że chyba trzeba zmienić listę zakupów. Pomóc Ci może?

- Nie, dzięki. Choć możesz mi pokazać gdzie trzymasz garnki i inne taki, bo jak na kogoś, kto z kuchni korzysta jedynie odgrzewając pizze z marketu w mikrofali, masz tu ogrom szafek.

- Czekałem na kogoś, kto zrobi z niej prawdziwy użytek – wstał z tym swoim głupiutkim, nonszalanckim uśmieszkiem.

- Jasne... Tak sobie to tłumacz.

Przygotowanie tego dania nie zajęło mi sporo czasu, choć krępował mnie trochę fakt, że Dylan wszystkiemu się przyglądał. Śledził każdy mój ruch, siedząc wygodnie przy wyspie. Co jakiś czas rzucił ironiczny komentarz, który w jego mniemaniu miał mnie zezłościć, ale nie dawałam się wyprowadzić z równowagi. Nie byłam jakąś tam miłośniczką gotowania, bo zazwyczaj w domu obiad robiła mama, ale zawsze dobrze radziłam sobie w kuchni. Większą przyjemność dawała mi myśl, że gotuję dla kogoś, dla jego uśmiechu czy zadowolenia. W takiej chwili aż czułam, że naprawdę mam ochotę wstać z tej wygodnej sofy i postać chwilę przy „garach", jeśli to miałoby tylko sprawić mu odrobinę radości.

***

- Smakuje Ci? – zagadałam, kiedy siedzieliśmy już przy stole jedząc.

- Jeszcze pytasz. To jedno z tych dań, które robiła moja mama – powiedział grzebiąc widelcem w makaronie.

Teściowa z pewnością jest bezkonkurencyjna – pomyślałam, powstrzymując się od chęci przewrócenia oczami.

Chwila.

Teściowa?

Zrobiłam łyk soku, który wcześniej przygotowałam do lunchu, chcąc ukryć zażenowanie tą myślą.

- Wiem, że nie smakuje na pewno tak dobrze, jak te Twojej mamy, ale starałam się – odparłam, odkładając szklankę na stół z nadzieją, że nie zwrócił uwagi na mój kilkusekundowy, głupi wyraz twarzy.

- Coś Ty, tak samo pyszne. Sam fakt, że chciało Ci się pójść to zrobić, dzięki Nel. Serio, to mega miłe – mówiąc to położył swoją dłoń na mojej, splatając nasze palce.

- Nie ma za co.

Nawet nie próbowałam powstrzymać uśmiechu, który momentalnie wkradł się na moją twarz, niczym mały, zdradliwy intruz, którego nie sposób się pozbyć. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro