1. No little girl, no simple world

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział ten dedykuję GinrinWesroe, która bardzo chciała bym napisała coś dłuższego. Mam nadzieję że ta część w pełni Cię satysfakcjonuje.


Dawno, dawno temu, a może wcale nie tak dawno? Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, a może całkiem niedaleko? Mieścił się przepiękny zamek, w którym żyli spokojnie król Wiliam i królowa Violet*, wraz ze swym pierworodnym synem Mycroftem.

Byli oni dobrymi i roztropnymi władcami, więc ich poddani mogli cieszyć się pokojem i dobrobytem. Królowa jednak czuła, że do szczęścia brakuje jej jeszcze jednego dziecka. Dziewczyki, która przejęła by w przyszłości obowiązek utrzymywania ładu i sprawiedliwości w królestwie.

Bowiem od lat, władczyni wraz z mężem, dzielili się obowiązkami, tak, że ona zajmowała się bezpieczeństwem poddanych przed zagrożeniami wewnątrz państwa, a on polityką, utrzymywaniem pokoju z sąsiadami oraz gospodarką. Oboje mieli więc zadania, które wymagały tyle samo zaangażowania, a dzięki odpowiedniemu podziałowi, nie ciążyły im one tak bardzo, jak mogły by sprawiać kłopoty każdemu z osobna. Dlatego też para królewska potrzebowała kolejnego potomka.

Jednakże był także inny powód i to o dużo większej wadzę od tamtego. Królowa po prostu pragnęła mieć córkę, której mogła by doradzać, - tak jak jej mąż, synowi. Chciała mieć swoją małą księżniczkę, a król, widząc małżonkę marzącą o zostaniu matką, zapragnął tego równie mocno jak ona.

Tak też się stało. Po niedługim czasie, kobieta znów była brzemienna. Para królewska cieszyła się z tego faktu niezmiernie, a wraz z nią ich kilku letni synek wraz z całym królestwem.

Nie wszystko jednak przebiegało pomyślnie. Wraz z upływem tygodni kobieta czuła się coraz gorzej, coraz więcej czasu spędzała czytając, bądź robiąc na drutach, co wcześniej zdarzało się niezwykle rzadko. Jej rodzinę i dwór, wręcz dręczył niepokój o władczynie. Jednak ona sama niemal nie przestawała się uśmiechać - takim szczęściem napawało ją zbliżające się macierzyństwo.

Pewnego zimowego dnia, w czasie słonecznej pogody, królowa siedziała przy oknie szyjąc na drutach zielono-granatowy szalik dla swojego syna. Nie zwracała jednak ona zbytniej uwagi na swoją robótkę. Bowiem od dłuższego czasu, jej myśli zaprzątało dziecko powoli rozwijające się w jej łonie, któremu usiłowała od kilku dni nadać imię. Jednak każde, które przyszło jej do głowy, wydawało się po krótkiej chwili niewłaściwie, a przecież jej jedyna córka nie mogła nosić zwyczajnego miana. Powinno być ono jednocześnie niewyróżniające się, ale i wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju oraz podobne do innych imion jak płatki śniegu, których kilkanaście, za sprawą silnego podmuchu wiatru, wpadło właśnie przez uchylone okno do jej komnaty.

Zawirowały w powietrzu i upadły na parapet wykonany z hebanowego drewna. Kobietę tak zaabsorbował ten widok, że nie zauważyła nawet, kiedy przecięła sobie palec, a kilka kropli krwi, upadło na powoli topniejący śnieg.

Widok ten, urzekł królową tak bardzo, że zapragnęła, by jej córeczka miała cerę bladą jak śnieg, miała włosy czarne jak heban, a usta czerwone niczym krew. Wiedziała już także, jakie imię nada swej nienarodzonej księżniczce - Śnieżka.

W ten sposób każdy, kto mówił, bądź myślał o nienarodzonej jeszcze pociesze królestwa, używał słowa Śnieżka. Mimo tego, że nikt nie wiedział tak naprawdę, jakiej płci będzie jeszcze nienarodzone dziecię.

W oczekiwaniu na wieści, minęła w królestwie Wiliam i Violet zima, a wiosna przychodząc przyniosła ze sobą wiadomość niezmiernie wesołą, ale także niezmiernie smutną. Królowa urodziła kolejnego syna. W prawdzie z relacji położnych, uznać było można, że od pierwszych chwil bardzo go pokochała i mimo zawodu, Śnieżką nazwała, lecz niedługo po tym zmarła.

Król dogłębnie przeżywał i cierpiał po śmierci żony, lecz mimo tego, zajął się jak przykładny ojciec obydwoma synami. Młodszego pokochał niezmiernie i równie mocno, jak kochał Mycrofta.

Mimo tego, że maluch nie był dziewczynką, to jednak miano "Śnieżka" przylgnęło do niego na stałe. Choć jego imię brzmiało inaczej (a mianowicie Sherlock), to właśnie tym przezwiskiem posługiwał się każdy, niemal zawsze tak na niego mówiąc. Działo się to zapewne dlatego, iż mimo tego, że zmarła królowa, pomyliła się, to jednak jej błąd dotyczył jedynie płci dziecka, lecz kolor jego włosów, ust, oraz cera zgadzały się w każdym calu z marzeniami kobiety.

Mijały lata, Sherlock zaś zdawał się podążać śladami swej matki już w wieku dziewięciu lat, rozwiązując pierwszą zagadkę nagłej śmierci chłopca, której nie umiała rozwikłać królewska policja. Ojca to niezmiernie ucieszyło, podobnie zresztą jak starszego brata chłopca, który jednak nie okazywał swych uczuć w stosunku do niego zbyt wylewnie.

Mycroft ciągle obwiniał czarnowłosego o śmierć matki, po której utracie, szatyn zamknął się do reszty w sobie przed większością ludzi. Niestety, do ich grona można było zaliczyć również młodego księcia. Na nic zdały się tłumaczenia króla i jego sekretarki - młodej mieszczanki Anthei - że to nie przez Śnieżkę, matka młodzieńca nie żyje. Pierworodny i tak nie umiał pozbyć się żalu do brata.

Mimo tego, jednak kochał go, w jakiś niedokońca zrozumiały - nawet dla siebie - sposób. Braterską miłością.

Kiedy niecały rok później, król wyruszył na wojnę w dalekiej krainie i zostawił królestwo pod opieką starszego potomka, który przyrzekł mu opiekować się bratem, aż do jego powrotu. Król jednak nigdy nie wrócił, a raczej - nie wrócił żywy.

Po dwóch miesiącach początkowych zwycięstw, przyszła wieść o wielkiej klęsce nad rzeką Vistulą**. Właśnie w tej bitwie zginął król, a rządy po nim (według tradycji) przejął pierworodny syn.

Ciało zamordowanego króla przywieziono do zamku, gdzie odbył się uroczysty pogrzeb. Mycroft wkrótce potem został koronowany na władcę Zjednoczonego Królestwa , lecz nie odbyła się z tego powodu żadna uczta, gdyż zarządził on półroczną żałobę po stracie króla. Wkrótce potem pojechał on do tejże krainy i po długich negocjacjach, podpisał z tamtejszym królem pakt pokojowy.

Ostatni z tego królestwa książę, był pogrążony - przez cały ten czas - w żałobie po śmierci ojca. Był dzieckiem i niezbyt rozumiał, czemu jego ojciec nie żyje, ani dlaczego brat musiał tak nagle wyjechać. Czuł się niepotrzebny, a uczucia i emocje, na które był niezmiernie wrażliwy, raniły go boleśnie. Starał się zdusić je w sobie; zakopać głęboko na dnie serca, a żeby jeszcze skuteczniej je zagłuszyć, rzucił się w wir pracy i nauki. Zgłębiał tajniki alchemii**, medycyny, przyrody. Gonił za przestępcami po całym królestwie i ulepszał swój Pałac Pamięci. Zawsze jednak pozostawał sam. Ta pustka go przytłaczała, a przecież wciąż był tylko dzieckiem. Powinien się więc bawić, a nie pracować; spotykać z przyjaciółmi, a nie ganiać za łotrami.

Takie zachowanie Sherlocka, niepokoiło wszystkich na zamku, łącznie z jego bratem, który znajdował mu coraz to nowe guwernantki i opiekunki, a także często wzywał go na rozmowy. Nic jednak nie przynosiło pożądanych efektów, wprost przeciwnie - Śnieżka coraz skuteczniej zmylał brata i coraz łatwiej wymykał się z zamku. Król obawiał się, że zaniedbał brata, więc postanowił znaleźć wszystkie zakamarki i tajne przejścia w zamku, by uniknąć dalszych ucieczek Sherlocka. Niestety, na daremne.

Tak minęły dwa lata.

Mycroft coraz częściej wyjeżdżał z królestwa w delegacjach do innych państw. W końcu nie mógł zaprzepaścić dobrych stosunków z władcami ościennych państw, gdyż takie zachowanie byłoby z pewnością postrzeżone jako dyshonor, a w przypadku niektórych co wrażliwszych królów, mogłoby doprowadzić do wojny.

Władca więc był zmuszony coraz częściej zostawiać brata samemu sobie, co go bardzo martwiło. Bał się, że ten w końcu napyta sobie biedy, albo zginie w trakcie jednej ze swoich eskapad, a tego mógłby nie przeżyć sam Mycroft. Wprawdzie jego ojciec teoretycznie wrócił z tamtej nieszczęsnej wyprawy, lecz młody Holmes czuł się nadal związany obietnicą, ale poza tym, kochał swojego młodszego braciszka.

Pewnego razu, podczas jednej ze swoich podróży do sąsiednich krain, na postoju w karczmie spotkał on na swej drodze młodą kobietę z burzą brązowych włosów na głowie i o bystrych oczach tegoż koloru. Nikt z zebranych nie wiedział, skąd wzięła się kobieta, ani kim była. Każdy jednak dostrzegł jedno - była ona najbystrzejszą i najpiękniejszą kobietą w królestwie. Miała ona też w sobie jakąś nieodgadnioną moc, dzięki której oczarowywała i przekonywała do siebie, bądź też do swych planów niemal każdego. Nie działała tak tylko na mężczyz, ale także na kobiety oraz dzieci.

Młody król nie był wyjątkiem. Piękno i intelekt jakie z niej biły, oczarowały go do tego stopnia, iż szybko zapragnął on, by została jego królową.

- Widzę, iż jesteś pani niezmiernie mądrą i piękną kobietą. - rzekł z uśmiechem król do brązowookiej niewiasty.

- Zbytnio jesteś dla mnie dobry, o czcigodny panie. - odparła uśmiechając się wdzięcznie i filuteryjnie zarazem, a Mycroft pomyślał, że za ten uśmiech, byłby gotów nawet zaprzedać duszę diabłu.

- Och, nieprawda. - stwierdził dobitnie. - Twój intelekt i piękno, nie mają sobie równych ani w tym, ani w mym królestwie. Czy więc... zechciała byś pani uczynić mi ten zaszczyt i zamieszkać na moich włościach? - spytał z nadzieją w głosie.

- To będzie dla mnie niezmierny zaszczyt, panie. - powiedziała dygając przed nim lekko i uśmiechając się jeszcze bardziej olśniewająco, choć młody władca nie sądził, iż jest to w ogóle możliwe.

- Dla mnie także, lady... - tu król urwał na chwilę, uświadamiając sobie, że nadal nie zna imienia brązowowłosej damy.

- Eurus. - dokończyła, ratując króla z opresji.

- A więc lady Eurus, mój Wschodni Wietrze... Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - powiedział, klękając przed nią na jedno kolano i wyciągając w jej stronę złoty pierścień z królewskim sygnetem.

Zbyt oczarowany i upojony białogłową, nie umiał bowiem ukrywać dłużej swych zamiarów, jednakże bał się, iż zbytnim pośpiechem może spłoszyć dziewczynę, a ona stała jakoby oniemiała przed nim. Piękna i wyniosła, rzekłbyś iż niedostępna dla zwykłych śmiertelników, jednakże Mycroft nie był zwyczajny i dobrze o tym wiedział. Dworskie maniery, genialny umysł i dar dyplomacji wyróżniały go z szarego tłumu.

- Pani, twa decyzja...

- Och, królu... - przerwała ze smutkiem, nagle wyrwana z zamyślenia. - ...nie wiem, czy jestem godna dostąpić tego zaszczytu. To zbyt wielka odpowiedzialność, jak dla mnie. - zamilkła na chwilę, wahając się i napełniając serce króla coraz większym niepokojem, ale i przejęciem.

Chwila nie trwała jednak zbyt długo.

Twarz kobiety momentalnie się rozpogodziła, a uśmiech znów zagościł na ustach. - Jeśli jednak właśnie ty tego chcesz, mój królu, jestem gotowa spełnić twe życzenie. Zainteresowanie twoją osobą, jest silniejsze od niepokoju i strachu przed nieznanym.
Miłość, która niespodziewanie zaczęła nas łączyć, z czasem, jak mi się wydaję - będzie nie do pokonania. Tak, iż sama śmierć nie będzie w stanie jej zniszczyć.

Słowa niewiasty napełniły serce młodego króla radością, upajając go swoim blaskiem. Noc tegoż dnia równie okazała się upojna, a już nazajutrz, heroldzi oznajmili w całym królestwie radosną nowinę - król niebawem bierze ślub.

Po powrocie władcy do stolicy i wspaniałej uczcie z okazji oświadczyn, zapowiedzianego już ślubu oraz wkrotce nowej królowej, rozpoczęto przygotowania do ceremonii.

Młodemu księciu od pierwszej chwili, gdy ją ujrzał, nie spodobała się przyszła macocha.

Ominął on ucztę, będąc w tym czasie poza stolicą i tropiąc wyjątkowo przebiegłego zabójce, którego bez większych problemów pokonał. Kiedy zaś przybył do pałacu zdążył jedynie zmienić ubranie, nim został zawiadomiony przez lokaja, iż musi udać się do królewskiej jadalni, na rodzinną wieczerzę, co z westchnieniem rezygnacji uczynił.

Obecność na tym posiłku była dla niego obowiązkowa. Mimo że zarówno on, jak i brat wiedzieli, że chłopak nie tknie jedzenia, lub w najlepszym razie coś "dziubnie", a rozmowa z pewnością nie będzie się kleić - to jednak kontynuowali tą osobliwą tradycję. Ten posiłek jednakże miał być inny od pozostałych, co królewicz wyczuł niemalże od razu, kiedy usłyszał wiadomość od sługi. Nim zaś doszedł do jadalni, wiedział już wszystko.

Jego brat, chciał mu przedstawić nową narzeczoną, którą dwór, jak i król zdążyli już pokochać.

Kobieta szczyciła się swoją inteligencją oraz urodą. Długie włosy, wysoka i szczupła budowa ciała, sprawiała, że każdy był gotowy paść u jej stóp. Lśniła nad miejscowymi pannami, jak słońce między planetami. Była nie tutejsza, lecz mimo tego, została przyjęta z otwartymi ramionami.

Śnieżka z początku, cieszył się w duchu na nową matkę, ponieważ miał już po dziurki w nosie bycia samotnym, a powszechna opinia o niej, i jego napawała radością oraz życzliwością do kobiety.

Do czasu, kiedy ją spotkał.

Wielkie, zdobione wrota otworzyły się przed księciem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a oczom chłopca ukazał się król i stojąca obok niego dama, która uśmiechała się do niego przyjaźnie. Z miejsca uznał, że w jednym przypuszczeniu się pomylił, o czym nie omieszkał niezwłocznie powiadomić pary.

- Ona jest stara. - powiedział z niesmakiem i naciskiem na ostatnie słowo.

- Sherlock! - zbulwersował się jego starszy brat, wyraźnie zły na chłopca. - Jak możesz...

- Nic nie szkodzi. - przerwała Eurus, uciszając tymi słowami narzeczonego. - To ty jesteś naszą małą śnieżynką, prawda? - zapytała melodyjnym głosem, podchodząc do chłopca.

- Nie śnieżynką, a Śnieżką. - poprawił ją naburmuszony loczek. - I nie jestem już mały. - dodał krzyżując rączki na piersi.

- Och, oczywiście. - odparła i zmierzwiła mu włosy, które wpadały mu teraz do oczu. Chłopiec dmuchnął więc, a czarne loki poderwane podmuchem, opadły na jego czoło. Zirytowany poprawił je gwałtownymi ruchami dłoni.

- A ty jesteś moją przyszłą macochą, tak... Eurus? - natychmiast się zreflektował - To znaczy Wschodni Wiatr, prawda? - upełnił się czarnowłosy.

- Tak... - odparła zaskoczona - Skąd to wiesz? - nie dała czasu odpowiedzieć chłopcu - Chciałam, chcieliśmy cię o tym osobiście poinformować. Nikt nie miał prawa tobie o tym powiedzieć przed nami. Kto więc się ośmielił?

- Nikt. - książę wzruszył ramionami. - Sam to wydedukowałem, a o wschodnim wietrze wiem z książek. - dokończył siadając przy stole i robiąc sobie kanapkę.

Nie podobała mu się ta kobieta. Chciał jak najszybciej się od niej oddalić, ponieważ coś go od niej odpychało, i choć nie wiedział, co to było, wolał się temu nie sprzeciwiać. Ludzie chyba nazywali to intuicją, ale tego nie był pewny. Wiedział jednak, że nigdy go nie zawiodła.

Eurus wcześniej nie przyjrzała się dokładnie dziecku. Zrobiła to dopiero, kiedy usiadł przy stole. Zerkała na niego znad talerza, obserwując uważnie. On jednak zdawał się tego nie dostrzegać i - jak to ujął Mycroft - Śnieżka myślami był w swoim Pałacu Pamięci, więc rzeczywistość wokół niego, go samego nie obejmowała.

Kobieta rozmawiając z narzeczonym, zerkała wciąż na młodzieńca nie obawiając się już więcej, iż któryś z nich uzna to za dziwne. Starszy Holmes oczarowany jej urokiem i pogrążony w rozmowie nie zwracał na to większej uwagi, zaś młodszy, zatopiony w myślach, nawet tego nie dostrzegał.

Piwnooka zrozumiała w końcu, że dwunastolatek nie jest tylko ponadprzeciętnie inteligentny (jak stwierdził jego brat), lecz prawdopodobnie będzie on w przyszłości geniuszem.

Obecnie był dla niej dość niebezpieczny, zaś za kilka lat albo jej zagrozi, albo pomoże. Miał dla niej wielki potencjał, choć gdyby stanął przeciw niej, z pewnością byłby równie dużym zagrożeniem. Jednak lata przed nimi powinny starczyć, by go do siebie przekonać. Nie musi się spieszyć, a dzisiejsza porażka nie musiała wcale zwiastować jej klęski.

Minął miesiąc. Sojusznicze królestwo na wschodzie zostało najechane przez barbarzyńskie plemię, które przypłynęło z mroźnej krainy na łodziach, z dziobami zakończonymi smoczymi głowami. Król w geście braterstwa, wysłał swoje wojska na pomoc sprzymierzeńcą, a sam udał się do stolicy atakowanego kraju.

Na dwór Holmesów, przybył zaś młody książę z tejże krainy. Królewicz był o rok straszy od Śnieżki, ale od niego niższy, co zresztą nikogo nie dziwiło. Sherlock był niezwykle wysoki jak na swój wiek, i tak samo szczupły. Na tym kończyły się informacje, które wiedzieli zwykli ludzie.

O przybyłym księciu, Sherlock wiedział niewiele. Tylko tyle, co usłyszał od innych mieszkańców królestwa, ale i tak dowiedział się o królewiczu więcej niż pokojówki, czy straże pałacowe. Owy trzynastolatek był bezwątpienia dzielny, bezpośredni, dobry, troskliwy i porywczy. Na tym jednak kończyły się jego cechy szczególne.

Czarnowłosy chłopiec wiedział również, że Wschodniemu Wiatrowi z niejasnego dla niego powodu, nagle przestało się śpieszyć ze ślubem. Zauważył, że kobieta pragnie go do siebie przekonać, co jednak niezbyt jej wychodziło oraz, że była ona jednym z powodów, przez które jego brat wyruszył w drogę.

"Eurus zapewne go do tego składniała" - stwierdzał raz po raz, w pewnością w głosie.


*Wiliam i Violet - są imionami rodziców Sherlocka, które podała mi Duqsiyo za co bardzo jej dziękuję.
**Vistula - to nazwa jaką nosiła Wisła około dwóch tysięcy lat temu.
*** alchemia - jest połączeniem kilku nauk. Między innymi chemii, fizyki, astrologii i medycynie. Można ją utożsamiać z przodkiem chemii.
Za sprawdzenie, poprawki i motywację bardzo dziękuję niezastąpionej oliwiabuziak. Najlepszej becie we wszechświecie.
Zaś członkinie polskiego wywiadu proszę o nie spamowanie mi tutaj.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro