Rozdział 25
Alex siedziała w jadalni przy stole, grzebała łyżką w misce z płatkami i mlekiem. Choć siedziała w domu, to myślami była setki jak nie tysiące kilometrów stąd. Reszta przyjaciół, także jedzących śniadanie, rozmawiała najpewniej o nie istotnych rzeczach, ale dziewczyna nie słuchała.
— Wszystko dobrze? – szepnął w jej stronę Bucky, najpewniej widząc jej zamyślenie.
— Hm? – mruknęła i przeniosła swój wzrok na niebieskie tęczówki bruneta.
— Pytam czy wszystko dobrze? – powtórzył się.
— Aa tak, tak, wszystko dobrze – odpowiedziała z delikatnym uśmiechem.
— Nad czym tak myślisz? – zadał kolejne pytanie, kładąc jej swoją dłoń na kolanie.
— Dobrze wiesz nad czym myślę - burknęła i oparła się plecami o oparcie krzesła.
— Nie myśl o tym tyle, wszystko będzie dobrze, obiecuje ci to – powiedział szeptem, całując ją krótko w usta i wrócił do jedzenia śniadania.
— Łatwo ci mówić – mruknęła, do siebie i także zaczęła kończyć płatki.
*trzy miesiące później*
Wakacje bohaterów skończyły się dwa miesiące temu. Teraz znowu wszyscy siedząc w wieży w Nowym Jorku i jeżdżą na misję. Alex też wróciła do szarej rzeczywistości i znowu chodzi do szkoły, dziennikarze już dali sobie spokój z córką Starka. Nikt jeszcze nie wie że razem z James'em spodziewają się dziecka. Czarnowłosej coraz ciężej ukrywać już delikatnie zaokrąglony brzuszek. Bucky od pierwszej wizyty u ginekologa traktuje ją jakby była z porcelany, teraz chodzi do lekarza raz na dwa tygodnie.
***
Alex siedziała na lekcji Historii w ostatniej ławce obok swojej dobrej koleżanki Lili i bazgrała coś w zeszycie, oczywiście nie słuchała, bo teraz omawiali drugą wojnę światową, a ona miała to w jednym palcu przez opowieści Steve'a i Bucky'ego.
— Stark, słuchasz mnie chociaż trochę? – zapytał nauczyciel, patrząc na nieobecną dziewczynę.
— Hm? – mruknęła krótko, podnosząc na niego swój obojętny wzrok.
— Może pochwalisz się nam, co jest ważniejsze od słuchania na mojej lekcji? – zadał pytanie, podchodząc do niej bliżej.
— Myślę, co będę robiła jak wrócę do domu – oznajmiła, jakby nigdy nic.
— To może pomyślisz nad tym później, a teraz posłuchasz mojej lekcji – zaproponował, stając obok ławki dziewczyny.
— Wie Pan co, znam wszystko co Pan mówi prawie na pamięć, jakby ktoś jeszcze nie wiedział, moim przyjacielem jest Steve Roger, czyli słynny Kapitan Ameryka, a jego najlepszy przyjaciel, James Barnes, to mój chłopak, więc mogę nawet stwierdzić, że wydarzenia z drugiej wojny światowej, znam lepiej od Pana – warknęła, zdenerwowana i z powrotem przeniosła swój wzrok na kartkę z koślawymi rysunkami.
— Stark, nie pieprz głupot, że twój chłopak to zimowy – zaśmiał się Flash.
— A co zazdrościsz? – syknęła, patrząc na niego wściekłym wzrokiem.
— Nie, po prostu nie lubię jak ktoś kłamie – uśmiech nie schodził mu z twarzy.
— Black, zadzwoń proszę do Bucky'ego i daj na głośno mówiący – rozkazała, swojej sztucznej inteligencji w okularach.
— Do usług – odpowiedziała, tak, że tylko ona ją słuchała, po chwili w sali rozległ się dźwięk połączenia telefonicznego, wszyscy razem z nauczycielem patrzyła na nią z zaciekawieniem i pogardą, chwile później Barnes odebrał.
— Hej Buck – przywitała się pierwsza, znudzonym głosem.
— Hej kochanie, coś się stało? – zapytał, jak zawsze z troską.
— Nie, po prostu mam w klasie niedowiarków i uważają, że zmyślam co do tego że jesteś moim chłopkiem i przy okazji, możesz po mnie przyjechać za siedem minut – wyjaśniła od niechcenia, oglądać swój paznokcie.
— Nie ma sprawy, i mam nadzieję że rozwiałem wątpliwości innych, za dziesięć minut będę, pa kochanie – powiedział i się rozłączył, a córka miliardera popatrzyła po szokowany twarzach uczniów.
— No, no, Stark, nieźle się ustawiłaś z tym mordercą – zadrwił Thompson, ze swoim pewnym siebie uśmieszkiem.
— Jeszcze raz go tak nazwiesz, albo obrazisz kogoś z mojej rodziny, a pożałujesz tego - warknęła w jego stronę, podnosząc się z miejsca.
— Bo co mi zrobisz? – zaśmiał i staną na przeciwko niej. – Naślesz na mnie swojego chłoptasia? – znowu zadrwił, a jego uśmiech był jeszcze większy.
— Uwierz, on wtedy będzie twoim najmniejszym problemem – zaśmiała się, a jej oczy zrobiły się czarne. – Cholera, Black, przyciemnij okulary - rozkazała szeptem i po chwili szkła okularów zrobiły się tak ciemne, tak, że nie było widać jej oczu.
— Myślisz że się ciebie boję? – zapytał retorycznie, cały czas się uśmiechając.
— Nie? – tym razem ona z niego zakpiła. – A powinieneś – dodała i sięgnęła za pasek spodni...
684 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro