Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niedzielny wieczór. Wiecie dlaczego go tak nie lubie? Bo następnego ranka trzeba iść do budy zwanej szkołą.

Alex właśnie pakowała potrzebne rzeczy do plecaka, bo to już jutro idzie do nowej szkoły. Gdy już zasowała zamek usłyszała pukanie do drzwi.

— Prosze! – powiedziała.

— Alex, nie rozmawiamy już od tygodnia i wiem że dalej jesteś na mnie zła... – zaczął mówić Tony.

— Nie jestem już na ciebie zła, tylko jest mi smutno że dałeś mi złudną nadzieję że w twoich oczach nie jestem tylko morderca i że ci na mnie zależy – przerwała mu.

— To nie tak, ja tak nie myślę i jesteś dla mnie bardzo ważna, i nie widzę w tobie tylko mordercy – odpowiedział jej I było widać że żałował swoich wcześniejszych słów.

— Więc co we mnie widzisz? – zadała mu pytanie, patrząc na jago twarz.

— Młodą i silną kobietę, geniusza dorównującego mi który czas zapomina zablokować plany swoich prac w mojej pracowni, a przede wszystkim moją córkę – powiedział bez wahania patrząc na reakcje dziewczyny, młoda Stark podeszła do niego i po prostu przytuliła.

— Ile moich projektów przeglądałeś? – zapytała odsuwając się od niego.

— Jeden, i to całkiem niezły – powiedział dumnie.

— Jeden? – zapytała patrząc w jego czekoladowe oczy.

— No dobra, dwa – poprawił się cicho.

— A można wiedzieć na jakie patrzyłeś? – zadała kolejne pytanie wybierając ubrania na jutro.

— Okulary i deskę – odpowiedział bez żadnego zająknięcia.

— No muszę sama przyznać że te okulary są fajne – oznajmiła dumna z siebie odkładając ubrania na oparcie krzesła.

— Pozwolisz że zrobię sobie takie same? – zapytał, niepewnie siadając na łóżku dziewczyny.

— Oczywiście, tylko pod warunkiem że wgrasz sobie do nich swojego Al – powiedziała obracając się przodem do ojca.

— To ty masz swoją sztuczną inteligencję? – zdziwił się trochę.

— Black, jesteś? – zapytała głośno czarnowłosa.

— Jak zawsze, panienko Stark – odpowiedział jej spokojnie damski głos rozchodzący się po całym pokoju.

— Black? – zapytał mężczyzna patrząc na swoją córkę która tylko wzruszyła ramionami.

— Do usług panie Stark.

— Jest prawie taka sama jak Jarvis, tylko ma damski głos i jest mniej święta – powiedziała Alex od razu uprzedzają jego pytanie.

— Dobra, muszę Ci powiedzieć że jestem pod wrażeniem – opowiedział z uśmiechem wstajac.

— Masz – powiedziała dziewczyna gdy już chciał wychodzić i podała mu małe drewniane pudełeczko.

— Co to? – zapytał przyjmując prezent.

— Otwórz i zobacz – odparła, widziała jak oczy jej taty zaświeciły się gdy je otworzył.

— Okulary – powiedział krótko i założył je na nos.

— Powiedz, Jarvis – poinstruowała go.

— Jarvis – powiedział, a przed jego oczami pojawiły się różne opcje i opisy.

— Potraktuj to jako wczesny prezent urodzinowy – Alex powiedziała po chwili.

— Dziekuje – powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy i przytulił dziewczynę. — A teraz lepiej idź spać bo jutro pierwszy dzień w nowej szkole – powiedział poważnie.

— A odwieziesz mnie rano? –  zapytała robiąc oczy szczeniaczka.

— Sama pojedziesz – powiedział i rzucił jej kluczyki do samochodu.

— Dzięki, ale ja nie mam prawa jaz... – zaczął czarnowłosa.

— Nie potrzebujesz go, przecież jesteś Starkiem – przerwał jej dumnie. – Dobranoc – dodał jeszcze I otworzył drzwi w celu wyjścia.

— Dobranoc – odpowiedziała mu i wzięła czystą bieliznę razem z piżamą.

Dziewczyna poszła do łazienki gdzie weszła pod prysznic i umyła się swoim ulubionym żelem o zapachu czekoladowym. Ciepła woda spływała po jej ciele, a ona myślała o jutrzejszym dniu, była ciekawa jak będzie wyglądał. Czy ludzie ja zaakceptują? Czy będę zwracać uwagę tylko dlatego że jest córka Iron Mana? A jak ktoś dowie się o jej przeszłości? A co jeśli zrobi komuś krzywdę przez przypadek? Nie, nikomu nic nie zrobi, wszystko będzie dobrze nikt jej nie rozpozna i będzie cacy. Po około kolejnych dziesięciu minutach wyszła z kabiny i wytarła się ręcznikiem, ubrała na siebie czystą koronkową bieliznę i na to czystą za duża koszulkę James.

Gdy wyszła już z łazienki od razu zauważyła męska sylwetkę leżała na jej łóżku i robiącą coś na telefonie. Dopiero gdy usiadła na łóżku Bucky zwrócił na nią uwage, uśmiechnął się i odłożył telefon na komodę obok łóżka.

— A ty co tu robisz? – zaśmiała się dziewczyna wchodząc pod kołdrę i gasząc światło.

— Masz wygodniejsze łóżko i jak z tobą śpię nie mam koszmarów, dlatego od dziś śpimy razem – oznajmił i przyciągnął czarnowłosą do swojej klatki piersiowej.

— Okej – mruknęła młoda Stark.

— O której jutro idziesz do szkoły? – zapytał mężczyzna i zaczą całować jej kark, gdzieniegdzie zostawiając mocno czerwone plamki.

— Jutro mam na dziewiątą, i dla twojej świadomość te malinki pewnie zaraz znikną – powiedziała odchylając lekko głowę na bok żeby dać Barnesowi lepszy dostęp do szyi.

— Nie znikną, Steve'owi kiedyś robiłem i nie zniknęły – odpowiedział nie zaprzestając swojej czynności.

— Steve'owi? – zapytała zdziwiona obracając się do niego przodem.

— Tak, kiedyś jakaś dziewczyna się do niego kleiła, a on jej nie lubił dlatego kazał zrobić sobie malinke na szyi żeby myślała że jest zajęty i się odczepiła – opowiedział w skrócie patrząc w jej oczy, których prawie nie było widać przez mrok panujący w pomieszczeniu.

— Okej – zaśmiała się, przez co James zrobił to samo. – Co powiesz jutro na poranne bieganie? – zapytała z nadzieją w głosie, chociaż znała już odpowiedz, Bucky nigdy nie pogardzi treningiem.

— Pewnie, ale żeby jutro wstać rano musimy już iść spać – szepnął, a dziewczyna pocałowała go krótko w usta i obróciła się na drugi bok plecami do mężczyzny.

— Dobranoc – powiedziała cicho zamykając oczy.

— Dobranoc. kochanie – odpowiedział jej tak samo jak czarnowłosa zasnął.

***

— Dzień dobry, panienko Stark, proszę wstawiać jest już szósta rano – odezwała się Black.

— Jeszcze chwile – mruknęła odwracając się na drugi bok dalej śpiąc.

— Panie Barnes, proszę wstawiać jest szósta rano – sztuczną inteligencja także budziła mężczyznę, który bez problemu otworzył oczy i podniósł się na łokciach, powoli przekręcił głowę na bok gdzie zobaczył jeszcze śpiącą dziewczynę zakopaną w kołdrę, bez większego myślenia pochylił się w jej stronę i pocałował w usta nie musiał długo czekać na reakcje, po sekundzie czarnowłosa otworzyła oczy odwzajemniając delikatny pocałunek.

— Czas wstawać, skarbie – odezwał sie zachrypniętym głosem Bucky, odrywając się od niej.

— Po co? – zapytała patrząc na niego przymkniętymi oczami.

— Idziemy biegać, zapomniałaś? – zaśmiał się brunet, wstajac z łóżka i ściągając z niego kołdrę tak aby odkryć dziewczynę.

— A no tak, i dlaczego zabrałeś mi kołdrę? – zapytała siadając na miękkim materacu i przecierając twarz rękoma.

— Bo inaczej byś nie wstała – znowu się zaśmiał. — Masz piętnaście minut, będę czekał na dole — dodał jeszcze i wyszedł z jej pokoju.

— Piętnasie minut!? – oburzyła się lecz on już jej nie usłyszał.

Młoda Stark wstała z łóżka, wyciągnęła z szafy szare dopasowane leginsy które ładnie podkreślały jaj idealą dupe, do tego ubrała jeszcze czarny sportowy stanik który był do połowy brzucha, na koniec związała jeszcze włosy w koka i ubrała czarne buty do biegania. Szybko wyszła z swojego pokoju i skierowała się od windy, musiała przejść przez salon w którym o dziwo siedziała jedna osoba, i nie był to nikt inny niż Steve.

— Hej – przywitała się pierwsza przechodząc obok blondyna.

— Cześć, idziesz gdzieś? – zapytał widzac strój dziewczyny.

— Idę biegać z Bucky'm – powiedziała krótko czekając na windę.

— Moge iść z wami? – zapytał podchodząc do niej.

— Pewnie – odpowiedziała mu z uśmiechem, a w tym momencie drzwi windy otworzyły się.

Oboje jechali metalową puszka na dół nie odzywając się do siebie, gdy byli już na parterze duże stalowe drzwi się rozsunęły, a przed nimi stał James oparty o ścianę na przeciwko i robimy coś w telefonie

— Chyba będę musiał sprawdzić ci ten telefon – powiedziała poważnie Alex zwracając tym uwagę swojego chłopaka.

— O już jesteś – i wtedy zauważył stojącego obok Rogers. – Jesteście – poprawiał się i schował komórkę do kieszeni czarnych dresów.

Całą trójka ruszyła w stronę parku gdzie najczęściej biegali, jak zwykle spotkali tam ciemnoskórego mężczyznę który tak samo jak oni przychodził rano biegać.

— Twoja prawa – powiedziała Alex.

— Twoje lewa – w tym samym momencie odezwał się Steve biegnący równo z czarnowłosą i długowłosym brunetem który biegł obok swojej dziewczyny.

— No ej! To nie fair! – usłyszeli krzyki Sama, na co wszyscy się zaśmiali.

— Już dziesięć po siódmej, wracajmy nie chcę się spóźnić pierwszego dnia – odezwała się Stark.

— Okej – mężczyźni odezwali się w tym samym momencie.

— Alex? – zaczął Rogers patrząc na przyjaciółkę.

— Hm? – mruknęła zerkając na niego kątem oka.

— Uderzyłaś się gdzieś, masz bordowy ślad na szyi – powiedział nie domyślając się co to może być, dziewczyna tylko popatrzyła na Barnes idącego z jej lewej stronę było widać że lekko się uśmiecha za co dostał z pięści w ramię.

— I co żeś narobił!? – krzyknęła wchodząc do Starka Tower.

— Ja? Nic, tylko cię zaznaczyłem – powiedział spokojnie, a blondyn przyglądał się zdziwiony całej sytuacji.

— I jak ja teraz będę wyglądała pierwszego dnia szkoły! – krzyknęła wchodząc do windy.

— Spokojnie, przecież możesz to czymś zakryć, zrobiłem ją dość nisko więc ubierzesz jakąś koszulkę z mniejszym dekoltem i będzie dobrze – mówił spokojnie gdy windą ruszyła do góry.

Dziewczyna więcej się nie odezwała tylko wyszła z windy I od razu ruszyła do swojego pokoju gdzie wzięła szybki prysznic i ubrała się we wcześniej przygotowane ciuch, były to czarne jeansy z wysokim stanem i do tego czarna koszulka pod sama szyję. Nie chciała się nie wiadomo jak stroić bo to przecież nie pokaz mody. Szybko jeszcze rozczesała włosy i umyła zęby, gdy już wychodziła chwyciła plecak do którego wrzuciła jeszcze telefon, portfel i kluczyki do samochody.

Wyszła z pokoju i od razu ruszyła od windy, po drodze spotakała jeszcze swojego chłopaka z którym pożegnała się krótkim całusem w usta. Windą zjechała do garażu gdzie stała masa drogich aut, kluczykiem od taty otworzyła samochod patrząc którym ma jechać, było to pomarańczowe, sportowe audi w kabrio. Nie czekając dłużej weszła do samochodu i włączyła silnik, wyjechła z piskiem opon na zakorkowane drogi Nowego Jorku. Do szkoły miała jeszcze pół godziny więc była pewna że zdąży.

1560 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro