Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy dobiegła na miejsce zastała praktycznie wszystko zrównane z ziemią, pierwsze co ujrzała to Bucky walczący z czterema jakimiś dziwnymi potworami, a piąty mierzył do niego od tyłu. Dziewczyna bez zastanowienia zdjęła karabin z pleców, który wzięła jeszcze przed wyjściem z swojej szafy, odbezpieczyła go od razu strzalajac do stwora. Mężczyzna właśnie powalał ostatniego przeciwnika na ziemię i odwrócił się w stronę brunetki która opuszczała broń, uśmiechnęła się do niego ale nie mógł tego widzieć przez maskę, i pobiegła w drugą stronę do dziwnie ubranego gościa z jakimś kijem w ręce. A on trochę zdziwił się na jej widok.

— A ty to kto? – zapytał mierząc ją wzrokiem gdy wstała na przeciwko niego.

— Kimś kogo nie chciałbyś spotkać – powiedziała pewnie siebie.

— Ja jestem Loki – powiedział uśmiechając sie szeroko.

— Czarny duch – powiedziała i zaczęła iść w jego stronę.

— No tak kolejny żołnierzyk, pochwal się ile osób zamordowałaś? No chyba że wszystkich nie pamiętasz – zaśmiał się.

Alex już nie wytrzymała, jej tęczówki zrobiły się całe czarne, a z kieszeni wyciągnęła dwa noże i zaczęła szybko iść w stronę bożka. Psotnik trochę zdziwiony jej postępowaniem, skierował swoją łaskę w jej stronę i strzelił niebieskimi promieniem który dziewczyna sprawnie ominęła i dalej szła do przodu, gdy zostało jej mniej więcej pięć metrów do kłamcy została zaatakowana on tyłu ale zbytnio się tym nie przejęła, szybko pokonala stwora za sobą podniosła go i rzuciła w czarnowłosego który szybko odkoczyl na bok co wykorzystała brunetka i zaatakowała go, uderzyla kolanem z całej siły w brzuch przytrzymujac głowę i kiedy zgiął się w pół znowu walneła go kolanem tym razem w twarz. Psotnik leżał na ziemi ledwo przytomny, dziewczyna wzięła go za szyję i podniosła do góry przy okazji go dusząc gdy zauważyła ze traci przytomność szybkom ruchem wgniotła go w ziemię.

Przykucnęła przy nim i patrzyła jak zamyka oczy, jednak na jego twarzy pojawił się cień uśmiech i nagle poczula ogromny ból brzucha spuściła głowę w dół żeby zobaczyć co się stało, ujrzała wbity sztylety w swój bok, a za rękojeści trzymał już nie przytomny Loki.

Usiadła obok złoczyńcy ciężko oddychając, przyłożył rękę do wbitego noża uciskając żeby starcie jak najmniej krwi, przed oczami robiło jej się ciemno nie dawała radu już nawet siedzieć, jej bezwładne ciało opadło na zimna i mokra ziemię, oddech zrobił się bardzo płytki, a wszystkie odgłosy zaczęły zaczęły ze sobą zlewać. Po chwili usłyszała jak ktoś wola jej imię, chciała wstać i powiedzieć że wszystko dobrze ale nie mogła, zaraz po jakiś mężczyzna uklęknął przy niej.

— Alex! Patrzą na mnie, nie śpij zachwile będzie pomoc – powtarzał jej bardzo dobrze znany głos, ale nie wiedziała do kogo należy. – Cholera – szepnął cicho i zaczął uciekać jej ranę. – Wszystko będzie dobrze tylko nie możesz zasnąć, przeszliśmy razem bardzo dużo i przejdziemy jeszcze więcej tylko nie zamykaj oczu – mówił cicho z troską w głosie i mocniej przytulił do siebie, dziewczyny z pół przymkniętych powiek zauważyła niebieskie tak dobrze znane jej tęczówki.

— Bucky – wyszeptała i to ostatnie co pamięta, później jest już tylko ciemność i spokój, zero bólu, zero hałasu, zero światła.

***

Pip. Pip. Pip. Ten irytujący dźwięk Alex słyszy już od dobrych dwóch dni, chodź bardzo by chciała nie mogła otworzyć oczy i powiedzieć że wszystko jest dobrze. Od ostatnich dwóch dni słyszy tylko dźwięk pikania jakieś przeklętej maszyny, znajome głosy też się pojawiają ale dwa powtarzają się najczęściej, niestety nie może stwierdzić w stu procentach ich do kogo należą, czasem też czuła jak ktoś trzyma ją za rękę.

Teraz ktoś wszedł do sali u usiadł na krześle po jej prawej, chwycił delikatnie za rękę jakby nie chciał zrobić jej większej krzywdy.

— Alex nie wiem czy mnie słyszysz – zaczął. – Lekarze mówią że już powinnaś się obudzić, dajesz zero znaków od tygodnia. Tylko leżysz na tym przeklętym łóżku podpięta do tysiąca różnych maszyn i nic, a ja i tak przychodzę codziennie i mówię do ciebie. Proszę obudź się nie mogę cię znowu stracić, nikt mnie tak dobrze nie rozumie jak ty, nawet Steve. Potrzebuje cię tu żebyś stała obok mnie, żebym mógł cie ptrzytulic i powiedzieć jak bardzo mi na tobie zależy – dokończył, a ostatnie zdanie powiedział ledwo słyszalnie szeptem i oparł czoło o jej maleńką dłoń.

Brunetka już dobrze wiedziała kto to jest, w środku aż ją ściskało że nie może dać znaku że wszystko słyszy i że dobrze się czuje, że nic ją nie boli. Tyle razy próbowała się obudzić ale za każdym razem miała za mało siły, lecz teraz po usłyszeniu tych słów nie mogła go tak zostawiać na skraju załamania, tak ważna dla niej osoba nie może teraz przez nią cierpieć. Zabrała w sobie wszystkie siły i delikatnie ścisnął jego dłoń na co on od razu podniósł głowę i popatrzył na jej twarzy. Dziewczyny zaczęła powoli otwierać oczy na początku raziło ją światło ale po zamruganiu kilkukrotnie przyzwyczaiła się do jasnego światła. Lekko obróciła głowę w prawą stronę gdzie siebie James z szeroko otworzonymi oczami i trochę otworzonymi ustami, trzeba było przyznać że wygląda uroczo.

— Bucky – szepnęła cicho dziewczyna uśmiechając się delikatnie.

— Alex – także wyszeptał wstajac z krzesła i przytulając brunetke, która lekko się skrzywił z bóly gdy przygniótł ją swoim  ciałe ale odwzajemniła uścisk. – Tak bardzo się o ciebie bałem – mruknął jej do ucha dalej nie. puszczając

— Też za tobą tęskniłam – odpowiedziała mu gdy się od siebie odsuneli. – Ile spałam? – zapytała patrząc na jego niebieskie oczy.

— Siedem dni – odpowiedział bez większego zastanowienia.

— Długo – mruknęła do siebie.

— Spokojnie, ja spałem prawie  siedemdziesiąt lat – zaśmiał się mężczyzna siadajc i dalej trzymając ją za rękę.

— Macie Loki'ego? – zapytała, delikatnie głaskając kciukiem wieszch dłoni Barnesa.

— Dzięki tobie tak – odpowiedział.

— Czyli jakbym umarła to przynajmniej nie na marne – powiedziela cicho przymykając oczy.

— Przestań, jakby tak się stało to bym sobie nie wybaczył że cię nie uratowałem – James trochę podniósł głos.

— Ale uratowałeś i to dzięki tobie żyje – powiedziała patrząc na jego niebieskie tęczówki, w odpowiedzi Bucky podniósł się z krzesła i przybliżył do brunetki tak że ich nosy się stykały, brunet lekko musną jej wargi czekając na jakąś zła reakcje która nie nastąpiła, dlatego złączył ich usta w delikatnym lecz namiętnym pocałunku, Alex oddawała każdy ruch warg mężczyzny, oduneli się od siebie dopiero go zabrakło im powietrza. Ich twarze nadal były blisko dlatego dziewczyna dała mu ostatniego i krótkiego buziaka w usta.

— Musze do toalety – powiedziała na co Barnes od razu się odsunął i podał rękę.

— Chodź pomogę Ci – zaproponował na co brunetka tylko kiwnęła głową i powoli wstała z łóżka przytrzymujac się ręki mężczyzny, gdy doszli do łazienki która była na drugim końcu pokoju, dziewczyna kiwneła mu głową że już sama da sobie radę i weszła do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Tam rozebrała się i weszła pod prysznic gdy szybko się umyła, spod kabiny wyszła owinięta ręcznikiem podeszła do lustra i związała włosy w luźnego koka, dopiero teraz pomyślała o ubarniach które zapomniała wziąć, a w samym ręczniku nie wyjdzie bo tak czeka na nie James.

— Bucky! – krzyknęła stając przy drzwiach.

— Tak? – zapytał i było słychać jak wstaję z krzesła.

— Podasz mi proszę jakieś ubrania? – zapytała niepewnie.

— Dobra, poczkeja chwile – odpowiedział jej i po chwili zapukał do drzwi, a gdy Alex lekko je uchyliła podał jej do środka ubrania poukładanie w kostkę.

Brunetka szybko ubrała się ciuchy które podał jej mężczyzna i była pod wrażeniem bo dał jej też czystą bieliznę, umyta i przebrana wyszła z pomieszczenie. W łazience było stanowczo dużo cieplej bo gdy weszła do sali uderzyła w nią fala zimnego powietrza. Bucky chyba to zauważył bo zdjął z siebie bluzę i podał dziewczynie która lekko pozytywnie zaskoczona przyjęła czarne okrycie z cichym "dziękuję" i założyła przez głowę, była na nią trochę za duża ale jej to nie przeszkadzało. Usiadła na swoim łóżku szpitalnym, znaczy szpitalnym jak szpitalnym teraz znajdowała się na w Stark Tower na piętrze szpitalnym. I pochłonęła sie w rozmowie z Barnesem, w między czasie przyszedł lekarz i powiedział że wieczorem będzie już mogła wrócić do swojego pokoju dzięki swojej przyśpieszonej regeneracji, rana bardzo dobrze się goi.

Była trochę zdziwiona że nikt do niej nie przyszedł, nie żeby James jej nie wystarczał ale poprostu zrobiło jej sie smutno że nikt poza nim się nią nie martwi.



1347 słowa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro