1 | YOU'VE GOT TO HIDE YOUR LOVE AWAY

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

______________________________
ᴴᵉʳᵉ ᴵ ˢᵗᵃᶰᵈ ʰᵉᵃᵈ ᶤᶰ ʰᵃᶰᵈ
ᵀᵘʳᶰ ᵐʸ ᶠᵃᶜᵉ ᵗᵒ ᵗʰᵉ ʷᵃˡˡ
ᴵᶠ ʰᵉ'ˢ ᵍᵒᶰᵉ ᴵ ᶜᵃᶰ'ᵗ ᵍᵒ ᵒᶰ
ᶠᵉᵉˡᶤᶰᵍ ᵗʷᵒ ᶠᵒᵒᵗ ˢᵐᵃˡˡ

— Nie, nie nie! Mówię przecież, na początku jest dwa razy G-dur! — Odezwał się John z grymasem na twarzy. Paul siedzący naprzeciwko niego wydawał się jakiś rozkojarzony.

— A tak... — Odparł McCartney. Obaj siedzieli w pokoju Lennona już od godziny, układając nową piosenkę na gitarach, a on nadal nie mógł się skupić na grze. Zamiast tego za każdym razem, kiedy John tłumaczył mu akordy do utworu, ten wgapiał się w jego dłonie przyciskające struny i usta cicho podśpiewujące nową melodię.

Nawet teraz zdawał się w ogóle nie kontaktować. Próbując przestać w końcu patrzeć na Johna, przerzucił wzrok na panujący w całym pomieszczeniu bałagan. Wszędzie leżały porozrzucane kartki z jakimiż zapiskami, ubrania, a nawet kilka brudnych talerzy z resztkami zepsutego jedzenia. Co jak co, ale Lennon nie należał do porządnych, i mimo odwiecznych błagań wychowującej go ciotki jego pokój stawał się powoli gęstą puszczą.

— Paulie, czy ty mnie w ogóle słuchasz? — Zapytał osiemnastolatek, który był zdziwiony zachowaniem przyjaciela, który był jakiś nieobecny.

Ten drugi przez kilka kolejnych sekund nie odezwał się słowem. Dopiero później zrozumiał, że ktoś coś do niego mówi i zdołał wyrwać się z letargu.

— No przecież! — Otrzeźwiał się nagle. — Tylko się zagapiłem.

— Chyba za dużo chlejesz — stwierdził John — ostatnio dziwnie się zachowujesz.

— Ha! — Zaśmiał się młodszy z dwójki. — Ha! I mówi to John Lennon, który codziennie ma w plecaku butelkę czystej!

Co jak co, ale John zawsze był odpowiednio przygotowany do szkoły, nie mając wcale na myśli przygotowania umysłowego.

— To na wszelki wypadek, jakbyś miał potrzebę. Widzisz, jak o ciebie dbam?

Chcąc, czy nie Paul zarumienił się lekko.

— Ehe, a przy najbliższej okazji wypiłbyś wszystko sam — zdołał wydukać.

— Łżesz. — Powiedział Lennon, a jego twarz nagle nabrała tak grobowego wyrazu, że McCartney przestraszył się, że powiedział coś nie tak. John zaczął sięgać dłonią pod łóżko, na którym obaj siedzieli, a po chwili wyciągnął spod niego butelkę wódki. Na jego twarzy zagościł zadziorny uśmiech, który Paul odwzajemnił i obaj już wiedzieli, co zaraz będą robić.

*

20:32

zajebalimibiszkopty: KURWA

zajebalimibiszkopty: LUDZIE, CO Z WAMI?!

RyszardVonGwiazda: Co się stało, Georgie?

zajebalimibiszkopty: PEWNA DWÓJKA JAŚNIEPANÓW MIAŁA DWIE GODZINY TEMU STAWIĆ SIĘ U MNIE NA PRZESŁUCHANIE

RyszardVonGwiazda: Przesłuchanie?

zajebalimibiszkopty: MIELIŚMY ZBADAĆ SPRAWĘ ZNIKAJĄCYCH BISZKOPTÓW

RyszardVonGwiazda: Ty znowu o tym...

zajebalimibiszkopty: TO DLA MNIE WAŻNE!

zajebalimibiszkopty: JA NIE MOGĘ TAK ŻYĆ

zajebalimibiszkopty: PODCZAS GDY TA DWÓJKA ZNOWU SIĘ NAJEBAŁA

RyszardVonGwiazda: XDD

zajebalimibiszkopty: BO INNEGO NIE PODEJRZEWAM.

RyszardVonGwiazda: Będę u Ciebie za piętnaście minut

zajebalimibiszkopty: JEDYNY, CO SIĘ MNĄ PRZEJMUJE

*

Ringo Starr przybył do domu Harrisona punktualnie, po piętnastu minutach, zgodnie z zapowiedzią. Od razu podjęli ustalony temat, który był naprawdę trudnym orzechem do zgryzienia.

Od dłuższego czasu George Harrison miał poważny problem. No, wiele osób z pewnością powiedziałoby, że wcale nie jest tak poważny. Jednak dla George'a była to naprawdę ciężka sprawa, bowiem od niedawna ktoś bezczelnie okradał go z biszkoptów, a dla chłopaka były one ważną częścią jego życia. Nieważne ile wymyślałby kryjówek, czy schowków na nie, one i tak w końcu znikały, wcale nie w ustach Harrisona tak, jak powinny. Chłopcy mieli wiele teorii. Jedne mówiły o tym, że George lunatykuje, a przez sen pożera słodkości, inne wskazywały na to, że to któreś z rodzeństwa Harrisona jest winne. Przez chwilę myśleli nawet, że musiał to być ciasteczkowy potwór, ale szybko doszli do wniosku, że za młodu po prostu przedawkowali „Ulicę Sezamkową". Koniec końców nie udało im się dojść do niczego sensownego.

Zeszli na temat dwóch pozostałych członków zespołu, którymi od dłuższego czasu poważnie się martwili. Pomijając fakt, że nie przyszli do Harrisona tak, jak powinni (takie sytuacje były normą), ostatnio zachowywali się dziwnie. No, może nie powinni przejmować się Johnem, który dziwnie zachowywał się zawsze, ale zaniepokoił ich fakt, że Paul od niedawna prawie cały czas jest pijany, a jeśli nie, to wydaje się oderwany od rzeczywistości. Były to jednak tylko puste spekulacje i jak poprzednio, nie wywnioskowali nic mądrego.

Zamiast tego naszła ich niezmienna ochota na oglądanie „Ulicy Sezamkowej", i tak spędzili resztę niedzielnego wieczoru zapominając o bożym świecie, w towarzystwie Elma i ciasteczkowego potwora, nie zwracając uwagi, że jutro z rana trzeba będzie udać się do szkoły.

*

— John? — Odezwał się niemrawo McCartney. Obaj leżeli w pokoju Lennona niemalże nieprzytomni, po tym jak okazało się, że prócz butelki alkoholu gospodarz posiada jeszcze inne podejrzane substancje. Za oknem było zupełnie ciemno, więc zaniepokojony Paul wymacał ręką włącznik światła, po czym spojrzał na wiszący na ścianie zegar.

— John! — Powtórzył nico głośniej, kiedy jego przyjaciel nadal nie reagował.

— Co jest, kurwa? — Mamrotał Lennon, który w końcu oprzytomniał. Leżał na podłodze, a obok niego walały się jakieś śmieci włącznie z butelką po alkoholu.

— Jest, kurwa, trzecia w nocy!

— Daj żyć, człowieku — dodał, po czym obrócił się na drugi bok.

McCartney przejechał ręką po twarzy i westchnął głęboko. Wyciągnął telefon, na którym zobaczył dziesięć nieodebranych połączeń od swojego ojca.

— Mam przejebane — stwierdził.

John odwrócił głowę w stronę przyjaciela i uśmiechnął się szeroko.

— A chciałbyś mieć jeszcze bardziej? — Ożywił się nagle, ponieważ wpadł na, jego zdaniem, genialny pomysł i już nie mógł doczekać się jego realizacji.

***

______________________________
Pierwszy rozdział taki sobie, ale dalsze powinny być już trochę dłuższe i bardziej ogarnięte, oraz mam nadzieję, że ciekawsze c:

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro