Nie zależy mi na tobie.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Loren bardzo delikatnie obandażowała swoją rękę, przed tem dezynfekując ją. Poszukała też czegoś, czym mogłaby zamieść całe szkło, tak aby nikt nie dowiedział się o zdarzeniu. Ze strachu przed kolejnym wybuchem agresji, chciała zażyć tabletkę na uspokojenie, ale takich nie posiadała.

Bała się zapytać o to brata bo ten z pewnością by ich jej nie dał i napisałby do rodziców, że taką prośbę miała. Napisała do Tessy, że coś takiego miało miejsce, bo właśnie o to prosiła.

Mówiła żeby brunetka niczego przed nią nie ukrywała i żeby przy każdym takim zdarzeniu ona informowała, to raczej uda się jej wyjść z depresji.

Mimo, że było już bardzo późno, Loren poczuła potrzebę wyjścia z tego przeklętego domu, więc tak zrobiła. Chciała trochę bardziej poznać Londyn, dlatego zamiast w stronę parku, pokierowała się w zupełnie inną stronę.

Z daleka, dostrzegła słynne London Eye i Big-bena.

Nie chciała iść w ich stronę, więc zakręciła w prawo, tak, by dwie olbrzymie budowle znikły z jej oczu.

Po przejściu paru przecznic, doszła do ulicy, na której było mnóstwo stoisk z różnymi rzeczami, a nad nimi, wisiały piękne ledowe lampki. Dziewczyna weszła w głąb alejki, chcąc zobaczyć co może się tam jeszcze kryć.

Jej znaczącą uwagę przykuł hałas, który dobiegał z jakiegoś domu.

impreza. pomyślała.

Stała tak chwilę wpatrując się w budynek, aż w końcu zobaczyła go wychodzącego z budynku.

Za nim, wyszło jeszcze parę innych chłopców, ale Loren skupiła się tylko na nim. W obawie przed zetknięciem się twarzą w twarz z jej wrogiem, poszukała czegoś, za czym mogłaby się schować. Jedyne na co natrafiła, to na jedno z pustych stoisk, z którego miała idealny widok na chłopaka.

– Will! Wracamy na imprezę? – usłyszała.
Bacznie obserwowała bruneta, zwracając szczególną uwagę na każdy jego ruch

– Już mi się znudziła, za słabe drinki. – odpowiedział brunet.

A więc jesteś Will.

Loren przypomniał sobie sytuację w szatni. Czy dziewczyny mówiły o tym Will'u?

– To idziesz do domu? –zapytał chłopak, z którym rozmawiał.

– Ta, w domu się napije.

– Dobra, ale ja zostaję.

– Okej, nie prosiłem żebyś ze mną szedł.

Gdy chłopak, z którym rozmawiał Will zniknął w budynku, w którym odbywała się impreza, brunet zaczął iść wzdłuż ulicy. Loren wiedziała, że powinna uciekać, żeby ten jej nie zobaczył, ale coś kazało jej tam zostać i dalej go obserwować.

Gdy chciała się przemieścić, złamała gałąź, którą miała pod nogą.

Will gwałtownie obrócił głowę w jej stronę przez co mógł ją zobaczyć. Zaczął iść w jej stronę, a ta zaczęła panikować. Zamiast schować się gdzieś indziej, ona czekała myśląc, że może jej nie zauważył.

– Podsłuchujesz mnie idiotko?! – wrzasnął do niej.

– J - Ja nie podsłuchiwałam cię. – zaprzeczyła pospiesznie.

– To czemu tu sterczysz? Wstawaj. – powiedział łapiąc ją za dłoń.

– Ała! – wrzasnęła Loren. Poczuła ból spowodowany dotykiem w miejscu jej ran.

– Co ci jest? – powiedział przyglądając się uważnie dziewczynie. Skanował się całą wzrokiem gdy trafił na dłonie, które były zabandażowane. Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę i celowo ścisnął tę część jej kruchego ciała.

– Ała, Will przestań! –  krzyczała i usilnie próbowała wyrwać swoją dłoń z uścisku chłopaka.

Mężczyzna widząc jej starania, puścił ją, nie chcąc sprawiać jej dłużej bólu.

– Posłuchaj, jeśli sobie nie radzisz to poszukaj pomocy a nie tnij się.

– Ale ja się nie tnę idioto! Uderzyłam w lustro!

– Wiesz, że to nie jest mądry sposób żeby zapanować nad swoją agresją.

Chłopak dziwił się sam sobie, że mówi to on, którego sposobem na zapanowanie nad tą emocją było picie alkoholu, co też nie było dobrym rozwiązaniem.

– To co sugerujesz. – zapytała.

– Nie wiem, nie znam się na tym. – powiedział i wzruszył ramionami.

– To może tak, jak ty sobie z tym radzisz.

Will zastanowił się na chwilę nad odpowiedzią.

Obiecywał rodzicom, że przestanie pić, ale to był jego jedyny sposób by chociaż na chwilę odpocząć od codzienności i wyładować gdzieś swoją złość.

Nie chciał ich załamywać, jakiego to mają synka alkoholika. A tym bardziej nie chciał żeby dowiedzieli się o tym z ust jakiejś dziewczyny.

– Piję. – mruknął żałośnie. Wcale nie był z tego domu i chciał przestać, ale nie wiedział jak. – dlatego jestem uzależniony.

– Ja robię sobie krzywdę. –  powiedziała dziewczyna. – ale nie chcę się zabić, mimo, że mam depresję.

Loren okłamywała samą siebie. O śmierci myślała już od paru dobrych tygodni, lecz sama nie zdawała sobie z tego sprawy.

– To pójdź to psychologa, on ci pomoże.

–Raz próbował i zniszczył mi życie.

– Okej, nie będę cię do niczego zmuszał, ale obiecaj że, się nie zabijesz.

– A co nagle ci na mnie zależy?

– Nie zależy mi na tobie, po prostu to strasznie głupi pomysł na skończenie swojego życia.

Will w pewnym stopniu okłamywał samego siebie, ponieważ gdy dziewczyna się przed nim otworzyła ten zaczął się o nią martwić, co nie zdarzało się często.

Rzeczą, którą mu zaimponowała było to, że nie udaję, że wszystko jest okej, że świat jest usłany różami i, że jest najszczęśliwszą osobą na świecie, a takich znał naprawdę dużo.

Połowa z takich znajomości kończyła się samobójstwem, dlatego on przysiągł sobie, że jeśli będzie widział, że coś jest nie tak, a ta osoba odmawia pomocy, kończy z nią znajomość.

Już za dużo razy cierpiał z powodu utraty przyjaciela przez to, że on odmawiał pomocy. Jednym z nich był Noah, jego były najlepszy przyjaciel, ponieważ już nie żył.

Od początku znajomości widział blizny po samookaleczeniu się i próbował mu pomóc, ale ten zawsze obiecywał mu, że przestanie.

Jednak tak się nie stało. Wmawiał mu, że już jest dobrze, że skończył z tym dlatego przestał się martwić, ale pewnego dnia, zadzwoniła do niego mama jego przyjaciela, która przekazała mu straszną nowinę.

Will, jako, że byłeś najlepszym przyjacielem Noah, powinieneś wiedzieć, że on nie żyje. – wspominał.

Pamiętał każde zająknięcia się i każdą łzę, którą wylała mama Noah przy tej rozmowie.
Pamiętał też wszystkie te, które należały do niego.

Mam nadzieję że spodobał wam się taki zwrot akcji i przepraszam że, rozdział publikuje dopiero teraz, ale strasznie nie miałam weny. Papa <3.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro