14 | YOU'VE REALLY GOT A HOLD ON ME

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

______________________________
ᴰᵒᶰ'ᵗ ʷᵃᶰᶰᵃ ᵏᶤˢˢ ʸᵒᵘ
ᴮᵘᵗ ᴵ ᶰᵉᵉᵈ ᵗᵒ

Podmuch jesiennego wiatru uderzył Johna gwałtownie, kiedy tylko wyszedł na zewnątrz. Na zewnątrz budynku szkolnego nie było zbyt wiele ludzi. Mało kto chciał być przeszywany lodowatymi, wpijającymi się w skórę podmuchami powietrza. Pogoda nie powstrzymała jednak kilku śmiałków, z jakichś powodów opuszczających lekcje, bo od końca przerwy minęło już kilka minut. Wchodząc przez bramę główną, mogłoby się wydawać, że podwórze jest całkowicie opustoszałe, jednak to przy tylnej części budowli zbierali się uczniowie chcący uciec przed szkolną rutyną. Mało z którego miejsca było widać ten kawałek przestrzeni, toteż był on wręcz idealny, by choć na chwilę odetchnąć.

Lennon, podążający za ciągnącym go za rękę McCartneyem, deptał po mokrej od małej mżawki trawie, choć akurat w tym miejscu przypominała raczej mokrą breję, pokrytą niezliczoną ilością niedopałków i innych śmieci. Na stojących zaraz przy brudnej, szarej ścianie kontenerach na śmieci, siedziało kilka osób widocznie pogłębiających makabryczny stan środowiska w tym miejscu. Metalowe klapy były pokryte niemal warstwą popiołu od palonych przez nie papierosów. Zaraz przed nimi rósł wysoki na około dwa metry żywopłot, który jeszcze bardziej odgradzał to miejsce od reszty świata.

— Co jest, Paulie? — zapytał John, który nerwowo rozglądał się na boki w obawie, że ktoś zobaczy ich splecione dłonie.

— Pocałuj mnie — rozkazał McCartney niespodziewanie i stanowczo, kiedy ustali pod przybrudzonymi murami, kilka metrów dalej od najbliższej, żywej istoty.

— Co? Nie, ja... — plątał się zmieszany Lennon — teraz nie jest dobry moment, przecież...

— A w klubie przy setkach ludzi był dobry moment? — przerwał piwnooki — Johnny, czy ty się mnie wstydzisz?

Ostatnio naprawdę dostrzegł uczucie, jakim obdarzał go ukochany. Dlaczego jednak miał opory przed wyznawaniem go?

— Nie, to znaczy... — zaczął jego ukochany, nadal poddenerwowany zaistniałą sytuacją — nie będę się z tym obnażał przy wszystkich, wtedy byłem mocno napity.

— Ale dlaczego? Jesteśmy razem, po co mamy się z tym ukrywać? — Paul nieco posmutniał. Skoro John tak bardzo go kochał, to dlaczego przejmował się, co inni o tym myślą?

— Kurwa, nie chcę być jak te wszystkie pedały miziające się, gdzie tylko się da — skwitował Lennon.

Czuł się rozdarty. Przecież tak bardzo kochał Paula. Teraz nie wyobrażał sobie, żeby łączyła ich tylko przyjaźń. Z drugiej strony nie czuł się na tyle pewnie, by obnosić się z ich związkiem przed wszystkimi. Nigdy w życiu nie pomyślałby, że mógłby kiedykolwiek poczuć pociąg do tej samej płci. Po prostu nie czuł się gejem. Nie chciał się czuć. To zawsze, nie wiadomo czemu budziło w nim nieuzasadnioną niczym odrazę. Zawsze odsuwał się od tych, którzy byli innej orientacji. Teraz bał się, że to inni odsuną się od niego.

— A co cię to, kurwa, obchodzi? — dopytywał Paul. Jednak dobrze rozumiał strach Johna. Przecież znał go jak nikt inny. Ponad wszystko cenił sobie swój image, ale skoro tak bardzo go kochał, czy nie mógł choć raz mieć tego w dupie? — mówiłeś, że mnie kochasz, tak?

Kilka osób siedzących nieopodal nich odwróciło głowy w ich stronę, zaciekawione awanturą.

— Paulie, błagam — szeptał Lennon. Jego serce biło tak szybko, jakby zaraz miało wyskoczyć mu z piersi — nie tutaj, chodźmy gdzie indziej, proszę.

— Nie, John. Ja chcę tu i teraz — McCartney zbliżył się do niego o krok, a jego usta zatrzymały się kilka centymetrów przed twarzą ukochanego — pierdolić, co o tym inni sądzą.

W tym momencie obdarzył go długim pocałunkiem. John przez chwile zupełnie odciął się od świata, skupiając całą swoją uwagę na Paulu. Nie trwało to jednak długo. Po kilku sekundach z impetem odepchnął piwnookiego tak, że ten uderzył twarzą o ścianę.

— Co ty odpierdalasz!? Powiedziałem, kurwa, nie! — wściekł się, po czym po prostu ruszył dalej przed siebie, znikając za szkolnym murem.

— Stój! Ja nie... — McCartney natychmiast pobiegł za ukochanym, nie chcąc kończyć tej sytuacji w takim momencie. John odwrócił się, obdarzając go spojrzeniem tak zaciętym, że Paul nie miał odwagi wypowiedzieć na głos większej ilości słów.

— Mówiłem, że to nie dobry moment, Paul! — dodał Lennon.

— Tylko błagam, nie odchodź, porozmawiajmy na spokojnie — prosił, czując pulsujący ból w lewym poliku.

*

Stała zaraz przed nim, rozmawiając z koleżankami. Miał ją na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło kilka sekund, a mógłby z radością wyrwać jej te czarne kłaki z głowy. George znajdował się zaledwie kilkadziesiąt metrów od swojego największego wroga, a mimo tego jeszcze się nie doszło do krwawej walki. Cała ta nienawiść, jaka zbierała się w chłopaku w ciągu kilku ostatnich dni, teraz osiągnęła moment kulminacji. Dlaczego więc nagle ogarnęła go tak ogromna niemożność wyrzucenia dziewczynie wszystkich tych okropności, jakie mu zrobiła? Z pewnej przyczyny nie był w stanie tego zrobić. Zamiast tego stał jak kołek i gapił się na Azjatkę z szeroko otwartymi ustami. Wszystko to było zapewne spowodowane tym, że zaraz obok niej stała jego dziewczyna, Pattie i obie wydawały się prowadzić żywą konwersację.

— Hej, George — powiedziała poważnym, smutnym tonem Boyd. Harrison dobrze wyczuł to w jej głosie. Poza tym po imieniu zwracała się do niego bardzo rzadko i zazwyczaj nie oznaczało to nic dobrego.

„Bratamy się z wrogiem, tak?" — pomyślał chłopak — h-hej — zaczął po chwili niepewnie. Miał mętlik w głowie. Wiedział bowiem dobrze, że stan ich związku idealnie mogłoby odzwierciedlać „to skomplikowane". Odkąd ostatni raz rozmawiali, wyciskając z siebie choć trochę wzajemnej miłości, minęło dobre kilka tygodni.

— To jest Yoko — Pattie przedstawiła Harrisonowi dziewczynę, choć bez tego i tak dobrze wiedział, jak ma na imię — Yoko, poznaj George'a.

Chłopak widział po wyrazach twarzy obu dziewczyn, że nie są ani trochę zadowolone z jego obecności tutaj. Za to wyraźnie było widać, że mają mu coś do powiedzenia. Boyd otworzyła usta, jakby właśnie miała wydać z siebie kilka słów, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. W jej oczach zebrało się kilka łez.

— Pattie, skarbie, co jest? — zapytał. W tym momencie jeszcze bardziej zdał sobie sprawę, że „skarbie" nie jest ani trochę nacechowane
żadnym uczuciem.

— Gościu, serio? — odparła kpiąco Azjatka — po tym, co zrobiłeś, jeszcze udajesz, że nie wiesz o co chodzi?

„To samo mógłbym powiedzieć tobie" — te słowa kłębiły się gdzieś głęboko we wnętrzu George'a. Teraz jednak kradzież słodyczy stała się sprawą drugorzędną, gdyż całą swą uwagę skupił na tym, co takiego złego właściwie zrobił. Zmieszanie na twarzy Harrisona zostało doskonale wyczute przez przedstawicielki płci żeńskiej. Pattie z żalu mocno zacisnęła wargi, próbując nie zacząć płakać. Po kilku sekundach niezręcznej ciszy, w końcu zdołała się na wydobycie z siebie głosu:

— Ja... Ja to czułam, George. Czułam, że to już nie to samo, że mnie nie kochasz — w tym momencie poczuła, że nie może już dłużej kryć w sobie emocji. Z jej oczu popłynęło kilka łez — ale za cholerę nie sądziłam, że mnie zdradzisz!

— Słucham?! — serce Harrisona zdawało się bić kilka razy mocniej — kto ci takie rzeczy...

— Już nie pierdol — wtrąciła się Yoko — widziałam cię w klubie w ten piątek i słyszałam, o czym rozmawiałeś z tą dziewczyną.

— Ale... — odparł zmieszany — ale to nic nie... Kurwa, ja się z nią tylko umówiłem!

Pattie wybuchnęła płaczem tak mocno, że aż zaczęła się trząść. Słowa jej chłopaka tylko potwierdziły niepewną informację, jaką otrzymała.

— Czyli to prawda — wyjąkała.

— Nie! — bronił się George.

— Spotykasz się z inną laską. To chyba jednoznaczne, prawda?

Harrison natychmiast zamilkł. Nie wiedział co powiedzieć. Wiedział, że zrobił to, czego nie powinien. Jednak z jakiegoś powodu ani trochę nie żałował swojej decyzji. Mimo tego było mu najzwyczajniej w świecie głupio. Z wielką chęcią schowałby się gdzieś, gdzie nikt nie mógłby go znaleźć, gdzieś, gdzie mógłby uciec przed niezręczną rozmową. Jednak najwięszego wstydu nie sprawiał fakt, że umówił się z inną dziewczyną. Tego za nic by nie cofnął. Najbardziej było mu wstyd dlatego, że nie odczuwał ani krztyny empatii dla Pattie. Mimo że bardzo chciał, nie mógł zapalić w sobie tego uczucia. W tym momencie w głowie miał tylko Claudię — dziewczynę, która z niewiadomych przyczyn tak bardzo zawróciła mu w głowie.

***

______________________________
Napisałam kolejny rozdział, możecie być ze mnie dumni. Dla ciekawych: pierwszy komentarz pod tym rozdziałem będzie już tysięcznym w tej książce. Dziękuję za tak dużą aktywność 💛 Goo goo g'joob!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro